Skocz do zawartości

13 lipca 1929 r. Lot mocarstwowy- Idzikowski i Kubala


Rekomendowane odpowiedzi

O 3 nad ranem polscy piloci, majorowie Ludwik Idzikowski i Kazimierz Kubala wyjeżdżają samochodem z gmachu polskiej ambasady w Paryżu. Towarzyszy im attaché wojskowy płk Jerzy Błeszyński. W drugim samochodzie jedzie kilku urzędników ambasady. Oba auta kierują się na paryskie lotnisko Le Bourget. Obaj piloci zdecydowali, że na podbój Atlantyku ruszą właśnie dziś

Choć termin wylotu trzymany był w tajemnicy, a polska ambasada wczoraj oficjalnie zdementowała pogłoski o rychłym starcie Polaków, na lotnisku stoi tłum gapiów. Jest też wielu pilotów francuskich, w tym bezpośredni konkurenci Idzikowskiego i Kubali lotnicy Costes i Bellonte. Polacy podejmują dziś próbę przelotu przez Atlantyk z Europy do Ameryki. Nikt jeszcze tego nie dokonał. Zdobywca Atlantyku Charles Lindbergh leciał ze Stanów Zjednoczonych do Francji. Dotychczasowe próby pokonania oceanu lotem z Europy do Ameryki zakończyły się katastrofami.

Przed dwoma laty wybitny francuski as myśliwski z I wojny światowej kpt. Charles Nungesser wraz z nawigatorem kpt. Coli wystartował z Le Bourget. Dla zmniejszenia wagi samolotu ich rozpoznawczy levasseur, zwany L'Oiseau Blanc", Biały Ptak", zaraz po starcie odrzucił podwozie. Nie zdało się to na nic - po obu francuskich pilotach zaginął słuch.

Przed paru dniami w ślady Nungessera i Coli polecieli kolejni francuscy śmiałkowie, kapitanowie Coudouret i Mailoux. Dla zaoszczędzenia paliwa zamierzali wystartować z Hiszpanii. W ostatniej chwili startu zakazało im francuskie ministerstwo lotnictwa. Obaj piloci zawrócili do Paryża. W okolicach miejscowości Saint-Angeau silnik ich samolotu, który nazwali France", odmówił posłuszeństwa. Obaj zginęli na miejscu.

Niepowodzeniem zakończył się też pierwszy lot Idzikowskiego i Kubali. W sierpniu zeszłego roku wystartowali z Paryża. Niestety, w ich amiocie 123 pękł zbiornik oleju. W 31. godzinie lotu, po przeleceniu 3300 km nad Atlantykiem, Idzikowski wodował przy burcie niemieckiego frachtowca Samos", który podjął z oceanu obu lotników i uszkodzony samolot. Pechowy samolot nazywał się Marszałek Piłsudski".

Na Le Bourget Polacy nie tracą czasu. Polecają francuskim mechanikom zatankowanie samolotu. Zawartość kolejnych beczek przetaczana jest do zbiorników amiota 123, któremu czynniki wojskowe II RP znów nadały nazwę Marszałek Piłsudski". Tylko samolot nazwany imieniem Marszałka godzien jest pokonać Atlantyk.

Dwóch mechaników dokładnie smaruje skrzydła dwupłatowca parafiną. Ma to zapobiec ich oblodzeniu nad oceanem.

Mjr Idzikowski wkłada do kabiny list prezydenta RP prof. Ignacego Mościckiego do prezydenta Stanów Zjednoczonych oraz grudkę ziemi z Wawelu w ozdobnej urnie. Po przylocie do Ameryki piloci mają osobiście przekazać list adresatowi, zaś urnę z wawelską ziemią złożą pod pomnikiem Kazimierza Pułaskiego.

Płk Błeszyński przekazuje mjr. Idzikowskiemu najnowsze prognozy pogody. Są obiecujące: strefa burz u zachodniego wybrzeża Europy nie wydaje się zbyt rozległa, a za nią, nad oceanem, otwiera się rozległa przestrzeń wolna od niepokojących zjawisk atmosferycznych.

Obsługa lotniska wyciąga biały dwupłatowiec z hangaru. O 4.47 Marszałek Piłsudski" startuje do pionierskiego lotu przez Atlantyk.

Przed Polakami 6800 km nad oceanem. Ponieważ ekonomiczna prędkość Marszałka Piłsudskiego" wynosi ok. 170 km/godz., lot powinien trwać mniej więcej 40 godzin.

Płk Błeszyński czym prędzej wraca samochodem do ambasady i niezwłocznie wysyła depeszę do marszałka Józefa Piłsudskiego:

„Marszałek Piłsudski, Warszawa, Belweder. Melduję odlot samolotu »Marszałek Piłsudski « dziś 13-tego 13 minut przed 5-tą z załogą majorowie Idzikowski i Kubala w kierunku Nowy Jork. Podpisany: Błeszyński”.

Trzy kwadranse po starcie Polaków z lotniska Le Bourget podrywa się do lotu do Ameryki samolot Costes'a i Bellonte'a. Francuzi zamierzają lecieć praktycznie identyczną trasą jak Polacy.

O 6.34 nad ranem Costes telegrafuje, że francuska załoga przelatuje właśnie nad Tours. Od Polaków brak wiadomości.

O 8.35 rybacy w pobliżu portu Arcachon dostrzegają samolot lecący nisko, ok. 200-300 metrów nad wodą. To Francuzi. O Polakach nadal nie ma wieści.

Oba samoloty dostrzeżono jednak, jak przelatywały, w niewielkich odstępach czasu, nad hiszpańskim portem Santander i skierowały się w stronę Wysp Azorskich.

O 9.30 załoga greckiego frachtowca Ith Akos" widzi białego dwupłatowca lecącego na wysokości 250 m. Co najważniejsze, pogoda nad Atlantykiem, na zachód od Hiszpanii, jest dobra.

Na wieść o rozpoczęciu lotu Idzikowskiego i Kubali na lotnisku Mitchell Field pod Nowym Jorkiem na 20 godzin przed planowanym lądowaniem zbiera się kilka tysięcy entuzjastów z amerykańskiej Polonii. Zamierzają twardo czekać na murawie do wylądowania Marszałka Piłsudskiego".

Niespełna 400 km od brzegu Hiszpanii francuscy piloci wpadają w burzę. Prognozy francuskiego biura meteorologicznego okazały się niewiele warte. Przeciwny wiatr jest tak silny, że prędkość ich samolotu spada z 200 km/godz. do niespełna 80. Costes szybko oblicza, że w tych warunkach zabraknie im paliwa. Francuzi rozsądnie zawracają w stronę Europy.

Po 12 godzinach lotu Marszałek Pilsudski" wlatuje w rozległy atlantycki niż. Przeciwny wiatr wzmaga się, samolot leci coraz wolniej, zużywając przy tym coraz więcej paliwa. Polacy przelecieli już niemal 2100 km.

O 18.45 mjr Idzikowski łączy się z radiostacją w mieście Horta na Azorach. Prosi o wskazanie mu miejsca do awaryjnego lądowania. Choć paliwa nie brakuje, uszkodzony silnik traci obroty. Miotany huraganem samolot z coraz większym trudem utrzymuje się w powietrzu. Na dotarcie do lądowiska na wyspie Faial nie ma szans.

Portugalczycy natychmiast odpowiadają: najbliższe miejsce nadające się do awaryjnego lądowania to boisko piłkarskie na niewielkiej skalistej wyspie Graciosa. Oświetlone jest sześcioma reflektorami wojskowymi, które natychmiast zostaną włączone, by z dala wskazać Polakom drogę.

Marszałek Piłsudski" nadlatuje nad boisko. Nagły podmuch wiatru obniża pułap samolotu, który zawadza o wał usypany z kamieni. Maszyna kapotuje, eksploduje zbiornik paliwa, którego piloci nie zdążyli opróżnić. Mjr Idzikowski ginie na miejscu. Wyrzucony z kabiny mjr Kubala, ranny i oszołomiony, czołga się, byle dalej od płonącego wraka.


http://wyborcza.pl/1,76842,8129977,13_lipca_1929_r__Lot_mocarstwowy.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...
Wiem, że kwestia już stara ale nie mogę się powstrzymać od komentarza. Zwłaszcza, że jestem świeżo po lekturze ksiązki gen. Rayskiego (cyfrowe archiwum Muzeum Lotnictwa Polskiego).
Idzikowski wielkim lotnikiem był. To jest bezdyskusyjne.
Natomiast postać Kubali jest mocno kontrowersyjna, zwłaszcza w świetle mitu jaki stworzył o katastrofie ich samolotu. Polecam publikację Rayskiego by spojrzeć na pana majora" z innej strony niż GW.Zwłaszcza jego działania po katastrofie są bardzo dwuznaczne. Wiem, że Rayski był przeciwny temu przedsięwzięciu i trudno doszukiwać się obiektywizmu w jego wywodach. Ale Kubala każdym swoim słowem potwierdzał niepokój o prawdziwość relacji z katastrofy na Graciosie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie