Skocz do zawartości

Bomba w centrum Berlina


sonicsquad

Rekomendowane odpowiedzi

Dwa zapalniki, ćwierćtonowy niewybuch, ewakuacja dziecięciu bloków, dwie godziny rozbrajania i... wspólne zdjęcia.
Została odkryta w minioną sobotę na jednej z budów w centrum Berlina. Jak się później okazało, była amerykańska i ważyła ćwierć tony. Jeden ze specjalistów od materiałów wybuchowych relacjonując w niemieckich mediach całą akcję, tłumaczył że 250-kilogramowa bomba posiadała dwa zapalniki, które trzeba było wyciąć. W tym czasie ewakuowano mieszkańców dziesięciu bloków z okolicznych dzielnic Mitte i Kreuzberg. Rozbrajanie trwało dwie godziny, ale co ciekawe, wszystko można obejrzeć na filmie. W odróżnieniu od podobnych akcji w Polsce, gdzie teren jest pilnie strzeżony, a niewybuchy są od razu wywożone na poligon i rzadko fotografowane, tutaj mamy nawet (na końcu filmu) wspólne zdjęcie z bombą.

http://www.niemcy-online.pl/inne/audio-video/bomba-w-centrum-berlina-1023

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

omba posiadała dwa zapalniki, które trzeba było wyciąć"
To tak można?

Ba, nawet trzeba. W Niemczech (zresztą nie tylko tam, w większości cywilizowanych krajów również) procedury zabraniają transportowania niewybuchu bomby lotniczej o wagomiarze powyżej 50kg. Zapalniki muszą być wykręcone, lub gdy nie jest to możliwe (np. w przypadku zapalników chemicznych-czasowych) wycinane wraz z obsadą (ciecie wodą).
Wszystko ze względów bezpieczeństwa, aby np. podczas wypadku podczas transportu nie doszło do eksplozji na wskutek której mogły by ucierpieć osoby postronne. W polsce nie ma problemu, transport uzbrojonych 600mm niewybuchów z Warszawy na Toruński poligon drogą krajową nie stanowi problemu.

Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś widziałem filmik jak Anglicy tonową bombę wyciągali pod Londynem.Wodą wycięli otwory w poszyciu niewybuchu(przy pomocy zdalnego robota).Przez te otwory robot wypłukał wodą materiał wybuchowy i unieszkodliwił pirotechnicznie detonatory,a pustą skorupę przy pomocy dźwigu załadowano na samochód i pojechała do muzeum.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Loslau
apalniki muszą być wykręcone, lub gdy nie jest to możliwe (np. w przypadku zapalników chemicznych-czasowych) wycinane wraz z obsadą (ciecie wodą)."

Doświadczenia ostatnich lat wskazują jednak raczej, że te chemiczne w rodzaju amerykańskich M123/124/125 to raczej są już w takim stanie, że wybuchają z byle powodu i pewnie przy tym cięciu też by walnęły (oczywiście przy próbie załadowania na ciężarówkę i przewiezienia walnęłoby tym bardziej).

...transport uzbrojonych 600mm niewybuchów z Warszawy na Toruński poligon drogą krajową nie stanowi problemu. "

Sam wiesz lepiej ode mnie, że to jest dość istotna różnica.

Pociski artyleryjskie mają z reguły prosty mechaniczny zapalnik, co najwyżej ze zwłoką. Mają po prostu walnąć przy uderzeniu w cel lub w ziemię i tyle. W dodatku pociski wielkiego kalibru były szczególnie skłonne do niewybuchów. Więc jak pocisk artyleryjski nie wybuchł 70 lat temu od uderzenia z wielką prędkością w ziemię, to jest bardzo prawdopodobne, że nie wybuchnie też przy wyciąganiu pocisku z ziemi i jego transporcie.

Bomby lotnicze przeciwnie, bardzo często nie miały wybuchnąć przy upadku. Uzbrajane były w skomplikowane zapalniki mechaniczne, elektryczne, chemiczne, czasowe z długą zwłoką, nierzadko wyposażone w wymyślne pułapki mające zdetonować bombę przy próbie rozbrojenia czy jakiejkolwiek manipulacji. Więc wyciągania i transportowania bomby raczej nie należy podejmować (a już zwłaszcza amerykańskie czy brytyjskiej w niemieckim mieście). Lepiej tak jak tam napisałeś, spróbować zdalnie wyciąć zapalnik, a jak przy tym walnie, no to trudno, trzeba się wcześniej zabezpieczyć, obwałowaniem, workami z piaskiem, ewakuować okolicznych mieszkańców itp. itd.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@predi888 - z tego co wiem, to po rozbrojeniu jednak wywieziono na poligon i wysadzono (ale może się mylę). Być może wysadzono bez wywożenia; Niemcy są w tym dosyć dobrzy, już w czasie II wojny tę metodę stosowali. Za pomocą różnych technik (np. małych ładunków kumulacyjnych lub termitowych) można doprowadzić do deflagracji - gwałtownego wypalenia się materiału wybuchowego. Proces ten jest znacznie wolniejszy i o niebo mniej niszczycielski od detonacji.

@Kwiczoł: nie wiem tak na 100%, ale to się w licznych relacjach powtarza (np. z bitew morskich między rozmaitymi pancernikami), co i raz są niewybuchy. Być może z uwagi na bardzo długą drogę pocisku w lufie przy wystrzale konstruktorzy obawiają się przedwczesnego wybuchu i przedłużają czas odbezpieczenia zapalnika i w efekcie często nie odbezpiecza się on wcale?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Speedy;
...Sam wiesz lepiej ode mnie, że to jest dość istotna różnica."

Masz oczywiście rację. Niemniej jednak miałem tutaj na myśli bardziej porównywalny gabaryt znaleziska. Wieźć coś co zawiera 220kg materiału wybuchowego 250km po drodze publicznej... z samej przyzwoitości" wypadało by chociaż usunąć detonator, zwłaszcza iż jest to o wiele mniej skomplikowane od rozbrajania bomby lotniczej.
Poza tym pomimo iż niewybuch bomby lotniczej jest o wiele bardziej niebezpieczny przy obchodzeniu się" od niewybuchu pocisku artyleryjskiego - zauważ iż Niemieckie procedury w większości przypadków zakazują jednak transportu również niewybuchów pocisków artyleryjskich. Wg. regulaminu takowe winno się bezdyskusyjnie niszczyć w miejscu znalezienia (oczywiście po przeprowadzonej ewakuacji, oraz pod specjalnym przykryciem absorbującym energię wybuchu). Dopuszcza się jedynie transport amunicji porzuconej" (nie niewybuchów) i to tylko wtedy, gdy zniszczenie na miejscu było by z jakiś względów niemożliwe bądź zbyt niebezpieczne.

@Speedy;
Doświadczenia ostatnich lat wskazują jednak raczej, że te chemiczne w rodzaju amerykańskich M123/124/125 to raczej są już w takim stanie, że wybuchają z byle powodu i pewnie przy tym cięciu też by walnęły (oczywiście przy próbie załadowania na ciężarówkę i przewiezienia walnęłoby tym bardziej)."

W przypadku Amerykańskich bądź Brytyjskich bomb z jak to Niemieccy saperzy zwą; Chemische Langzeitzünder" (czyli zapalnikami czasowymi-chemicznymi) najbardziej krytycznym momentem decydującym o dalszym postępowaniu jest moment znalezienia. Gdy bomba nie została naruszona poprzez np. sprzęt budowlany i nie zmieniła swojego położenia to jeszcze pół biedy". Bomby tego typu czasami rykoszetowały,
efektem czego często wbijały się w grunt yłkiem" do dołu uniemożliwiając rozpuszczalnikowi w korpusie zapalnika trawienia celofanowego bezpiecznika. Gdy z jakiś względów taka odnaleziona po 70 latach bomba zmienia nagle swoje pierwotne" położenie (np. w skutek pracy koparki) może to spowodować odliczanie"... które nigdy nie wiadomo kiedy się skończy.
W takich przypadkach są zawsze dwie opcje;
1. Próba usunięcia zapalnika.
W przypadku zapalników amerykańskich które posiadają dodatkowo zabezpieczenie przed usunięciem (wykręceniem) pozostaje jedynie cięcie wodą lub kontrolowana detonacja bomby. W przypadku zapalników Brytyjskich (takich jak No.37) stosowało się czasami tzw. Raketenklemme" - specjalne klucze rakietowe" odpalane zdalnie które dosłownie odstrzeliwały taki zapalnik z korpusu.
2. Kontrolowana detonacja (deflagracja)- Ostatnio chyba nawet częściej stosowana od prób mechanicznego usuwania zapalników. Obok obwałowywania oraz worków z piaskiem, na taka bombę nakłada się ogromny alon" wypełniony wodą który znakomicie absorbuje energię.

Natomiast klasyczne zapalniki uderzeniowe (takie jak np. AN - M 100 A1, AN - M 103 A1) po dziś dzień usuwa się tak samo jak 60 tak temu - ręcznie, narzędziem którym dysponuje każdy hydraulik :)

@ predi888
 ciekawości, co zrobiono z blockbuster rem z Dortmundu?"

Nie wiem co dokładnie stało się z tym konkretnym egzemplarzem - aczkolwiek najprawdopodobniej została ona wysadzona bądź poddana ecyklingowi" :)
W DE pozbawione już zapalników bomby lotnicze czy też wszelakie pociski artyleryjskie przewozi się do specjalnych amunicyjnych bunkrów-magazynw. Następnie kolejno tnie się je (oczywiście również zdalnie w specjalnym bunkrze) na plastry". Takie gotowe plastry wędrują następnie do specjalnego pieca gdzie WM zostaje zwyczajnie spalony bez detonacji, a uzyskana stal wędruje do huty.

Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Speedy,a czy przypadkiem te niewybuchy nie są spowodowane właśnie masą tych pocisków,które przez swoją dużą bezwładność wolno wyhamowują w celu? W przypadku niezbyt czułych zapalników dennych to miało by chyba sens.Co do odbezpieczania w lufie,to przy stosowaniu bezpieczników odśrodkowych długość lufy nie ma znaczenia?

Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mały EDIT do tego co napisałem wcześniej. Właśnie rozmawiałem z jednym KMRD w DE i powiedział iż obecnie jednak w większości przypadków pociski artyleryjskie zabiera się do utylizacji. Na miejscu niszczy się tylko około 10% z nich, tylko te szczególnie niebezpieczne.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Kwiczoł: pewnie tak, jedno i drugie ma zapewne swoje znaczenie. Z tym, że jeśli idzie o bezwładność, to przecież ludzie projektujący pociski i zapalniki wiedzą, jaka ta bezwładność jest i powinni to sobie uwzględnić. Co do rotacji, hmm może i tak, musiałbym się nad tym zastanowić. Ta długość lufy to pierwsza rzecz, jaka przychodzi na myśl, prędkość początkowa pocisków z dużych armat i z małych karabinów jest powiedzmy tego samego rzędu, tylko długość lufy armat jest powiedzmy kilkadziesiąt czy ze sto razy większa.

@Loslau: sorry, ale myślę, że to co napisałeś o tych rozważaniach, czy bomba zalegała w takiej czy innej pozycji, czy została przemieszczona itd. to miało duże znaczenie, gdy te bomby wykopywano zaraz po wojnie. Albo powiedzmy po 10 czy 20 latach. Ale teraz minęło ponad 60 lat i moim zdaniem sytuacja zmieniła się na gorsze.

Może ja króciutko napiszę o tych chemicznych zapalnikach czasowych, żeby nas też inni zrozumieli. Ogólnie rzecz biorąc miały one w środku klasyczny mechanizm uderzeniowy - iglicę podpartą napiętą sprężyną i spłonkę, w którą owa iglica miała uderzyć pod działaniem sprężyny, inicjując wybuch. Iglica zablokowana była przez jakiś element wykonany z celuloidu (nie celofanu :) to całkiem inne tworzywo). W jednym z rozwiązań np. iglica umieszczona była w tulei roboczej i zaopatrzona w stożkowaty łeb, podobny do łba śruby czy wkrętu; łeb ten osadzony był w celuloidowym krążku o średnicy większej niż średnica tulei, więc iglica nie mogła się poruszyć. W innym, stożkowy łeb iglicy podparty był i zablokowany przez stalowe kulki, które pod działaniem sprężyny rozpychał na boki; kulki nie mogły się jednak rozsunąć, bo otaczał je element w postaci pierścienia lub kubeczka" z celuloidu. W zapalniku znajdował się również zbiorniczek z rozpuszczalnikiem (roztworem acetonu), zwykle w postaci szklanej ampułki. Po zrzuceniu bomby odpowiedni mechanizm poruszany zwykle wiatraczkiem wirującym w strumieniu powietrza podczas spadania powodował otwarcie zbiorniczka (zgniecenie ampułki), rozpuszczalnik zalewał celuloidowy element i zaczynał go trawić. Gdy element ten był już odpowiednio rozpuszczony, rozmiękczony i osłabiony, sprężyna uderzeniowa pokonywała jego opór i iglica uwalniała się i zbijała spłonkę.

Rzecz w tym, że celuloid nie jest bardzo trwałym tworzywem. Z czasem ulega degradacji, staje się kruchy i łamliwy. Obawiam się, że teraz, po tylu latach, element zabezpieczający w takim zapalniku nawet bez udziału rozpuszczalnika jest już tak osłabiony, że rozpadnie się przy każdym większym wstrząsie albo i bez. Nawet jeśli napięta przez dziesięciolecia sprężyna utraciła część swej siły to niestety do zbicia spłonki może to wystarczyć. Na korozję która mogłaby spowodować zablokowanie (zapieczenie) ruchomych elementów też niestety nie bardzo można liczyć, bo te zapalniki często wykonane były z mosiądzu. Więc niestety przy tego rodzaju zapalniku jest ryzyko nawet z poruszeniem takiej bomby, niezależnie od pozycji w jakiej się znajduje.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Speedy zgadza się,ale tak pomyślałem że raczej ciężko uwzględnić w co uderzy pocisk,a przy takiej masie te uwzględnianie jest jeszcze mniej precyzyjne.Z tymi bezpiecznikami to czytałem,że odpowiednia ilość obrotów do odbezpieczenia jest możliwa tylko po opuszczeniu lufy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie