Skocz do zawartości

Kłopotliwi bohaterowie


Rekomendowane odpowiedzi

Kłopotliwi bohaterowie

2 lip, 08:50 The Sun

John Nichol The Sun

Trwało to prawie 70 lat, ale w końcu 55 573 dzielnych lotników, którzy podczas drugiej wojny światowej oddali życie w walce z nazistowskimi Niemcami, zostanie odpowiednio uhonorowanych: w londyńskim Greek Park stanął pomnik mający oddać hołd bohaterom dywizjonów bombowych RAF.


Prawie połowa z 125 tysięcy służących w RAF Bomber Command straciło życie, ale ich odwaga aż do dziś nie była upamiętniona. Pomimo ich poświęcenia po wojnie często byli krytykowani za bombardowanie niemieckich miast i celów cywilnych, co wielu z weteranów przepełniało goryczą. Kilku z żyjących, przygotowując się do oddania hołdu poległym kolegom, podzieliło się z nami swoimi wspomnieniami. Oto ich historie.

Reg Davey (lat 89)

Reg z Totteridge w północnym Londynie był nawigatorem na bombowcach mosquito, stirling i lancaster. – Moja rodzina ucierpiała w niemieckich bombardowaniach, więc wstąpiłem do jednostki, żeby im się zrewanżować – mówi. – Jednej nocy zrzucaliśmy bomby na Dusseldorf, kiedy zaczęła do nas strzelać artyleria przeciwlotnicza. Rozwaliło część przedniej szyby, zepsuł się interkom, odstrzelili nam część steru. Modliłem się, że jeśli mam umrzeć, to żeby to była szybka śmierć. Ale doczłapaliśmy do domu i lądując awaryjnie na pasie rozwaliliśmy maszynę.

Lęki zatrzymywaliśmy dla siebie. Byliśmy przerażeni, ale nikt o tym nie mówił. Dziś pewnie mielibyśmy psychologów, ale w 1944 roku nikt o czymś takim nie słyszał. Uważam za okropną niesprawiedliwość, że niektórzy ludzie krytykują nas za to, co zrobiliśmy – nie sądzę, żeby doceniano nasze wysiłki i poświęcenie. Ale jestem dumny z tego, czego dokonaliśmy i trzymam głowę wysoko. Jestem też dumny, że mamy pomnik – mam nadzieję, że będzie przypominał o naszym poświęceniu. Straciliśmy w walce o wolność kwiat młodzieży.

Andy Wiseman (lat 89)

Andy, z Maidenhead w Berkshire był celowniczym na bombowcu halifax. – Zbombardowaliśmy węzeł kolejowy we Francji i wracaliśmy do domu, kiedy nagle maszyna eksplodowała, rozwalona serią z niemieckiego myśliwca. Pilot obok mnie był martwy, osunął się na tablicę rozdzielczą, a my paliliśmy się i spadaliśmy na ziemię. Byłem przerażony, ale mogłem zrobić tylko jedno – ratować się skokiem.

Spadochron się otworzył i spadając ku ziemi widziałem jak nasz bombowiec rozbija się w płomieniach. Trzech z nas się uratowało, reszta zginęła w maszynie – to był przerażający widok. Schwytano mnie i resztę wojny spędziłem w obozie jenieckim. Wciąż myślę o reszcie załogi, chłopakach, którym się nie udało. Są pochowani we Francji. Co parę lat jeżdżę tam, by uronić łzę i oddać im hołd.

Brzydzi mnie krytyka Bomber Command uprawiana przed rewizjonistycznych historyków – tych, którzy tego nie przeżyli, nie było ich przy tym i nie mają pojęcia, jak to jest. Odczuwam też smutek, że tyle trwało zbudowanie pomnika dla 55 573 poległych, ale jestem też zadowolony, że w końcu mają pomnik, na jaki zasłużyli.

Harry Evans (lat 89)

Harry z Chislehurst w Londynie był nawigatorem lancastera. – Moją pierwszą misją był Berlin – najniebezpieczniejszy cel w Niemczech – mówi. – Pamiętam taką noc, kiedy myślałem o śmierci. Miasto się paliło, a w nas grzała artyleria przeciwlotnicza. To było jak prowadzenie samochodu z prędkością 100 km/h po kocich łbach – trzęsło i rzucało nami jak na karuzeli. Z przerażenia ociekaliśmy potem. Poczułem przeciąg i pomyślałem: Cholera, w samolocie jest dziura!".

Wdzieliśmy jak kilka maszyn spada w płomieniach i wybucha. Wiesz, że to koledzy walczą o życie, ale musisz lecieć dalej. Brzmi to chłodno, ale taka była rzeczywistość: Lepiej, że dostał on niż ja", myślisz.

Cieszyłem się, że wykonuję mój obowiązek, że jestem częścią tego i do dziś czuję dumę z odegranej roli. Krytyka dywizjonów bombowych mnie irytuje. Robiliśmy, o co prosił nas nasz kraj i jestem dumny, że w końcu nasze poświęcenie zostanie uhonorowane pomnikiem. Moment odsłonięcia będzie bardzo wzruszający, ponieważ myślami będę przy tych, którzy nie wrócili do domu. Ja miałem szczęście – przeżyłem.

Jack Watson (lat 88)

Jak z Eastbourne w Sussex był inżynierem pokładowym. – Kiedy nasza załoga przyjechała do eskadry, zabrano nas do chaty z siedmioma nie pościelonymi łóżkami – opowiada. – Należały do załogi zabitej zeszłej nocy. Takie było moje przywitanie z Bomber Command.

Czy ktoś przeżył, czy nie, zależało w wielkim stopniu od szczęścia. Podczas jednego nalotu niemieckie myśliwce zaczęły zestrzeliwać nasze maszyny na potęgę. Desperacko wypatrywaliśmy myśliwca pod nami, kiedy wleciał pod nas inny lancaster i po prostu eksplodował – znalazł się pod spodem dokładnie z momencie, kiedy Niemiec otworzył ogień.

Zginęła cała załoga – gdyby nie oni, bylibyśmy to my. Jednej nocy powracający bombowiec rozbił się o dom, w którym mieszkali lotnicy. Pobiegliśmy im pomóc, ale budynek stał w płomieniach i widzieliśmy tylko kolegów siedzących wewnątrz, w mundurach. Nie mogli się wydostać, a my nie mogliśmy im pomóc. Zniknęli w chmurze płomieni i dymu, aż budynek zawalił się na nich.

Czuję się dumny z osiągnięć Bomber Command. Toczyliśmy wojnę, kiedy nikt inny nie mógł, przenosząc walkę na terytorium Niemców. Pod pewnymi względami odczuwam gorycz – ci ludzie zginęli za wolność tego kraju, ale zawsze ich krytykowano. Ale jestem dumny, że doczekaliśmy się pomnika. Tragiczne jest tylko to, że trwało to tak długo.


http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/swiat/klopotliwi-bohaterowie,1,5175591,kiosk-wiadomosc.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co to takiego jest ścierzka"?

Zrzucanie bomb na miasta, na głowy cywilów jak popadnie, chluby nikomu nie przynosi. Ale to bardziej chodzi o dowódców w sztabie, a nie o chłopaków z bombowców, którzy po prostu musieli robić to, co im nakazano. Jak zresztą po każdej stronie frontu... Jedno jest pewne - jeśli Bomber Boys mają świadomość efektu swych działań, to spokojnego snu w życiu raczej nie zaznali. Ale to jest ich wielka tajemnica, którą zabierają ze sobą do grobu.

M.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To jednak Niemcy narzucili taka a nie inną konwencję prowadzenia wojny, bombardując najpierw polskie, a potem francuskie i brytyjskie miasta. Trudno, żeby Alianci powiedzieli: my jesteśmy gentelmenami, bombardowanie miast jest niedopuszczalne".
Nie bądźmy dziećmi. Kto sieje wiatr ten zbiera burzę. Niemcy mogli pomyśleć, że zaczynając kampanię nalotów dywanowych pewnego dnia spotka ich dokładnie to samo.

Dlatego nie żal mi żadnego z niemieckich miast. Żal natomiast tych wszystkich alianckich lotników, którzy musieli oddać swoje życie w wojnie wywołanej przez chory naród napędzany równie chorą ideologią i ambicjami.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie