Skocz do zawartości

Historie waszej rodziny


SeBi

Rekomendowane odpowiedzi

No więc pomyslalem ze warto by było poczytać sobie historie zwiazane z wasza rodzina, nie chce abyscie tu sie rozpisywali o tym co powiedział wam brudas spod sklepu.
zaczynamy:

1. Mój wujaszko jak był mały znalazł karabin , juz pordzewiały troche a że akurat pasł krówke postanowił sprawdzić jak to działa... Przywiazał karabin do drzewa wział linke i pociagnał. Podobno strasznie łupneło wujaszko szybko uciekł . Gdy z dołu biegło pieciu chłopa zobaczyc co sie dzieje i wtłuc temu co szaleje w górach wujaszko zbiegł nizej.
-Co to było?
-nie wiem gdzieś u góry łupneło
pobiegli. Uratował skóre;P
2. Ten sam wujek postanowił sprawdzic z czego składa sie pocisk - a ze byly czasy w których pocisku szukało sie bez wykrywki nie miał z tym wiekszego problemu. To na co trafił - prawdopodobnie p.lot.- szybko rozłozył wyjmujac czubek. Wywalił troche prochu i postanowił złozyc spowrotem. Wsadził pocisk miedzy nogi wział młotek i .... po wybuchu pobiegł szybko do potoku policzył palce , wrocił do domu gdzie dostał wpie*** za zgubienie młotka i za to ze bawi sie takimi rzeczami. Blizny ma do dziś.(młotka szukał ale nigdy nie znalazł)
3. I znowu ten sam wujko znalazł w moscie za deskami ppsh w stanie idealnym (pewnie ktos schował zeby potem spylić). Przeszedł dumny przez wies z ppshem na plecach pokazał ojcu dostał wpie*** a ppshy nigdy nie zobaczył.

Jak bede miał czas to wbije jeszcze cos
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój Dziadek opowiadał jak w czasie wojny Polskie wojsko uciekając przed szkopami porzucało broń do rowów.
On i jego sąsiad zebrali pare sztuk i konserwując zakopali pod wielkim kamieniem.
Pytanie teraz czy to prawda?
Stary Armand nic nie wykrył ale może Garrett?
Kto wie ale fajnie by było znaleść pare mauserków :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Druga historia to ziemianka rosyjskich żołnierzy.
Żołnierze zgineli w zasadzce w stodole co jeszcze dziesieć lat temu stała (byli podobno bez broni długiej),a ziemianka w lesie została. Orientacyjnie wiem gdzie. Trzeba sie tylko wybrać.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mój dziadek jak miał z 8 lat dorwal szabelke ludwikówke z pochwą ganiał z nią po wsi aż w końcu miliciant kazał mu oddać naszczeście dziadzio szybko biegał i na podwórku zakopał ją.Niestety do dzisiaj nie może sobie przypomnieć gdzie dokladnie ale na wakacjach wbijam tam z mojim smętkiem zeby ja odnaleść.

Inna historia to jak u mojego dziadka robili sadzawke wyciągneli jakis pocisk chyba p.lotniczy rozbrojic chcieli z jeszcze dwoma kolegami w koncu jak im łupnelo to jeden kolega poszedł do św.Piotra a drugi stracił noge ale naszczeście dziadzio był troche dalej i nic grożniejszego mu sie nie stało:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

SeBi niezły ten twó wujcio - wariatuńcio". Miał chyba więcej szczęścia jak...
Wracając do tematu to dziadek mój miał w szopie dwa pistolety, które dziś identyfikuje jako Walthety P-38, do nich również sporo amunicji. Niestety w niedzielę bez teleranka wrzucił wszystko do Wisły;)
Inna sprawa jak ojciec mój jako dziecko bawił sie w lasach (ok 1955 r. ), wtedy jeden z kolegów kopnął jakąś puszkę" i już go nie ma...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brat cioteczny na wsi bawił się w wojnę czymś co było podobne do MP-40,tak mi go póżniej opisywał.Wtedy miał góra 8-10 lat Magazynek był dorobiony z drewna.Po skończonej zabawie wieczorem położył go na ganku.Trochę sie rano zmartwił że go nie było.ale tata jego, a mój wujek zrobił mu na pocieszenie nowy tylko że drewniany.pozdro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1.Mój ojciec jako dziecko bawił się w wojnę biegając po podwórku z paradną szablą Wermachtu. Mam ją do dziś, ale przydałoby się jej profesjonalne prostowanie :).

2. Ojciec mając ok. 10 lat przyniósł do domu zapalnik (nie udało mi się ustalić od czego pochodził). Położył na kuchence , odkręcił gaz i podpalił. Efekt wiadomy. Na szczęście nic mu się nie stało. W przeciwnym razie pewnie nie pisałbym tego postu :). Oczywiście dostał wpier.... od mojego dziadka, a osmolonych płytek nad kuchenką nie udało się doczyścić przez następnych 40 lat :).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak mi się jeszcze przypomniało. Kiedyś, dostaliśmy z kumplami na komunie górale" i trzeba było je wypróbować w terenie. Z racji, że poligon toruński był zut berete" to cel przejażdżki był wiadomy. Mieliśmy już wracać kiedy jeden z kumpli zauważył leżący nieopodal metalowy przedmiot (łatwo domyśleć się, iż był to pocisk artyleryjski). Załadował go do koszyka na bagażniku i chcielał przewieźć do domu. Na dokładke, powiem, że jechaliśmy z 5 km drogą o nawierzchni z kocich łbów" i do dziś jak sobie przypomne jak ten pocisk podskawiwał w tym koszyku a nawet wypadł ze dwa razy, to aż ciarki przechodzą;) Co było w domu wiadomo, wpier... dla całej czwórki i interwecja Patrolu Saperskiego;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak sobie pomyślałem, że większość tych odzinnych" przypadków powinno być ku przestrodze młodych, którzy czytają to forum.
Jak to było w kilku amerykańskich kreskówkach: NIE PRÓBUJCIE TEGO W DOMU (i poza domem także) ! :).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam!!! Mój Tato miał wszelkiego adziewia" pod dostatkiem ( 1948 rocznik ) , a że mieszkał na dolnym śląsku, ammo walało się po krzakach więc groty do strzał z pocisków mauserowskich były na porządku dziennym, tak więc kiedy strzały się skończyły robiło się nowe i tak kiedyś natrafił na ammo z innym ładunkiem niż ołow:D pierdykneło tak że krążki z piecyka trzeba było kompletować z innej kuchenki, na szczęście że był w innym pomieszczeniu. Natomiast mój dziadzia trzymał swoją spluwę w piwnicy , aż go moja babcia nakryła ( lata 70te ) i walnęła gnata do Odry.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako prawie rdzenny mieszkaniec Zielonej Góry wiodłem spokojny żywot ucznia szkoły podstawowej a było to na początku lat 80-ych w czasach braku wszystkiego. Jak co roku nasza cała familia jechała na Mazury na wakacyjny odpoczynek do naszej babci w okolice Węgorzewa. Jednego roku zdarzyło się ze spotkaliśmy sie tam z naszymi 2 kuzynami i ich rodzicami z Warszawy. Mój brat jak że był starszy ode mnie podstepnie wyłuskał od naszego wujka informacje gdzie wujek w latach swojego dzieciństwa zakopał pełne wiadro pocisków do mausera.Postanowiliśmy się do nich dobrać. Żeby zlokalizować tajemnicze miejsce użyliśmy wymyślnych narzędzi: młota 5kg + szpikulca do przykuwania krów. W celu zachowania absolutnej ciszy (około 10m od domu )na szikulec nałożyliśmy nowa bluzę od dresu naszego kuzyna. Po kilkunastu ciosach młota zostalismy zdemaskowani, każdy wiał w inną strone tylko ja leciałem za kuzynem, który w biegu nakładał bluze od dresu. Jak zobaczyłem jego plecy całe w dziurach to ze śmiechu padłem na ziemie, później już mi nie było tak wesoło - wszyscy dostaliśmy niezły opr. A wiadro dalej czeka na swojego odkrywce.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój ojciec (rocznik 1932), pod koniec wojny, w okolicach Czortkowa (tam gdzie się urodził i mieszkał), zakopał z jakimś przyszywanym wujaszkiem kompletny, tylny most od Opla Blitza. Zawinęli to to w naoliwione szmaty i zakopali pod jakimś krzakiem. Pewnie spoczywa tam do dziś...

A teraz trzy historie, za które sam mam ochotę strzelić sobie w pysk:
- bedąc dziecięciem, znalazłem u ciotki na wsi kompletny hełm niemiecki (pamiętam że miał fasunek, jakieś 90% feldgrau i tarczki), który przywiązałem sznurkiem do rowerka i ciągałem po betonie (robił takie fajne lą, blą, blą")... gdzie się ten hełm w końcu podział - tego nie wiem,
- również będąc dziecięciem, bawiąc się łopatką w ogrodzie wykopałem srebrną odznakę NSDAP, ale bałem się ją trzymać w domu, bo nakręciłem sobie film, że jak przyjdzie milicja to mnie zabiorą do więzienia za posiadanie swastyki (!!!), i dałem tę odznakę kuzynowi,
- i teraz najgorsze - w latach 80-tych, łażąc z kumplami po okolicznych bunkrach, wytargałem z błota StG44 (oczywiście w dość podłym stanie, ale jednak), którego... oddałem koledze... Do dzisiaj nie wiem, czemu to zrobiłem.

A teraz możecie mnie zlinczować ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mój wujek z Wałbrzycha k Wrocławia jakieś 40 lat temu w latach młodości chodził po ruinach starej rzeźni, wybierał cegły, az znalazł zawiniętego w szmatke lugera.

1 . przez kilka dni chodził z lugerem za pasem do sklepu po cukierki, jak nietrudno sie domyslić mina sprzedawczyni była niepewna, jak wujek mówi, dała mu cukierki za darmo.
lugera oddał koledze, podobno, full oksyda, w smarze, sprawny, tylko bez naboi.

2. ten sam wujek w wieku ok 12 lat stakał z kolegami z piaszczystej skarpy, aż rozciął rekę bagnetem ( wg mnie mauser M34 )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. ojciec opowiadał, że na starym porosyjskim lotnistu w młodości chodził i wybierał z przeogromnego błotnistego leja po całym magazynie wszelkiej broni garście pocisków, z których robili groty strzał.

3 lata temu znalazłem to miejsce i do dzisiaj znajduje tam łuski, pociski itp. ( przyniosłem juz chyba z 20 plecaków tych rózności )

w młodosci ojciec dostał takim pociskiem zatknietym w strzałę w głowę ( żyję więc ojcu na głowie nie explodował ). okazało się, że były to pociski ppanc - smugowe od ruskiego samolotu,
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja może jedną z moich rodzinnych historii opowiem, wszyscy zza Buga, obszarnicy" więc wszyscy zwiedzali wschód Rosji )Stryj na Sachalinie, Ojciec w Ałtaju, reszta do tej pory się nie chce przyznać gdzie i trzyma geby na kłódkę... Ale przynajmniej wszyscy przeżyli.

Wujek (niedawno zmarł) zawsze był strasznie poraniony, no blizna na bliznie po prostu. Pamiętam - raziło to mnie jak za dzieciaka poszliśmy się kąpac nad rzeke.

No i wraca ojciec z jego pogrzebu i gadamy co i jak.
-A wiesz dlaczego On własciwie był taki poraniony?
-nie tato
-ano jak front przechodził (okolice Nowogródka) to kto co miał z bydła - pedził do lasu żeby mu jedna lub druga armia nie zeżarła. W nocy wracali do wsi, w dzien starali się pilnowac w lesie pozostawionych krów. A Niemcy wycofując się zaminowali drogi, równiez polne. No i wuj, jego siostra i jeszcze jakas młodzież szli do tego lasu. I wleźli na te miny. Siostra zgineła od razu -On ciężko poraniony. Jakoś go pozbierali z tej drogi, zanieśli do wsi, tam na podwodę i dalej szukac lekarza... a ci byli tylko przy armii. Trafili do rosyjskiego szpitala wojskowego, jakoś go tam zostawili ze niby żołnierz nieprzytomny (cywilów za bardzo nie przyjmowali). Nazwisko miał trochę rosyjskie (Bułaj) wpisali w kwitancju" i cześć. Jak się ocknął jakoś rodzice mu uświadomili że jest niby zołnież i zeby siedział cicho dopóki go nie wyleczą. No to siedział. Jak podleczyli to jakiś oficer zaczął sie wypytywac z jakiej jednostki a co a jak... powiedział ze z Polskiej Armii. No i już prawie wyzdrowial jak z tej Polskiej Armii przyszedł dokument że nigdy tam żadnego Bułaja nie było. Szpion znaczitsia"... i zajął się nim jakiś ruski kontrwywiad. Co tam z nim zrobili nie wiem, nigdy nic nie chciał mówić, ale najpierw dostał śmierć, potem go jakoś ułaskawili i zmienili na 25 lat łagru bodajże, nie wiem, nigdy nie mówił... Odsiedział tam ponad 10 lat, do Polski wrócił jakoś tak w '59.
Tyle opowieść Ojca.
Wiem że wuj do konca życia pracował w hucie szkła... i tak Go pamietam. Jako zwykłego hutnika z działką i domkiem wyłożonym kolorowymi szkiełkami w kiczowate wzory ... Miał czlowiek historię, nie zazdroszczę.

Panie i Panowie, może czasem warto zamiast kawałka szwabskiego złomu (nawet jesli to coś FJ :-/ spróbować znaleźć autentyczny kawałek polskiej historii wokół siebie? Jeszcze możecie ją zachować...

pozdrawiam serdecznie

Kuba
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Historia miała miejsce tuż po wojnie.
Brat mojej babci z dwoma kumplami pędził w stodole bimber. Pora była wieczorowa, od sprawdzania czy aby nie za mdłe trochę już szumiało im w głowach. Nagle usłyszeli łomot do drzwi.
- Kto tam?
- Milicja!
Że czasy były jeszcze niepewne panowie byli uzbrojeni, nie zastanawiając się długo zaczęli ładować do Milicji" za drzwiami. Po chwili gdy kanonada ucichła słyszą głos:
- Kostek, no co Ty? Nie wydurniaj się. To ja Władek!
Władek był miejscowym milicjantem i przyszedł do Kostka (brata babci) po bimber, bo wszyscy wiedzieli że u Kostka jest najlepszy :-)
Tym sposobem moja rodzina również walczyła z Władzą Ludową.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze przypomniała mi się jedna historia.
Zbliżało się wyzwolenie Warszawy. Ojciec mieszkał wtedy ze swoimi rodzicami na parterze bloku na warszawskim Grochowie. Nagle na podwórko spada katiusza (prawdopodobnie). Eksplozja i piękny wazon" wpada przez okno do mieszkania. Odbił się od szafy, którą trochę uszkodził i spadł na tapczan. Ten od razu stanął w płomieniach. Na szczęście mój ojciec z babką byli wtedy w piwnicy, więc nikomu nic się nie stało. Wazon" przez długie lata służył potem do obsadzania choinki :). Szafa z widocznymi śladami szpachli do dziś służy mi w domku na działce :).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam,
tym razem historia z Gocławka z moim udziałem - we wczesnych latach 70 sąsiadka wykopała na ogródku mały granat moździerzowy. Beztrosko wyrzuciła go na niezabudowany plac po drugiej stronie ulicy. Znalazłem go, przyniosłem do domu i ukryłem w szafie. Domyślacie się co było, jak odkryli go tam rodzice;)
Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie