Skocz do zawartości

U-boot dla Polski?


Rekomendowane odpowiedzi

W dzisiejszej Gazecie Wyborczej

U-boot dla Polski?

Okręt podwodny U214, którego nie chcą kupić Grecy, bo znaleźli w nim usterki, zaproponował Polsce niemiecki armator. MON nie mówi tak, nie mówi nie

Grecy zakontraktowali w niemieckim koncernie stoczniowym Howaldtswerke-Deutsche Werft (HDW) budowę czterech okrętów U214. Trzy zbudowano w należącej do tego niemieckiego koncernu stoczni w Grecji. I z nimi nie ma problemów.

Są z pierwszym zbudowanym U214, nazwanym "Papanikolis i zwodowanym w 2006 r. w Kilonii. Grecy oświadczyli, że go od Niemców kupić nie chcą. - Znaleźli usterki. Przecieki, usterki peryskopu, stwierdzili też, że okręt jest niestabilny podczas pływania na powierzchni. Do tego usterki instalacji elektrycznej i systemu dowodzenia - mówi nasz informator z Marynarki Wojennej.

U214 uważane są za najnowocześniejsze okręty podwodne na świecie. Eksperci twierdzą, że teoretycznie mogą schodzić pod wodę na głębokość aż 400 metrów. Te U214, które zamówili Grecy, uzbrojone są w osiem wyrzutni torpedowych, mogą poruszać się na powierzchni z prędkością 12 węzłów, a pod wodą z prędkością 20 węzłów. Napędzane są silnikami dieslowsko-elektrycznymi, ale zdolnymi do długotrwałego pływania pod wodą (podobno U214 jest w stanie pływać kilka tygodni bez wynurzenia). - W porównaniu z flotą podwodną, którą dysponuje polska Marynarka Wojenna, to jakbyśmy przesiedli się z przeciętnej klasy auta do nowego modelu mercedesa - mówi nam osoba z kręgów zbliżonych do dowództwa MW.

Siła podwodna polskiej floty to przede wszystkim cztery okręty typu Kobben, wyprodukowane jeszcze w latach 60. w Niemczech. Ich maksymalna głębokość zanurzenia to 200 metrów. Do tego jest ORP "Orzeł, radziecki okręt typu Kilo z lat 80. zdolny zanurzyć się na 300 metrów.

Jednak czas kobbenów się kończy. MON do 2018 roku zamierza wymienić je na nowoczesne jednostki. Okazuje się, że niemiecki koncern zaproponował Polsce... kupno "Papanikolisa. Pisał już o tym m.in. specjalistyczny serwis internetowy o technice wojskowej "Altair.

- Faktycznie, wpłynęła do MON oferta kupna tego okrętu - potwierdza rzecznik MON Robert Rochowicz. - Strona niemiecka twierdzi, że okręt jest całkowicie sprawny, a Grecy nie chcą go odebrać, gdyż nie mają pieniędzy.

Dowiedzieliśmy się, że już dwukrotnie polscy specjaliści z MW oglądali w Niemczech U214 i wypływali nim w morze. - Byli zadowoleni z testów - mówi nasz informator.

MON nie chce powiedzieć wprost, czy jest zainteresowany kupnem. - Nie mogę udzielić takiej odpowiedzi - mówi Rochowicz. Oficjalnie MON napisał nam: "Strona niemiecka miała prawo wysłać ofertę sprzedaży do MON, tak jak do jakiegokolwiek innego podmiotu. Sztab Generalny, Zarząd Planowania Rzeczowego P-8 nie określiły potrzeby kupna takiego okrętu i nie zostały stworzone WZTT [wstępne założenia taktyczno-techniczne] dotyczące tego typu okrętu.

Oględną odpowiedź resortu obrony nasz rozmówca z Marynarki Wojennej wyjaśnia tak: - Oferta dla Polski może być elementem gry niemieckiego nacisku na Grecję, żeby odebrała "Papanikolisa. I dodaje: - Zresztą nie mamy takich pieniędzy, za U214 trzeba by zapłacić ok. 600 mln euro, w naszym budżecie nie ma w tej chwili środków na taki zakup."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jednak nasi go nie kupią

Koniec polskiego rozdziału historii Papanikolisa

Definitywnie kończy się bardzo krótki polski epizod burzliwej historii najnowszego greckiego okrętu podwodnego S 120 Papanikolis. Według informacji z dobrze poinformowanych źródeł greckich, jednostka, którą latem 2008 niemiecki wykonawca oferował Marynarce Wojennej RP za 2 mld zł (lub 1,5 mld zł bez najważniejszych systemów walki), zostanie wreszcie w najbliższych tygodniach oficjalnie przyjęta w skład Polemiko Naftiko – floty Grecji.

W Kilonii, w siedzibie koncernu stoczniowego Howaldtswerke – Deutsche Werf (HDW) bawi wysokiej rangi grecka delegacja, którą tworzą oficerowie marynarki i urzędnicy ministerstwa obrony. Ma ona najbliższym okresie zakończyć dwuletni podwodny kryzys na linii Ateny – Berlin – Kilonia, i definitywnie ustalić warunki dalszej współpracy przy wprowadzaniu do służby zamówionych 8 lat temu nowoczesnych okrętów podwodnych typu U214. Wszystko sprowadzi się najprawdopodobniej do wzajemnych ustępstw finansowych i kompromisowego rozwiązania otwierającego drogę do sprowadzenia S 120 Papanikolis do Grecji.

Polemiko Naftiko złożyła 15 lutego 2000 zamówienie w HDW na 3 uważane wówczas na najnowocześniejsze na świecie okręty podwodne niemieckiego typu U214. Do zamówienia dodano czwarty – w czerwcu 2002. Pierwszy – S 120 Papanikolis zbudowali Niemcy w Kilonii. Następne – S 121 Pinos, S 122 Matrozos i S 123 Katsonis budować mieli już Grecy w Hellenic Shipyards Co. w Skaramanga.

Na początku XXI wieku na rynku okrętów podwodnych odnotowano rodzaj gorączki U214. Do zamówień greckich dołączyły oczywiście tureckie – 6 jednostek specjalnego wariantu TN, które buduje Goelcuek Naval Shipyard z 80-% wkładem lokalnej robocizny i technologii z Turcji. Do tego wszystkiego doszli Południowi Koreańczycy – 3 U214 w konfiguracji zbliżonej do greckiej, z najnowszymi masztami optoelektronicznymi i super cichym radarem SPHINX kilońskiego oddziału Thalesa Defence Deutschland. Radiolokator dysponuje funkcją elektronicznej syntezy obrazu, a na głębokości peryskopowej emituje mniej energii niż... telefon komórkowy. Koreańskie U214 znane są jako okręty typu Son Won-il, budowane przez koncern Hyundai Heavy Industries. W służbie znaleźć się mają w 2009.

Wszystkie eksportowe U214 wykonane są z konwencjonalnej stali o znacznie podwyższonej wytrzymałości, co pozwala teoretycznie schodzić na głębokość ponad 400 m (dokładna granica odporności na implozję jest utrzymywana w tajemnicy). Wyposażone są w klasyczną siłownię dieslowsko-elektryczną, ale także w układ ogniw wodorowo-tlenowych konstrukcji Siemensa, uniezależniających od dopływu powietrza atmosferycznego do ładowania akumulatorów i długotrwałego pływania podwodnego. Jedynym silnikiem U214 połączonym z wałem napędowym śruby jest bezstykowy elektryczny Permasyn Siemensa, taki sam, jak w niemiecko-włoskich okrętach podwodnych typu U212. Greckie okręty uzbrojone są w 8 wyrzutni torpedowych kal. 533 mm, z możliwością odpalania za ich pomocą kierowanych pocisków rakietowych spod wody. 65-metrowe U214 wypierają na powierzchni 1700 ton, pod wodą – 1980. Na powierzchni ich prędkość dochodzi do 12 węzłów, a pod wodą do 20. Za pomocą ogniw wodorowo-tlenowych pod wodą okręty te mogą się długotrwale poruszać z prędkością do 6 węzłów. Załoga, złożona z 5 oficerów i 22 marynarzy, może przebywać wiele tygodni w zanurzeniu (mówi się o patrolach nawet 12-tygodniowych), co U214 zbliża do możliwości bojowych okrętów atomowych.

Stępkę pod najnowszego Papanikolisa (tak nazywał się najskuteczniejszy grecki okręt podwodny II wojny światowej) położono w Kilonii 27 lutego 2001. Wodowano go w kwietniu 2004. We wrześniu 2006 okręt z załogą złożoną z marynarzy niemieckich, greckich i południowokoreańskich, pod flagą RFN i z robocza nazwą Kiel na kiosku zawinął do portu Bergen w Norwegii, gdzie rozpoczęły się tajne próby głębokich zanurzeń. Ale już w połowie listopada 2006 flota grecka ogłosiła całą listę zarzutów i usterek, które jej zdaniem całkowicie dyskwalifikowały jednostkę zbudowaną przez Niemców: słaba stabilność na powierzchni – na zburzonym morzu przechyły boczne dochodziły do 56o, spory hałas podczas pływania podwodnego, wibracje i przecieki pod wodą, ciągłe usterki pracy systemu zarządzania okrętem – ISUS i jego zawieszanie się w trybie operacji dowodzenia i zarządzania walką, usterki pracy systemu ogniw paliwowych, usterki i przecieki peryskopu...

Grecy odmówili odebrania okrętu i spłaty kolejnych rat należności dla HDW. Niemcy odpowiedzieli jeszcze w 2006 oświadczeniem, że wszelkie wskazane przez zamawiającego problemy zostały rozwiązane, a mnożenie zarzutów jest celowym zabiegiem, który obliczony jest na znaczne obniżenie całości kwoty kontraktowej. Ripostą Aten była jednak stanowcza odmowa przejęcia Papanikolisa, co zastopowało program budowy następnych U214 na miejscu.

Papanikolis od końca 2006 pod flagą RFN i z roboczym symbolem Kiel (Kilonia) na kiosku pozostawał przycumowany do nabrzeża korporacji HDW w Kilonii, raz w roku stając się fotograficzną atrakcją Kieler Woche – morskiego Tygodnia Kilońskiego – parady żaglowców. Za kulisami toczyła się jednak zacięta walka na linii Berlin-Ateny-Kilonia o pieniądze. Ponieważ nikt nie chciał zrobić pierwszego kroku, a latem 2008 stało się jasne, że Marynarka Wojenna RP w okolicach 2015 będzie się musiała zaopatrzyć w choć jeden nowy okręt podwodny – pragnąc zachować ciągłość szkolenia i służby naszych podwodniaków – Niemcy zwrócili się do polskiego MON.

Gotowy Papanikolis został zaoferowany w połowie 2008 polskiej flocie za kwotę 2 mld zł w całości, lub za 1,5 mld zł, jeśli Polska chciałaby jednostkę w postaci konstrukcji pozbawionej głównych systemów zarządzania i walki – skrojonych przecież na konkretne zamówienie greckie. Do tego doszła obietnicy dostaw jeszcze dwóch dalszych U214 dla MW RP na podobnych warunkach w następnych latach.

Z dzisiejszej perspektywy sprawę tę należy ocenić jako zabieg obliczony na wywarcie presji na Grekach. Jest faktem, że po polskim epizodzie w dotychczas trudnych rozmowach Niemców z Atenami nastąpił wyraźny przełom. Sygnalizuje to wyraźnie optymistyczna i bardzo dyplomatyczna wypowiedź dowódcy sił podwodnych Polemiko Naftiko – komandora Panagiotisa Davarisa z końca sierpnia 2008 dla specjalnego wydania Jane’s Navy International, sugerująca rychły koniec grecko-niemieckiej wojny o Papanikolisa.

Obecnie wiele wskazuje na to, że najnowszymi okrętami Marynarki Wojennej RP mogą być budowane w Polsce francuskie Scorpene, wyposażone w technologie napędu uniezależniające załogę pod powierzchnią od korzystania z powietrza atmosferycznego na głębokości peryskopowej – podczas ładowania akumulatorów, zbliżone do rozwiązań nuklearnych, jednak bez zastosowania siłowni jądrowej."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 years later...
jak sie czyta kreigsbuch z 1944 r z pomorza to nawet niezle im szlo , prawie codziennie jakies wodowanie , jak nie uboota to jakiegos statku , a samoloty lataly I rzucaly bomby i z Berlina przenoszono cale zaklady I jakos machina dzialala , teraz jest pokoj I nic nie dziala , samoloty nie rzucaja bomb
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to możemy spróbować samodzielnie zbudować okręt podwodny klasy Whiskey (projekt 613 z wczesnych lat '50), może się powieść po 10 latach. Damy radę!

Wiem, że mamy instytuty badawcze, jak np. CTM w Gdyni, gdzie powstają całkiem niezłe, niszowe projekty - ale elementów wyposażenia. A my mówimy o całym systemie i przeniesieniu go do produkcji. Jak to działa w przypadku nowoczesnej broni najlepiej widać na przykładzie USA - najbogatszego i najlepiej rozwiniętego przemysłowo kraju, jeśli chodzi o możliwości wytwarzania uzbrojenia. Projekty okrętu Zumwalt czy samolotu F-35 pokazują jak to wygląda. W Polsce nigdy nie wyprodukujemy zaawansowanych systemów broni. Tym bardziej nie w ilościach, które uzasadniałyby uruchamianie takiej produkcji.

P.S. ORP Gawron" vel Ślązak". To hasło wystarczy za kolejne milion słów. Mało? No to... I-22 Iryda!

M.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...
  • 3 months later...
  • 1 month later...
http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,22210386,miliony-zlotych-w-stare-okrety-podwodne-beda-w-sluzbie-a-mialy.html#BoxLokRadLink

MON zdecydował o remoncie 50-letnich okrętów podwodnych. Interesowały się nimi muzea, jednak dalej mają pływać

Z powodu opóźniających się zamówień na nowe okręty podwodne w programie "Orka, MON musi przeznaczać kolejne miliony na naprawę starych Kobbenów, które służą od lat 60. Właśnie podpisano umowy m.in. ze Stocznią Marynarki Wojennej.

Kobbeny we flocie Marynarki Wojennej to okręty podwodne zbudowane w Niemczech w latach 60. XX wieku. Pod polską banderą znalazły się w 2002 r., gdy zostały przekazane nam przez Norwegię. Tamtejszej marynarce przestały być potrzebne, bo dostała nowe jednostki. Na początku miesiąca Komenda Portu Wojennego Gdynia podpisała umowy ze Stocznią Marynarki Wojennej i spółką Net Marine Marine Power Service ze Szczecina na naprawę dwóch okrętów ORP „Sęp” i ORP „Sokół”. Jak czytamy w dokumentacji zamówienia, dotyczy ono „przygotowania do rewizji wewnętrznej oraz próby ciśnieniowej zbiorników sprężonego powietrza oraz tlenowych”. W sumie prace kosztować mają 2,4 mln zł.

Zamiast do muzeum, do stoczni
Kryterium przy wyborze najkorzystniejszej oferty zainteresowanych było jedno: najniższa cena. Kontrakt na konserwację ORP „Sęp” trafił do będącej w stanie upadłości likwidacyjnej Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni, która zaproponowała 1,5 mln zł. „Sokołem” zajmie się natomiast firma ze Szczecina, której cena wyniosła 0,9 mln zł.

W tym miesiącu informowaliśmy, że Kobbenami zainteresowanych jest kilka polskich muzeów, które wzorem innych państw nadbałtyckich, chcą uczynić z wycofanych ze służby okrętów atrakcje turystyczne. Dokładny termin, kiedy Kobbeny wyjdą ze służby, nie jest znany, ale konserwacje na pewno przysłużą się żywotności okrętów.

Kiedy kupimy nowe okręty?
Jak dowiedzieliśmy się w Ministerstwie Obrony Narodowej, wciąż nie wiadomo, kiedy dokładnie zostanie podpisana umowa na kupno trzech nowych okrętów podwodnych w ramach programu „Orka”, na który szacunkowo przeznaczono 10 mld zł.

– Faza analityczno-koncepcyjna dla zadania „Orka” jeszcze się nie zakończyła. Zakończenie fazy planowane jest w tym roku – poinformowało „Wyborczą Trójmiasto” centrum prasowe resortu.

Negocjacje odnośnie dostawy okrętów prowadzone są z trzema podmiotami. Pierwszy to francuska korporacja stoczniowa Naval Group (dawniej DCNS), producent okrętów Scorpene. Drugim dostawcą może być niemiecki holding stoczniowy TKMS z okrętami 212CD. Trzecim potencjalnym oferentem jest szwedzki SAAB, który sprzedaje okręty typu A26. Wiceminister obrony Bartosz Kownacki w ostatnich miesiącach odbył rozmowy z trzema oferentami, po których zapewniał, że decyzja zostanie podjęta w ciągu „kilku lub kilkunastu tygodni”.

– Trzeba też zaznaczyć, że rozmowy są bardzo trudne, gdyż zdolności polskiego przemysłu są ograniczone. Dążymy do uzyskania zwrotu dla polskich stoczni, realnego transferu technologii, co w znaczący sposób wydłuża prowadzone negocjacje. Gdybyśmy chcieli pozyskać gotowy okręt bez pakietu przemysłowego, kontrakt mógłby zostać podpisany już znacznie wcześniej. Pomimo tego oceniam, że przy jasnym i twardym stanowisku idziemy do przodu, widzimy wyraźny postęp w rozmowach – mówił wiceminister Kownacki w rozmowie z ekspertem portalu defence24.pl."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...
  • 1 month later...
  • 2 weeks later...
http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/mon-modernizacja-marynarki-okrety-podwodne,246,0,2397942.html

Nowy okręt miał przypłynąć w 2017 r. MON mówi już o 2026 r., a marynarze pływają na 50-letnich zabytkach

Resort obrony ws. zakupu okrętów podwodnych wraca na start. Prace nad przetargiem wartym 10 mld zł trwają już od 2013 r. W zeszłym roku mieliśmy nawet poznać dostawcę. Teraz MON cofa się do wyboru trybu zakupu, co proces wydłuży o kolejne lata.

To co dzieje się wokół zakupu okrętów dla naszych marynarzy, można by przyrównać do niesfinalizowanego zakupu mieszkania. Wyobraźmy sobie kupującego, który sprzed drzwi notariusza cofa się do mapy, by wybrać miasto, w którym chce zamieszkać.

Podobnie zachowuje się resort obrony. Jak pisaliśmy w money.pl, pod koniec 2017 r. ówczesna rzecznik resortu płk Anna Pezioł-Wójtowicz zapewniała, że w styczniu zostanie podjęta decyzja dotycząca wyboru partnera strategicznego dla realizacji programu Orka. W maju słyszeliśmy zapewnienia, że taka decyzja zapadnie w wakacje.

Ostatnia deklaracja nowego wiceministra w MON Wojciecha Skurkiewicza całkowicie przekreśla te wcześniejsze. Skurkiewicz cytowany przez Defense24.pl zapowiedział we wtorek na posiedzeniu sejmowej komisji obrony narodowej, że MON czeka w tej sprawie na decyzje o trybie pozyskiwania sprzętu i uzbrojenia.

Kupujemy, ale jak?
Deklaracja ta jest bardzo zaskakująca. Za rządów Macierewicza słyszeliśmy, że już za chwilę wybiorą producenta, a na ostatniej prostej nagle słyszymy, że trzeba jeszcze wybrać sposób ich pozyskania.

- Okazuje się, że nawet nie do końca przemyślano, jak chcemy kupić te okręty. Czy przetarg ma być konkurencyjny, a może wskażemy dostawcę? Cofamy się na start, będąc prawie na mecie. To co uzyskano w formie dialogu technicznego z producentami może i nie przepadnie, ale pojawia się pytanie, jak w ogóle mogło do tego dojść - mówi money.pl Mariusz Cielma, ekspert wojskowy i redaktor naczelny magazynu "Nowa Technika Wojskowa.

Nasz rozmówca nie wyklucza, że może to oznaczać również kompleksową zmianę wymagań co do okrętów podwodnych, które chcemy kupić. - Może ktoś w MON dostrzegł, że jest to trudne do realizacji. Teraz już nawet nie jest takie pewne, czy nadal chcemy, by te okręty były budowane w Polsce - mówi Cielma.

O wyjaśnienia poprosiliśmy MON, ale do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Jednak jak pisaliśmy w money.pl to bardzo drogi i trudny przetarg. Wartość tego kontraktu to minimum 10 mld zł. W ramach programu "Orka Polska Marynarka Wojenna ma otrzymać trzy nowoczesne okręty podwodne (Macierewicz mówił też o 4), wyposażone w rakiety samosterujące."


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora Czlowieksniegu 08:14 08-02-2018
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

http://www.wprost.pl/blogi/boguslaw-mazur/10104006/podwodne-okrety-widma-czyli-orka-na-ugorze.html

Podwodne okręty widma, czyli Orka na ugorze

Pisanie o zakupie przez Polskę trzech okrętów podwodnych z pociskami manewrującymi wydaje się zajęciem dożywotnim. Media informują, że MON znowu prowadzi „prace analityczno-koncepcyjne”. Choć podobno sprawa zakupu była zapięta prawie na ostatni guzik.
Program Operacyjny Orka zakłada pozyskanie trzech okrętów podwodnych dla naszej Marynarki Wojennej. Przenoszone przez nie pociski manewrujące są skutecznym orężem odstraszania, a Polska miała stać się jednym z nielicznych państw nim dysponujących. Nie wspominając już o tym, że dzięki zakupowi takich wyposażonych w rakiety okrętów Marynarka Wojenna wreszcie zyskałaby na znaczeniu. Wedle nie tak dawnych komunikatów przedstawicieli MON, kwestia wybrania partnera była nieomal przesądzona. Jednak przedstawiciele MON ulegli wymianie i okazało się, że kwestia ta w ogóle nie jest przesądzona. Zamiast odstraszać, raczej się ośmieszamy. I to jako państwo.

Oczywiście zagraniczni potencjalni kontrahenci widzą różnice pomiędzy kolejnymi kierownictwami polskiego resortu obrony. Widzieli, jak jedna ekipa przebierała nogami do zakupu leciwych konstrukcyjnie śmigłowców a zarazem wyczyniała dziwne łamańce przy okrętach, że kolejna podobno niemal dopięła sprawę okrętów, że obecna nie dopina, itd. itp.

Jednak per saldo chodzi o wizerunek całego państwa, jego organów władzy, administracji, systemu prawnego, antykorupcyjnego, obrony narodowej. Jego politycznych elit i ich zdolności do strategicznego myślenia. Realizacja Orki, a może raczej jej brak, ten wizerunek ośmiesza.

Zresztą nie tylko Orki, realizacja części innych programów modernizacyjnych też się od lat ślimaczy. To polskie ślimaczenie i grzęźnięcie w kolejnych „pracach analityczno-koncepcyjnych” obserwują Stany Zjednoczone, Francja, Niemcy, Włochy, Szwecja, Norwegia, Izrael, Turcja - czyli państwa zainteresowane jakimś udziałem w unowocześnianiu polskiej armii i naszego przemysłu obronnego. No i oczywiście obserwuje Rosja, której głowa państwa musi się szyderczo uśmiechać na widok tej ślamazarności. Szczególnie, że świat w dziedzinie zbrojeń wchodzi w fazę rewolucji technologicznej.

Na przykład trwają prace nad bronią hipersoniczną, czyli manewrującymi pociskami poruszającymi się z prędkością wielokrotnie większą niż dotychczasowe rakiety. Antidotum na broń hipersoniczną mogą być potężne działa elektromagnetyczne (w stworzenie takich dział zaangażowała się m.in. francuska stocznia Naval Group, ta sama, która proponuje nam swoje okręty podwodne typu Scorpène wraz z rakietami manewrującymi). Duże nadzieje pokłada się też w rozwoju dział laserowych.

Z kolei Amerykanie alarmują, że Chiny i Rosja mogą tuż po 2020 r. dysponować ASAT, czyli uzbrojeniem antysatelitarnym. Piękne perspektywy otwierają też systemy walki radioelektronicznej, mogące eliminować czy ograniczać systemy uzbrojenia przeciwnika. A o „niewidzialnych”, czyli bardzo trudnych do wykrycia okrętach, czy o samolotach bojowych piątej generacji nawet nie ma co wspominać.

Oczywiście o większości tych technologii nie możemy nawet pomarzyć (może z wyjątkiem systemów walki radioelektronicznej). Nie stworzymy kosmicznego rodzaju sił zbrojnych jak USA, Rosja czy Chiny. Lecz wożenie się przez lata z zakupem trzech okrętów podwodnych czy innych rodzajów już klasycznego uzbrojenia staje się cokolwiek groteskowe. Oczywiście sprzedaż trzech okrętów też jest łakomym kąskiem, lecz z drugiej strony bez przesady, rząd Australii zakupił w francuskiej Naval Group 12 takich okrętów, nota bene rezygnując z oferty niemieckiego koncernu TKMS jako technologicznie mniej atrakcyjnej. Francuskie Scorpène zakupiły też Chile, Malezja, Indie i Brazylia. Nie jest więc tak, że cała światowa zbrojeniówka zamarła w pełnym napięcia oczekiwaniu, od kogóż to polskie państwo kupi okręty w liczbie trzech, czy od kogo łaskawie kupi inne uzbrojenie.

Można się oczywiście pocieszać, że dużo bogatsi nie mają lepiej. Pełnomocnik Bundestagu do spraw obrony, Hans-Peter Bartels alarmuje, że niemieckiej marynarce wojennej brakuje sprawnych okrętów. Bo te rodzimej produkcji są dość, mówiąc delikatnie, zawodne.

Ale słaba to pociecha, bo to my sąsiadujemy z Rosją, która – jak niedawno poinformowała prezydent Litwy Dalia Grybauskaite - w obwodzie kaliningradzkim rozmieściła na stałe rakiety Iskander mogące przenosić głowice jądrowe. A w dodatku intensywnie pracuje nad zwiększeniem liczby jednostek uderzeniowych.

A tymczasem my powoli, bez pośpiechu, spacerkiem, kontynuujemy „prace analityczno-koncepcyjne”. Zawsze w końcu można powiedzieć, że mamy przełomowy patent na najbardziej niewidzialne okręty podwodne na świecie."


Post został zmieniony ostatnio przez moderatora Czlowieksniegu 12:44 13-02-2018
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/mon-blaszczak-modernizacja-marynarki-okrety,185,0,2400697.html

Marynarka wojenna na pontony. Stare okręty idą na żyletki, a MON utknął z przetargiem na nowe

Choć marynarze nie mają na czym pływać, to przetarg na nowe jednostki za 10 mld zł, zamiast przyspieszyć, efektownie zatonął. - Nie tylko Francuzi już nie chcą z nami rozmawiać, podobnie jest z Niemcami i Szwedami. Przestajemy być dla nich cywilizowanym krajem - mówi money.pl komandor rezerwy Maksymilian Dura.

Na swojej stronie internetowej Komenda Portu Wojennego w Gdyni umieściła informację o przetargu na "wyokrętowanie baterii akumulatorów okrętowych wraz z oprzyrządowaniem na ORP Sokół. Oznacza to, że drugi z czterech polskich Kobbenów, za moment zostanie wycofany ze służby.

Wcześniej, bo pod koniec roku, banderę opuszczono na ORP Kondor, którego też dostaliśmy w prezencie. Tym samym średnia wieków wszystkich naszych okrętów przestała być dramatycznie zaniżana przez te jednostki. To jednak niewielka pociecha.

Marynarze mają teraz do dyspozycji 38 (za chwilę 37) okrętów bojowych ze średnią wieku ponad 30 lat. Najstarsze są właśnie Kobbeny. Norwegowie ich nie chcieli, a taniej niż złomować było je przekazać nieodpłatnie.

Wszystkie mają ponad 50 lat. Tylko jeden okręt podwodny "Orzeł - produkcji rosyjskiej - jest w miarę nowoczesny. Rzecz jednak w tym, że również i on wielokrotnie, ze względu na remonty, wycofywany był ze służby.

Pływające muzeum

- Mamy najstarszą flotę podwodną w Europie. Nie znam drugiego takiego państwa, gdzie służą ponad 50-letnie okręty, a przecież jesteśmy w NATO. "Orzeł nie poprawia sytuacji, bo mamy ciągle problemy z utrzymaniem jego sprawności. Rosja i jej stocznie nie mają zamiaru nam w tym pomagać, a nam brakuje kompetencji - mówi money.pl Mariusz Cielma, ekspert wojskowy i redaktor naczelny magazynu "Nowa Technika Wojskowa.

Tę dramatyczną sytuację miał zmienić program "Orka, który przewiduje zakup trzech super nowoczesnych okrętów. Jednak choć w "Programie rozwoju Sił Zbrojnych RP w latach 2009-2018 zapisano, że pierwsza nowa jednostka zostanie przekazana Marynarce Wojennej w 2017 r., ciągle jeszcze nie wyłoniono nawet dostawcy sprzętu.

Jak już pisaliśmy w money.pl, prace nad przetargiem wartym 10 mld zł trwają już od 2013 r. W styczniu mieliśmy nawet poznać dostawcę. Jednak po zmianie kierownictwa MON cofnął się do wyboru trybu zakupu, co proces wydłuży o kolejne lata. To trochę tak jakby kupujący mieszkanie sprzed drzwi notariusza cofnął się do mapy, by wybrać miasto, w którym chce zamieszkać.

- Resort 21 grudnia informował, że rzeczywiście są już w stanie dokonać wyboru. Jednak przyszedł minister Błaszczak i mówi, że nie ustalono jeszcze wymagań i wag do nich (waga wymagania wskazuje, które są dla nas najbardziej istotne). Okazało się, że robimy odwrotnie niż na całym świecie - gdzie najpierw przygotowuje się wymagania, a dopiero później otwiera się koperty z ofertami - mówi Maksymilian Dura.

Tracimy wiarygodność w świecie
Jak przekonuje nasz rozmówca, ten nieoczekiwany zwrot akcji odbił się szerokim echem na świecie i w końcu doprowadzi do tego, że nikt nie będzie już chciał z nami rozmawiać o zakupie broni.

- Teraz jakiś człowiek w MON może zrobić z tym przetargiem, co chce, ustalając wymagania, mając przed oczami oferty. To jest prawdziwy skandal, tracimy wiarygodność. Niekiedy kontaktuję się ze wszystkimi trzema oferentami w programie "Orka i jest mi po prostu po ludzku wstyd - dodaje Dura.

W jego ocenie problem jest zresztą znacznie szerszy, bo my przecież nie tylko przed tymi firmami świecimy teraz oczami, ale przed rządami tych państw. Przecież na takim poziomie miały być prowadzone rozmowy.

- Nie tylko Francuzi już nie chcą z nami rozmawiać, podobnie jest z Niemcami i Szwedami. Przestajemy być dla nich cywilizowanym krajem - ocenia komandor. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy MON. Jednak do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze pytania o stopień zaawansowania prac nad tym zakupem.

MON ma problem z ekspertami
Jednak jeszcze 21 lutego, kiedy o nieoczekiwanym powrocie na linie startu w tym przetargu pisaliśmy po raz pierwszy, biuro prasowe resortu potwierdziło, że "nie ma ostatecznej decyzji o sposobie (trybie) pozyskania okrętów podwodnych. Najwidoczniej nic się w tym aspekcie nie zmieniło.

- W MON w miejscu stanęło teraz wszystko. Wiceministrowie nie podejmują żadnych kluczowych decyzji, nie robi tego też minister Błaszczak - mówi Mariusz Cielma. Według komandora dzieje się tak również dlatego, że w resorcie niestety nie przybyło ekspertów.

- Brakuje i brakowało nam w MON specjalistów, którzy mogliby podjąć tu kluczowe decyzje co do przyszłości okrętów podwodnych. Teraz jeszcze przyszli nowi ludzie. Można oczywiście doceniać kompetencje polityczne ministra Błaszczaka, ale nikt przecież nawet nie próbuje nam powiedzieć, że zna się on na armii i Marynarce Wojennej - mówi Maksymilian Dura.

Kiedy brakuje oficjalnych informacji na temat przetargu, który utknął w miejscu, pojawiają się nieoficjalne doniesienia. Jedno z bardziej sensacyjnych mówi o chęci pozyskania przez MON rumuńskiego okrętu podwodnego tej samej klasy co "Orzeł. Miałoby to przynajmniej na jakiś czas zapewnić Marynarce jakiekolwiek zdolności operacyjne.

Rumuński okręt ostatniej szansy?

W tej sprawie również nie dostaliśmy odpowiedzi z resortu obrony. Jednak eksperci na tej koncepcji nie pozostawiają suchej nitki. - Rzeczywiście Rumuni mają taki okręt, ale to nie jest dobry pomysł, kiedy mamy problemy z naszym "Orłem. Teoretycznie jest to jednak możliwe, bo Bukareszt chce odnowić swoją flotę - mówi Cielma.

Komandor Dura zwraca jednak uwagę na bardzo istotny fakt. Tamten okręt stoi już od kilkunastu lat nieużywany. Nie jest unowocześniany, ani modernizowany jak nasz "Orzeł. Może więc okazać się niebezpieczny.

- Polska jest krajem nieobliczalnym i tu wszystko, jak się okazuje, jest możliwe. Jednak to rozwiązanie pomostowe byłoby najgorsze, to byłaby prawdziwa katastrofa - konkluduje ekspert. Co zatem może zrobić MON w oczekiwaniu na nowe okręty?

Wśród potencjalnych producentów nowych polskich okrętów jest szwedzki Saab, niemiecki ThyssenKrupp i francuska stocznia DCNS. Każdy z potencjalnych dostawców proponuje nam inne rozwiązania na czas oczekiwania na nowe jednostki. Niestety, według Cielmy, przyjdzie nam na nie długo czekać, zatem takie rozwiązanie jest konieczne.

- Pojawienie się okrętów w ciągu 10 lat jest realne, o ile nie będziemy brać pod uwagę budowy w naszym kraju - wyjaśnia naczelny magazynu "Nowa Technika Wojskowa.

Co zatem możemy dostać od wybranego już dostawcy? Możemy tu tylko wspierać się nieoficjalnymi doniesieniami na ten temat. Według komandora Dury Niemcy proponują nam swoje U 212A na czas oczekiwania na ich nowszą wersję typ 212CD. Szwedzi też proponują do wypożyczenia swoje starsze jednostki typu Södermanland, czyli A17.

Po co nam okręty?

Natomiast Francuzi obiecują, że zmodernizują nam "Orła, który będzie pływał do czasu wprowadzenia pierwszej "Orki oraz zapewnią szkolenie dla marynarzy. W całej debacie nad tym jednym z droższych przetargów dla armii (szacunkowo nawet 10 mld zł), pojawiają się również bardziej radykalne głosy.

Może w ogóle okręty podwodne nie są nam potrzebne? Tu nasi rozmówcy nie mają jednak wątpliwości.

- Wszystko zależy od środków finansowych, bo wcale nie jest pewne czy MON rzeczywiście ma na to pieniądze. Jednak warto zauważyć, że w Strategicznym Przeglądzie Obronnym, te okręty są przewidziane jako niezbędne do zapewnienia Polsce obronności. Wprowadzenie takiego wniosku oznaczało, że środki finansowe jednak były - przekonuje Maksymilian Dura.

- Łatwo jest zrezygnować z okrętów podwodnych, bo to jedna z kosztowniejszych rzeczy. Jednak na takim akwenie jak Bałtyk i przy potencjalnym przeciwniku jak Rosja, to właśnie okręt podwodny jest bardzo cenny. Takie jednostki są trudne do zlokalizowania i nawet w małej liczbie stanowią dla wrogów dużo większe zagrożenie niż wiele okrętów nawodnych, czy samolotów – podsumowuje Cielma.

Problem tylko w tym, że ciągle nie wiadomo, kiedy te skuteczne narzędzia odstraszania znajdą się w rękach polskich marynarzy."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie tylko Francuzi już nie chcą z nami rozmawiać, podobnie jest z Niemcami i Szwedami. Przestajemy być dla nich cywilizowanym krajem - ocenia komandor.

a dalej...
Według komandora Niemcy proponują nam swoje U 212A na czas oczekiwania na ich nowszą wersję typ 212CD. Szwedzi też proponują do wypożyczenia swoje starsze jednostki typu Södermanland, czyli A17.

i gdzie tu logika?
Pan komandor jest (był) żołnierzem, a jak powszechnie wiadomo, w wojsku logika nie obowiązuje
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wypożyczą za dużą kasę,OP nie leżą napółkach w markecie a ich wybudowanie trochę trwa.To po prostu gra na zwłokę i odczekanie kiedy będzie można porozmawiać o interesach z ludźmi rozsądnymi, a pacjenci do tego nie pasują.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/niemcy-oferuja-polsce-okrety-podwodne-mowia-o-wielkiej-okazji/4zj2q56

Niemcy oferują Polsce okręty podwodne. Mówią o "wielkiej okazji

Niemcy oferują Polsce okręty podwodne z systemem pozwalającym na przebywanie pod wodą nawet dwa tygodnie dłużej niż zwykle. Pracę nad Bałtykiem przy produkcji znalazłoby nawet 700 osób. - To wielka okazja dla Polski i Niemiec – mówi Onetowi dr Rolf Wirtz, dyrektor generalny ThyssenKrupp Marine Systems.

* Jeśli Polska wybierze ofertę niemiecką, TKMS zamierza powołać spółkę joint venture z Polską Grupą Zbrojeniową
* Szczecin jest najbardziej prawdopodobnym miejscem produkcji polskich okrętów podwodnych
* Realizacja zakupu okrętów podwodnych opóźnia się. MON do tej pory nie określiło m.in. sposobu przeprowadzenia transakcji

Niemcy podbijają stawkę

Program Orka to jeden z kluczowych programów zbrojeniowych Polski. Jego założenia przewidują zakup trzech nowoczesnych okrętów podwodnych, zdolnych do działań również poza Bałtykiem i przenoszących pociski kierowane.

Koszt trzech okrętów szacuje się na ok. 10 mld złotych. Przedstawiciele ministerstwa Obrony prowadzą zaawansowane rozmowy z trzema oferentami: Naval Group z Francji, Saabem ze Szwecji i ThyssenKrupp Marine Systems z Niemiec.

Niemcy oferują Marynarce Wojennej okręty typu 212CD, będące rozwinięciem typu 212A, który jest w służbie w Niemczech i Włoszech. Dodatkowo wyposażone byłyby w system AIP, dzięki któremu polskie okręty mogłyby przebywać pod wodą ponad 2 tyg. dłużej. Zdaniem strony niemieckiej układ napędowy zapewnia skrytość działań na płytkim, małym i trudnym do prowadzenia działań podwodnych operacji Bałtyku.

- To może być okręt dla całego NATO, ale i dla Bałtyku, który jest morzem specyficznym ze względu na płycizny – tłumaczy Andreas Burmester, dyrektor ds. operacyjnych odpowiedzialny w ThyssenKrupp za okręty podwodne. Dodaje, że z punktu widzenia Niemiec i opinii międzynarodowej Bałtyk miejscem strategicznym i newralgicznym, dlatego niemiecka oferta "jest dla Polski najbardziej korzystna.

W wypadku wyboru niemieckiej oferty w programie Orka Thyssenkrupp Marine Systems zamierza powołać spółkę joint venture z Polską Grupą Zbrojeniową.

Szczecin na celowniku

Docelowo oznacza to, że produkcja i naprawa polskich okrętów odbywać się będzie w Polsce. Dokładna lokalizacja jest jeszcze nieznana, ale Niemcy nie ukrywają, że najlepszą dla nich byłby Szczecin.

- Zwiedziliśmy polskie stocznie. Widzieliśmy przedsiębiorstwa, które mogą rozpocząć produkcję od zaraz. W innych potrzebne są inwestycje i zajmie to ok. 1,5 roku. Prowadzimy też negocjacje, co będzie produkowane w Polsce i od tego uzależnione są inwestycje – tłumaczy Andreas Burmester.

Przedstawiciele ThyssenKrupp tłumaczą wybór Szczecina kosztami. Niemieckie inwestycje wyniosłyby zaledwie kilka milionów euro. Inne lokalizacje oznaczają koszty nawet do 200 mln euro. Dlaczego Niemcy nie chcą inwestować na swoim terytorium? - Polska jest dla nas świetnym wyborem i pasuje do naszej strategii rozwoju. Rozwój w Kilonii jest ograniczony. Nie ma miejsca.

Niemcy zapewniają, że planowany w Polsce biznes nie będzie krótkoterminowy. – Budowa jednego okrętu trwa ok. sześciu lat. To nie jest biznes, że wchodzimy i po kilku latach wychodzimy. To długoterminowe zobowiązanie.

Pracę w produkcji miałoby znaleźć od 500 do 700 osób. - Odpowiadamy za to, by każda część działała, dlatego zależy nam na wykształconych pracownikach w każdej fazie produkcji. Z Polską jest o tyle dobrze, że ma pracowników doświadczonych w budowie statków. Wyszkolimy ich.

Szefostwo ThyssenKrupp uważa, że "lokalizacja to decyzja polityczna polskiego rządu. - Z naszego punktu widzenia Szczecin byłby najlepszy wyborem. Chodzi przede wszystkim o ludzi – ze Szczecina do Kilonii jest ok. 3,5 godz. jazdy samochodem, 5 godz. autobusem. Szczecin i jego bliskość zapewnia możliwość szkoleń w Kilonii dla każdego pracownika na każdym szczeblu. Można również podróżować całymi rodzinami – dodaje dr Wirtz. - Polscy politycy pytają nas, jaką mają gwarancję, że nie blefujemy. Gwarancją długofalowej współpracy są inwestycje i pieniądze - tłumaczy Burmester.

ThyssenKrupp chce, by produkowane przez nich okręty były coraz mniej zauważalne. – Dzięki temu mogą wykonywać również zadania szpiegowskie, ponieważ są niewykrywalne. Proponowane Polsce 212CD posiadają rozbudowany system demagnetyczny. Oznacza to, że ryzyko wykrycia jest na poziomie ok. 1 proc.

Niemcy tworzą również system obrony przed atakiem z powietrza. Chodzi między innymi o rozpoznanie zbliżającego się helikoptera nawet z odległości 20 km. Pocisk leciałby z prędkością 260 m/s. - Ten system nazwany IDAS jest na razie w fazie przygotowań. W polskich wymaganiach jest to określone - tłumaczy Burmester.

Ze sprzętu produkcji TKMS korzystają nie tylko Niemcy, ale także Włochy, Norwegia, Grecja, Turcja i Portugalia. - Jeśli cokolwiek by się stało, filozofia konstruowania i system zarządzania częściami zamiennymi jest podobny, dlatego jesteśmy w stanie szybko zdefiniować problem.

Polskie okręty zatopione?

Program "Orka jednak się opóźnia. Do końca stycznia MON miało wybrać dostawcę trzech okrętów podwodnych dla polskiej marynarki uzbrojone w wyrzutnie rakietowe. Scenariusz ten okazał się jednak nierealny. Procedurę znacznie opóźniły zmiany kadrowe w resorcie.

Pierwsza jednostka miała przypłynąć w 2017 roku. Tymczasem nie wyłoniono jeszcze nawet dostawcy. Procedura zakupu przedłuża się głównie ze względu na zmiany, do jakich doszło niedawno w resorcie obrony, ale wpływ na to mają też inne czynniki. MON do tej pory nie określiło m.in. sposobu przeprowadzenia transakcji, który ma duże znaczenia dla zagranicznych kontrahentów."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-nowe-okrety-podwodne-dla-armii-zostana-kupione-najwczesniej-,nId,2579335

Nowe okręty podwodne dla armii zostaną kupione najwcześniej po 2022 roku

Pilny zakup okrętów podwodnych nigdy nie był realny? Były szef MON, Antoni Macierewicz obiecywał, że decyzja w tej sprawie zapadnie do końca 2017 roku. Teraz resort obrony w odpowiedzi na interpelację poselską odpowiada, że decyzji cały czas nie ma, a nowe okręty podwodne mogą zostać kupione... najwcześniej za cztery lata.

Za kilka lat jednym, zdolnym do służby okrętem podwodnym może być tylko ORP "Orzeł produkcji radzieckiej, który służy przede wszystkim do zwalczania innych okrętów tego typu.

W czerwcu banderę opuści ORP "Sokół, kolejne dwa okręty typu Kobben - ORP "Sęp i "Bielik - też niedługo nie będą zdatne do służby. To kobbeny wykonują większość typowych zadań okrętów podwodnych - zwalczają inne okręty, patrolują szlaki, przeprowadzają zwiad.

Nowe okręty podwodne, jak pisze wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz w odpowiedzi na interpelację posła Adama Andruszkiewicza, miałyby zostać kupione najwcześniej po 2022 roku, a może nawet później. (...) we wrześniu 2017 r. (powołano - Red.) Zespół do spraw wypracowania rekomendacji dla Ministra Obrony Narodowej w zakresie pozyskania okrętów podwodnych nowego typu w ramach realizacji Wymagania Operacyjnego kr. "ORKA. Rezultaty prac Zespołu oraz zapisy dokumentów wynikowych fazy analityczno-koncepcyjnej stanowić będą podstawę do oceny możliwości sfinansowania zakupu okrętów w ramach kolejnego cyklu planistycznego - pisze wiceszef MON. Nowy cykl planistyczny oznacza lata 2022-2026."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz to nie ma co się śpieszyć. Francuzi mając już pełen portfel zamówień na op i zapewnioną pracę dla swoich stoczni na 20-30 lat, stawiają nam twarde warunki, bo wiedzą, że nie interesują nas niemieckie zabawki ani szwedzkie wynalazki tylko ich skorpiony z rakietami. Należy na jakiś czas dać sobie spokój z op, opracować plan B dla MW i inwestować w potrzebniejszy sprzęt.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie