Skocz do zawartości

Tajemnicze dokumenty odnalezione w klasztorze w Lubiążu


Rekomendowane odpowiedzi

W zabytkowym obiekcie w Lubiążu natrafiono na dokumenty firmy Telefunken. O tym, że prowadziła tam tajne badania pisaliśmy w październiku 2016 roku

Klasztor Cystersów w Lubiążu od wielu lat rozpala wyobraźnię poszukiwaczy skarbów oraz badaczy tajemnic z okresu II wojny światowej. Dokonane tam niedawno odkrycie jeszcze bardziej rozbudziło zainteresowanie obiektem. W trakcie realizacji programu dokumentalnego „Poszukiwacze zaginionej prawdy”, który przygotowywała firma producencka OP1 na potrzeby kanału telewizyjnego History, dokonano interesującego odkrycia. Przyczynił się do niego archiwalny plan obiektu z 1939 r. udostępniony przez Dolnośląskie Towarzystwo Historyczne. Na podstawie dokumentu ekipa filmowa dotarła do jednego z pomieszczeń na II piętrze gmachu głównego, po prawej stronie szybu windy. We wnętrzu tego pomieszczenia był wybity otwór umożliwiający przejście do kolejnego pomieszczenia, które było wcześniej zamurowane. W pomieszczeniu tym brakowało fragmentu podłogi, pod którą widoczna była nisza. Znaleziono w niej przykryte warstwą gruzu i kurzu dokumenty. Z pobieżnych oględzin wynika, że związane są z prowadzoną na terenie klasztoru podczas II wojny światowej działalnością firmy Telefunken. Oficjalne zawiadomienie dotyczące sensacyjnego odkrycia zostało przekazane dolnośląskiemu wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków.

- Kontaktowaliśmy się już ze Starostwem Powiatowym w Wołowie, któremu podlega ten teren - mówi Barbara Nowak - Obelinda, dolnośląski wojewódzki konserwator zabytków we Wrocławiu. - Niebawem zostaną przeprowadzone w klasztorze oględziny znaleziska, w których oprócz konserwatora zabytków wezmą udział urzędnicy ze starostwa. Dopiero wówczas ma być ocenione, jakiego rodzaju są to dokumenty i zapadnie decyzja, gdzie mają zostać przekazane. Przedstawiciele Fundacji Lubiąż, która jest gospodarzem obiektu o sprawie powiadomili Komendę Powiatową Policji w Wołowie. Wszczęła postępowanie w tej sprawie w ramach Ustawy o ochronie zabytków. który od wielu lat zajmuje się tematyką niemieckich fabryk zbrojeniowych i ośrodków badawczych działających na Dolnym Śląsku w czasie II wojny światowej. Uważa on, że pojawienie się nowej ,,prawdy oczywistej” co do niezwykłego znaczenia ośrodka badawczego firmy Telefunken w Lubiążu, szczególnie w zakresie nazistowskiego programu dotyczącego tranzystorów, powinno być poparte przede wszystkim opublikowaniem dokumentów historycznych.

O tym, że klasztor w Lubiążu mógł być w czasie II wojny światowej miejscem, gdzie prowadzone były prace badawcze na rzecz armii niemieckiej, pisaliśmy w październiku 2016 r. Opublikowaliśmy wówczas wywiad z wałbrzyszaninem Romualdem Owczarkiem. Od kilku lat pracuje nad archiwami firmy Telefunken. Dzięki temu udało mu się poczynić wiele istotnych ustaleń dotyczących wojennych losów klasztoru w Lubiążu. Dotyczą one m.in. prowadzonych w tym miejscu prac nad udoskonaleniem detektorów kryształkowych, a także prac nad systemami radarowymi dla Luftwaffe i Kriegsmarine. - Po badaniach historycznych nad działalnością w czasie wojny na terenie Dolnego Śląska dużych koncernów Kruppa i IG Farbenindustrie, zainteresowałem się inną wielką firmą Telefunken. Udało mi się nawiązać dobrą współpracę z Archiwum Muzeum Techniki w Berlinie, w którym znajduje się blisko 7200 teczek z aktami firmy Telefunken - mówi Romuald Owczarek. Dodaje, że jest to wyjątkowe archiwum bowiem ma znakomite elektroniczne rejestry z opisami akt, jak również przyjazną wyszukiwarkę. Nie ma problemu, by pocztą elektroniczną otrzymywać do domu skany dokumentów. W udostępnianych zbiorach nie ma oficjalnej teczki Telefunken Leubus (pol. Lubiąż), ponieważ w czasie wojny placówka ta działała pod kryptonimem Schlesiche Werkstätten Dr Fürstenau und Co. GmbH. Co ciekawe, w korespondencji wewnętrznej Telefunkena najważniejsze placówki terenowe miały swoje drugie kryptonimy. I tak np. dla Legnicy było to ,,Maresi” natomiast dla Lubiąża ,,Heinrich”. Obok wielu hipotez dotyczących rzekomego ukrycia w klasztorze w Lubiążu przez Niemców mitycznych skarbów, zwłaszcza złota i platyny, czy istnienia podziemnej fabryki zbrojeniowej, zaczęły pojawiać się informacje, że prowadzone były tutaj tajne prace nad prototypami tranzystorów. Taka informacja znalazła się w książce pt. „Lubiąż. Mroczne tajemnice opactwa”, której autorami są Tomasz Bonek i Marta Ringart. Rewelacje zawarte w książce miały być oparte na artykule opublikowanym w niemieckiej gazecie „Die Welt” oraz na wywiadzie, którego udzielił Herbert Matare profesorowi Michaelowi Riordanowi, autorowi książki „Ogniowy kryształ. Narodziny ery informacyjnej”. Romuald Owczarek wyjaśnia, że sprawa historii powstania tranzystora jest powszechnie znana i nawet dobrze udokumentowana. Dodaje, że wiele znakomitych opracowań na ten temat można bez problemu znaleźć również w internecie.

- Co do kwestii prac nad tranzystorami w Lubiążu, to możemy rozmawiać tylko o tym, co potwierdzają dokumenty. Z tego co wiem, autorzy książki bazują tylko na przekazach medialnych oraz wspomnieniach pracującego w Lubiążu dr Herberta Matare, nie ujawniając żadnych dokumentów - mówi Romuald Owczarek. Podawane są informacje, że w Lubiążu powstawały prototypy tranzystorów, jako elementów udoskonalenia radaru. Projekt miał kryptonim ,,Naxos”. Z drugiej strony podaje się wypowiedź Herberta Matare, że zaczął on na własną rękę eksperymentować z półprzewodnikami. Również te rewelacje Romuald Owczarek traktuje w kategoriach mistyfikacji. Tłumaczy, że pisanie w formie dokonanej, że powstawały prototypy tranzystorów do radarów nie znajduje żadnego potwierdzenia w faktach. - Jakby miał wyglądać ten element radaru? Przecież nie nazywałby się tranzystorem, więc jak się ten element nazywał, jak był zbudowany? Szkoda, że autorzy książki nie podają konkretów, za to wszystko łączą z projektem ,,Naxos” - mówi Romuald Owczarek. - Oczywiście w technice radiolokacyjnej znana jest sprawa ,,Naxos”, ale nie ma to nic wspólnego z prototypami tranzystora. ,,Naxos” było prymitywnym urządzeniem o charakterze pasywnym, które pozwalało wykrywać zbliżające się bombowce brytyjskie, wyposażone w radar pokładowy H2S. „Naxos” znalazł o wiele szersze zastosowanie w Kriegsmarine. To urządzenie potrafiło tylko wskazywać kierunek, z którego nadlatują samoloty. ,,Naxos” mógł to wykonywać dzięki nowym czujkom - detektorom krzemowym, które powstały w Lubiążu! Sugeruje się, że Matare pracował nad próbkami krzemu dostarczanymi mu przez Karla Seilera z Wrocławia oraz próbkami germanu otrzymywanymi od Welkera. Matarego, Welkera i Seilera łączyła jedna sprawa - detektory, których zadaniem jest wyszukiwanie odbitych fal o określonej długości. Matare i Seiler pracowali razem, w jednym pokoju w Lubiążu. Seiler zanim został ściągnięty do Lubiąża z frontu współpracował z prof. Güntherem. Pracował on nad półprzewodnikami w laboratorium Uniwersytetu Wrocławskiego. Owczarek wyjaśnia, że kiedy Telefunken postawił na detektory krzemowe potrzebne były nowej jakości monokryształy z krzemu. Seiler został więc oddelegowany do prof. Günthera, gdzie wspólnie pracowali nad nową technologią uzyskania lepszych monokryształów. W szybkim czasie okazało się to niemożliwe. Wciąż wykonywane były polikryształki, do tego zanieczyszczone i trudne do cięcia. W ich miejsce powstały nowe monokryształy krzemu, które nazwano syntetycznymi. To była nowość materiałowa, ale jednocześnie trzeba było wykonać wiele pomiarów, by znaleźć najlepsze parametry dla nowych detektorów. W lutym 1944 r. na posiedzeniu Zespołu Roboczego ,,Rotterdam” dr Rothe ogłosił: „Mamy nowe detektory syntetyczne do wykorzystania w urządzeniach, które będą mogły pracować na falach 9 cm”.

Czytaj więcej: http://www.gazetawroclawska.pl/dolny-slask/a/tajemnicze-dokumenty-odnalezione-w-klasztorze-w-lubiazu,12709330/
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie