Skocz do zawartości

UFO w III Rzeszy ?


constant1

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 126
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
To prawda w okupowanej Pradze prowadzono badania nad spodkami latającymi lecz gdy czerwona armia wkroczyła do Czech pojazdy i plany zniszczono. Do naszych czasów przeżył nawet świadek i wywiad z nim oglądałem na discovery powstał o tym cały program. Maszyna latała dzięki przepływowi powietrza a le nie pamiętam jak dokładnie.
POZDROWIENIA SZYMEX
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, Moje zdanie jest takie. Nie ma żadnego ufo, to jest poprostu najwyższa technologia. Niemcy chcieli zrobic takowe latajace spodki do walki.Lecz nie zdążylli i amerykanie przejeli wszystkie plany i nadal nad nimi pracuja. Kto wymyslił UFO? Amerykanie żeby zamaskować ich tajne badania nad bronia. Tyle.

Pozdrawiam!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja widziałem te zdjęcie w innym kontekscie...

Ale też mi się wydaje, że UFO wymyslili Amerykanie (ewentualnie Anglicy), bo UFO to przecież nic innego jak Unidentified Flying Object.
Choc może nadal byc to niemiecki wymysł bo w języku hitlera bżmi to bardzo podobnie - Unbekantes Flugobjekt czyli UF(o).
Napewno można wykluczyc sowietów, po rusku nazywa się to NLO(НЛО)- Неидентификовани летећи објекат.
A meksykanie czy tez franzuci już zupełnie nie maja nic z tym do czynienia bo po ichniejszemu to się nazywa OVNI - Objeto volador no identificado albo Objet volant non identifié.

Pozdrawiam:))))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niezidentyfikowany Obiekt Latający...

jest jeszcze kwestia Foo Fighters... Pierwszą obserwację w czasie wojny zaliczył podobno polski marynarz na polskim okręcie patrolowym na Pacyfiku, sprawdźcie na Wikipedii.

I alianci mieli komórkę przy lotnictwie sprawdzającą takie doniesienia czy tez raczej je gromadzące. Bo myśleli, że to niemieckie. A po wojnie się okazało, że Luftwaffe ma analogiczną komórkę.. jakby nie było to ich.

Pod koniec 44 podobno był artykuł w New York Timesie o tym, że z terenów Rzeszy startują bezskrzydłe okrągłe samoloty.

Ale faktycznie, śmierdzi Indianą Jonesem i wyprawami nazistów po złote runa, pokazane w tej serii :) Bo wszystko rozbija się podobno o odczytanie zapisków starożytnych hinduskich Wed do których dotarły ekspedycje SS.. a tam rzekomo opisano kilkadziesiąt rodzajów szkła bardzo wytrzymałego i zdolnego wytrzymać w kosmosie, jak i pojazdy napędzane wirowaniem cieczy podobnej do rtęci, które to wiry podobno niwelują grawitację....

hah bajki bajkami, ale u kresu Rzeszy ostatnie U-booty uciekające z zamkniętego kotła wywoziły m.in. ogromne ładunki rtęci - jest informacja o tym chyba nawet na oficjalnej stronie z rankingiem ubootów, na którą to stronę wielokrotnie się tutaj powołujecie :)
Acer mnie kiedyś skontrował, że to wywozili bo niezła trucizna była. Owszem, ale Adolf miał różnorakie gazy i tabuny, sariny ale ich nie wykorzystał nigdy bo miał psychozę z okopów Iwś!
Dlatego też wywożenie z Rzeszy technologii i rtęci w kierunku Argentyna/Antarktyda... bajki nie bajki :))))))) któż to wie...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
(...) Teraz wycięte fragmenty z książki Igora Witkowskiego:

... wychodzi na to ze kluczowe w urzadzeniu jest wirowanie mas(przy tym wazny jest material z jakiego dysk jest zbudowany).

Oto 2 przykłady prac współczesnych, które bazują na podobnej zasadzie do projektu niemieckiego (wirujące dyski),

W latach 70 bodajże zauważono ze pracujący żyroskop ma wagę odrobinę mniejsza niż niepracujący. Experyment przeprowadzili japończycy, którego celem było badanie zmiany wagi żyroskopu w zależności od prędkości obrotowej. Okazało się ze w miarę wzrostu prędkości rotowania dysków (niewielkie około 1cm średnicy) spadała coraz bardziej waga. Nie były to wielkie zmiany jednak większe niż przewidywała to teoria (która została stworzona do opisu zjawisk w makroświecie- chodzi o warunki panujące w obracającej się czarnej dziurze).

Inny przykład urządzenia opartego na rotowaniu dysku skonstruował rosyjski fizyk Jewgienij Podkletnow (był artykuł na ten temat w magazynie Gazety Wyborczej -nr 6(466) z 7-2-2002). Urządzenie składa się z pojemnika z ciekłym helem w którym zanurzone są elektromagnesy i dysk. Pod wpływem pola elektromagnetycznego dysk się unosi i wiruje z prędkością około 5000obr/min. Podczas przeprowadzanych experymentow okazało się ze dym który dostał się nad urządzenie unosił się do góry. Obliczono ze przedmioty znajdujące się nad urządzeniem tracą na wadze- około 2%. Wagę mierzono na wiele rożnych sposobów żeby ograniczyć możliwość wpływu prądów powietrza itd. Chociaż rosyjski fizyk nigdy bezpośrednio nie użył zwrotu antygrawitacja, jest to chyba najodpowiedniejszy termin do opisania powyższego efektu(Podkletnow pisał w swej pracy o ekranowaniu, blokowaniu grawitacji). O tym jak ważny jest materiał z jakiego zbudowany jest dysk świadczy fakt, że mimo iż prace Podkletnowa zostały opublikowane m.in. w Journal of Physic D to nikomu nie udało się skopiować urządzenia . Fizyk pracuje teraz w Toshibie rozwijając swój projekt, który jest oczkiem w głowie szefa koncernu.

W projekcie niemieckim dyski były wypełnione rtęcią, gdyż ona zdaniem prof Marka Demiańskiego bardzo dobrze nadaje się do prowadzenia prac z tego zakresu. Atomy rtęci mają duży wewnętrzny moment pędu (spin)"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzwon (die Glocke) jest najprawdopodobniej rodzajem silnika. W latach '60 kilku badaczy w Niemczech ujawniło plany pojazdów dyskoidalnych, u ktorych dzwon mial być napędem/jednym z elementów napędu. W planach tych pojazdów była mowa o takich terminach ja "konwerter tachionowy!! Dyski te nosiły nazwe Hanebu, Vril. Jakkolwiek można traktować to jako ciekawostke, gdyż nie jest możliwe chyba potwierdzenie tych informacji to jednak faktem w czasie II wojny światowej były Foo Fighters. Z dokumentów amerykańskich wynika, że załogi samolotów alianckich napotkały nad terytorium III Rzesszy Foo Foghters ponad 300 razy. Były to niezidentyfikowane latające obiekty o kształcie kuli promienujące jakąś poświatą (zdaje się wyglądały jak kule ognia czy cośtakiego) które wykonywały nieprawdopodobne manewry. A jak wcześniej napisałem dzwon w trakcie pracy wytwarzal poświate. Możliwe jest wiec że mogłybyć to jakies pojazdy wykorzystujące ten napęd (np kierowane radiowo)"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobą odpowiedzialną za apekt fizyczny projektu był prof. Walher Gerlach. W czsie wojny kierował on Radą Badań Naukowych Rzeszy a także był uznawany za jednego z najwybitniejszych naukowców niemieckiech. Jednak nie wiadomo praktycznie nic o jego działalności naukowej z czasów wojny - jego prace były najpewniej utajnione.

Główne miejsca związane z projektem znajdowały się na Dolnym Śląsku: w Środzie Śląskiej, koło Lubiąża.
W końcu 44r. Przeniesiono je do Książa koło Wałbrzycha, a jeszcze w grudniu do "docelowej infrastrukturybadawczo-produkcyjnej którą ulokowano wnieczynnej kopalni węgla- chodziło najpewniej o kopalnię Wacław, I.W. pisze, że w skład obiektu wchodziły także kompleks podziemny Riese zlokalizowany w Górach Sowich. Całośćbyła najprawdopodobniej połączona, tworząc gigantyczny obiekt. O skali prac prowadzonych nad tym obiektem może świadczyć, jak zeznał minister gosrpodarki III Rzeszy Speer, że w roku 1944 na budowę zużyto wiecej ce,mentu niż na budowe schronów przeciwlotniczych w całej III Rzeszy. Trzeba dodać, że Riese jest jednym z (tylko) dwóch obiektów na Ziemiach Plskich, którego przeznaczenia władze niemieckie po wojnie nie podały .

Jeżeli chodzi o działanie dzwonu to było ono związane z technicznym wykorzystaniem efektów związanycch z generowaniem antygrawitacji. Przed II wojną experymenty w tym celu przeprowadzało kilka państw na świecie(m.in. USA, III rzesza).
Rtęć wydaje się być świetnym materiałem do generowania anty-g poprzez wirowanie przeciwbieżnych mas, ponieważ charakteryzuje się dużągęstością oraz jako ciecz ma małą lepkość (większa swoboda wirowania atomów).
Kluczowym elementem na który autor wskazuje jest też połączenie wirowania mas z silnym ładunkiem elektrycznym, które powinno wzmacniaćw znaczący sposób oddziaływania grawitacyjne.
Wspomniany powyżej experyment Podkletnowa wskzuje na jeszcze jedny kluczowy aspekt problemu, którym jest zastosowanie nadprzewodnika, otóżnadprzewodnik jest idealnym diamagnetykiem ("zyli - nie wpuszcza do siebie pola magnetycznego).

Ciężko znalezć nawiązania prowadzonych prac do istniejącej wiedzy wynika z niekwantowej natury
Teorii Względności- uniemożliwia ona połączenie oddziaływań grawitacyjnych z elektromagnetycznymi.

Budowa Dzwonu na pierwszy rzut oka stwarza wrażenie, że jest to urządzenie stwarzające szokujące wręcz możliwości ale jest urządzeniem stosunkowo nieskomplikowanym (rotowanie przeciwbieżne sdyskó napełnionych rtęcią + wysokie napięcie).
Jednak przy bardziej dokładnym spojrzeniu wychodzi , że jest dokładnie odwrotnie- dzwon jest niezwykle wyrafinowanym urządzeniem o działeniu nie zrozumiałym do końca.
Według nowych infos podancyh przez I. Witkowskiego dzwon był swego rodzaju pułapką na wirującąplazmę.
Prąd o dużym napięciuu był używany do generowania wyładowań - a mamy w takim wypadku do czynienia z fizyką plazmy. Wspomniana już lepkość jest mała w cieczy, ale jeszcze mniejsza w gazie a najmniejsza w plazmie.
Do tego w pewnych warunkach plazma wytworzona przez przepływ prądu elektrycznego tworzy szczególny rodzaj wiru, który jest zwany plazmoidem. Jest to stabilny (lub prawie) twór tworzący zamnkiętą strukturę. Wg autora można uznać za udowodnione, że plazmoidami sąpioruny kuliste. (opisane przypoadki jakto piorun przelatywał przez kabiene samolotu są możliwe dlatego , że ów piorun zakrzywia czasoprzestrzeń) A właśnie plazmoidom jest przypisane, że linie pola magnetycznego są prawie całkowiceie zamknięte. - więc ponieważ wg Torii Względności linie pola magnetycznego są "sprzężone, więc lokalnośc pola daje w efekcie pewną lokalnośc czasoprzestrzeni.

Zmniejszenie ciężaru wirowania mas jest także tym większe, im większa jest predkość wirowania (vide exp japoński z żyroskopem). A fizyka plazmy jest w stanie zapewnićprędkość wirowania, a także natężenie pola magnetycznego ( naładowana wirująca plazma sama generuje pole magnetyczne na tzw zasadzie "efektyu dynama) niżjakikolwiek układ mechaniczny (wirująca plazma i wirujące pole magnetyczne wirują bardzo sdzybko, a natężenie pola jest bardzo duże, gdyż pole magnetyczne niezwykle mocno ściska plazme. Kompresja ta jest tak silna, żę przez niektóych porównywana jest nawet z warunkami panującymi podczas eksplozji atomowej. Zjawisko to nazywane fachowo pinczem jest najprawdopodobniej wspomnianą w dokumentach przez Niemców kompresjąwirową,
Dzwon był więc najprawdopodobniej pułapka dla wirującej plazmy (!!!!!!!!)
Autor podaje taką hipoteze działania urządzenia:
"Jest metalowy bęben, w ktorym znajduje się rtęć, bęben jest rozkręcany do prędkości kilkudziesięciu tysięcy obrotó na minute. Pod wpływem siły odśrodkowej rtęć, jako ciecz ułożyłąby się na obwodzie tworząc cienkąwaarstwę. Po osiągnięciu odpowiedniej prędkości wywoływane byłoby wyładowanie elektryczne prądu wysokiego napięcia pomiędzy obwodem bęna- rtęcią, a jego osią - rdzeniem. Teoretycznie przyspieszałoby ono jony rtęci w kierunku rdzenia z prędkościąwielu kilometrów na sekunde. Ponieważ jednak rtęć posiadałaby pewien moment obrowtowy, w miaręzbliżania do rdzenia jej prędkość kątowa rosłą by na podobnej zasadzie jak w przypadku łyżwiarki, któa w trakcice piruetu zbliża ręce do tułowia wywołując tym samym wzrost prędkości obrotowej.
W przypadku bębna z rtęciądochodziłoby do nałożenia dwóch prędkości - wywoływanej zachowaniem momentu obrotowego oraz będącej skutkiem przepływu prądu. Wg autora można by uzyskaćprędkośc obiektu docelowego skompresowanego wiru nawet rzędu setek tysięcy obrotów na sekunde (!!!)
Wg skoro realna jest prędkośc liniowa 50km/s, to przy średnicy wiru 6cm oznacza to prędkość obrotową rzędu 180tys obr/sek
A ważny w tym przypadku jest rząd predkości jaki można uzyskać a nie konkretne dane podane powyżej (mogło to byćznacznie większe). "
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bezpośrednimi dowodami, że Niemcy prowadzili zaawansowane prace w tematyce fizyki związane z problemami ktore
były zwiazane z dzwonem swiadcza chociazby prace wczesniej wspomnianego szefa
fizycznego projektu prof Walthera Gerlacha. W 25r. badał spin zjonizowanej rtęci. W roku 1929 napisał artykuł poświęcony fluorescencji jonów rtęci w silnym polu magnetycznym - czyli dotyczący zachowania się plazmy rtęciowej.

Jeżeli chodzi o to co się stało po wojnie z tą technologią, to najprawdopodobniej jakaś część dokumentacji/gotowych prototypów dostała się do Rosji i USA.
Nie ma wątpliwości, że w USA prace w tej dziedzinie były i są prowadzone pod egidą rządową. Dowodem jest to, że wiele artykułów naukowych zawierało adnotacje o finansowaniu prac przez rząd USA. Autor podaje m.in. , że w publikacji dotyczącej możliwości generowania wirów plazmy wirujących w przeciwnych kierunkach i ich oddziaływań z polem magnetycznym pojawiają się symbole grantów i kontraktów następujących instytucji:
"Air Force Office of Scientific Research , "Air Force Cambridge Laboratories, Office of Aerospace Research, "NASA.

Ponoć w 1998 roku pojawiły się doniesienia o nowym rozpoznawczym statku powietrznym amerykańskiego lotnictwa, napędzanym przez wirującą nadprzewodzącą plazmę rtęciową pod ciśnieniem 250 000 atmosfer, ma on nosić oznaczenie TR-3B.
Nawet po wschodniej części Żelaznej Kurtyny pojawiały się już w latach pięćdziesiątych doniesienia o pracach radzieckich, nawet w specjalistycznych czasopismach wojskowych przyznawano, że Rosjanie budują prototypy.
"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozostaje pytanie, skąd Niemcy posiadali taką technologie, albo też w jaki sposób udało się ją im opracować.

Pierwszą możliwością jest to, że Niemcy generalnie odrzucali Teorię Względności, gdyż została ona stworzona przez Żyda, a było to niezgodne z ideologią III Rzeszy. W 33r. Był np. plakat, "Nie potrzebujemy Einsteinów.
Możliwe, że włąśnie z tego powodu w Niemczech kładziono większy nacisk na Fizykę Kwantową, ale też istnieje druga możliwość, że naukowcy Niemieccy posunęli się dalej w tejże dziedzinie niż reszta naukowego świata (a trzeba dodać, że własnie Niemcy były ojczyzną fizyki kwantowej) i tą drogą byli w stanie osiągnąc przełom.

Drugą , hipotezą jest to, że hitlerowcy skorzystali z opisów istniejących w starohinduskich księgach. Istnieje wiele znanych opisów dotyczących statków latających w tychże księgach, jednakże są one bezwartościowe jeżeli chcieli byśmy się z nich dowiedzieć czegoś bardziej dokładnego, ze względu na to, że niemożliwa jest do przetłumaczenia część zwrotów, albo opis dokonywany był w sposób prosty, nie wyjaśniający w żadnym wypadku problemów technicznych.
Możliwe jest jednak, że istnieją pisma mniej znane - a wiadomo, że część zbiorów jest do dzisiaj ukryta albo chroniona przed dostępem z zewnątrz przez mnichów - w których opisy/dane przedstawiają o wiele większą wartość.

Wiadome jest, że przed, a nawet w trakcie II wojny światowej Niemcy wysyłali do Tybetu wiele ekspedycji, których cel do dziś nie jest jasny. Warty dodania jest fakt, że hitlerowcy utrzymywali bardzo dobre stosunki z tym krajem.
"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na koniec niejako jako puentę pozwolę się jeszcze raz zacytować Igora Witkowskiego doskonale moim zdaniem podsumowującego na koniec całą historię:

!!" Jak to się stało, że naukowcy z lat czterdziestych doskonale rozumieli do czego zmierzają? Stosowali przecież pojęcia na miarę fizyki XXI wieku. Skąd się wzięła świadomość, że doprowadzą do wielkiego przełomu? Jakie argumenty położyli na stole (przed rozpoczęciem prac, że wygrali wyścig o fundusze z wielkimi i wpływowymi koncernami zbrojeniowymi?
Wydaje się, że całą sprawa jest czymś więcej niż tylko problemem technicznym. Niezwykłości temu wszystkiemu dodaje fakt, że opisy napędu rtęciowego pojawiały się już w czasach historycznych - w alchemii, starych księgach hinduskich, można to łatwo sprawdzić. Mająca co najmniej 2000 lat księga Samaranganasutradhara" podawała np. : By means of the power latent in the mercury which stes the driving whirlwind in motion, a man sitting inside may travel a great distance in the sky in a most marvelous manner".!!
"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I na koniec coś o naszych Górach Sowich:


Kompleks Gór Sowich

Na Dolnym Śląsku na południe od Wałbrzycha w Górach Sowich znajdują się tajemnicze podziemne kompleksy wojskowe, opuszczone przez Niemców po wojnie. Są one połączone z zamkiem Książ mieszczącym się w samym Wałbrzychu. Jak dotąd nie udało się ustalić czemu miały one służyć. Wiadomo, że Niemcy posiadali zaawansowaną technologię rakietową, którą wykorzystali przeciw Anglii bombardując Londyn już od 1944 roku i być może kompleks był fabryką tychże rakiet czyli V-1 oraz V-2. Z całą pewnością nie była to kwatera Hitlera jak uważa wielu historyków o czym świadczą ogromne rozmiary niektórych hal.
Podziemia znajdujące się w Walimiu są tylko małą częścią kompleksu, który znany jest pod nazwą "Die Riese (Olbrzym). Poszczególne fragmenty całej budowli, o których wiadomo, a które nie są przeznaczone dla zwiedzających rozsiane są po całych Górach Sowich. Budowa Olbrzyma rozpoczęła się na początku 1943 roku i była zakrojona na bardzo szeroką skalę. W ciągu zaledwie dwóch lat Niemcy wydrążyli 230 tys. metrów korytarzy, z których tylko 90 tys. jest znane. W budowie brało udział ponad 70 tys. więźniów z pobliskich obozów koncentracyjnych oraz kilkadziesiąt niemieckich firm. Nieliczni, którym udało się przeżyć mówili, że zainstalowane tu zostały tajne laboratoria badawcze, z których jedno mieściło się w zamku Książ chronione przez SS-manów. Zagadką pozostaje, że prace w Olbrzymie trwały aż do 6 maja 1945 roku mimo, że wojna skończyła się już kilka dni wcześniej, a 4 tys. żołnierzy pilnujących kompleksu nie zostało przerzuconych do obrony Wrocławia. Świadczyć to może o tym, że Niemcy pracowali tam nad czymś zupełnie wyjątkowym. Hitler uparcie wierzył w skonstruowanie tzw. "Wunderwaffe (cudownej broni), która mogłaby odmienić losy wojny zaledwie w kilka dni przechylając szalę zwycięstwa na stronę niemiecką. Zatem w "Riese na V-1 czy też V-2 się nie skończyło.
Przed wkroczeniem wojsk radzieckich Niemcy wycofując się, zabili około 12 tys. jeńców oraz 4 tys. nadzorców, a podziemia dokładnie zabezpieczyli zawalając większą część po to żeby uniemożliwić ich późniejsze przeczesywanie.
Po kapitulacji III Rzeszy w Berlinie rozpoczęła dochodzenie komórka NKWD zajmująca się przesłuchiwaniem jeńców oraz oficerów niemieckich mających związek z tajnymi technologiami składowanymi na Dolnym Śląsku, której przewodzili płk. Władysław Szymański i gen. Jakub Prawin. Dokumenty ze śledztwa spisywano bez pomocy tłumacza i maszynistki, a następnie przesyłano specjalnym kanałem do Bieruta. A wszystko dlatego, że przesłuchania dotyczyły jak określił to jeden z badanych SS Jakob Sporrenberg "najtajniejszego projektu III Rzeszy. Nosił on nazwę CHRONOS, którego centralnym elementem było urządzenie o nazwie Die Golcke (Dzwon).
Było to urządzenie całkiem inne niż znane nam rodzaje broni, likwidujące wszystkich, którzy weszli mu w drogę. Miało ono kształt cylindra o wysokości około 2,5 metrów oraz średnicy 1,5 metrów, którego sercem był wirnik składający się z dwóch przeciwbieżnie wirujących mas wypełnionych rtęcią. Było to szokujące ponieważ teorie fizyczne mówiące o generowaniu przez dwie przeciwbieżnie wirujące masy pola antygrawitacyjnego (pole to prawdopodobnie neutralizuje przyciąganie ziemskie), są teoriami współczesnymi bazującymi na najnowocześniejszych osiągnięciach. Pojazd posiadający taki napęd mógłby swobodnie odrywać się od ziemi i z ogromną prędkością przemieszczać się w powietrzu. Jednak produktem ubocznym takiego silnika byłoby emitowane promieniowanie rentgenowskie i mikrofalowe o dużym natężeniu, które mogłoby spowodować efekty biologiczne polegające na niszczeniu żywych tkanek. Warto dodać tak na marginesie, że wyżej wymienieni wojskowi zginęli później w niewyjaśnionych okolicznościach.

Poza projektem Chronos realizowanym w Górach Sowich istniały jeszcze inne zwane "Vril czy "Haunebu z mechanizmem napędowym silnika o nazwie "Thule, którego centralnym elementem był Dzwon. Warto wspomnieć, że nazwy Vril czy Thule były nazwami okultystycznych organizacji działających w czasie wojny w III Rzeszy, których cele i zadania nie są znane do dziś. Obiekty te były budowane na terenie III Rzeszy (znacznie wcześniej niż te z Olbrzyma) przez najwybitniejszych niemieckich naukowców.

Pogłoski mówią, że w połowie roku 1934 powstał pierwszy okrągły samolot eksperymentalny RFZ-1 napędzany siłą antygrawitacji. Jednak jeszcze przed końcem tego roku towarzystwo Vril zakończyło budowę nowego samolotu w kształcie talerza zwanego RFZ-2, który od roku 1940 pełnił czynną służbę jako zdalnie sterowany samolot wywiadowczy. Miał udoskonalony napęd i po raz pierwszy sterowany był za pomocą impulsów magnetycznych, a mierzył zaledwie 5 metrów średnicy. Ponadto podczas lotu emanował różnobarwne światło w zależności od stanu napędu: czerwone, pomarańczowe, żółte, niebieskie, białe lub fioletowe. Jednak mimo sporych osiągów lotniczych, kierownictwo polityczne nie zwróciło na niego uwagi, co skłoniło Niemców do dalszych prac nad niekonwencjonalnymi broniami. SS-4 przystąpiła do pracy, których owocem był wcześniej wspomniany napęd "Thule skonstruowany na bazie konwertera techionowego kapitana Hansa Kohlera. Pod koniec roku 1938 zbudowano niewielki kolisty pojazd RFZ-4 o napędzie śmigłowym, który służył do badań, zachowania się w powietrzu obiektów w kształcie dysku. Na początku roku 1939 SS zbudowało RFZ-5, pierwszy duży pojazd o średnicy ponad 20 metrów, któremu nadano nazwę Haunebu-I. Po raz pierwszy wystartował on prawdopodobnie w sierpniu 1939 roku. Jego atutem była specjalna budowa układu napędowego, dzięki któremu miał on dużą ładowność. Dalszymi pracami nad obiektami kolistymi skonstruowano pojazd będący pośrednim rozwiązaniem. Był to pojazd o napędzie konwencjonalnym RFZ-7.
Lipcem 1941 roku pracom nadano większy rozmach. W planach był pionowo startujący samolot o napędzie odrzutowym, który w końcu roku 1942 przetestowano, gdzie wyszły na jaw potężne braki. W tym samym roku pracowano również nad napędzanym turbinowo latającym talerzem RFZ-7T, który miał kształt typowego dysku.
17 kwietnia 1945 roku Niemcy wypróbowali swoją nową broń odwetową nr 7. Był to bardzo dobrze znany pojazd V-7, helikopter ponaddźwiękowy wyposażony w ponad 12 agregatów turbo BMW-028. Podczas pierwszego lotu próbnego osiągnął pułap 23 800 metrów, a za drugim razem 24 200 metrów. Jak mówią inne źródła pojazd ten był poruszany również przy pomocy energii niekonwencjonalnej.
W 1942 roku nad poligonem doświadczalnym towarzystwa Vril krążył nowy pojazd latający Vril-1, który miał 1,70 m wysokości i 11 m średnicy. Odpowiadał on wymiarom myśliwca i jako taki był postrzegany o czym świadczyło jego uzbrojenie: 3 MK108 kalibru 3 cm i 2 MG17.
W czasie, kiedy trwały pracę nad Vril-1 stworzono zaawansowany projekt budowy dużego statku Vril-7, w którym zastosowano podobno napęd o wiele wykraczający naprzód Dzwonowi. Natomiast pod koniec roku 1942 grupa badawcza SS4 rozpoczęła budowę ulepszonego pojazdu Haunebu-II. Zmiany dotyczyły szkieletu obudowy układu napędowego jak i zewnętrznego wyglądu. Jego wymiary wahały się od 26 do 31 metrów średnicy i od 9 do 11 metrów wysokości, a jego prędkość wynosiła nieco ponad 6000 km/h. Haunebu-II były prawdopodobnie w pełni przygotowane do lotów kosmicznych, o czym świadczyły zaznaczone na planach pomieszczenia dla załogi, które miały być wykorzystane w przypadku długotrwałej podróży. Niektóre typy tych pojazdów miały przygotowane specjalne stanowiska bojowe na znajdujące się w obudowie działa na promienie "Donara.
Jeżeli chodzi o Haunebu, Niemcy mieli jak się okazuje jeszcze śmielsze plany. Istnieją bowiem plany ogromnych Haunebu średnicy przekraczającej 120 metrów. Wedle dokumentacji istniał prototyp Haunebu-III o średnicy około 70 metrów. Aby tego było mało jeszcze przed końcem wojny SS4 planowało budowę gigantycznego statku bazy, który dzięki napędowi wykorzystanemu w pojazdach typu Vril, wykorzystującemu siłę grawitacji, kilkaset ton jego masy nie stanowiło żadnego kłopotu w przemieszczaniu. Miał on powstać w zakładach "Zepelina i nosić nazwę Andromeda.

Wszystko brzmi jak z książki fantastycznej lecz bardzo możliwe jest, że Niemcy faktycznie byli w posiadaniu takowych pojazdów. Pytanie tylko, skąd mogli wiedzieć jak dokonać tak wyśmienitych konstrukcji bazujących przecież na najnowocześniejszych badaniach z zakresu fizyki, które nawet w czasach obecnych nie są do końca potwierdzone.
Prawdopodobnie odpowiedzi na pytanie należy szukać w towarzystwach okultystycznych, które to miały za pomocą medium kontaktować się z "Bogami, którzy przekazali im swoją wiedzę, a jak się później okazało z cywilizacją pozaziemską. Niemcy nawet dzięki przeprowadzanym seansom dokładnie wiedzieli skąd owa cywilizacja pochodzi. A mianowicie z gwiazdozbioru Aldebarana. Tylko po co cywilizacja będąca na wysokim szczeblu rozwoju miałaby udostępniać swoje technologie wyniszczającej się nawzajem ludzkości?
Być może jednak inspiracją Niemców były stare teksty indyjskie zwane Vymaanika Shaastra, znalezione w 1908 roku, które zwierają, co zdaje się być nieprawdopodobne, opisy konstrukcji maszyn międzygwiezdnych, zwane Vimanami, którymi poruszali się "Bogowie. Oto fragment opisu: "Konstrukcja musi być tak wykonana, aby była mocna i wytrzymała, jak wielkiego latającego ptaka, z lekkiego materiału. Wewnątrz należy zainstalować silnik rtęciowy z żelaznym aparatem podgrzewającym poniżej. Dzięki mocy zawartej w rtęci, która tworzy wir napędzający, człowiek siedzący wewnątrz może pokonywać ogromne odległości na niebie w najbardziej wspaniały sposób. Podobnie, wykorzystując proces opisany powyżej można budować vimanę tak dużą, jak świątynia Boga-w-Ruchu. Cztery mocne pojemniki z rtęcią muszą być wbudowane w konstrukcję wewnętrzną. Gdy zostają one podgrzane przez kontrolowany ogień z pojemników żelaznych, vimana rozwija moc gromu dzięki rtęci. I błyskawicznie staje się perłą na niebie.
Jak by nie patrzeć pomimo wielu hipotez zawsze mamy do czynienia z ingerencją z zewnątrz.

No dobrze, ale gdzie Niemcy ukryli swoje statki powietrzne? Wszystkie ślady wskazują, że mogą one być schowane w tajnej podziemnej bazie na Antarktydzie. Aby poprzeć tą hipotezę jesteśmy zmuszeni zajrzeć w historię i przypomnieć sobie o pewnym przedsięwzięciu mogącym mieć związek z "niemieckimi NOLami. Mowa tu o przedsięwzięciu Antarktis z roku 1938. Właśnie w tym roku z rozkazu Hermana Geringa rozpoczęto niezwykłą ekspedycję, której przewodził lotniskowiec "Schwabenlend. Jej celem było zdobycie pewnych obszarów Antarktydy, która zakończyła się sukcesem i zajęciem przez Niemców ogromnego terenu o powierzchni około 6000 kilometrów kwadratowych, który nazwano "Nową Szwabią. Nie jest ona byle jaką częścią Antarktydy, jest to nadająca się do zasiedlenia wolna od lodu kraina, z górami i jeziorami, do której nigdy dotąd nie dotarła żadna zagraniczna ekspedycja. Pod koniec II wojny światowej do "Nowej Szwabii zostały podobno skierowane całe flotylle niemieckich łodzi podwodnych, miedzy innymi super nowoczesne typy 21 i 23, które mogły zdołać pomieścić i zarazem przetransportować pojazdy typu Vril czy Haunebu.
Poparciem tego jest fakt, że alianci pod przewodnictwem admirała Buerda próbowali dokonać inwazji Antarktydy, która to oficjalnie była wyprawą badawczą. Jednak w jakim celu wysłano tam eskortę ponad 4000 żołnierzy, okręt wojenny, lotniskowiec i ogromne ilości zaopatrzenia? Prawdopodobnie Amerykanie chcieli zdobyć tam owe brakujące technologie. I tak po nie ujawnionej ilości straconych samolotów operacja ta została nagle po 8 tygodniach przerwana. Jakiż to bardzo dobry przeciwnik mógł odeprzeć ich inwazję?
Jest również faktem historycznym, że w tamtym czasie zaginęło 30 niemieckich okrętów podwodnych, które pod koniec wojny wyruszyły z portów bałtyckich. Były one wyposażone w system tlenowy Waltera, umożliwiający im przebywanie pod wodą całymi tygodniami. "
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bjar ty pomyśl ile by kosztowała taka ME jaskółka albo i nawet te okrągłe cuda znalezione w śniegach Antarktydy, a co tam!! Zwykła gapa z munduru!!!!.... mhhrrrrrrrrr na opłacenie wszystkich projektów renowacyjnych w Europie by starczyło. I jeszcze na muzea by zostało :D

Amerykanie ostatnio opanowali lądowania samolotami odrzutowymi na Antarktydzie... (misje DEEPFREEZE organizowane są do dzisiaj!!! jeśli dobrze pamiętam teraz z zaopatrzeniem dla tamtejszych baz naukowych przede wszystkim i w celu poznania lądu. A pierwsze misje amerykańskie zaraz po wojnie - te wojenne właśnie rzekomo się nazywały HighJump i DeepFreeze...)... to co? Pakujemy kufaje i wykrywki i lecimy :D?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc, o-błędny temat niemieckiego UFO (chyba raczej latającej zastawy stołowej") znów został odkopany?
Osobiscie proponuję by po przeczytaniu Witkowskiego sięgnąć po Rdułtowskiego (np. Syndrom V-7") --> warto! Ksiązka ostudzi zbyt gorące głowy. :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie