Skocz do zawartości

W roku 2060 Polską będzie mocarstwem


Rekomendowane odpowiedzi

Trochę science-fiction, żeby odpocząć po świętach :)

Dosyć ciekawa prognoza na przyszłość, wymyślona przez G. Friedmana. Jest to streszczenie jego nowej książki.

Link do artykułu o tej ksiązce:
http://wyborcza.pl/1,76498,6489310,W_roku_2060_Polska_bedzie_mocarstwem.html

W roku 2060 Polską będzie mocarstwem

Wojnę rozpocznie atak Japonii na amerykańskie strategiczne cele w przestrzeni pozaziemskiej 24 listopada 2050 r., w Święto Dziękczynienia. Z tej wojny Polska wyjdzie jako wielki wygrany, jednak jej straty będą sięgać kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Polska przejmie port w Rijece i bazy w zachodniej Grecji

Niespodziewane zawirowania w światowej gospodarce osłabiły apetyt na przewidywanie najbliższej przyszłości. Prognozy bardziej odległe są mniej ryzykowne. Mało kto jednak próbuje kreślić polityczny scenariusz świata za lat 50 czy 100. Takiego zadania podjął się George Friedman w świeżo wydanej książce „The Next 100 Years. A Forecast for the 21st Century ” („Następne sto lat. Prognoza na XXI w.”). Friedman to założyciel i szef Stratfor, czołowej prywatnej agencji wywiadu i prognozowania z siedzibą w Austin w Teksasie. Nazywa się ją czasem Shadow CIA, choć mnóstwo w tym przesady, a krytycy mówią, że jej opracowania to często koktajl analizy faktów i science fiction.

"The Next 100 Years zawiera scenariusze zaskakujące, czasem wręcz szokujące. Sam autor przypomina, że należy być gotowym na niespodzianki. Kto w 1800 r. przewidział, że sto lat później Stany Zjednoczone będą światową potęgą; kto w 1970 r. przewidział, że w 2007 r. Chiny znajdą się na czwartym miejscu w świecie pod względem PKB? Historia dostarcza wielu dowodów, że tak zwany zdrowy rozsądek to zwykle kiepskie narzędzie przewidywania przyszłości.

W książce Friedmana prominentne miejsce przypada Polsce. Jego scenariusz przewiduje, że wiek XXI będzie czasem umacniania się pozycji Stanów Zjednoczonych, osłabienia Rosji i Chin i pojawienia się, już w połowie wieku, nowych potęg, spośród których Japonia, Turcja i Polska odegrają rolę szczególną.

Pax Americana

Wbrew obiegowym tezom era dominacji USA dopiero się zaczyna, twierdzi Friedman. Dziś ich PKB jest wciąż większy niż Japonii, Chin i Niemiec razem wziętych. Amerykańska marynarka wojenna jest silniejsza niż łącznie flota reszty świata. Stulecie USA zaczęło się, pisze Friedman, w grudniu 1991 r., kiedy upadł Związek Sowiecki, ale XXI w. zaczął się naprawdę dziesięć lat później - 11 września 2001 r. Od tego czasu mówi się, że Ameryka i świat muzułmański będą zmagać się ze sobą przez stulecie.

To bzdura - powiada autor. Celem al Kaidy było nie tylko pokazanie słabości Ameryki, ale podważenie rządów w krajach muzułmańskich, które współpracują z Ameryką, takich jak Egipt, Arabia Saudyjska, Pakistan czy Indonezja. I to się nie powiodło, niezależnie od tego, jak chaotyczna i często nieefektywna była amerykańska odpowiedź. Dziś te zmagania wydają się konfliktem na generacje, ale za kilkanaście lat inne wyzwania usuną go w cień.

Potencjalnych źródeł geopolitycznych trzęsień ziemi w bieżącym stuleciu Friedman upatruje w pięciu regionach:

• basen Pacyfiku. Azjatycka jego krawędź to kraje zależne od handlu, a więc dostępu do oceanu, który kontroluje flota amerykańska. Chiny i Japonia mogą próbować kwestionować hegemonię USA w tym rejonie.

• Eurazja. Rosja znalazła się z punktu widzenia geopolityki w trudnej sytuacji. Jeśli nie zdoła poszerzyć swej strefy wpływów, grozi jej rozpad. Próby ekspansji mogą jednak wywołać konflikt ze Stanami Zjednoczonymi i Europą.

• Europa. Mówienie o niej jako o jednolitym organizmie jest iluzją. Jest to zbiór narodów, które kierują się indywidualnymi interesami.

• Świat islamu. W dłuższej perspektywie zdaniem Friedmana problemem jest nie tyle chaos w tym świecie, co możliwość pojawienia się państwa, które niezależnie od ideologii mogłoby stworzyć rdzeń koalicji. Historycznie największą siłą świata muzułmańskiego była Turcja - i to ona wydaje się najbardziej prawdopodobnym aktorem zdolnym tę rolę odegrać.

• Pogranicze USA i Meksyku. Do odegrania krytycznej roli predestynuje Meksyk jego położenie.

Chiny

Podczas swego spektakularnego rozwoju Chiny stały się wielkim importerem surowców i gigantycznym eksporterem. Każde osłabienie popytu zewnętrznego boleśnie dotyka tę gospodarkę i może doprowadzić do destabilizacji kraju, którego różne części niewiele ze sobą łączy. Interesy Szanghaju i innych ośrodków przemysłu na chińskim wybrzeżu zależą bardziej od tego, co się dzieje w Nowym Jorku czy Londynie, niż od Pekinu czy dalekiego interioru.

Reżim opiera się na dwóch filarach: biurokracji oraz kompleksie wojskowo-policyjnym. Trzeci filar, jakim była ideologia, praktycznie zniknął. Lojalność albo się kupuje, albo do niej zmusza. W razie poważnego kryzysu gospodarczego, który pociągnie za sobą nieuchronnie napięcia społeczne, rząd odwoła się do nacjonalizmu.

Najpierw Chiny zwrócą się przeciwko USA i Japonii, historycznym wrogom. Ale prawdopodobieństwo, że ta konfrontacja przybierze charakter militarny, jest znikome. Chiny mają zbyt słabą flotę. Z tego również powodu inwazja Tajwanu, nęcąca w teorii, w praktyce jest mało realna.

Najbardziej realny scenariusz dla Chin to zdaniem Friedmana osłabienie władzy centralnej w wyniku różnic interesów między prowincjami. Efektem byłby powrót do sytuacji sprzed Mao, którą charakteryzowała konkurencja, a nawet konflikty między prowincjami. Chinom nie starczy sił na agresywną politykę zewnętrzną. Pod ciężarem własnych problemów będą się raczej bronić przed innymi, niż atakować.

Rosja

Inaczej w przypadku Rosji, która czuje się zagrożona i mocno przegrana w wyniku geopolitycznych zmian w minionych dwóch dekadach. Rosja będzie w nadchodzących latach agresywnie spoglądać na zewnątrz - już dziś stanowi bezpośrednie strategiczne zagrożenie dla Europy. Nie jest zainteresowana jej podbojem, ale odzyskaniem kontroli nad terytorium dawnego ZSRR. Z rosyjskiego punktu widzenia jest to krok defensywny - próba ustanowienia pewnej minimalnej strefy wpływów. Ale taki krok miałby ogromny wpływ na losy co najmniej trzech krajów bałtyckich - członków UE.

Oczywiście kraje Europy Wschodniej nie chcą dopuścić do restauracji pozycji Rosji. Kluczową kwestią jest to, co może, i co zechce uczynić reszta Europy, a zwłaszcza Niemcy.

W świecie głodnym energii rosyjski eksport ropy i gazu działa jak heroina. Uzależnienie jest obustronne. Rosja użyje swych bogactw, aby odbudować potencjał militarny, odzyskać bufory chroniące ją przed resztą świata, stworzyć nową równowagę sił w Europie. Swe wysiłki skupi w trzech regionach.

Pierwszy to Kaukaz. Dziś zajmują go: prorosyjska Armenia, prozachodnia Gruzja i antyormiański i bliski Iranowi i Turcji Azerbejdżan. Zważywszy na strategiczne znaczenie Kaukazu dla Rosji, nie jest ona skłonna do kompromisu w Czeczenii. Z tego również powodu Gruzja jest tak ważnym elementem w rosyjskiej łamigłówce. Ani USA, ani Turcja nie chcą, aby Rosja odzyskała pełną kontrolę nad Kaukazem.

Drugi to Azja Centralna - między Morzem Kaspijskim i granicą z Chinami. Ważny zarówno ze względu na zasoby energii, jak i pogranicze z Iranem i Afganistanem oraz bliskość Pakistanu. Rosja zgodziła się na tymczasową obecność militarną USA na tym terenie, ale wszystko wskazuje na to, że wkrótce odzyska kontrolę nad swym dawnym azjatyckim podbrzuszem.

I wreszcie trzeci region, zdecydowanie najważniejszy i dla Rosji, i dla Zachodu, a zatem teren najostrzejszej konfrontacji, czyli Europa. Rosja nie wyobraża sobie bezpiecznego bytu bez kontroli nad Białorusią i Ukrainą. Myśl o Ukrainie jako członku NATO jest dla niej nie do przyjęcia. Aby takiemu scenariuszowi zapobiec, nie musi mobilizować armii. Wystarczy wywiad, służby specjalne i szantaż ekonomiczny. Zdaniem Friedmana to tylko kwestia czasu, kiedy Moskwa zyska kontrolę nad Kijowem, a następnie także nad krajami bałtyckimi.

Konfrontacja nie dokona się nagle, ale będzie postępować aż do chwili, gdy w końcu drugiej dekady rosyjskie siły zbrojne będą w stanie zagrozić każdemu w Europie. Rosja stoi twarzą w twarz z grupą krajów, które nie są w stanie same się obronić, i NATO, które jest skuteczne tylko wówczas, gdy Ameryka jest gotowa do użycia siły.

Istota polityki USA w Eurazji jest prosta: nie dopuścić do dominacji jakiegokolwiek mocarstwa. Jeśli Chiny poważnie się osłabią, a Europejczycy będą słabi i podzieleni, w interesie Ameryki będzie uniknąć globalnej wojny, skupiając uwagę Rosji na Polsce i krajach bałtyckich. Najlepszy na to sposób to transfer technologii. Pod koniec nadchodzącej dekady ta metoda zyska na efektywności, gdyż nowa technologia militarna zmniejszy znaczenie liczebności wojsk. Granica z Polską i krajami bałtyckimi okaże się najlepszym sposobem hamowania rosyjskich ambicji.

Rosjanie nie zdecydują się na bezpośredni atak. Będą natomiast wywierać presję na USA w innych częściach Europy, na przykład próbując destabilizować kraje na swej zachodniej granicy, takie jak Słowacja czy Bułgaria.

Ale głównym celem Rosji będzie rozbicie NATO i izolacja Europy Wschodniej. Kluczem do tego celu są Niemcy, a potem Francja. Żaden z tych krajów nie chce konfrontacji z Moskwą. Niemcy potrzebują rosyjskiej energii. Moskwa będzie przekonywać Berlin, że Ameryka próbuje go użyć jako pionka dla powstrzymania Rosji, a przecież Rosję i Niemcy łączy wspólny interes - stabilny, neutralny bufor między nimi w postaci Polski.

Rosja może nawet zaoferować krajom bałtyckim autonomię w kontekście szerokiej federacji, zaś Polsce gwarancję bezpieczeństwa w zamian za redukcję sił zbrojnych i neutralność. Alternatywa - wojna - nie leży ani w interesie Niemiec, ani Francji.

Ten argument, zdaniem Friedmana, zapewne zadziała. Ale konsekwencje okażą się daleko inne od zamierzonych.

Gdy Niemcy zawetują w NATO poparcie dla Europy Wschodniej, Rosjanie będą oczekiwać, że Polacy i reszta nie będą mieć wyboru. Tymczasem stanie się inaczej, ponieważ Waszyngton zwiększy poparcie dla tego regionu. Powstanie blok krajów wspieranych przez Amerykę, a odpowiedzią Rosjan będzie presja w innych częściach świata.

Około 2020 r. ten konflikt urośnie do rangi głównego globalnego problemu. Ameryka przyspieszy poszukiwanie alternatywnych źródeł energii, podczas gdy Rosja skupi się na modernizacji swego potencjału wojskowego.

Niezależnie jednak od tego, co zrobi reszta Europy, Polska, Czechy, Węgry i Rumunia nie poddadzą się rosyjskiej presji. Północne równiny Polski staną się główną linią konfrontacji. Rosja, z kurczącą się ludnością, gospodarką opartą na eksporcie surowców oraz wewnętrznymi napięciami, zacznie na początku trzeciej dekady tracić wolę walki - twierdzi Friedman.

2030 - wyłania się Nowy Świat

Rozpad Rosji spowoduje chaos w Eurazji. Utrata kontroli przez centralny rząd w Moskwie doprowadzi do secesji całych regionów, nawet tak rzadko zaludnionych jak rejon Pacyfiku. To samo spotka Czeczenię i inne regiony muzułmańskie, a także Karelię, powiązaną ze Skandynawią. Jednocześnie proces dezintegracji będzie przebiegał w Chinach.

Eurazja stanie się "rajem dla kłusowników. Trzy kraje w szczególności zdołają to wykorzystać. Na celowniku Tokio znajdą się rosyjskie rejony Pacyfiku i wschodnie Chiny. Turcji da to okazję do umocnienia pozycji na Kaukazie, a nawet dalej. Wreszcie koalicji krajów Europy Wschodniej pod przywództwem Polski umożliwi to nie tylko powrót do dawnych granic, ale także budowę barier przeciwko ewentualnej restauracji państwa rosyjskiego.

Procesy te wzmocnią pozycję USA, ponieważ Japonia, Turcja i Polska to ich sojusznicy. Ale czas wystawi te sojusze na ciężkie próby.

Aby kontrolować tereny od Władywostoku i Sachalina do Szanghaju, Japonia zbuduje silniejszą flotę. Nowa asertywność Tokio zaniepokoi Koreę i Chiny, a także podważy dotąd niekwestionowaną dominację floty USA na Pacyfiku. Doprowadzi to w końcu do sojuszu Korei (do tego czasu zapewne zjednoczonej), Chin i Ameryki.

W tym samym czasie Turcja stanie się najsilniejszym państwem świata islamu i zacznie odgrywać rolę lidera regionu. Wprawdzie Arabowie nie mają powodów, by darzyć Turków sympatią, ale zważywszy że pozostałe liczące się potęgi w rejonie Bliskiego Wschodu to Izrael i Iran, Turcja będzie w sumie bardziej do zaakceptowania.

Amerykanie powitają to z radością. Będzie to nagroda dla bliskiego sojusznika, a ponadto przyniesie stabilizację w tradycyjnie niespokojnej części świata. Pod tureckim wpływem Zatoka Perska stanie się też bardziej przewidywalnym źródłem zaopatrzenia w energię. Wreszcie Turcja będzie blokować ambicje Iranu.

Ale z czasem natura relacji ulegnie zmianie. Ameryka nie przepada za regionalnymi hegemonami. Z drugiej strony Turcja zacznie postrzegać USA jako zagrożenie dla swoich interesów w tym rejonie. Od chwili upadku imperium otomańskiego kraj sekularny, ale o odradzających się siłach religijnych, Turcja może zaprząc energię muzułmańską na rzecz forsowania własnych interesów i ustawić się w roli islamskiego superpaństwa. Z pozycji biernych sojuszników kraje muzułmańskie popchnie to na pozycje energicznych udziałowców w tureckiej ekspansji, co z kolei wywoła niepokój Ameryki. We wschodnim rejonie Morza Śródziemnego pojawiłby się bowiem groźny rywal.

Europa Wschodnia, w obliczu słabości i częściowego rozpadu Rosji, nie zdoła okiełznać pokusy marszu na wschód.

2040 - preludium do wojny

Dla Ameryki najważniejszą sprawą stanie się przyszłość basenu Pacyfiku. Coraz bardziej agresywna polityka Japonii w stosunku do Chin i Syberii będzie budzić irytację w Waszyngtonie. Z kolei fakt, że USA staną się protektorem bezpieczeństwa Chin, będzie przedmiotem irytacji w Tokio.

Niestabilność w Syrii i Iraku, a także na Bałkanach zachęci Turcję do odnowy swych wpływów na tych terenach z czasów imperium otomańskiego. Na Bałkanach Turcja będzie wchodzić w konflikt z Węgrami i Rumunią, sojusznikami Ameryki. Zdobędzie kontrolę nad Kanałem Sueskim, co otworzy jej drogę na Półwysep Arabski, i zacznie rozszerzać swe wpływy w Afryce Północnej. Silna pozycja Turcji w Zatoce Perskiej, rejonie o krytycznym znaczeniu dla zaopatrzenia Japonii w energię, doprowadzi te dwa kraje do ścisłej współpracy, co jeszcze bardziej zaniepokoi Amerykę.

Tymczasem w centralnej Europie Niemcy, uginające się pod ciężarem starzejącego się społeczeństwa, nie będą miały siły stawić czoła „polskiemu blokowi” - by użyć terminu Friedmana. Polska zasymilowała i rozwinęła ekonomicznie zachodnie tereny dawnego imperium rosyjskiego i w trakcie tych działań stworzyła silny blok gospodarczy. Podstawowa słabość tego bloku to ograniczony dostęp do mórz. Dysponuje wprawdzie portami bałtyckimi, ale niewiele trzeba, aby je zablokować. Jedyną alternatywą będzie szukanie portu na Adriatyku. Ale Turcja nie będzie przyglądać się spokojnie, jak Polska zbliża się do Morza Śródziemnego.

Polski blok zderzy się z Turcją także w Rosji, gdyż tureckie wpływy sięgną Ukrainy. W tej sytuacji Polacy będą bardzo potrzebować wsparcia Ameryki, która postawi na transfer technologii. Polska zabierze się do rozbudowy potencjału morskiego i powietrznego. Do 2045 r. polski blok zapewni sobie kontrolę nad Rijeką i powiększy się o Słowenię i Chorwację. Oba te kraje będą szukać w Warszawie wsparcia w rywalizacji z Serbią i Bośnią.

Niemcy będą się temu przyglądać z niepokojem, po cichu popierając Turków. Mogliby zablokować Bałtyk, odcinając szlaki z Ameryki do Polski. Musieliby jednak być najpierw pewni zwycięstwa Turcji. Ponieważ takiej pewności mieć nie będą, zagrają na zwłokę.

Tymczasem Amerykanie będą zbroić Polskę, wzmacniać Indie, Koreę i Chiny oraz własne siły na Pacyfiku i Morzu Śródziemnym. Uczynią wszystko, aby zdusić Turcję i Japonię, samemu się bezpośrednio nie angażując. Ograniczą import towarów japońskich i tureckich, a także eksport technologii, zwłaszcza o potencjalnej wartości militarnej. Poprzez polski blok poprą rosyjskie i ukraińskie ruchy nacjonalistyczne na terenach kontrolowanych przez Turcję.

Do eskalacji napięć dojdzie wówczas, gdy USA, przekonane o swej dominacji w powietrzu, po zainstalowaniu nowej rewolucyjnej technologii militarnej opartej na systemach umieszczonych w przestrzeni kosmicznej zażądają od Turcji i Japonii wycofania wszystkich sił zbrojnych na tereny wewnątrz ich oryginalnych granic oraz zagwarantowania prawa żeglugi przez Morze Czarne, Bosfor i Morze Japońskie. Takie rozwiązanie podważyłoby całą strukturę gospodarki Japonii i w praktyce oznaczałoby to oddanie przez Turcję Polsce Bałkanów, Ukrainy jak również południowej Rosji.

Ameryka nie będzie oczekiwać, że Turcja i Japonia skapitulują w obliczu takiego ultimatum, ale raczej, że powstrzymają się przed dalszą ekspansją. Ale adresaci tych żądań inaczej je odbiorą i zaczną wspólnie przygotowywać się do wojny.

Sojuszowi turecko-japońskiemu bardzo będzie zależeć na wsparciu ze strony liczącej się sił w Europie, najlepiej Niemiec. Berlin zachowa jednak wstrzemięźliwość w obawie, że jego przyłączenie się do osi Tokio - Stambuł sprowokuje USA do działania. Niemcy pomyślą także, że w razie przegranej Polski sami staną w obliczu Turków nad Dunajem, i taka perspektywa dodatkowo ostudzi ich zapał. Postanowią znów poczekać.

2050 - wojna

O ile do tej pory Friedman skupiał się na prognozach geopolitycznych, nie zagłębiając się w szczegóły, to zasadniczo zmienia styl narracji, gdy przychodzi do opisu wojny w połowie stulecia. Aby to uczynić, powiada, "muszę udawać, że wiem więcej, niż wiem. Muszę udawać, że znam czas i daty bitew i szczegóły tego, jak się będą rozgrywały.

Jest to jego zdaniem niezbędne, aby zrozumieć naturę nowego typu wojen. Armie XXI w. będą znacznie mniejsze niż w przeszłości, wyposażone w technikę, która zapewni szybkość i dokładność. Pozwoli to oddzielić żołnierza od cywila, uniknąć sytuacji, gdy niszczy się całe miasta, aby zburzyć jeden budynek. Krytyczną rolę w wojnie połowy stulecia odegrają systemy satelitów, nawigacji i ataku z powietrza. Ich obsługą zajmą się stacje umieszczone na stałe w przestrzeni pozaziemskiej. Ważnym elementem amerykańskiej strategii militarnej staną się również bezzałogowe pojazdy o prędkości ponaddźwiękowej, a na Ziemi - roboty.

Spadnie natomiast znaczenie broni nuklearnej. Do tego czasu minie przeszło sto lat od chwili jej wynalezienia i nie będzie tajemnicą, jak ją zbudować i przenosić do celu. Ale intencją w wojnie będzie obrona narodowych interesów, a nie narodowe samobójstwo.

W scenariuszu Friedmana wojnę rozpocznie nieoczekiwany i zmasowany atak Japonii na amerykańskie strategiczne cele w przestrzeni pozaziemskiej 24 listopada 2050 r., w Święto Dziękczynienia. Zaskoczenie będzie kompletne i w ciągu kilku godzin większość systemów zniszczona.

Pół godziny później do akcji wkroczy Turcja. Jej rakiety, wystrzelone również z pojazdów bezzałogowych, trafią w amerykańskie siły w Europie i Azji. Polski blok poniesie jeszcze większe straty w pierwszych godzinach wojny. Ale te cywilne będą niewielkie.

Koalicji (termin, który Friedman rezerwuje dla sojuszu japońsko-tureckiego, do którego później przyłączą się Niemcy) zależy na zmuszeniu Ameryki do akceptacji strefy wpływów Tokio i Stambułu. Choć USA i sojusznicy poniosą ogromne straty w pierwszych godzinach wojny, Waszyngton odrzuci ofertę, jaką wieczorem 24 listopada złoży mu Koalicja.

USA rozpoczną kontratak z eksperymentalnych stacji na Księżycu, które przetrwają, i z tajnych stacji na Ziemi zbudowanych kilkanaście lat wcześniej, zanim Japonia dysponowała systemem satelitów wywiadowczych. Jednocześnie za pośrednictwem neutralnych do tej pory Niemiec Waszyngton będzie sondować możliwości negocjacji z Tokio i Istambułem, grać na zwłokę i ruszy z odbudową zniszczonego potencjału.

W tym czasie Japonia podejmie próby aneksji nowych terenów w Chinach, ale będzie mniej agresywna niż w Europie Turcja, dla której celem stanie się zniszczenie polskiego bloku. Tureckie siły lądowe ruszą na północ z Bośni w kierunku na Słowację, Ukrainę i Rumunię. Okupacja Węgier otworzyłaby drogę na Polskę. Jeśli Polacy zdecydują się na koncentrację sił na równinach węgierskich, aby bronić Budapesztu, do akcji wkroczy tureckie lotnictwo.

Warszawa poprosi Waszyngton o szybkie wsparcie, aby powstrzymać Turków wcześniej, jeszcze w Chorwacji. Ale Amerykanom zabraknie rezerw. Turcy w ciągu kilku tygodni podbiją Węgry. Rumunia skapituluje. Cała południowo-wschodnia Europa, łącznie z Ukrainą, wpadnie w ręce Turcji. Zostanie tylko Polska.

W lutym 2051 r. USA zaangażują znaczną część sił powietrznych w zmasowany atak na Turków, od południowej Polski aż po centra logistyczne w Bośni i dalej na południu. Turcja poniesie duże straty i zacznie wątpić, czy jest w stanie wygrać wojnę. Złoży ponownie propozycję Niemcom. Tym razem w zamian za pomoc w walce z Polską zaoferuje, że po wojnie wycofa się na Bałkany, zatrzymując dla siebie tylko Rumunię i Ukrainę. Resztę zostawi Berlinowi.

Niemcy postanowią podjąć to ryzyko. Porażka Turcji oznaczałaby potężną Polskę w sojuszu z USA na zachodniej granicy. Zmobilizują swe siły i wiosną 2051 r. uderzą na Polskę. Pozyskają do tego przedsięwzięcia Francję i kilka innych krajów, choć ich uczestnictwo będzie miało raczej charakter polityczny a nie militarny.

Wielka Brytania nie ma ochoty angażować się w wojnę, ale zdaje sobie sprawę, że nie ma już miejsca na neutralność. Wizja kontynentu zdominowanego przez Niemcy, tym razem u boku Turcji, stanowi dodatkowy doping, aby po cichu wesprzeć Amerykę i Polskę. Londyn przeniesie sporą część swych nielicznych, ale nietkniętych sił powietrznych do Ameryki, gdzie będą bezpieczniejsze.

Amerykańskie, brytyjskie, chińskie i polskie dowództwo wypracuje strategię, w myśl której Polska stawia opór i powoli ustępuje, gra na czas, którego alianci bardzo potrzebują. Turcy i Niemcy początkowo oszczędzają polski system energetyczny, ponieważ sądzą, że polski prąd przyda się po zwycięstwie. Polacy natomiast wycofując się, niszczą własną sieć, zmuszając Turcję i Niemcy do transportowania ogromnych ilości energii do zasilania ofensywy. Wreszcie latem 2051 r. Koalicja rozpoczyna ataki powietrzne na polski system energetyczny.

Polaków wesprze wtedy kilkanaście tysięcy żołnierzy amerykańskich, a w końcu 2051 r. z pomocą przyjdzie lotnictwo brytyjskie. Wszystko to zwolni ofensywę turecko-niemiecką.

Krytyczne stanie się zaopatrzenie Polski w energię. Po raz pierwszy w historii na taką skalę Amerykanie użyją nowej technologii generowania energii. W krótkim czasie rozmieszczą na terenie Polski tysiące przenośnych odbiorników energii mikrofalowej emitowanej z przestrzeni powietrznej. Zmieni to całą architekturę zaopatrzenia energetycznego armii. To tak jakby telefony komórkowe nagle zastąpiły tradycyjną telefonię kablową.

Turcy i Niemcy będą zdezorientowani. Nie będą w stanie przełamać przewagi, jaką siły polsko-amerykańskie zyskają w sferze zaopatrzenia w energię.

Latem 2052 r. Ameryka będzie gotowa do decydującego uderzenia. Zmasowane ataki powietrzne zniszczą potencjał militarny Japończyków, Turków i Niemców. Problemem stanie się teraz nie zwycięstwo, ale uniknięcie ataku nuklearnego ze strony zdesperowanej Koalicji. Ameryka nie zażąda więc bezwarunkowej kapitulacji. Celem nie będzie zniszczenie wroga, ale ustanowienie akceptowalnego nowego układu sił. W myśl ustaleń pośpiesznie zwołanej konferencji pokojowej Turcja wycofa się na południe Bałkanów, zostawiając Chorwację i Serbię jako strefę buforową, zaś Japonia wyjdzie z Chin.

Zwycięzcy nie wszystko zyskają, a pokonani nie wszystko stracą. Podczas gdy II wojna światowa kosztowała życie blisko 50 milionów ludzi, ofiar wojny 2050 r. będzie około 50 tys., większość w Europie i Chinach.

2060 - Złota Dekada

Najważniejszy rezultatem wojny będzie traktat przyznający Stanom Zjednoczonym wyłączność na militarne użycie przestrzeni kosmicznej.

Polska wyjdzie z tej wojny jako wielki wygrany, jednak jej straty będą sięgać kilkudziesięciu tysięcy ludzi, a infrastruktura będzie poważnie zniszczona. Polska przejmie port w Rijece i bazy w zachodniej Grecji, aby powstrzymać ewentualne zapędy Turcji. Z punktu widzenia terytorialnego odzyska imperium, które miała w XVII w., i jeszcze do niego doda.

Ale Amerykanie nie będą zadowoleni z polskiej dominacji w Europie. Zachęcą więc Wielką Brytanię, aby wzmocniła swą rolę na kontynencie. Londyn weźmie na siebie organizację bloku przypominającego odrobinę NATO, z zadaniem odbudowy zachodniej Europy i powstrzymania ewentualnej ekspansji Polski na zachód od Niemiec, Austrii czy Włoch.

Ameryka będzie zabiegać o poprawę relacji z Turcją, a Stambuł, w obawie przed Polską, chętnie się na to zgodzi. Polska poczuje się zdradzona przez USA, ale te zrozumieją, że wspierając Wielką Brytanię i Turcję, budują korzystną dla siebie równowagę w Europie.

Tytuł rozdziału "Złota Dekada odnosi się do sytuacji USA. Zwycięstwo w wojnie i nowy układ sił zbiegnie się w czasie z boomem gospodarczym i technologicznym. Postępy genetyki wyeliminują szereg chorób i wydłużą ludzkie życie. Wiele z tych zdobyczy nauki wzbudzi jednak kontrowersje natury moralnej i na tym tle powstaną napięcia społeczne w kraju. Reszta świata będzie postrzegać USA jeszcze bardziej jako kraj niebezpieczny, brutalny i zdradliwy, ale jednocześnie z uwagi na swą siłę budzący respekt i zazdrość.

Dość nieoczekiwanie źródłem kłopotów stanie się w ostatniej kwarcie stulecia asertywność południowego sąsiada, Meksyku. Szybkiemu wzrostowi proporcji Latynosów w populacji USA towarzyszyć będą żądania zwrotu Meksykowi terenów anektowanych w 1848 r. W chwili gdy dobiegać będzie końca wiek XXI, zasadnicze pytanie, w opinii Friedmana, brzmieć będzie następująco: "Ameryka Północna to centrum ciężkości światowego systemu, ale kto będzie kontrolować Amerykę Północną?.
***
Prawdopodobieństwo, że sprawdzą się scenariusze Friedmana, wydaje się dziś niesłychanie nikłe. Jego wizja XXI w. jest jednak warta refleksji, zwłaszcza gdy tyczy to Polski. Od czasu do czasu nie bez odrobiny dumy przypominamy, że był taki czas w historii, gdy byliśmy potęgą od morza do morza, gdy nasza husaria ratowała Europę przed hordą, gdy okupowaliśmy Moskwę.

Czy nęci nas scenariusz Polski mocarstwowej, a jeśli tak, to za jaką cenę? Czy od Polski władającej portami Adriatyku i walczącej z koalicją Niemiec i Turcji nie wolelibyśmy spokojnego kraju na spokojnym kontynencie, z autostradami, szybką i punktualną koleją, porządną, dostępną dla wszystkich służbą zdrowia, wysokiej klasy edukacją i publiczną kasą dostatecznie pełną, aby wspierać narodową kulturę? I może na taką Polskę nie trzeba czekać pół wieku?

Andrzej Lubowski"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wstawic zamiast USA, Francje i niewiele to sie rozni od tego radzaju duman sprzed drugiej wojny a niektore watki siegaja jeszcze 19 wieku jezeli nie wczesniej. Zasadniczy problem z tego rodzaju dewagacjami jest taki ze autorzy zawsze mysla kategoriami historii i swojego systemu wiary, polityki i logiki (czyli np w tym przypadku uwazaja ze caly swiat mysli po amerykansku, ma amerykanskie aspiracje, holduje tym samym zasadom), oraz ze realia bio-geograficzne pozastaja bezzmienne (tzn niezmienna jest wartosc bogactw naturalnych, realii atmosferycznych, ksztalt mas ladowych itd). A faktem jest ze w roznych czesciach swiata ludzie mysla i wierza inaczej i co jakis czas wyskakuja nowe sposoby myslenia, nowe koncepcje zupelnie niemozliwe do racjonalnego przewidzenia.

Matka przyroda tez lubi platac figle i warto zapamietac jak kolosalnie przewrocil na glowe caly swiatowy system polityczny ostatni wybuch super-wulkanu na pocztku pierwszego tysiaclecia pne. Nie bardzo widze w tych dewagacjach roli global warming i raczej zapomnielismy o polkontynencie Indyjskim wogole, a tym bardziej ze bedzi bardzo istotnie tym zjawiskiem dotkniety.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wreszcie koalicji krajów Europy Wschodniej pod przywództwem Polski umożliwi to nie tylko powrót do dawnych granic, ale także budowę barier przeciwko ewentualnej restauracji państwa rosyjskiego."- ...i wróci, wróci do nas Lwów..." :D mnie się tam podoba, szkoda tylko, że tak długo hehe.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodac nalezy do dewagacji politycznych potencjalne skutki zakaznych chorob. Chyba nikt w medycynie nie watpi ze era antybiotykow zapoczatkowana pod koniec 2WS dobiega konca i ze pandemiki w przeciagu nastepnych 50 lat sa prawie nieuniknione. Jest wiecej niz prawdopodobne ze biologicznie slabsi obywatele panstw '1ego swiata' beda mieli bez porownania wieksze straty. Bedzie to mialo olbrzymie reperkusje, nie do konca obliczalne.

A teraz ad sprawy czysto wojskowe. Typowym, moim zdaniem, przykladem glownej wady Amerykocentrycznego wywodu Friedmanna jest to ze akurat Amerykanie robia wielki wynalazek ktory wygrywa jego wojne. A Historia powinna nas uczyc ze nie zawsze tak jest. Kto mogl przypuscic piszac w 1809 ze niczym nie wyrozniajaca sie odnoga szczepu malego narodu w sporym na owe warunki panstwie, w przeciagu kilkunastu lat opanuje wiekszosc poludniowej Afryki. Polaczenie nowej technologii, z umozliwiona przez nia nowa taktyka i preznym dowodztwem wojskowym i militarnym stworzylo nowe imperium Zuluskie. Na skale europejska to jakby, powiedzmy Walia, rozgromiwszy armie Wielkiej Brytanii, stala sie przywodca Imperium i potem podbila w mniej niz 20 lat cala zachodnia Europe.

Po prostu jest w przyszlej historii tyle niewiadomych, ze rownie dobrze mozna pojsc do wrozki. A tak swoja droga moze i lepiej. Moj dziadek, kompletny skeptyk, dal sie przekonac kolegom w WP w ZSSR zeby z nimi poszedl. Wywrozyla mu ze bedzie wolny ale kraju swego juz nie zobaczy. Wowczas uwazal to za dowod ze wrozenie to wielka lipa bo jakto: przeciez albo Moskale go nie puszcza albo wroci do wolnego kraju. A jednak zmarl w Anglii w 1982 na wolnosci ale Polski juz nigdy nie zobaczyl.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie