Skocz do zawartości

Wrzesień '39 - dezercje.


Gość AK 77

Rekomendowane odpowiedzi

Chciałbym poruszyc temat dezercji w armii polskiej we wrześniu '39 roku. Czesto czyta się, że np. po bombardowniu oddział rozproszył sie i potem części zołnierzy nie można było się doliczyć". Jaka była skala tego zjawiska na poczatku września i na końcu ?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 51
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi
Armia powołała mnie niedawno na ćwiczenia rezerwy, jako d-cę plutonu. Był taki bajzel, że kadra nie wiedziała do końca, ilu ma rezerwistów i kto gdzie jest przydzielony. W dodatku miała przyjechać kontrola ze Sztabu Generalnego i panika była totalna. Pomyślałem sobie, że gdyby naprawdę wybuchła wojna, to połowa chłopaków pewnie zaraz by gdzieś zniknęła i nikt by się nie zorientował. To może zbyt odległa dygresja w stosunku do września '39, ale przez chwilę wyobraziłem sobie, jaki wtedy musiał być bałagan... Niekoniecznie musiały to być dezercje, częś żołnierzy po prostu gubiła się i nie trafiała do macierzystych oddziałów.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja oglądałem kiedyś program, w którym wypowiadał się jakiś weteran. Opowiadał jak całe oddziały nocami wiały na południowy wschód, a w dzień spały po stodołach (samoloty). Często nawet nigdy nie spotkali Niemców. Jak oddział tegoż weterana" trafił na sobie podobny, to mówili, że są w rozsypce. Po czym każdy wiał w swoim kierunku.
Wiem, że tego typu wypowiedzi są bardzo niepopularne, ale każdy medal ma dwie strony. Ta druga strona nie zawsze musi być chwalebna.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego własnie chciałem poruszyc ta część mniej chwalebna w naszej armii. Myślę że znaczenie miało tu równiez zróżnicowanie narodowościowe w polskiej armii ( Niemcy, Ukraińcy, Białorusini, Żydzi, Litwini ). W niktórych opracowaniach czyta się że żołnierze narodowości ukraińskiej bardzo dzielnie spisywali sie, i to do ostatnich dni września walcząc we wschodniej Polsce skad tylko krok mieli do domu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdarzało się, że brakowało broni dla ochotników, poczas, gdy inni nigdy swojej nie użyli. Nie sądzę również, aby dobrą klasyfikacją było ocenianie udziału żołnierzy w walce we wrześniu '39 pod względem ich narodowości - największą rolę odgrywała raczej organizacja, osobowość dowódcy i ogólny poziom dyscypliny w oddziałach, dlatego niektóre związki operacyjne stawialy zacięty opór, a inne poszły w rozsypkę.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam.
Moim zdaniem skala była spora, lecz rzeczywiście częściej nie była to dezercja w ścisłym tego słowa znaczeniu - ale gubienie się" żołnierzy. Jest to zrozumiałe, tym bardziej, że większość ruchów wojsk po 3 wrzesnia odbywało się nocami, pod osłoną lasów, często pod ostrzałem. Wyczytałem, że 36 DP, wycofując się lasami z Końskich na Iłżę straciła w wyniku nocnych przemarszów (na etapie około 40 km w dwie noce) ponad 1/4 stanu osobowego !!!!! A więc ładnych parę tysięcy żołnierzy. Ilu z nich zdezerterowało, a ilu się zagubiło??? tego się pewnie nie dowiemy.

Pozdrawiam
MILBAS
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potwierdzam - straty marszowe osiągnęły 30% stanu osobowego ,ale nie było to pare tysięcy żołnierzy -
36 DPrez. nie była w pełni kompletna ,a w marszu 7-8 września brały udział I i II batalion z 165 pp rez. ,I ,II i III batalion z 163 pp rez. bez artylerii oraz atalion zbiorczy" z rozbitej 7 DP maszerujący w tyle oddziałów 36 DPrez.

pzdr

bjar_1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzeba również pamiętać, że znaczna część jednostek WP została zmobilizowana dopiero po ogłoszeniu mobilizacji powszechnej. Te jednostki do walki wchodziły niekompletne i co bardzo znaczące iezgrane". Żołnierzom wydawano sprzęt i bez żadnego przygotowania wysyłano w miejsca koncentracji dywizji (nie było innego wyjścia). Do tego takie odziały walczyły w skarjnie trudnych warunkach przy gigantycznej oprzewadze liczebnej wroga (Armia Prusy). Nie truno się zgubić w takim chaosie jeżeli nawet nie zna się ludzi ze swojego odziału.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żołnierze narodowości ukraińskiej, białoruskiej i żydowskiej po 17 IX najczęsciej dali nogę. Niektóre plutony poprostu opustoszały - tak było pod Tomaszowem Lubelskim.
Dezercje Polaków ... hmm .. tak sobie kiedyś myslałem, że jakby do mnie strzelali przez 3 tygodnie, cały czs w odwrocie, nic do żarcia od 2-3 dni, prawie zero snu - nocą odskoki w dzień walki osłonowe - a w dodatku się dowiadujesz, że Wódz Naczelny" dał nogę z kraju, że druga armia wali nóż w plecy, że moja rodzina już pod Niemcem ... to jakbym nie miał dobrego, szanowanego oficera nad sobą .. też dałbym nogę.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na pówyspie Helskim próbe dezercji czy też raczej buntu próbowały odziały złożone z kaszubów są na ten temat wzmianki z notatek żandarmeri wojskowej , wysłano ich potem na na pierwszą linie walk .
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam.
Czasem gdy rozmawiam ze starszymi już ludżmi słysze takie podobne wypowiedzi -chłopaku na pierwszej wojnie zabijałem na drugiej już strach i sumienie mi niepozwalało wiec uciekałem".
A co do totalnego bałaganu w armi to przytocze pewien okres z własnej służby wojskowej :)(jesień 01/02-lublin)
byłem ładowniczym -artylerzysto przy możdzieżach 120mm.
pewnego razu dowództwu zachciały się ćwiczenia i około godziny 2.00
styczniowej nocy ogłoszoną alarm. W przeciągu kilkunastu minut zostaliśmy wymieszani z innymi żołnierzami i udaliśmy się pod działobitnie i możdzieże . Zaczeliśmy nocne ćwiczenia a efektem tego było kilkakrotnie gorsza obsługa sprzętu :)" dlatego , że drużyna niemiała właściwego składu a zgranie było zerowe.
pozdrawiam - mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja znalazłem fragment w książce pisanej przez byłego oficera altylerii. gdy jego puł zostałostrzelany przez niemieckie wojska nad Iłżą, połowa żołnierzy polskich uciekła w pobliskie lasy. druga wycfała się do wsi. gdy tam przenocowali rano usłyszeli nadchodzące wojska pancerne wroga. część oficerów popełniła samobójstwo. żołnierze uciekali we wszystkie strony. byli i tacy co próbowali zaprowadzić spokój... zostało kilkunastu żołnierzy, którzy bohatersko się bronili.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziadek opowiadał mi że z jego baterii po bombardowaniu zostało może z trzech zołnierzy i żadnego oficera, ani żywego ani martwego. Dali noge pierwsi....
Nikt z nas nie był w takiej sytuacji ale można sobie wyobrażać jakie spustoszenie w psychice robi wojna a zwłaszcza taki chaos. Moim zdaniem wypadki bohaterstwa były spowodowane tym samym co i dezercje. Oba przypadki to skrajne zachowanie zupełnie odmienne od codziennego zycia. Oczywiście jakieś poczucie obowiązku, patryiotyzmu i lojalnosci jest niezbędne. Bez dobrego dowódcy to wszystko mało jest jednak warte...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jeszcze o tym wycohywaniu się 36 DPrez. spod Końskich na Skarżysko-Iłżę.
Batalion zbiorczy" utworzony z resztek rozbitej pod Częstochową 7 DP ,wszedł w skład 36 DPrez. i składał się z luźnych batalionów z 25 pp ,27 pp (z dowódcą) i batalionu ON Kłobuck". Razem z nimi w strefę działania 36 DPrez. weszła 1 bateria 7 pal ,którą włączono do 36 DPrez. ,gdzie była jedyną artylerią.
W te 30% strat w czasie marszu wchodziły także straty poniesione przez II/165 pp ,gdy batalion został zaatakowany w okolicy Niekłania przez oddział wydzielony z 2 DLek. i prawie całkowicie rozbity ,przy czym Niemcy stracili 1 czołg.

pozdrawiam

bjar_1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak juz wczesniej nadmienił RASCTOM na Helu było kilka buntów mniejszych lub wiekszych. Spowodowane to było tym ze na półwyspie mimo przesiedlen (1936-38) do Niemiec, pozostało wiele osób czujacych sie po 1 wrzesnia Niemcami.
Tak było w drugiej połowie wrzesnia w Chałupach gdy w czasie nalotu volksy powywieszali przesceradla i inne biale szmatławce na dachach domow itp. Dopiero interwencja kompanii KOP-u uspokoiła sytuacje. Pod koniec wrzesnia w niektórych oddziałach składajacych sie z miejscowych tez wybuchały bunty ( ebelianci" nawet dokonali sabotażu w 32 bateri DAN uszkadzajac jedno działo 105mm). Upadało tam takze morale, szczegolnie w plutonach i druzynach przeciwdesantowych pomiedzy Jurata a Chałupami.
O ile u nasady zołnierze walczyli z piechota niemiecka a na cyplu artylerzysci tłukli do okrętów Kriegsmarine tak odziały pomiedzy tymi dwoma punktami raczej nie mieli nic do roboty . Polecam ksiazke Antoniego Seroki pt 32 dni obrony Helu". Autor był w tym czasie w plutonie żandarmerii na Helu i opisuje dosc ciekawie niektóre przypadki wywrotowe" ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jak już napisał Gunship nie tylko jest to w książkach , miałem okazje oglądać zapisy żandarmeri z tego okresu i gdyby nie Unrug to skończyło by się sądem polowym i serią w pierś , w sumie po wysłaniu na pierwszą linie dopiero pokazali co potrafia polskie jednostki.
P.s.
Nie mam nic do kaszubów mam tam kilka kolegów , jeden znich teraz leci do iraku , i byłem tam 2 lata w ramach przymusowych wakacji na koszt państwa.
pozdr Rastcom
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój stryj (21 lat) dostał kartę mobilizacyjną - wyjechał z koniem 31.08.1939 do rejonu zgrupowania swojej jednostki (ułani jazłowieccy bodaj). I do końca działań wojennych jej nie znalazł. De facto nie stawił się w jednostce - czy był więc dezerterem ?!
Walczył dołączony do innej jednostki. Po licznych przegrupowaniach, paru potyczkach, bezsilni, głodni, ranni, wyczerpani, zdruzgotani moralnie po 17 września - dowódca dał im rozkaz działania na własną rękę, czy wracać do domu czy dalej do Rumunii itp.
Wrócił cichaczem do rodzinnej wioski na Mazowszu na początku października. Przemieszczał się nocami. Uprząż ułańską z szablą utopił w wiejskim stawie.
pzdr woyta
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już odzyskane. Po wojnie w ramach czyszczenia stawu, spuszczono wodę i wydobyto dużo wszelakiego wojennego dobra. I z września 39 i późniejsze, którego pozbywali się partyzanci. Z siodła i uprzęży ponoć niewiele zostało, ale Stryjek odzyskał swoją szabelkę i przez wiele lat służyła do szlachtowania świnek. Mocno zeszlifowana skończyła na ścianie stodoły - patrz na mój post bodaj o absurdalnych fantach.
pzdr woyta
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam. Nie wiem czy to dezercja czy coś gorszego ale ksiązka Gdynia 39 podaje, że zołnierze jednej kompanii zastrzelili swego dowódcę i poddali się. Było to chyba już na Kępie. Ksiazkę mam więc w razie czego mogę odnaleźć ten fragment.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dezercja to przestępstwo, dokonane świadomie i celowo. Tymczasem we wrześniu 1939 problem tkwi gdzie indziej.
Psychiczne przygotowanie polskich żołnierzy do wojny było żadne. Stąd liczne zastępy maruderów, żołnierzy opuszczających swoje jednostki etc.

Pierwszym powodem rozprzężenia dyscypliny, często pomijanym, była dywersja i sabotaż, fałszywi" polscy oficerowie i żołnierze, dywersanci /czy spadochroniarze?/ urządzający zasadzki na tyłach, przekazujący drogą radiową informacje na temat dyslokacji polskich jednostek, oraz rozpowszechniający niesprawdzone, wyolbrzymione informacje wśród polskich żołnierzy.

Drugim budzącym panikę wśród żołnierzy były informacje o wszechobecności jednostek niemieckich. To słynne wysyłanie przez każdą lukę w polskiej obronie /a było ich wiele/ kilku-kilkunastu czołgów, ktore pojawiały się następnie w najmniej spodziewanych miejscach nastawione było przede wszystkim na oddziaływanie psychologiczne. Ja zaś zastanawiam się jak Niemcy zapewniali tym grupom dostawy amunicji, paliwa, i żywności.

Trzecim: Niemcy nim zaatakowali polskie stanowiska dokonywali bardzo intensywnego, i celnego, gdyż korygowanego przez samoloty, ostrzału artyleryjskiego. To częsty wątek we wspomnieniach: stały, trudny do wytrzymania ogień artyleryjski.

Czwartym czynnikiem demoralizującym był zmasowany na niespotykaną skalę ogień broni maszynowej, którym Niemcy powstrzymywali polskie natarcia. Czasami dosłownie masakrował on szeregi atakujących piechurów.

Piątym brak łączności i chaos organizacyjny panujący w polskim oddziałach.

To wszystko razem przyczyniało się do tego, iż już po kilku dniach polskie oddziały wycofujące się w bardzo trudnych warunkach, nękane ustawicznie przez lotnictwo nieprzyjaciela, dosłownie rozsypywały się ponosząc duże straty marszowe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niezły tekst ;-)

ale prawdziwe przyczy strat marszowych" nie są takie epickie
1. brak zgrania odziałów z powodu późnej mob. która spowodowała
2. brak lińji frontu powodujacy
3. konieczność forsownych przemarszów (do 70 km dziennie, 2x dopuszczalne regulaminem maksium) które powodowały
4. ogromne wyczerpanie żołnierzy i w efekcie eleiminację słabszych jednostek które nie były w stanie iść dalej bez odpoczynku

Sorry za wymądrzanie się
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eeee, jakie wymądrzanie. Jest to forum wymiany opinii. Ja od kilku lat próbuje jakoś inaczej objąć działania we wrześniu 1939, uciec od schematów martylologiczno-męczeńskich, jednostronnego widzenia wielu spraw. Sięgnąc po szarą prozę /np obtarte obuwie lub zagubiona kuchnia polowa, ewentualnie brak benzyny/.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tymczasem we wrześniu 1939 problem tkwi gdzie indziej.
Psychiczne przygotowanie polskich żołnierzy do wojny było żadne. Stąd liczne zastępy maruderów, żołnierzy opuszczających swoje jednostki etc."

Z tym sie nie zgodze - moim zdaniem regularne wojsko było aż nadto napuszone i ufne w swoje siły ... raczej nikt sie nie bał niemców i ich czołgów czy samolotow. Przecież każdy żołnierz słyszał że my mamy lepsze, że tez mamy czołgi i 2x wiecej samolotów, mamy super działka ppanc (nic im nie ujmując). W wielu ksiązkach czesto żołnierze nie obawiają się na początku walk z czołgami ani lotnictwa- ostatnio czytałem o walkach pod Mokrą - szedł sobie oficer skrajem lasu i wpadł po ciemku w dołek strzelecki - ktoś tam z dołka kurwą" rzucił. No to oficer Kto tam, wyłaźcie! ?" - z dołu ... strzelec konny!" - co wy tu taki wielki dół wykopaliście ?"melduje posłusznie że wykopałem taki bo moge strzelac na stojąco, obsypałem sie wałem. A jak przyjada czołgi to sobie przykucne i nic mi nie zrobia. Przejadą górą a ja im moge brzuchy przypalac." Regularne wojsko było bardzo karne i ufało we własna siłe,zwłaszcza jak miałookazje skopać zadek niemiaszom (o ruskich nie mówie bo ci zazwyczaj dostawali po dupie). Co innego jak żołnierz od pierwszego do powiedzmy 25 dnia wojny był ciągle w odwrocie, Niemca na oczy nie widział, ani razu nie strzelił a tylko albo widział własne popalone wiochy, ginących od ostrzału artylerii czy samolotów kolegów i innych. Wtedy częśc pękała i popadała w obojętność ... do tego trzeba doliczyć pałętających się wszedzie maruderów i rozbitków z rozbutych jednostek -oni wplływali na ogół bardzo zniechęcająco. Stąd dezercje. Nie demonizowałbym takze lewych oficerów WP (niemieckich) - mogli narobić burdelu ale karnej jednostki by nie rozblili - podejrzewam ze na panike i takie numery ze ktoś krzyknie czołgi,spieprzajta!!!!!!!!!!" to chyba tylko mogli wiać tacy wystraszeni,mocno zmolestowani przez Luftwaffe rozbitkowie. Z reszta nawet w w.w. ksiazce pod Mokra wszyscy sie wsciekali z bezsilnosci wobec bezkarnie grzmacącej wszystko Luftwaffe ... nie było baterii plot, a ckm wystawione do oborny plot np. nie miały muszek kołowych (wiec. mogły w ogóle nie strzeląc). Wydaje mi sie wiec ze dezercje w WP w 1939 to wynik miażdzacej przewagi - takiej wobec której nasi nie mieli lekarstwa. Ale w porównaniu z innym wojskiem nasi i tak sie mocno trzymali. Porównajcie sobie francuzów w 1940, holendrów,belgów i reszte ... nawet angoli i amerykanów i ruskich na początku.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie