Skocz do zawartości

Horror podmalowany


Rekomendowane odpowiedzi

W Tygodniku Powszechnym" ukazała się polemika historyka IPN Macieja Korkucia, w której opisano źródła wiedzy Jana Tomasza Grossa, np. dzieła uznanego grafomana i konfabulanta Władysława Machejka...

Horror podmalowany

Zabójstwo kilkunastu Żydów dokonane przez partyzantów „Ognia Jan Tomasz Gross uczynił jedną z ilustracji stosunku podziemia niepodległościowego do Żydów. Mógł sięgnąć do źródeł, ale posłużył się literaturą propagandową z czasów stalinizmu.

Późną wiosną 1946 r. pięciu podkomendnych Józefa Kurasia „Ognia" zeszło z gór do Krościenka, gdzie dołączyło do nich kolejnych dwóch ludzi. 2 maja przebywali w zabudowaniach należących do jednego z członków konspiracji, a późnym wieczorem rozdzielili się, by spenetrować miejscowość. Jeden z nich wyjechał poza Krościenko na rowerze i przypadkiem zobaczył zaparkowaną ciężarówkę. Nie miał pojęcia, co zawiera i dlaczego się zatrzymała. Zameldował o tym pozostałym. Podjęto decyzję o sprawdzeniu auta, co w tamtym czasie było rutynową czynnością na obszarach kontrolowanych przez partyzantkę.

Dzisiaj wiemy, że w ciężarówce było 26 osób narodowości żydowskiej, które miały być potajemnie przerzucone przez zieloną granicę. Specjalnie w tym celu wynajęto i opłacono kierowców oraz dobrze znającego przygraniczne tereny Jana Wąchałę „Łazika, który współorganizował przerzut. To on kazał zatrzymać auto, ściągnął przewożony w nim motocykl i wyjechał w stronę miasteczka.

Kiedy podkomendni „Ognia" zorientowali się, że na „pace są ludzie, część z nich wyprowadzili na drogę, legitymując i sprawdzając, czy nie mają broni. Uspokajali ich, że nie mają powodów do obaw. Nagle, z nieznanych powodów, co najmniej dwóch partyzantów otworzyło ogień. Co było bezpośrednim powodem – nie wiemy.

Faktem jest, że jedenaście osób zginęło na miejscu, siedem zostało rannych, reszta zdołała uciec. Faktem jest, że byli to nieuzbrojeni, Bogu ducha winni ludzie, którzy chcieli po prostu wyjechać z kraju. Faktem jest, że siedząc spokojnie w ciężarówce, niczym tych wydarzeń nie sprowokowali. Innymi słowy: faktem jest, że jako bezbronni cywile stali się ofiarami niemożliwej do usprawiedliwienia zbrodni.

Jest także faktem, że nie była to zaplanowana zasadzka ani realizacja rozkazów dowódcy zgrupowania, który o sprawie przerzutu nic nie wiedział. Doszło do bezładnej strzelaniny w ciemności: nie było tortur ani wymyślnego znęcania się nad ofiarami, co usilnie próbowała rozgłosić komunistyczna propaganda. Chociaż – powtórzmy – była to przerażająca masakra.

Pytanie o odpowiedzialność

„Ogień" nie był obecny pod Krościenkiem. Wiemy, że później przekazano mu informację o liczbie zabitych i rannych. Z jakim komentarzem? Na ten temat nie ma wiarygodnych źródeł. Skoro policzono rannych, to znaczy, że nie dobijano wszystkich, którzy przeżyli, nie likwidowano świadków.

Czy te wątpliwości pozwalają na stwierdzenie, że w takim razie „nie ma sprawy? Bynajmniej. Dla historyka ważne jest pytanie o odpowiedzialność dowódcy za czyny jego podkomendnych. Wiemy, że nie była to zaplanowana zasadzka – to ważne. Ale i tak masakra dokonana przez podwładnych musi obciążać sumienie przełożonego. Jedynym, co mogłoby zwolnić go z odpowiedzialności, byłyby potwierdzone i wiarygodne świadectwa o tym, że sprawcy mordu na cywilach zostali ukarani. Sprawa jest istotna o tyle, że „Ogień" za tego rodzaju zabójstwa potrafił karać – również za te dokonane na osobach pochodzenia żydowskiego. Paradoksalnie ów „Łazik został na polecenie Kurasia zastrzelony tej samej nocy w innej części Krościenka, właśnie za dokonane kilka miesięcy wcześniej zabójstwo żydowskich kupców.

Różne źródła są zgodne co do tego, że Jan Wąchała, do lipca 1945 r. dowódca oddziału poakowskiego, po jego rozwiązaniu nie wrócił ani do partyzantki, ani do cywilnego życia. Jak pisał dziejopis tych terenów Józef Bieniek, „Łazik" „zatracił w sobie na skutek tego [t.j. wielokrotnego wykonywania egzekucji i rekwizycji w czasie okupacji niemieckiej – MK] wiele ludzkich cech i zatracił pojęcie [różnicy] między działaniem na rozkaz a samowolą. (...) Po prostu rozsmakował się w łatwiźnie zdobywania możliwości życiowych przy pomocy broni.

W lutym 1946 r. Wąchała wraz z Władysławem Bulandą, Janem Kuryntą i Węglarzem dokonali koło Zabrzeża napadu rabunkowego na Ignacego Gronowskiego i Antoniego Wekierę, dwóch kupców narodowości żydowskiej, którzy trudnili się skupem jabłek. Zabrali im 140 tysięcy zł, po czym zastrzelili w obawie, że zostali przez nich rozpoznani. To właśnie wydarzenie było przyczyną wydania przez „Ognia" wyroku śmierci na „Łazika. Podobny wyrok otrzymali Bulanda i Kurynta – obaj po śmierci „Łazika" uciekli przed „ogniowcami na Ziemie Odzyskane.

Wyrok ciążył nad uczestnikami zabójstwa Wekiery i Gronowskiego nawet po śmierci „Ognia". Jeden z ich kolegów zeznawał o tym UB w 1949 r.: „Mówił (...) nam »Mściciel« [dowódca oddziału złożonego z dawnych podkomendnych Kurasia], że już od razu zastrzeliłby Bulandę, gdyż ma wiadomości o nim, że jest on sprawcą niesłusznego zastrzelenia dwóch kupców prywatnych w Zabrzeży (...). Za zastrzelenie tych kupców i zrabowanie im większej ilości pieniędzy, wyrok śmierci wydał już na Bulandę d-ca »Ogień«. Wiadomości te posiada »Mściciel« jeszcze od »Ognia«.

W odniesieniu do zabójstwa pod Krościenkiem dotychczas nie widziałem wiarygodnych świadectw mówiących o ukaraniu winnych.

Protokoły mędrca Machejka

Wydarzenia z 2 maja 1946 r. Jan Tomasz Gross uczynił jedną z ilustracji stosunku podziemia niepodległościowego do Żydów. Mógł sięgnąć do źródeł albo do opracowań wielokrotnie opisujących różne tego typu przypadki, wybrał jednak drogę na skróty: posłużył się propagandową literaturą, pamiętającą czasy rozkwitu stalinizmu. W miejscu masakry postawił Józefa Kurasia, który miał, jego zdaniem, być bezpośrednim i bestialskim wykonawcą zbrodni.

Do wartkości narracji „Strachu" idealnie pasuje cytat z – jak napisał Gross – „pamiętnika samego »Ognia«. Przytoczmy go: „Witaj majowa jutrzenko! W nocy samochód z Żydami. Mieli być przeprowadzeni przez granicę. Przed Krościenkiem do rowów. Salci krzyczy: Panie Ogień, taką nieładną demokrację Pan robi. Ucięto język". Scena zbrodni staje się tym bardziej porażająca. Skoro opiera się o źródło „z pierwszej ręki...

Problem w tym, że ów opis pochodzi z fałszywki – rzekomego pamiętnika „Ognia", w rzeczywistości napisanego ładnych parę lat po jego śmierci. Ironią losu jest, że autorem owego pamiętnika, wytworzonego na potrzeby stalinowskiej propagandy, był komunistyczny literat Władysław Machejek, późniejszy wieloletni redaktor naczelny „Życia Literackiego, który w 1968 r. był jedną z twarzy antysemickiej kampanii propagandowej.

O tym, że Machejek spreparował opublikowany przez siebie „dokument", historycy wiedzą od dawna. Rzekomy notatnik „Ognia był publikowany w kolejnych wydaniach książki „Rano przeszedł huragan", wznawianej w wielotysięcznych nakładach od lat 50. po 80. Scen, które miały definitywnie zohydzić nieżyjącego już dowódcę podhalańskich partyzantów, jest tam bez liku.

Trudno się dziwić, że żywotność falsyfikatu jest dłuższa niż czas PRL. Jednak żaden szanujący się historyk nie wierzy w „autentyzm publikacji równej wiarygodnością „Protokołom Mędrców Syjonu".

Rzecz jest o tyle ciekawa, że Machejek ów „pamiętnik partyzanta dodał do swojego własnego równie „autentycznego" dziennika, który, z każdym wydaniem rozszerzany, stał się w końcu przedmiotem bezprecedensowych w PRL protestów wysokich oficerów bezpieki. Nawet ci zawodowi kłamcy nie zdzierżyli zapisów Machejka, w których przypisywał sobie ich własne „zasługi w walce z „reakcją" na Podhalu.

Ktoś powie, że skoro ludzie zginęli, to dodanie do tego, że dowódca partyzancki osobiście wycinał języki bezbronnym kobietom, nie czyni różnicy. Czy aby na pewno to wszystko jedno? Czy za pomocą takich „źródeł powinniśmy opisywać historię?

Errare humanum est

Dla czytelnika pozostawionego sam na sam ze „Strachem" fałszywka z lat 50. na nowo staje się źródłem historycznym. A Jan Tomasz Gross z publicystycznym zaangażowaniem dodaje: „O Kurasiu warto wiedzieć – skoro mu z błogosławieństwem Prezydenta Rzeczypospolitej w 2006 r. postawiono pomnik w Zakopanem za to, że wojował z komunistami – że był jeszcze w 1945 r. przez pewien czas szefem Urzędu Bezpieczeństwa w Nowym Targu.

I znowu, dla precyzji: pomnik jest poświęcony nie tyle samemu Kurasiowi, ile wszystkim żołnierzom jego oddziałów, poległym zarówno w walkach z Niemcami, jak i z NKWD i komunistami. Natomiast gdyby Gross czytał opracowania o powojennym podziemiu, wiedziałby, dlaczego w całej Małopolsce ludowcy wysłali swoich ludzi do UB i MO oraz w jakich okolicznościach te przedsięwzięcia kończyły się fiaskiem.

Paweł Machcewicz w recenzji na łamach „TP" (nr 2/08) zwrócił uwagę, że „tendencyjny stosunek do źródeł historycznych (a może tylko dezynwoltura?) to najlepszy prezent ze strony autora »Strachu« dla tych wszystkich, którzy będą chcieli en bloc odrzucić jego twierdzenia na temat polskiego antysemityzmu. W kontekście zacytowanej fałszywki Machejka autor „Odcieni czerni" wskazał moje opracowania, a także wywiad udzielony „Tygodnikowi w 2006 r. jako dowód, że dawno już o tym pisano. Gross mógłby po prostu powiedzieć: „errare humanum est", przyznać, że nie wiedział, iż to fałszywka, że dał się ponieść temperamentowi publicystycznemu. Przecież niepoważne są jego tłumaczenia, że nie wiadomo, czy fałszywka Machejka jest fałszywką.

Jednak autor „Strachu na uwagi Machcewicza i innych historyków zareagował atakiem... na mnie. W wywiadzie dla „TP" (nr 6/08) przykleił mi etykietę „hagiografa i uzasadnił ją wstępem mojego autorstwa do katalogu wystawy o zgrupowaniu partyzanckim „Błyskawica" (przy okazji nieprawdziwie streszczając jego fragment). W tamtym krótkim tekście nie było miejsca na szersze przedstawienie stosunku Kurasia do Żydów; zaznaczyłem jedynie, że podkomendni „Ognia zaprzeczali oskarżeniom o zabójstwa na tle narodowościowym. Obszerniej opisałem problem w monografii „Zostańcie wierni tylko Polsce... Niepodległościowe oddziały partyzanckie w Krakowskiem 1944–1947" . Polemizowałem tam ze stereotypami „żydokomuny z lat 40., pisałem zarówno o antysemityzmie w szeregach PPR, jak i o antyżydowskiej propagandzie podziemia (w tym „Ognia"). Zgodnie z ówczesnym stanem wiedzy omówiłem także przypadki zabójstw Żydów, którzy nie byli komunistycznymi funkcjonariuszami i nie chcieli mieć z tym systemem nic wspólnego. Stawiałem pytania o sytuacje niewyjaśnione. Gdyby Gross z moim opracowaniem się zapoznał, być może nie imputowałby mi poglądów i opinii, jakich nigdy nie wygłaszałem. Problem w tym, że nie przeczytał obszernej monografii, a tylko wstęp do katalogu.

Jeszcze bardziej zdziwiło mnie wykorzystanie przez Grossa we wspomnianym wywiadzie mojej prywatnej rozmowy z Darkiem Libionką – w sposób dość nietaktowny i niezgodny z jej przebiegiem (Grossa przy niej nie było). Owszem, była to rozmowa o publikacji na temat stosunku Kurasia do Żydów, ale przecież nie o tym – jak sugeruje Gross – czy fałszywka Machejka jest źródłem do dziejów podziemia. Libionkę uprzedzałem, że przygotowanie takiej rozprawy nie będzie realne w krótkim czasie: musi być ona kompleksowym opracowaniem historycznym, wynikiem pogłębionej kwerendy archiwalnej, a nie publicystycznym esejem opartym o pierwsze lepsze „źródła.

Przygotowuję obecnie szeroką monografię na temat „Ognia". Nie zamierzam pomijać nawet najtrudniejszych problemów, powiązanych zarówno z czarną, jak i z białą jego legendą. Piszę na podstawie krytycznych analiz dostępnych źródeł. Podkreślam: źródeł. ?h

Dr MACIEJ KORKUĆ jest historykiem, pracuje w krakowskim oddziale IPN.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gross chciałby być polskim Suworowem, ale Suworow przynajmniej starał się , przy całej słabości argumentacji , aby jego tezy były w jakiś sposób odkrywcze , ciekawe , inspirujące...
Zaś Gross chce po prostu narzucić czytelnikowi czarno biały sposób myślenia.
Pozdro Erih
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Parowóz, a grupy żydowskie grabiące i mordujace wsie i miasteczka ukrywające się po lasach i działający bez niczyjej jurysdykcji co ludzie szli do BCh albo AK żeby ich odstrzelili, zachowanie tych żydów - ofiary, czy była to raczej przypadłość bandytów ??


:>
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brawo Erih, brawo - łap bro! c[~]

tyle że też z tych trzech podanych przykładów najłatwiej mi zrozumieć Ogniowców walczących (potem już bezsensownie) na swoim terenie itp itd, Żydzi mogli przecież z o wiele większym pożytkiem przyłączyć się do jakiegoś oddziału partyzanckiego niż być przez nich gonieni, bo agentura sowiecka to już w ogóle chyba tylko i wyłącznie przygotowanie do wprowadzenia komuny....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak się składa że relacje Ogniowców" znam z pierwszej ręki i najmniej ich cenię. Nie wiem jaka była postawa ich komendanta w tych dniach po 44 roku. Ale jego podwładni bynajmniej nie wierzyli w powrót praworządności... Liczyli na bezkarność i chwałę należną niezłomnym. Doczekali się kazamatów Sącza i kuli w beret na o solidnie zapracowali.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Erih, to bardzo ciekawe - szczerze Ci zazdroszczę, że dane Ci było porozmawiać z uczestnikami tamtych wydarzeń... ale ciekawi mnie takie coś że (na stage6 jest film o Ogniu dokumentalny fajny z relacjami) i starsze panie opowiadają np. o tych żydach samochodem jadących nieszczęsnych, no że specjalnie się zasadzili na nich, mąż jednej z nich jak wracał z pracy to tylko widział że buty im pościągali i ogniowcy mieli te buty na ramionach przewieszone i te buty i buty, że szkoda, że specjalnie, a Ci Żydzi to w ogóle biedni i na Węgry jechali (nocą i uciekali przez granicę, a Słowacja to chyba wymazana nagle z map Europy??? i co tam ciekawego na tych Węgrzech i pani szanowna skąd to może przecież wiedzieć??)

Z kolei Ogniowiec chociaż do kamery twarzy nie pokaże to mówi, że to byli UBecy, milicja i inne takie siły militarne (no bo w sumie mało kto wtedy się samochodem woził, a tym bardziej w większej ilości ludzi i jeszcze pruć wprost na granicę!) i się bronili w sumie chłopcy przed czerwonymi, ale twarzy to on pokazać nie chce.

A tu pan w artykule mówi, że no jakby chcieliby ich powybijać to by rannych nie liczyli i to pomyłka jakaś była w ogóle.

Być tu mądry????? Pisz wiersze. Dojść prawdy nie sposób, co do przekazów rodzinnych - też raz rzuciłem hasło, że Świerczewskiego to ludzie partii dosięgnęli, bo ktoś z mojej rodziny w Bieszczadach wtedy służył przy Karolu i wiedział przypadkiem trochę o tym - to mnie zbesztano niemiłosiernie :) Być tu mądry i wiedz komu ufać....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie