Skocz do zawartości

Podwozie działa?


xartar

Rekomendowane odpowiedzi

Od dobrych kilkudziesięciu lat w rodzinnym majątku zalega stalowy wóz, który po wojnie przez dziesięciolecia wrastał w ziemię. Z czasem udało się go przetransportować w bardziej odpowiednie miejsce i z grubsza oczyścić, ale pierwotna funkcja tego zabytku nadal pozostaje tajemnicą. Jeden z przodków od zawsze utrzymywał, że ów wehikuł to stelaż jakiegoś wojennego działa (niemieckiego?), ale to może być równie wiarogodne co fakt, że spał na nim Napoleon…

Kolekcjonerzy z okolicznego muzeum również nie wiedzą czemu służył ten zaprzęg, jednak są raczej pewni co do tego, że nie była to żadna machina wojenna. Dziadek po wojnie miał młyn i tartak, więc może to jeden z elementów ich wyposażenia?

Wymiary wozu: długość: 250 cm, szerokość: 128 cm (z osiami 142 cm), wysokość: 80 cm, średnica kół: 66 cm, szerokość cokołu: 44 cm. Jedyne oznaczenia na nim to sygnatury “55”, widoczne po zewnętrznej jak i wewnętrznej stronie kół. Podwozie na wierzchniej stronie posiada otwory do montażowe, z przodu widoczny jest obrotowy dyszel, a nad tylną osią ostała się jeszcze drewniana belka.

Jako że nie znam się na technice wojskowej, zwracam się prośbą o naprowadzenie na jakikolwiek trop i przepraszam za przydługi opis. Z góry serdecznie dziękuję!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmm, to miało by sens, w starych dokumentach dziadka z lutego 1948 r. czytam: „Obok budynku młynarskiego znajduje się przybudówka na motor, w której jest umieszczony motor firmy Perkun" 60-cio konny na ropę z całym kompletem”. Stanowił on serce całego młyna oraz tartaku, niestety ostał się po nim jedynie cylinder o średnicy 36 cm, wysokości 67,5 cm i masie ponad 100 kg, który podczas pracy wprawiał w drżenie szyby na drugim końcu miasta.
Podwozie od rzekomego działa może być zatem drugą pamiątką po tym silniku, a nie żadną machiną wojenną, choć niewykluczone że z jakimiś jej elementami.

Nie wiem, czy idę dobrym tropem, ale jeśli to faktycznie koła od RSO (wydają się być wykonane z o wiele lepszej gatunkowo stali niż pozostałe elementy podwozia), to być może Perkun zaopatrywał się w niektóre części w niemieckich fabrykach? Te być może posiadały niewykorzystane elementy do produkcji pojazdów wojskowych i po prostu wyprzedawały wojenne zapasy? Wszak silnik z podwoziem musiał powstać zaraz po wojnie...

A na koniec podsyłam jeszcze jedno zdjęcie od góry – z widokiem otworów montażowych, ale w tym wypadku werdykt jest już raczej jednoznaczny – duży silnik musiał posiadać solidne podwozie:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

yć może Perkun zaopatrywał się w niektóre części w niemieckich fabrykach? Te być może posiadały niewykorzystane elementy do produkcji pojazdów wojskowych i po prostu wyprzedawały wojenne zapasy?"

Nikt się nie zaopatrywał w niemieckich fabrykach, wystarczyło iśc na pole czy do lasu, gdzie stał taki RSO i sobie kółka zdemontować. Po wojnie przydawało się wszystko.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Xartar, ten wehikuł to piękny świadek historii. Świetnie, że przez te dziesięciolecia nikt nie wpadł na pomysł oddania go na złom.
Jak znam życie to dostaniesz za chwilę parę ofert na odkupienie kół od RSO.

Zgadzam się z kolegami, że sprzęt wygląda na podwozie do silnika stacjonarnego, ale mam wrażenie, że niekoniecznie do tego Perkuna, którego opisujesz. Trzeba by w sieci poszukać jak ten 60-konny Perkun wygląda i czy by się zmieścił. Wóz faktycznie jest wąski, tak jakby miały być po bokach koła zamachowe silnika.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie jeszcze na chwilę wrócić do tematu, by definitywnie zakończyć i podsumować wątek.

Po lekturze powyższych wypowiedzi nabieram pewności, że wspomniane podwozie musi być powojenną, rzemieślniczą konstrukcją, a nie jakimś wozem wojskowym czy wytworem szanującej się fabryki (Perkun) – tym bardziej, że ponoć fabryki Perkuna w Warszawie zostały w zasadzie kompletnie zniszczone przez wycofujących się Niemców w 1944 r. Poza tym pracujący tłok o masie grubo ponad 100 kg mógł roznieść taki wóz w pył, tym bardziej, że jego osie są dosyć szeroko rozstawione, a dodatkowo nad tylną znajduje się drewniana belka, która pod samym ciężarem silnika mogłaby ulec zniszczeniu. Podwozie Perkuna musiało być zatem dalece bardziej solidne.

Po usilnych staraniach w weekend zrobiłem dokładniejszy wywiad u ostatniego już z wojennego pokolenia członka rodziny i okazuje się, jak zresztą koledzy wcześniej przewidywali, że w późniejszych latach faktycznie na wozie był umieszczony silnik eS, służący do zasilania młockarni. A więc teoria z Perkunem upada już definitywnie, za to wóz wydaje mi się nieco zbyt duży (a przynajmniej zbyt długi) jak na zwykłego eSioka, które w większości jeździły przecież na zwykłych, niskich wózkach. No ale nie widziałem, więc nie komentuję.

@pająk – dzięki za miłe słowa. Złom niestety z reguły ostawał się tylko wtedy, gdy mógł do czegoś jeszcze posłużyć. Reszta szła na przetopienie. Osobiście wyznaję zasadę, że rodzinnych pamiątek się po prostu nie sprzedaje, choć niestety kolejne pokolenia mogą mieć już inne zdanie. Niemniej naszym obowiązkiem są starania, by nie dopuścić do takiego stanu rzeczy.

@rs77 – cenna uwaga, faktycznie mocowanie tych kół jest dosyć osobliwe i rzeczywiście wygląda na to, jakby w te otwory wchodziło coś na kształt szprych, które następnie z obu stron były dociskane.

Jako „bonus” za cierpliwość dla pasjonatów przedwojennej techniki podsyłam “małą” ciekawostkę – zdjęcie tłoka prawdopodobnie właśnie z tego 60-konnego Perkuna – przetrwał zapewne tylko dlatego, że swojego czasu służył jako kowadło warsztatowe... Stosowanie podobnych rozwiązań w maszynach było zapewne trochę jak konstruowanie przez Niemców wielkich machin wojennych, których skomplikowanie i gabaryty przerastały powierzone im funkcje, w rozrachunku stwarzając więcej problemów niż pożytku, a przy okazji czyniąc je wysoce nieefektywnymi i nieekonomicznymi.

Kończąc zatem ten wątek serdecznie wszystkim dziękuję za pomoc w rozwiązaniu tej jednej z ostatniej rodzinnych zagadek. W życiu nie pomyślałbym, że koła tego podwozia pochodzą z jakiejś machiny wojennej! Z drugiej strony, być może jeden z przodków mówiąc o “wozie do transportu działa”, wiedział coś o przeszłości kół tego pojazdu i stąd wzięła się cała ta historia…

Zdecydowanie lepiej jednak odkrywać prawdę, niż podsycać rodzinne legendy, a powyżej jedna z nich została właśnie, przynajmniej częściowo, obalona:) I chwała Wam za to!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie