Skocz do zawartości

Wrzesień 1939 r. - zacofana armia? Wcale nie!


grzeb

Rekomendowane odpowiedzi

http://www.pardon.pl/artykul/9489/wrzesien_1939_-_zacofana_armia_wcale_nie


Filmy i komunistyczna propaganda utwierdziły pokolenia Polaków w przekonaniu, że armia wrześniowa, która musiała stawić czoła dwóm bardzo silnym przeciwnikom, była przestarzała i technicznie niewydolna.

Pogląd ten to typowy produkt czarnego PR, w którym uwielbiamy nurzać się do dziś, z przyjemnością winiąc się za doznane klęski, zupełnie jakby ktoś nam za to płacił.

Niedozbrojone wojsko

Krytycy i malkontenci nie chcą pamiętać o takich drobiazgach, jak różnice w budżecie wojennym państw takich jak Rzesza i ZSRR w porównaniu ze środkami, którymi dysponowała II Rzeczpospolita. To nie pasuje do obrazu: dwa państwa, z których jedno dotowane było przez międzynarodowy kapitał, a drugie żyło dzięki pracy milionów niewolników napadły na trzecie, które mozolnie, bo mozolnie, ale skutecznie budowało normalność i próbowało zapewnić jakąś stabilizacje swoim obywatelom. Rzeczpospolita ze swoich nader skromnych środków budżetowych przeznaczała aż 40 proc na zbrojenia. To była kwota ogromna, ale nie wystarczająca wobec siły i możliwości przeciwników. Mimo tej słabości Polska wdrażała programy reformujące i wojsko i poprawiające jego skuteczność
, przez cały okres
między wojnami pracowano także nad nowymi rodzajami uzbrojenia, które w niczym nie ustępowały projektom niemieckim czy radzieckim. W dodatku były to dzieła polskiej myśli technicznej, a nie licencjonowane.

W 1935 roku przyjęto plan modernizacji armii, który miał być wdrożony w latach 1936-1942. Plan ten zakładał skokowe zwiększenie skuteczności piechoty i kawalerii oraz poważną modernizację lotnictwa i broni pancernych. Hitler dobrze wiedział, dlaczego wojnę z Polską należało zacząć w 1939 roku, a nie na przykład rok później. Wtedy nie byłoby już tak łatwo. Atak Niemiec i Związku Radzieckiego przypadł w połowie procesu modernizacji polskiej armii. Mimo to Polacy bronili się przed dwoma przeciwnikami przez prawie miesiąc, warto w tym miejscu przypomnieć, że lepiej wyposażona i o wiele większa armia francuska kapitulowała po dwutygodniowej walce z Niemcami, którzy jeszcze nie zdążyli uzupełnić wszystkich strat po wojnie w Polsce.

Sprzęt, który nie dotarł

Najczęściej wspominanym cudem techniki wojskowej" Polski międzywojennej był karabin przeciwpancerny UR35. Nie był on jedyną udaną międzywojenną konstrukcją. Jednak UR35 i jego możliwości to sztandarowy przykład tego na co stać było myśl techniczną i przemysł II Rzeczpospolitej. Broń ta była udaną konkurencją dla niemieckiej Panzerbusche, która także służyła do likwidacji czołgów. Jednak UR był karabinem prostym w obsłudze, lżejszym i miał większą skuteczność niż wszystkie ówczesne konstrukcje tego typu. Niestety projekt był tak utajniony, że do rozpoczęcia wojny wszystkie wyprodukowane egzemplarze przechowywane były w skrzyniach z napisem sprzęt mierniczy" kiedy przywieziono je do walczących oddziałów żołnierze musieli uczyć się obsługi tego karabinu już w czasie walki.

Żołnierz, który posługiwał się tym rewelacyjnym karabinem mógł skutecznie zwalczać wszystkie typy czołgów, tak niemieckich, jak radzieckich. UR przebijał pancerz grubości 40 mm z odległości 100 metrów. Do rozpoczęcia wojny wyprodukowano około 3, 5 tysiące tych karabinów.

Równie udaną konstrukcją był karabin samopowtarzalny wzór 38, który trafił na front w ilości kilkuset sztuk. Podobnie było z pistoletem maszynowym Mors, wzór 38, kaliber 9mm. Dopiero wdrażano produkcję tej broni i nie dotarła ona na fronty w wystarczającej ilości. Braki w uzbrojeniu nie dotyczyły tylko nowoczesnego
sprzęty, ale także broni tradycyjnej. Polska zaskoczona z dwóch stron nie miała czasu, ani wystarczających środków na to, by należycie wyposażyć swoich żołnierzy.

Spośród polskiej broni użytej we wrześniu 1939 roku najlepiej wypada artyleria - jeśli brać pod uwagę skuteczność. Do niszczenia czołgów używano doskonałego szwedzkiego działka Bofors, kaliber 37 mm. W czasie wojny obronnej Polacy zniszczyli kilkaset niemieckich czołgów i kilka tysięcy pojazdów innego typu, była to zasługa działek Bofors i dobrego wyszkolenia polskich artylerzystów. Do niszczenia samolotów używano jeszcze lepszego sprzętu, 40 mm armaty Boforsa i 75 mm działa wzór 36/37. Szwedzki sprzęt pozwalał likwidować samoloty
operujące na wysokości nawet 3 tysięcy metrów. O tym, jak skuteczna jest armata na licencji szwedzkiej Luftwaffe przekonała się już o 3.45 dnia pierwszego września, dokładnie w momencie rozpoczęcia wojny. Przelatująca przez granicę Prus Wschodnich Stuka została strącona pod Łomżą przez żołnierzy 18 Motorowego batalionu Przeciwlotniczego. Działo wzór 36/37 ściągało samoloty z wysokości 9 tysięcy metrów, była to w pełni polska konstrukcja. Przez pierwsze dni wojny lotnicy niemieccy atakowali pozycje polskie z dużą nonszalancją lekceważąc obronę przeciwlotniczą. Bardzo szybko dostali nauczkę. Działo wzór 36/37 już w pierwszych godzinach wojny ściągnęło na ziemię dwa Heinkle 111 które pojawiły się nad Poznaniem.

Sprzęt ciężki i samoloty

Polskie czołgi wbrew obiegowym opiniom nie były ani słabe, ani przestarzałe. Konstrukcja wozu 7TP mogła równać się z niemieckimi i radzieckimi czołgami tego czasu. Pewnym mankamentem był słabszy pancerz naszego czołgu, ale 7TP nadrabiała to zwrotnością i siłą ognia. Działo zamontowane na wieżyczce tego czołgu było dużo lepsze niż to, którym dysponowały niemieckie Pzkfw I i Pzkfw II. Dopiero Pzkfw III był pojazdem, który mógł stawić czoło naszemu czołgowi. Polska armia wyposażona była także w ciężkie czołgi zakupione we Francji, były to maszyny wyprodukowane przez fabrykę Renault, o symbolu R 35. Były to dość wolne maszyny, ale ich opancerzenie czyniło je odpornymi na ataki ówczesnej broni przeciwpancernej. R35 miał pancerz grubości 45 mm.

Polska armia dysponowała także bardzo dobrymi ciągnikami artyleryjskimi i motocyklami. Najlepszą konstrukcją wśród tych ostatnich był motocykl Sokół.

Wszyscy znamy historię polskich samolotów, które miały wejść lub weszły do produkcji w końcówce lat trzydziestych. Prócz samolotu liniowego Karaś i starzejących się samolotów PZL-P7 oraz PZL-P11 w polskim lotnictwie miało dojść w 1939 roku do prawdziwej rewolucji. Do produkcji miały wejść maszyny PZL-Jastrząb i PZL-Sum, pierwszy z nich był myśliwcem, a drugi samolotem szturmowym. Wojna była jednak szybsza. Od roku 1937 w armii służył" średni bombowiec Łoś", który wsławił się akcją pod Częstochową, gdzie kilkanaście tych samolotów unieruchomiło pułk SS Germania". Niestety zbyt mało tych samolotów latało po polskim niebie i nie były one przeważnie chronione przez myśliwce. Wszystkie Łosie", które weszły do walki we wrześniu zostały zestrzelone.

Problemem Polski w wojnie obronnej nie był więc niedobry lub stary sprzęt, ale pieniądze
i zbyt późno – ze względu na budżet – wprowadzane programy modernizacji. No, a poza tym wojna we wrześniu toczyła się w systemie dwóch na jednego. Tego nawet potężne Niemcy kilka lat później nie wytrzymały.

Robert Grąd
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie