Odrodzenie się państwa polskiego po ponad stu latach zaborów jest bezsprzecznie najważniejszym wydarzeniem historycznym dla naszego narodu w XX wieku. Jednak dlaczego właśnie ten dzień stał się obchodzonym dzisiaj w całym kraju świętem narodowym?
W powszechnej świadomości 11 listopada kojarzony jest dwoma faktami: przyjazdem Józefa Piłsudskiego do Warszawy i przejęciem przez niego władzy oraz z ogłoszeniem zakończenia I wojny światowej w wyniku którego powstało państwo polskie. Przyjrzyjmy się bliżej obu wydarzeniom uznawanym za początek niepodległości.
Józef Piłsudski został uwolniony z twierdzy Magdeburg przez władze niemieckie 8 listopada 1918 r., w przeddzień abdykacji cesarza Niemiec Wilhelma II. W tym czasie państwo niemieckie zaczęło pogrążać się w chaosie zmian i rewolucji. Jednak oba świeżo powstałe rządy zarówno księcia von Badena, jak socjalistyczny Eberta i Scheidemanna upatrywały w osobie Piłsudskiego szansę osiągnięcia swoich własnych celów. W związku z tym umożliwiono mu wraz z Kazimierzem Sosnkowskim przejazd pociągiem do Warszawy. Przez wiele lat publikowano zdjęcia związane z tym faktem – widoczne jest na nich znaczne grono znanych osób towarzyszących mu na peronie warszawskiego dworca. Wszystkie te fotografie dotyczą jednak zupełnie innego, wcześniejszego pobytu Piłsudskiego w stolicy Królestwa Polskiego w grudniu 1916 roku. Komendant polskich legionów przyjechał do Warszawy 10 listopada 1918 roku o godzinie 7 rano, jeszcze przed wschodem słońca. Już z racji tak wczesnej pory trudno by było uchwycić ten moment na zdjęciu. Ponieważ o przyjeździe nikt nie wiedział dlatego zaskakujące jest, że oprócz dowódcy Polskiej Organizacji Wojskowej (POW) i przedstawiciela Rady Regencyjnej Piłsudskiego witało jednak na dworcu kilka osób. Po przyjeździe do Warszawy, zmęczonego podróżą, przeziębionego i osłabionego Piłsudskiego ulokowano wraz z towarzyszem w pensjonacie przy ulicy Moniuszki. Obaj przyjechali z twierdzy w tych samych poniszczonych mundurach, które służyły im przez szesnaście miesięcy więzienia. Dopiero w nocy zostały pieczołowicie oczyszczone przez członkinie POW, siostry Romanówny.
Dzień 10 listopada stał pod znakiem spotkań z przedstawicielami środowisk niepodległościowych oraz utworzonej jeszcze przez zaborców Rady Regencyjnej, z księciem Zdzisławem Lubomirskim na czele. W chaosie tamtych dni Piłsudski jawił się po prostu jako mąż opatrznościowy, zdolny ująć wszystko w karby, pogodzić odmienne politycznie ugrupowania. W Warszawie, jak zresztą w całej Polsce, wyczuwało się nastroje związane z oczekiwaniem na kres stuletniego zaboru. Widziano rozgorączkowane twarze młodych mężczyzn. W mieście słychać było od czasu do czasu strzały…
W nocy z 10 na 11 listopada Piłsudskiego obudzono, w związku z narastającym napięciem związanym z przebywającymi w Warszawie niemieckimi żołnierzami. Była to ponad 30 tys. grupa w dużej części zrewoltowana pod przywództwem wybranych Rad Żołnierskich. POW świetnie poznała i odczytała nastroje żołnierzy niemieckich, z których wielu przecież mówiło po polsku, będąc w istocie Polakami z Wielkopolski, Pomorza czy Śląska. Oficerowie niemieccy zajęci poważnymi problemami wewnątrz własnych oddziałów nie przejawiali chęci do jakichkolwiek działań związanych z tłumieniem nastrojów niepodległościowych. Ale tego nie można było do końca wykluczyć. Siły niemieckie przewyższały znacznie polskie formacje zdolne do walki w Warszawie w listopadzie 1918 roku. Oddziały POW i Polskiej Siły Zbrojnej (utworzonej jeszcze przez Niemców po tzw. kryzysie przysięgowym) nawet powiększone o ciągle napływających ochotników, nie miały szans w bezpośredniej walce z liczniejszym przeciwnikiem. Co prawda od kilkunastu dni prowadzona była akcja rozbrajania pojedynczych żołnierzy niemieckich, mimo tego ciągle obawiano się zdecydowanej reakcji. W tej sytuacji Józef Piłsudski zastosował iście przewrotną taktykę. Oznajmił przedstawicielom niemieckich sił zbrojnych, że nie obarcza winą niemieckich żołnierzy za politykę prowadzoną przez ich władze oraz gwarantuje im swobodny przejazd do Niemiec specjalnie podstawianymi pociągami. To wystarczyło, by w ciągu następnych dni trwał nieprzerwany ruch na stacjach kolejowych. Transporty oddziałów niemieckich, jeden po drugim wyruszały, pod polską kontrolą, w odpowiednim kierunku. Umiejętnie żonglowano rozkładem jazdy powodując rozczłonkowanie jeszcze zwartych formacji. Pilnowano także i zabezpieczano odebrane im uzbrojenie i wyposażenie jakże potrzebne dla tworzącego się już Wojska Polskiego. Od 11 listopada zintensyfikowano akcję rozbrajania Niemców na ulicach. Przebiegała ona praktycznie bezkrwawo, za wyjątkiem opanowanej 16 XI kosztem strat Cytadeli.
11 listopada był dniem wielkiej „gwiaździstej” manifestacji sił lewicy w Warszawie. Wtedy też Piłsudski ukazał się rozentuzjazmowanym tłumom. Wygłosił przemówienie ale nie przyjął oferowanego mu sztandaru PPS. Twierdząc, że w tej chwili nie może przyjąć symbolu jednej partii, gdyż pragnie reprezentować cały naród. Pierwsze publiczne wystąpienie Piłsudskiego i przejęcie władzy nad wojskiem oraz opanowanie miasta, miało miejsce tego samego dnia co ogłoszenie zawieszenia broni, podpisanego w słynnym później wagonie na bocznicy kolejowej w lesie niedaleko Compiegne. Musimy zaznaczyć, że fakt ten nie miał wtedy istotnego znaczenia dla sprawy polskiej. Dopiero odbywająca się w późniejszym czasie konferencja pokojowa w Wersalu, stała się polem dyplomatycznej batalii o przyszły kształt państwa.
Dzień 11 listopada stał się świętem w roku 1937 oficjalnie uchwalonym na pamiątkę przejęcia władzy nad wojskiem przez Józefa Piłsudskiego. Jest to poniekąd data symboliczna, która nie powinna zawężać naszej pamięci wyłącznie do końca roku 1918. Odzyskana niepodległość wiąże się przecież z walką zbrojną naszego narodu w latach I wojny światowej – w Legionach Polskich, w Formacjach Wojskowych tworzonych w Rosji, w Armii Polskiej dowodzonej przez generała Józefa Hallera z wszelkimi formami pracy konspiracyjnej oraz z działalnością polityczną na arenie polskiej i międzynarodowej. Pamiętajmy, że był to proces długotrwały, wykraczający poza 1918 rok. O niepodległy byt trzeba było toczyć krwawe boje w latach 1918-1921 z Ukraińcami, bolszewikami, Czechami, Litwinami i Niemcami.
Każda rocznica jest zawsze dobrym momentem, aby spojrzeć nieco wstecz – przywołać wspomnienia, sięgnąć po dokumenty czy też fotografie, co też i my uczyniliśmy. Stan jaki panował na terenie Polski 11 listopada 1918 roku można zilustrować wieloma tekstami źródłowymi, my jednak wybraliśmy skromny ale bardzo interesujący dokument. Jest nim pamiętnik Joasi Teleżyńskiej, młodej, jak można wnioskować z notatki poczynionej na końcu zapisków, 7 – 8 letniej dziewczynki bystro i jak na swój wiek dojrzale patrzącej na otaczającą ją rzeczywistość, skrupulatnie notującej swoje przeżycia. Sam pamiętnik, mimo nieznacznych zażółceń papieru i przetartej okładki prezentuje się dosyć okazale – oprawny w niebieskie płótno, z namalowanym na okładce nastrojowym, może nieco ponurym fragmentem krajobrazu. Na kartach poliniowanych odręcznie ołówkiem, czynione są czarnym atramentem i niewprawnym charakterem zapiski. Tam pomiędzy zwykłymi dla dziecka zdarzeniami, którymi wypełnione było życie większości jej rówieśników znajdują się zaskakujące swoim dokumentacyjnym stylem uwagi dotyczące wydarzeń historycznych zmieniających na zawsze obraz naszego kraju . Pamiętny rok 1918 zastał małą Joasię w Lublinie:
” (…) Teraz wszystko się zmieniło, będzie pamiętny rok 1918 Austry już nie ma rozpadła się na mniejsze państwa. To też u nas w Lublinie zaczęły się dni coraz ciekawsze. Polacy będący w wojsku austryjackim mogli jechać do domu albo przysięgać nowemu Polskiemu rządowi. Prawi też wszyscy zostali Polacy, przysięga odbyła się uroczyście, na placu katedralnym. O godzinie 3 po południu zebrała się ludność na placu przed katedrą weszli oficerowi i żołnierze w zupełnym uzbrojeniu. Chorągwi było też mnóstwo jak motyle trzepotały się w powietrzu. Po przysiędze zagrali „Boże coś Polskę” potem jeszcze kilka pieśni i wojsko i ludność zaczęła się rozchodzić. Ale tego samego dnia Rusini będący w Lublinie zajęli składy amunicji i broni, ale długo tego w swoich rękach nie trzymali bo za kilka dni wyszli wszystko prawie zastawiając. W tym to też czasie gdy tu wszystko było w rękach Polaków, gdy straż bezpieczeństwa była z Peowiaków gdy na ulicach wszędzie były tylko chorągwie i orły polskie, Ukraińcy sformowani przez Niemców zabrali pod swoją panowaniem Lwów (…)”.
Tyle o tamtym okresie mówił nam pamiętnik. Niestety nic nam nie wiadomo na temat dalszych losów autorki w odrodzonej niepodległej Polsce. I jakie były koleje jej życia po 1939 roku …
Fragment pamiętnika udostępniono dzięki uprzejmości mgr Ireny Zielińskiej.
Historyk, szef działu badań terenowych i archiwalnych IBHiK, Założyciel i kierownik Grupy Eksploracyjnej Miesięcznika Odkrywca „GEMO".