Projekt najbardziej zdumiewającego tajnego desantu na drugą stronę kanału La Manche, w czasie II wojny światowej, zrodził się w czasie biesiadnej rozmowy w kwaterze dowódczej Winstona Churchilla w podziemiach gmachu Ministerstwa Obrony.
Zastępca szefa wywiadu wojskowego miał podobno wspomnieć marginesowo, że jedyną instytucją cywilną, która pozostała jeszcze na wybrzeżach Normandii w rejonie między Cherbourgiem a Hawrem jest dom publiczny dla wyższych oficerów ze sztabu Rommla, obsługiwanych przez 6 dziewcząt i prowadzącą Madame. Uważał, że jest to wysoce zabawne.
Churchill zareagował w sposób nieoczekiwany. Przez chwilę sprawiał wrażenie głęboko zamyślonego. „Sześć dziewcząt i Madame” – mruczał do siebie. Następnie podniósł głowę i oświadczył stanowczo: „Sprowadźcie je!”.
Chociaż sprawa ta nie pozostawała w bezpośrednim związku z planami sztabu operacyjnego przygotowującego inwazję na kontynent, sztab ten otrzymał polecenie zorganizowania w styczniu 1944 r. desantu po drugiej stronie kanału. Polityczne tło tej operacji było skomplikowane. Doniesienia wywiadu sugerowały, że w wyniku nominacji Rommla na szefa grupy armii stacjonującej we Francji doszło do ostrych konfliktów między marszałkami niemieckimi. Mówiło się, że Rommel rozczarował się w stosunku do Hitlera a jego sztab znajduje się w tak rozpaczliwym nastroju, iż bliski jest buntu.
Uważano, że „panienki” niewątpliwie musiały słyszeć rozmowy między klientami i będzie rzeczą łatwiejszą uzyskać informacje od nich, aniżeli od samych oficerów, których zresztą nie byłoby łatwo schwytać.
Miały więc być dokonane dwa ataki lotnicze, mające na celu wsparcie dwóch niewielkich desantów dywersyjnych w rejonach położonych około 10 lub 15 mil na wschód i zachód od celu, jakim był pewien punkt pomiędzy wybrzeżem a miasteczkiem Lisieux. W myśl planu, te wsparte z powietrza akcje dywersyjne miały odciągnąć uwagę przeciwnika w chwili, gdy niewielka główna grupa uderzeniowa wyląduje w określonym miejscu. Niektórzy doświadczeni oficerowi sądzili, że chodzi tu być może o próbę schwytania Rommla.
Oddziały, które mały być użyte do akcji dywersyjnej, nie były powiadomione o celu tego przedsięwzięcia. W przeddzień operacji zwołano do siedziby sztabu oficerów głównej grupy uderzeniowej i powiedziano im, jaki łup mają przywieźć ze sobą Polecono im jednak, by swoich żołnierzy poinformowali o tym dopiero w drodze. Oświadczono, że ich zadaniem jest „uratowanie” pewnej liczby kobiet, utrzymywanych w charakterze niewolnic przez oficerów ze sztabu Rommla, którzy odwiedzali je każdej nocy i zniewalali je. Należy je przewieźć zdrowe i całe do Anglii.
Desantowcy nie napotkali żadnego oporu i bez kłopotu załadowali przerażone i zdumione panienki do ciężarówek, tłumacząc im przy tym, że wszystko to czyni się dla ich własnego dobra. Wszystkie dziewczęta, z wyjątkiem jednej, która gdzieś zniknęła w ogólnym zamieszaniu, dotarły do Wielkiej Brytanii, gdzie zostały ulokowane w tajnym ośrodku przesłuchań. Naciskane przez ekspertów wywiadowczych „Wolnej Francji”, przypomniały sobie o wiele więcej na temat zasłyszanych rozmów, aniżeli autorzy desantu mogli się spodziewać. Relacje ich potwierdziły to, co głosili niemieccy spiskowcy antyhitlerowscy.
A mianowicie, że mają oni znaczne poparcie wśród wysokich rangą oficerów sztabowych podlegających marszałkowi Rommlowi i generałowi Stuelpnagelowi, gubernatorowi wojskowemu Francji, przy czym obaj ci dowódcy najprawdopodobniej (co się zresztą później sprawdziło) byli uczestnikami spisku Informacje te nie tylko rzuciły światło na morale przeciwnika w przeddzień najbardziej decydującej operacji całej wojny, ale stanowiły również bezpośrednie potwierdzenie poszlakowych dowodów, znajdujących się w teczkach alianckiego wywiadu oraz były zapowiedzią zamachu na życie Hitlera, który doszedł do skutku 20 lipca 1944 r.
W wyniku tego desantu władze wojskowe znalazły się w wysoce kłopotliwej sytuacji. Dziewczęta francuskie niełatwo podporządkowywały się dyscyplinie. Utrzymywanie ich w niewoli było rzeczą bardzo przykrą, ale zwolnienie ich było wysoce ryzykowne. Zostały one uwolnione dopiero po skutecznej inwazji na kontynent europejski.
Tłumaczenie „Desantu na panienki” pochodzące z Sunday Timesa „Odkrywca” odnalazł w nie istniejącym już Magazynie Tygodniowym. Materiał ten ukazał się w numerze 12/1972.
Była redaktor naczelna "Odkrywcy"