Szczegóły operacji „Neptun” oraz sam fakt jej przeprowadzenia miały pozostać na zawsze utajnione. Prawda jednak wyszła na jaw o wiele szybciej, niż zakładano. Nie miało to już wówczas specjalnego znaczenia, gdyż efekt akcji przeszedł najśmielsze oczekiwania jej inicjatorów.
W 1959 roku ekipa finansowana przez zachodnioniemiecki tygodnik „Stern” odnalazła w austriackim jeziorze Toplitz skrzynie zawierające fałszywe funty sfabrykowane przez Niemców w ramach operacji „Bernhardt” (czyt. „Odkrywca” nr 3/2010). Przez kilka kolejnych lat podejmowane były mniej lub bardziej oficjalne próby eksploracji tego jeziora, jednak bez spektakularnych już efektów. Gdy jesienią 1963 roku, podczas jednej z nich zginął nurek, rząd austriacki wprowadził czasowy zakaz prowadzenia tam poszukiwań. Głównym powodem były względy bezpieczeństwa, jednak przy okazji pojawiły się również inne teorie, notabene w tym temacie jest ich więcej niż wody w samym jeziorze. Władze Austrii miałyby obawiać się odnalezienia tajnych dokumentów hitlerowskich, które mogłyby zdradzić brunatną przeszłość wielu jej obywateli, a także ujawnić tożsamość byłych nazistów, z którymi zachodnioniemieccy, jak i tamtejsi politycy, nadal utrzymywali bliskie kontakty… Jakiekolwiek scenariusze wówczas by powstały, łącznie z filmowymi, Toplitz nigdy później swojej tajemnicy nie ujawniło. Jednak w 1964 roku, dokumenty, których tak bardzo mieli się obawiać Austriaccy i Zachodnioniemieccy politycy, zostały odnalezione w jednym z… czechosłowackich jezior.
Przedawnienie zbrodni
Do dzisiaj żyjemy w poczuciu, że zbrodnie dokonane przez Niemców podczas II wojny światowej nie zostały należycie rozliczone, a ich sprawcy w większości uniknęli kary. Choć w 1964 roku od zakończenia II wojny światowej minęło dopiero 20 lat, wrażenie to wówczas zostało spotęgowane niepokojącymi wypowiedziami Zachodnioniemieckich polityków. Dotyczyły one stanowiska tamtejszego Ministerstwa Sprawiedliwości w kwestii ratyfikacji przez Bundestag terminu przedawnienia ścigania zbrodni nazistowskich, który miał, zgodnie z obowiązującym w RFN kodeksem karnym, minąć 9 maja 1965 roku. Zaledwie po 10 latach od czasu, gdy mocarstwa okupacyjne przekazały w całości kompetencje sądom RFN i jedynie po 7-letniej działalności Centrali Badań Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu.
W Polsce i na świecie decyzja ta wywołała konsternację i oburzenie, tym bardziej, że w świetle prawa międzynarodowego nie miała żadnego uzasadnienia. Rozpoczęła się więc ogólnoświatowa kampania medialna i polityczna na rzecz niedopuszczenia do takiej sytuacji. Jednym z jej przejawów były poszukiwania dowodów zbrodni hitlerowskich w postaci nieujawnionych do tej pory materiałów archiwalnych, mogących świadczyć przeciwko pozostającym nie tylko na wolności przestępcom, ale przede wszystkim pełniącym nadal, niejednokrotnie wysokie, stanowiska w RFN i Austrii byłym urzędnikom nazistowskim. W akcję zaangażowali się dziennikarze śledczy tropiąc byłych nazistów, wspomagani przez instytucje państwowe, a nawet służby specjalne. W bloku państw socjalistycznych działania tego typu miały dodatkowo wymiar polityczny, którego celem było zdyskredytowanie wrogich ideologicznie rządów krajów zachodnich jako popleczników dawnych hitlerowców. Całość okraszona była fascynującą do dzisiaj otoczką nazistowskich tajemnic, zrabowanych i ukrytych skarbów, gigantycznych budowli, awangardowych projektów, tajnych operacji wywiadowczych i zaawansowanych technologii jakie hitlerowcy mieli opracować podczas wojny. To wszystko sprawiało, że tematy dotyczące tych kwestii nie schodziły z pierwszych stron gazet. Pobudzały nie tylko wyobraźnię czytelników, przede wszystkim skupiały ich uwagę na istotnym problemie, jakim była kwestia przedawnienia ścigania zbrodni hitlerowskich…
Diabelskie jeziora
Szumawy (Šumava), to obecnie górzyste pogranicze Czech, Austrii i niemieckiej Bawarii. W czasach zimnej wojny niedostępna dla turystów strefa graniczna oddzielająca żelazną kurtyną Czechosłowację od pobliskiej Austrii i Niemiec Zachodnich. Na krajobraz składają się tam bezkresne, jedne z największych w Europie Środkowej, lasy i surowe góry poprzecinane polodowcowymi jeziorami. Dwa z nich są szczególnie mroczne, o czym świadczą nie tylko ich nazwy. W Czarcim (Certovo) wg legendy miał utopić się sam diabeł, zaś w oddalonym o 2,5 kilometra Czarnym (Cerne) – diabły spod znaku swastyki zatopić tajne archiwum nazistów.
Zanim przejdziemy do omówienia problemu w naszym kraju, warto przyjrzeć się najbardziej spektakularnej akcji tego okresu. Została przeprowadzona w Czechosłowacji, niemniej, jak się wkrótce przekonamy, wywarła istotny wpływ na podobne działania jakie w tym samym czasie organizowane były w Polsce.
Telewizja na tropie legendy
Na początku 1964 roku redakcja popularnego telewizyjnego programu dla młodzieży czechosłowackiej „Ciekawska kamera”, poszukiwała tematu na kolejny odcinek. Jindrich Bernard, jeden z producentów, przypomniał sobie wówczas historię, o której czytał w jednym z magazynów ilustrowanych. Dotyczyła licznych opowieści, jakie krążyły na temat Czarciego Jeziora w Szumawach, i niezwykłych konserwujących właściwościach tamtejszych wód, dzięki czemu zalegające na dnie przedmioty zachowują się praktycznie w nienaruszonym stanie. Jak się można domyślić, tego typu sensacjom towarzyszyły również i legendy. Mówiono o skarbach napoleońskich żołnierzy, zalegającej w głębinach złotej karocy, czy nazistowskich skrzyniach zatopionych tam pod koniec II wojny światowej. Wprost idealny scenariusz telewizyjnego programu z przygodą, tajemnicami i skarbami w tle. Nic dziwnego więc, że wkrótce ekipa „Ciekawej kamery” przystąpiła do przygotowań. A gdy okazało się, że także pobliskie, oddalone o 2,5 km Jezioro Czarne kryje równie wiele tajemnic, a może nawet i więcej, nie szczędzono środków i sił. Postanowiono wykorzystać najnowszy nabytek czechosłowackiej telewizji, jakim były kamery umożliwiające wykonywanie zdjęć podwodnych. Nawiązano współpracę z sekcją płetwonurków Svazarmu (odpowiednik polskiej Ligi Obrony Kraju), a następnie przystąpiono do rozmów na temat pozwoleń na filmowanie w newralgicznej strefie przygranicznej. Czechosłowackie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, z którym uzgodnione zostały wszelkie formalności, nie zgłosiło sprzeciwu, wręcz przeciwnie, zaoferowało wszelką pomoc przy realizacji programu. Pierwsze sondażowe nurkowanie mogło odbyć się już pod koniec kwietnia 1964 roku, jednak ze względu na zaplanowane w kolejnym miesiącu manewry wojskowe w Szumawach, właściwą akcję przeniesiono do czasu ich zakończenia. W rezultacie eksploracja jeziora i pierwsze zdjęcia do programu rozpoczęły się 20 czerwca 1964 roku.
Odkrycie
Podczas jednego z zejść pod wodę, płetwonurek zauważył wyłaniające się z mułu zarysy skrzyni. Wkrótce okazało się, że jest ich znacznie więcej. Mimo mętnej toni, już na pierwszy rzut oka widać było, jak doskonale zostały zabezpieczone. Nurkowania i realizację programu natychmiast przerwano, a o odkryciu poinformowane zostało czechosłowackie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Teren wokół jeziora został wkrótce zamknięty i zabezpieczony przed ciekawskimi, na miejsce przybyła sekcja nurków MSW, a także oddział saperów z brygady Wojsk Ochrony Pogranicza. W takiej sytuacji mogłoby się wydawać, że odkrycie zostanie utajnione. Nic bardziej mylnego. Kilka dni później informacja o odnalezieniu tajemniczych skrzyń z nieznaną jeszcze zawartością została ujawniona prasie, a na miejsce… zaproszono dziennikarzy. Skrzynie w obecności mediów wydobyto na powierzchnię, lecz ze względów bezpieczeństwa nie zdecydowano się na ich otwarcie. 14 lipca zostały załadowane na ciężarówkę i z wielką pompą przewiezione do Pragi w konwoju składającym się z eskorty 4 milicyjnych motocykli, wojskowego gazika, samochodu straży granicznej i służby bezpieczeństwa. 16 lipca Czechosłowackie MSW za pośrednictwem agencji prasowej CTK ujawniło, że skrzynie zawierają… tajną dokumentację niemiecką z czasów II wojny światowej. Wkrótce media zaczęły się prześcigać w konfabulacjach na temat wszelkich szczegółów odkrycia, a przede wszystkim hipotez dotyczących treści odnalezionego archiwum. Tymczasem MSW zatrzymało odnalezione akta do oceny merytorycznej i ekspertyzy historycznej. Na ich wynik oczekiwano przez kolejne dwa tygodnie. Atmosfera podsycana była zarówno przez dozujące napięcie Ministerstwo, jak i mającą wyłączność na informacje z pierwszej ręki – państwową agencję informacyjną CTK. Zresztą i tak większość ukazujących się artykułów była wówczas jedynie powielaniem treści generowanych przez jej korespondentkę Marię Kocikovą. Niebawem historią niezwykłego odkrycia zainteresowały się światowe media, lecz dziennikarze z Zachodu nie byli dopuszczani w okolice strefy przygranicznej, gdzie znajdowało się Jezioro Czarne. Tym samym byli uzależnieni od oficjalnie przekazywanych informacji. Agencja Reutera i Magazyn LIFE, złożyły nawet w związku z tym protest, zarzucając CTK i czeskiej telewizji sztuczne wykorzystywanie sytuacji i zarabianie na swojej uprzywilejowanej pozycji. Protest nie przyniósł oczekiwanych skutków.
Znalezisko z Jeziora Czarnego wzbudziło emocje nie tylko w Czechosłowacji, odbiło się też szerokim echem poza granicami kraju. Przyczyniło się do reaktywacji swoistej mody na podobne poszukiwania ukrytych i zatopionych depozytów niemal we wszystkich krajach okupowanych w czasie wojny przez Niemcy. Do MSW i poszczególnych redakcji na świecie zaczęły spływać coraz to nowe tropy podobnych historii. 4 sierpnia 1964 roku został wyemitowany przez czechosłowacką telewizję film na temat znaleziska, zakupiony przez liczne stacje telewizyjne z całego świata.
Konferencja prasowa
Kulminacyjny moment nastąpił 15 września 1964 roku. Tego dnia została zorganizowana w gmachu czechosłowackiej telewizji konferencja prasowa. Obecny na niej Minister Spraw Wewnętrznych CSRS Lubomir Strougal, dokonał prezentacji odkrytych archiwaliów, a także przedstawił wyniki ich ekspertyzy historycznej. Licznie zgromadzeni dziennikarze z całego świata obejrzeli specjalnie przygotowany film dokumentalny, a także zapoznali się z fotokopiami dokumentacji. Waga odkrycia była wyjątkowa. Skrzynie zawierały m.in. część tajnego archiwum Departamentu VI (SD-Ausland wywiad zagraniczny) Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA). Już w 1964 roku był to niezwykle wartościowy materiał historyczny, lecz nie tylko. Odpowiednio wykorzystane dokumenty mogły być również doskonałym narzędziem nacisku politycznego na rządy Niemiec Zachodnich i Austrii, gdzie eksponowane stanowiska zajmowali wciąż urzędnicy z nazistowską przeszłością. Na podstawie analizy treści odnalezionych akt, jasno miało wynikać, że rządy Niemiec Zachodnich oraz Austrii nie tylko nie rozliczyły się z nazistowską przeszłością, ale również są spadkobiercami politycznymi III Rzeszy, ukrywając od zakończenia wojny zbrodniarzy wojennych, którzy mogą się tam czuć bezkarnie. Co więcej, wciąż pełnią funkcje państwowe. Minister oznajmił również, że zachodnioniemiecki wywiad oparty jest niemal w całości na kadrach z czasów wojny, działając nadal w oparciu o rozbudowywaną wówczas siatkę szpiegowską, wymierzoną nie tylko przeciwko Związkowi Radzieckiemu i jego sojusznikom, ale także własnym sprzymierzeńcom i państwom zaprzyjaźnionym. Co ciekawe, w swym oświadczeniu minister Strougal wyraźnie podkreślił, że nie wszystkie materiały zostały należycie przeanalizowane, lecz w miarę ich opracowywania będą wychodziły na światło dzienne nowe fakty, mogące zdyskredytować kolejnych czynnych polityków zachodnioniemieckich oraz austriackich za ich brunatną i nierozliczoną przeszłość. Zapewnił również, że poszukiwania w Jeziorze Czarnym będą kontynuowane, gdyż istnieje spore prawdopodobieństwo, że mogą się tam znajdować kolejne partie zatopionych skrzyń z hitlerowską dokumentacją. Rzeczywiście jeszcze w 1965 roku przeprowadzono podwodną eksplorację tamtejszych wód, lecz oprócz urny z prochami zmarłego w latach 20. mężczyzny oraz bezgłowych szczątków nieznanej osoby, niczego nie odnaleziono. Trudno się zresztą temu dziwić…
Szpiegowskie gry
W 1961 roku czechosłowacki wywiad pozyskał pewną informację z rezydentury w Salzburgu. Z pozoru nie miała większego znaczenia, lecz jak się wkrótce okazało, stała się inspiracją jednej z najciekawszych operacji dezinformacyjnych zimnej wojny. Pewien miejscowy Austriak, należący do lokalnego klubu nurkowego sondował możliwości wyjazdu, wspólnie z zachodnioniemieckimi przyjaciółmi, w Szumawy. Celem wyprawy miały być jeziora Czarcie i Czarne, gdyż słyszał, że na ich dnie zalegają „ciekawe artefakty”. Podjął w tym celu nawet kroki formalne, jednak czechosłowackie MSW skutecznie mu taki pomysł wyperswadowało. Ów drobny epizod, zwrócił jednak uwagę czechosłowackich służb na przygraniczny rejon Szumaw. Krążyły tam bowiem przeróżne opowieści o zatopionych skrzyniach i skarbach . Elektryzowały tym bardziej, że w czasie wojny w pobliżu stacjonowały jednostki Wehrmachtu i SS, a jeden z posterunków miał znajdować się w chacie nieopodal brzegów Jeziora Czarnego. Wiódł również tamtędy szlak wycofujących się w kwietniu 1945 roku jednostek niemieckich, chcących się poddać Amerykanom. Podobno miały tam też zostać ukryte materiały archiwalne, których Niemcy nie zdążyli zniszczyć… Podobno. Od czasu, gdy w 1959 roku ekipa finansowana przez zachodnioniemiecki tygodnik „Stern” odnalazła w austriackim jeziorze Toplitz skrzynie zawierające fałszywe funty, historie tego typu skutecznie przykuwały uwagę światowej opinii publicznej. Wiedział o tym niejaki kpt. Brychta – zastępca naczelnika Wydziału 8. Departamentu I czechosłowackiego MSW – młody, lecz niezwykle zdolny i już doświadczony specjalista z zakresu dezinformacji i propagandy, od lat działający na kierunku zachodnioniemieckim. Był również zapalonym nurkiem, dlatego też sprawa Toplitzsee fascynowała go szczególnie. Gdy jesienią 1963 roku ponownie zrobiło się o niej głośno, wpadł na iście diabelski plan. Niedługo później nadarzyła się wyjątkowa okazja, by go zrealizować.
Operacja „Neptun”
Na początku 1964 roku do czechosłowackiego MSW wpłynął wniosek redakcji telewizyjnego programu młodzieżowego „Ciekawska kamera”, z prośbą o wydanie zgody na przeprowadzenie zdjęć w strefie przygranicznej, na potrzeby mającego powstać odcinka o tajemnicach jeziora Czarnego i Czarciego. Filmowcy dość szybko uzyskali odpowiednie zezwolenia, zarówno dla siebie, jak i ekipy płetwonurków z Svazarmu, którzy mieli bezpośrednio eksplorować oba akweny. Wśród nich znalazł się również… kpt. Brychta, zakamuflowany pod przykrywką anonimowego urzędnika państwowego. Obecność
funkcjonariusza służby bezpieczeństwa przy tego typu akcji wydaje się z perspektywy naszej wiedzy w temacie naturalna. Bezpieka chciała mieć informacje na temat poszukiwań i ich wyników z pierwszej ręki, by w razie odnalezienia depozytu odpowiednio go zabezpieczyć i przejąć. Lecz w tym wypadku sytuacja była zgoła odmienna. Być może i taką rolę miał pośrednio pełnić zastępca naczelnika Wydziału 8., lecz nie to było jego głównym zadaniem. W początkowej fazie rekonesansu, jaki odbył się 29 i 30 kwietnia 1964 roku miał on w ramach pierwszego nurkowania i pierwszych zdjęć podwodnych realizowanych przez ekipę telewizyjną, zapoznać się ze strukturą dna, stopniem jego zamulenia i ogólnymi warunkami panującymi pod powierzchnią. Po co? Uwaga! By umieścić w jak najbardziej naturalny sposób odpowiednio spreparowane i postarzone skrzynie, by wyglądały tak jakby przeleżały pod wodą ostatnie 20 lat! Następnie, podczas kolejnego nurkowania doprowadzić pozostałych płetwonurków z ekipy telewizyjnej na właściwy trop, by mogli je odnaleźć! Co miało znajdować w skrzyniach? Nic. Puste kartki papieru nadające im jedynie wiarygodnej masy.
Środki aktywne – najcięższy oręż dezinformacji
Chcąc lepiej zrozumieć cel dalszych działań, posłużmy się poniższym fragmentem z Archiwum Mitrochina:
„Republika Federalna Niemiec była dla KGB nie tylko terenem zbierania materiału wywiadowczego, ale także celem »środków aktywnych«. W latach 50. i 60. KGB i HVA koncentrowały się w swych operacjach na zdyskredytowaniu maksymalnej liczby polityków zachodnioniemieckich jako »neonazistów« i »odwetowców«. Dezinformacja zawsze działała najlepiej, jeśli miała pewne oparcie w faktach. W pierwszych latach istnienia RFN nie brakowało w jej władzach i na wpływowych stanowiskach autentycznych dawnych nazistów, których można było potępiać w kampaniach »środków aktywnych«”. ”.
Dalej „(…)HVA i KGB miały w Berlinie Wschodnim do dyspozycji archiwa Wehrmachtu, SS i NSDAP zdobyte przez Armię Czerwoną. Z dwóch obszernych zbiorów materiałów na temat autentycznych i rzekomych zbrodniarzy wojennych i neonazistów Abteilung X, wydział HVA przygotowujący »środki aktywne«, łączył prawdziwe dokumenty ze sfabrykowanymi świadectwami, tworząc druzgocące oskarżenia zachodnioniemieckiej elity politycznej, gospodarczej i wojskowej”. .
(Mitrochin s. 677-679)
Również czechosłowackie służby z powodzeniem wykorzystywały te metody, a kpt. Brychta, wraz ze swym wydziałem, wręcz się w nich specjalizował. Ułatwiały to zasoby archiwalne czechosłowackiego MSW (podobnie zresztą, jak polskiego), w których zgromadzono po wojnie olbrzymią ilość nigdy nie ujawnionych i niepublikowanych dokumentów niemieckich z okresu okupacji. W ograniczonym zakresie część owych akt była do tej pory, jak i również później, wykorzystywana operacyjnie przez działających na Zachodzie agentów, np. w celu szantażu i werbunku pracowników instytucji publicznych, czy korporacji, będących w zainteresowaniu służb wywiadowczych państw socjalistycznych. Tym razem jednak plan zakładał wykorzystanie ich w pełni. Lecz zgromadzenie sporej ilości wartościowych materiałów, mogących wywołać odpowiedni wydźwięk było czasochłonne. Wymagało też nawiązania ścisłej współpracy z radzieckim KGB. Bratnia służba wtajemniczona w plany Czechosłowaków zgodziła się dostarczyć odpowiednie akta. Niestety nie spieszyła się zbytnio z ich dostarczeniem, co nieco komplikowało sytuację.
Na kilka dni przed rozpoczęciem poszukiwań i zdjęć do filmu przez ekipę telewizyjną oraz nurków Svazarmu, pod osłoną nocy, z wygaszonymi światłami samochodu, do brzegu Jeziora Czarnego przyjechał z Pragi kpt. Brychta. Przez wiele tygodni pracownicy jednego z wydziałów MSW pieczołowicie postarzali i „charakteryzowali” skrzynie. Obciążone papierem były diabelsko ciężkie. Po paru godzinach i serii zanurzeń spoczęły na dnie. Nadszedł wreszcie kulminacyjny dzień akcji. Naprowadzony na skrzynie nurek bez trudu je odnalazł, nie domyślając się jednak, jak bardzo mu w tym pomógł jeden z jego „kolegów”. Gdy na miejsce przybyła już oficjalnie ekipa z MSW, by wydobyć na powierzchnię „tajemnicze” znalezisko, filmowcom z telewizji zabroniono zbliżać się do, jakby nie było, odkrytego przez nich skarbu. Szybko i przekonująco im wytłumaczono, że skrzynie mogą być zaminowane, zaś w przypadku ich nieumiejętnego otwarcia, istnieje zagrożenie uruchomienia zabezpieczeń inicjujących reakcję chemiczną, która zniszczy bezpowrotnie znajdującą się wewnątrz zawartość. Dlatego też konieczne było przetransportowanie ich do Pragi, gdzie zajmą się nimi technicy z pracowni kryminalistycznej. Logiczne i racjonalne wytłumaczenie było wystarczająco przekonywujące. I tym sposobem członkowie redakcji telewizyjnej i nurkowie Svazarmu stali się bohaterami najbliższych miesięcy…
Po przewiezieniu skrzyń do Pragi, nastąpiły tygodnie nerwowego wyczekiwania na dostarczenie przez KGB właściwych materiałów. Rosjanie przekładali kilkakrotnie termin ich przekazania, co przedłużało skrupulatnie zaplanowaną grę z mediami. Przekazanie ich stronie czeskiej nastąpiło dopiero 10 września 1964 roku. Po zapoznaniu z nimi Ministra Spraw Wewnętrznych i poinstruowaniu go przez kpt. Brychtę, jak odpowiadać dziennikarzom na trudne pytania, można było rozpoczynać konferencję prasową… na której to zaprezentowano mediom odnalezione dwa miesiące wcześniej w Czarnym Jeziorze na Szumawach tajne dokumenty… Prawdy nikt się wówczas nie domyślał. I zapewne by tak zostało, kto wiem może co najmniej do roku 1989, gdyby nie… ucieczka w 1968 roku kpt. Brychty do Stanów Zjednoczonych, gdzie zamieszkał jako Martin Lawrence Britt.
W 1972 roku ukazało się pierwsze wydanie jego książki, w której ujawnił wszelkie szczegóły dotyczące operacji „Neptun”. Do dzisiaj pracuje na Uniwersytecie Bostońskim, gdzie od 30 lat wykłada tajniki sztuki dezinformacji, manipulacji informacją, a także uczy studentów prawa sposobów ich unikania…
Bilans
Operacja „Neptun” była niewątpliwie jednym z największych sukcesów czechosłowackich służb specjalnych, która dodatkowo zaowocowała ok. 20 dodatkowymi przedsięwzięciami skierowanymi przeciwko Republice Federalnej Niemiec. Lecz nie tylko. Za pośrednictwem Czechosłowackiego MSZ kopie „odnalezionych” dokumentów zostały przekazane m.in. do Centrali Badań Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu. Na ich podstawie zainicjowano kilkadziesiąt śledztw, oraz wznowiono sprawy, które wcześniej z powodu braku dowodów zostały zawieszone. Wiele materiałów zostało wykorzystanych przeciwko konkretnym osobom i politykom zajmującym, mimo nazistowskiej przeszłości, eksponowane stanowiska państwowe w RFN, Austrii i Włoszech. Była to też niezwykle owocna akcja medialna czechosłowackiej telewizji i czechosłowackiej agencji informacyjnej. Jej wydźwięk międzynarodowy z pewnością również przyczynił się w pewnym stopniu do przedłużenia przez Bundestag terminu przedawnienia ścigania zbrodni nazistowskich w marcu 1965 roku o kolejne 4 lata…
W przyszłym numerze ciąg dalszy powyższej historii, lecz tym razem już w oparciu o wydarzenia, które w tym samym czasie miały miejsce w Polsce.
Jest to cały artykuł Czeska rapsodia. Szczegóły operacji „Neptun” opublikowany w numerze Odkrywca 6 (173) czerwiec 2013
Były Redaktor Naczelny Odkrywcy. Historyk, doświadczony dziennikarz i redaktor z kilkunastoletnim stażem specjalizujący się w historii, tajemnicach II wojny światowej, nieznanych epizodach okresu PRL, tematyce dotyczącej eksploracji i poszukiwań skarbów.