Z niejakim zdumieniem przeczytałem w numerze 11/2022 „Odkrywcy” artykuł polemiczny pana Dariusza Pietruchy, Prezesa Stowarzyszenie Na Rzecz Zabytków Fortyfikacji „Pro Fortalicium”. Chciałbym na niego odpowiedzieć, jak mam w zwyczaju, merytorycznie, ale licznych, napastliwych odniesień do mojej osoby – a nie tekstu – nie mogę pozostawić bez komentarza…
Uwaga redakcji „Odkrywcy”: w całości artykuł Stefana Fuglewicza publikujemy na naszych stronach internetowych. Natomiast w wydaniu drukowanym „Odkrywcy” nieco skróciliśmy tekst.
Pan Prezes kilkukrotnie powołuje się na filozofów, ale jego artykuł w niczym nie przypomina uczonej dysputy – wnikliwej, rzetelnej, nacechowanej szacunkiem dla adwersarza i jego poglądów. Już w pierwszym zdaniu podpierając się Platonem sugeruje, że mój tekst miał jakiś ukryty i zapewne niecny cel. Cytując Augustyna z Hippony zarzuca mi „bezczelne kłamstwo”, „celowe wprowadzanie Czytelników w błąd” i „perfidną manipulację” – ponieważ nie wymieniam wszystkich dokonań i zasług „Pro Fortalicjum” oraz ośmieliłem się mieć wątpliwości co do sposobu wyremontowania przez to stowarzyszenie niektórych obiektów, a omawiając kwestię malowania maskującego schronów – przytoczyć ustalenia osoby, za którą Pan Prezes – jak wynika z polemiki – nie przepada. Nie wyjaśnia tylko, jakie mogłyby być moje motywy.
Autor zarzuca mi także brak wiedzy o działaniach „Pro Fortalicjum” (co przeczyłoby tezie, że pomijam i przeinaczam celowo), nieznajomość obiektów Obszaru Warownego „Śląsk” (dalej: OWŚ), brak doświadczenia i osobistych dokonań w zakresie ratowania i adaptowania zabytków militarnych (choć mnie nie zna – tylko raz w 2019 roku rozmawialiśmy przez telefon), a organizacji, w której działałem – Towarzystwu Przyjaciół Fortyfikacji (TPF) – brak skutecznych działań w sprawie OWŚ. Dostało się również innym osobom – nie wymienionym z nazwiska „samozwańczym »specjalistom«”oraz konkretnie Jerzemu Sadowskiemu, który określony został jako „pasjonat” (z kontekstu wynika, że słowo to dla Pana Prezesa jest pejoratywnie – a zdawałoby się, że organizacje społeczne zrzeszają właśnie pasjonatów…).
Pan Prezes sugeruje też, że na konferencji nie słuchałem uważnie. Ja odnoszę wrażenie, że to On nie przeczytał mojego artykułu ze zrozumieniem – i chciałbym wierzyć, że jest to tylko brak zrozumienia, a nie próba manipulacji. Oprócz tego polemika zawiera kilka opinii, z którymi warto podjąć merytoryczną dyskusję – niestety są one nieliczne i przemieszane z osobistymi wycieczkami.
Ad personam
Odnośnie stawianych mi zarzutów braku wiedzy, doświadczenia i zaangażowania w ratowanie zabytków, oraz prób deprecjonowania innych osób – ataki ad personam w odpowiedzi na konkretne zastrzeżenia i pytania świadczą albo o braku kontrargumentów, albo braku umiejętności prowadzenia dyskusji. Merytorycznie nic nie wnoszą, ale skoro już padły – wyjaśnię.
Fortyfikacjami zajmuję się od połowy lat 80. Badałem je, publikowałem, działałem na rzecz ochrony jako społecznik w ramach TPF-u, ale i innych organizacji. Tu warto przypomnieć, że od 1990 roku do połowy lat 2000. TPF prowadził intensywną działalność (1-2 konferencje rocznie, parędziesiąt publikacji) i w istotny sposób wpłynął na zmianę postrzegania zabytkowych fortyfikacji m.in. przez służby konserwatorskie i niektóre samorządy, „przecierając szlak” takim organizacjom, jak „Pro Fortalicjum” i ułatwiając rozwinięcie wielu inicjatyw, m.in. we wspomnianym przez Pana Prezesa Przemyślu). Przygotowywałem pisma, uczestniczyłem w spotkaniach, ale i pracowałem fizycznie przy porządkowaniu wielu obiektów w rejonie Warszawy. Pracowałem też przez 7 lat w urzędzie konserwatorskim, i od wielu lat współpracuję z podwarszawskim kołem… Stowarzyszenia „Pro Fortalicjum”. Uczestniczyłem m.in. w jego działaniach, dotyczących Punktu Oporu „Radoszowy”, pomagając w analizowaniu dokumentów, redagowaniu wniosków o udostępnienie informacji publicznej i wpisanie schronów do Rejestru Zabytków – bo tę „czarną robotę” wykonało właśnie Koło Przedmoście Warszawskie (o czym Pan Prezes na konferencji ani w swojej polemice nie wspomniał). Tak więc sprawę i dokumenty znam dobrze (również protokół ze spotkania z inwestorem).
Co do Jerzego Sadowskiego, zajmującego się w Redakcji „Odkrywcy” Działem Fortyfikacje. Jak wiedzą wszyscy, interesujący się tą tematyką, zajmuje się on XX-wiecznymi fortyfikacjami od bardzo dawna i ma na swoim koncie wiele publikacji, w tym w poważnych seriach wydawniczych i naukowych periodykach, w których o dopuszczeniu artykułu decyduje oceniająca jego poziom Rada Naukowa. Zdaje się, że pan Dariusz Pietrucha nie posiada porównywalnego dorobku w tej dziedzinie… Wypadałoby, aby swój wyrażony publicznie lekceważący stosunek rzeczowo uzasadnił – albo przeprosił.
„Pro Fortalicium” celem ataku
W gruncie rzeczy głównym zarzutem wobec mojego artykułu jest to, że nie jest on peanem na cześć „Pro Fortalicjum” i osoby jego prezesa. I faktycznie – nie jest. Bo to nie jest artykuł o „Pro Fortalicium” i jego dokonaniach, ale – jak to wyraźnie zaznaczyłem – o stanie obecnym i perspektywach ochrony Obszaru Warownego w kontekście czerwcowej konferencji NID. Zaś ograniczona objętość artykułu wymagała skupienia się na kwestiach najważniejszych – inne musiały być pominięte lub tylko zasygnalizowane.
Co do wpływu na obejmowanie OWŚ ochroną – jak już pisałem, sporo o tej aktywności wiem i nawet w niej uczestniczyłem. Ale wiem też o działaniach innych organizacji i osób. Napisałem o szerokiej reakcji wielu środowisk, bo niczego nie ujmując „Pro Fortalicium” – przypisywanie mu wyłącznej zasługi jest nieuprawnione. Wyeksponowałem wątek interpelacji poselskiej, bo jak znam życie, to właśnie mogło przeważyć szalę. Nie słyszałem też, by przed 2019 rokiem „Pro Fortalicium” aktywnie działało na rzecz prawnej ochrony OWŚ.
Odnośnie ilości schronów, którymi opiekuje się „Pro Fortalicium” – liczbę 16 zanotowałem podczas konferencji, jeśli jest błędna – przepraszam (choć musi dziwić, że również Pan Prezes nie zna dokładnej liczby i pisze „około 25”, a w opinii NID wymieniono ich tylko 8). Ale absurdem jest zarzucanie mi, że zaniżyłem tę liczbę ponad dwukrotnie – bo z kontekstu jasno wynikało, że chodzi tylko o obiekty OWŚ. Nie sądzę też, by określenie „użytkownik” (tylko w podpisach, w tekście jest „opiekuje się”) było uwłaczające, bo taki jest zwykle stan formalny.
O roli „Pro Fortalicium” w powstaniu opinii NID nie wiedziałem – bo takiej informacji nie ma w samej opinii (tylko przy trzech obiektach wzmianki o udostępnieniu dokumentacji), ani nie było to szerzej przedstawione podczas sesji.
Co do krytyki konkretnych działań przy remoncie i adaptacji schronów OWŚ – faktycznie najwięcej jest o obiektach „zaopiekowanych” przez „Pro Fortalicium”, ponieważ ma ich ono najwięcej. Osiągnięcia organizacji i samorządów jedynie zasygnalizowałem, bo o nich mówiono na sesji, a ja za ważniejsze uznałem napisanie o tym, czego nie mówiono, przedstawić wątpliwości. Nie dla samego krytykowania, ale w celu wywołania zastanowienia i dyskusji, i by można było unikać błędów w przyszłości. Pan Prezes pisze „nie uciekamy od krytyki, jeśli jest merytoryczna”. Treść polemiki tego raczej nie potwierdza…
Remonty/konserwacje/adaptacje
Poruszyłem jedynie dwa problemy – odtwarzanie malowania schronów (wątpliwości wyraził podczas sesji Śląski Wojewódzki Konserwator Zabytków, pan Łukasz Konarzewski) i zachowanie nasypów ziemnych i przywracanie ich kształtów, oraz wspomniałem o roli nadzoru nad pracami.
Pan Prezes chyba nie zrozumiał, co to jest nadzór merytoryczny. Do jego sprawowania potrzebna jest wiedza o zabytkowych fortyfikacjach i ich konserwacji. Wątpliwość, czy instytucje samorządowe mają takie osoby i na ile wnikają w szczegóły, wydaje się uzasadniona. Tak, to było pytanie retoryczne. Skierowane do wszystkich, którzy mają do czynienia z tym procesem. Nawiasem mówiąc – czy Budżet Obywatelski działa w Chorzowie według innych procedur, niż w Warszawie? U nas samorząd nie przekazuje funduszy wnioskodawcy, tylko sam wybiera projektanta i wykonawcę, zwykle w drodze przetargu (co nie jest dobrym rozwiązaniem, bo realizacja może odbiegać od oczekiwań mieszkańców).
Malowanie – pokazałem na zdjęciach „wzornik” wykonany przez Jerzego Sadowskiego – bo jest to jedyne znane mi opracowanie z terenu Śląska. Powstało w oparciu o znajomość dokumentów i bardzo wielu obiektów z różnych zespołów, w naturze i na archiwalnych zdjęciach. I wydaje mi się bardziej wiarygodne, niż którakolwiek ze znanych mi, wykonanych na OWŚ rekonstrukcji – a to, że schrony na Helu są pomalowane inaczej, nie ma nic do rzeczy. Zdaję sobie sprawę, że opracowanie wykonano na podstawie oględzin i nie jest poparte badaniami specjalistyczną aparaturą – ale czy ktoś takie badania na Śląsku wykonał? I czy jest jakiś schron, który można uznać za pomalowany wzorcowo? Przy ocenie wyglądu schronów – owszem, kolory z czasem się zmieniają, ale kierunek i zakres zmian można z grubsza przewidzieć. No i nie powinno się tworzyć wrażenia, że schrony były kolorowe jak pisanki i z daleka widoczne, bo idea kamuflażu była „nieco” inna.
Co do podanych przykładów:
Oczywiście, że oglądałem schron przy linii tramwajowej w Chorzowie. Tory nie przeszkadzają w prawidłowym odtworzeniu nasypu od strony czoła, a jedyne wykluczają obsypanie ściany bocznej. Tu z kolei można uczytelnić historyczny kształt, smołując tę część ściany, która pierwotnie była zakryta ziemią oraz wykorzystując np. żywopłot lub pnącza. A przywracanie kształtu nasypów nie wymaga wielkich pieniędzy – wystarczą pasjonaci z łopatami, albo wynajęta na parę godzin koparka. Nie było to problemem na Dąbrowieckiej Górze…
W Świętochłowicach też można poprawić sytuację, nie burząc osiedla i nie likwidując ogrodzenia – jeśli nie wie Pan jak, mogę doradzić. Inna rzecz, że na etapie budowy osiedla można było zrobić więcej – gdyby sprawą zainteresował się konserwator albo społecznicy…
Schron nr 52 w Dobieszowicach – zaznaczam, że nie krytykowałem pokazania płyty detonacyjnej i fragmentu nasypu, walor edukacyjny jest oczywisty. Natomiast utwardzone dojście można wykonać na różne sposoby – np. nawierzchnią mineralną.
Przeniesienie ściany schronu pozornego – Pan Prezes się myli, nie jest wkomponowana w skarpę, lecz stoi „luzem” u jej podnóża. Zresztą nie sądzę, by wkomponowanie w tak wysoki nasyp miało sens. Już lepsze jest obecne rozwiązanie ze względu na walor edukacyjny, który niestety popsuło niewłaściwe malowanie – które można poprawić.
Piekary Śląskie ul. Partyzantów – tak, nie ma pewności, czy ściany schronu ukryte wewnątrz makiety budynku nie zostały na wszelki wypadek pomalowane, ale równie dobrze mogły nie mieć kamuflażu. A jak nie wiadomo, jak dany element zabytku wyglądał, to odtwarzać się go nie powinno (podpowiadam: trzeba szukać śladów farby w różnych zakamarkach).
Opinia NID
Pan Prezes pisze o Opinii jako o wspólnym dziele i identyfikuje się z jej zawartością, co może sugerować, że była ona co najmniej konsultowana. Wygląda więc na to, że część zastrzeżeń, które zgłosiłem wobec autorów – pracowników NID, w rzeczywistości może innych osób, uznanych przez NID za „specjalistów od historii fortyfikacji II RP”.
W swoim artykule nie użyłem słów o „przekreśleniu wartości merytorycznej”, co mi się imputuje. Przeciwnie, wskazałem na znaczenie i zalety opracowania – równocześnie przedstawiając listę zastrzeżeń. Szkoda, że Pan Prezes odniósł się tylko do paru z nich. Obrona nazwy „schron piechoty” w oparciu o terminologię czeskiej szkoły fortyfikacyjnej jest chybiona, a brak planów schronów to istotny mankament. Tym razem ja posłużę się cytatem: jeden obraz wart jest tysiąca słów. Także w dokumentacji konserwatorskiej. Zresztą, chyba każdy Czytelnik, mając do wyboru przewodnik po fortyfikacjach z ich planami i bez planów, bez wahania wybierze ten pierwszy.
Wpisy do Rejestru Zabytków
Pan Prezes pisze, że to „Pro Fortalicium” ma znaczący wpływ na kolejność wpisów – co nasuwa pytanie, czy również wnioskuje lub aprobuje wpisywanie po granicach murów. Stwierdzenie, że to „bardzo złożony problem, wynikający z podziału terenu na działki” jest chybione. Najwyraźniej Pan Prezes nie zapoznał się z faktami – jak biegną granice działek ewidencyjnych i jak zagospodarowane jest otoczenie każdego z obiektów. Tylko w nielicznych przypadkach granice utrudniają ochronę elementów ziemnych i dalszego otoczenia, a i to nie jest wielką przeszkodą – przybywa tylko stron postępowania.
Po co są sesje
Od lat powtarzam, że konferencja bez dyskusji jest konferencją straconą. Dyskusja jest jej istotą, bo umożliwia wypracowanie wniosków z udziałem wszystkich zainteresowanych. Inaczej mamy spotkanie towarzyskie albo „akademię ku czci”. Może niektórym to wystarcza, ale wiele osób wyszło z sesji zawiedzionych. Równie dobrze można poprosić poszczególnych autorów o przesłanie swoich wystąpień na piśmie lub w formie nagrań i opublikować w Internecie – zaoszczędzi się czas i pieniądze.
Pan Prezes deklaruje chęć stworzenia „szerokiego frontu organizacji i osób, zajmujących się ochroną fortyfikacji” oraz otwartość na merytoryczną krytykę, ale zaraz dodaje „nie będziemy tolerować kłótni wywołanych przez osoby, które uważają, że mają monopol na wiedzę”. Wygląda na to, że w „szerokim froncie” nie będzie miejsca dla tych, których Prezes nie lubi i którzy go krytykują. Źle się dzieje, gdy nad szczytną ideą i naukową dociekliwością górę biorą ambicje i animozje.
Stefan Fuglewicz
Z wykształcenia inżynier mechanik, zawodowo związany z ochroną zabytków, jeden z członków-założycieli Towarzystwa Przyjaciół Fortyfikacji (TPF), autor szeregu publikacji z zakresu historii fortyfikacji XIX i XX wieku oraz ochrony zabytków, był stałym współpracownikiem Nowej Techniki Wojskowej.