Tzw. kolekcja sonnenburska była zbiorem reprezentacyjnych tablicach herbowych wielkich mistrzów oraz znamienitszych członków zakonu brandenburskiego baliwatu. Udekorowano nią wnętrze słońskiego zamku oraz w mniejszej części pobliskiego kościoła. Uważano, że tablic było około 1500. Tablice przetrwały wojenną zawieruchę, ale pod koniec 1945 roku wraz z innymi słońskimi archiwaliami przekazano je do stołecznego Archiwum Akt Dawnych, a następnie trafiły na Zamek Królewski w Warszawie. A w 1988 roku 1140 tablic… sprzedano za 35 tys. USD za granicę!
Nowa Marchia — historyczna kraina, której ziemie prawie w całości znajdowały się na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Do 1945 roku należała do pruskiej prowincji Brandenburgia, a w wyniku II wojny światowej stała się (z pewnymi wyjątkami) częścią naszego państwa. Mało kto wie, że dziejowo związana była z trzema potężnymi zakonami: templariuszy, krzyżaków i joannitów. Ten ostatni, a konkretniej Baliwat Brandenburski Zakonu Rycerzy Jerozolimskiego Szpitala św. Jana Chrzciciela mocno wrył się w historię pewnej nadgranicznej miejscowości.
Stolica zakonu
Słońsk (niem. Sonnenburg) to duża wieś gminna położona w dolinie Warty w województwie lubuskim. Przez kilka stuleci miała prawa miejskie, a jej bardzo ciekawe losy związane z brandenburskimi joannitami zapoczątkował rok 1426, w którym Zakon zakupił miasto wraz z zamkiem i sześcioma okolicznymi wioskami. Nowi właściciele od samego początku zakładali, że miejsce to będzie pełniło funkcję urzędu domenalnego i stanie się jednym z najważniejszych punktów na mapie ich ziem w Nowej Marchii. W niedługim czasie majątek ów zaczął przynosić baliwatowi najwyższe dochody spośród innych tego typu urzędów, a Słońsk stał się „perłą w koronie” zakonnych posiadłości. Na początku XVI wieku znajdujący się tu zamek obrano jako siedzibę mistrzów zakonnych, a od 1550 roku w sąsiadującej z nim kaplicy zakonnej (obecnie jest tu kościół) odbywały się uroczystości pasowania na rycerzy. Słońsk pozostawał stolicą joannitów do roku 1739, w którym to przeniesiono ją do Berlina. Miastu pozostawiono jednak sprawowanie pewnych ważnych funkcji, w tym prowadzenie i przechowywanie archiwum zakonnego.
W wyniku przegranej wojny z Napoleonem I na Królestwo Prus nałożono wysokie kontrybucje, a wyczerpany konfliktem skarb królewski zaczął szukać różnych sposobów na pozyskiwanie pieniędzy. Jednym z nich był wydany 30 października 1810 roku dekret Fryderyka Wilhelma III, który doprowadził do sekularyzacji (kasacji i przejęcia majątków) zakonów i klasztorów, w tym majątków należących do joannitów.
W 1852 roku król Fryderyk Wilhelm IV ponownie powołał zakon joannitów jako instytucję diakonalną, co było odpowiedzią na niedawaną rewolucję 1848 roku (Wiosnę Ludów). Odbyło się to według starej formuły, rozpoczętej od mianowania na komendatorów – ośmiu zakonników, których pasowano na rycerzy jeszcze przed rozwiązaniem baliwatu. Ci z kolei utworzyli kapitułę uprawnioną do wyboru nowego mistrza, która następnie zadecydowała, że został nim młodszy brat króla. Od 1693 roku stało się bowiem tradycją (trwającą aż do dziś), że na czele zakonu stoją mistrzowie wywodzący się z rodziny Hohenzollernów. Nowa misja, którą wyznaczono joannitom, miała sięgać początków ich działalności w Ziemi Świętej z czasów tzw. wypraw krzyżowych. Polegała ona na służbie diakonijnej wobec chorych i słabych, a realizowano ją poprzez zakładanie i utrzymywanie szpitali oraz domów opieki.
Na nowej drodze
Zamek, który joannici odzyskali w Słońsku, był drugim wybudowanym przez nich w tym miejscu, gdyż pierwszy spaliły wojska szwedzkie podczas wojny trzydziestoletniej. Co prawda przebudowywano go kilkadziesiąt lat wcześniej, ale jego stan techniczny w momencie powrotu do zakonu okazał się bardzo zły. Obiekt wymagał sporego nakładu, w tym wyposażenia w ruchomości i dzieła sztuki. Proces odzyskiwania dawnej świetności trwał mniej więcej do końca XIX wieku. W nieregularnych odstępach czasu odbywały się w nim posiedzenia kapituły zakonu, a Słońsk ponownie stał się stolicą brandenburskich joannitów. Przez następne dziesięciolecia, podczas tzw. święta pasowania na rycerza, miasteczko odzyskiwało swój dawny blask. Uroczystości przeprowadzano w dzień Św. Jana w kościele joannickim. Towarzyszył im okazały orszak ciągnący się z zamku do kościoła i z powrotem, zawsze obserwowany przez licznych widzów oblegających okoliczne ulice. Zwyczaj ten kultywowano do 1931 roku, a jego koniec związany był z dojściem do władzy Hitlera, który zamierzał zakazać istnienia Zakonu.
Zamek bez większego uszczerbku przetrwał wejście do Słońska wojsk rosyjskich. W niektórych polskich źródłach znajdziemy informację, że został wtedy poważnie zniszczony, czemu z kolei zaprzeczają Niemcy. O tereny te nie toczono ciężkich bojów, gdyż istotniejszym punktem oporu była położona niedaleko Twierdza Kostrzyn (niem. Festung Küstrin). Dodatkowo, jeden z pierwszych powojennych burmistrzów Słońska, w piśmie urzędowym z listopada 1945 roku, poinformował, że: „tak gmach, jak i wewnętrzne urządzenia pałacu są doprowadzone do porządku”.
Zamkowe mury kryły w sobie wiele dzieł sztuki, zabytków oraz piękne umeblowanie – ich niedużą część widać na załączonej pocztówce, przedstawiającej wnętrze sali rycerskiej. Według wspomnianego powyżej dokumentu, który znaleziono w gorzowskim archiwum (dotarł do niego Jerzy Smalec – lokalny regionalista i miłośnik historii), adresowanego do Pełnomocnika Rządu w Sulęcinie, w „pałacu” znajdował się m.in. „cały szereg olejnych portretów byłych mistrzów zakonu namalowanych na płótnie w naturalnej wielkości, wielka ilość herbów rycerskich (około 1500 sztuk) namalowanych na deskach (od XIV w.) oraz biblioteka gospodarcza Rzeszy Niemieckiej – ogółem kilkanaście tysięcy dzieł na specjalnych stelażach”.
Klimatyczne tablice
Znana, obecnie przede wszystkim w Szwecji, tzw. kolekcja sonnenburska była zbiorem reprezentacyjnych tablicach herbowych wielkich mistrzów oraz znamienitszych członków zakonu brandenburskiego baliwatu. Udekorowano nią wnętrze słońskiego zamku oraz w mniejszej części pobliskiego kościoła. Ich liczba nie jest dokładnie znana, ale była na pewno imponująca. Cytowany wcześniej burmistrz Słońska oszacował ją na około 1500 sztuk, natomiast obecne źródła mówią o około 1300. Współczesne opracowania wskazują też na młodsze pochodzenie zbioru, gdyż najstarsze z tablic wydatowano na XVII i XVIII wiek, a większość malowideł miała powstać w XIX wieku. Ciekawostką jest, że niektóre z dzieł stworzono jeszcze w XX wieku, w tym nawet w 1942 roku. Wykonano je przeważnie z drewnianych desek – dębowych, jodłowych, sosnowych – zaś sporadycznie na płótnie. Malowidła sporządzono w technice olejnej, a ich średnia wielkość wynosiła 70 × 50 cm.
Tablice przetrwały wojenną zawieruchę, ale pod koniec 1945 roku wraz z innymi słońskimi archiwaliami przekazano je do stołecznego Archiwum Akt Dawnych, a następnie trafiły na Zamek Królewski w Warszawie. W 1964 roku planowano zorganizowanie konwoju ciężarówek, który miał przewieźć kolekcję do Muzeum Lubuskiego w Gorzowie (tu liczebność zbioru szacowano na 2000 sztuk), ale nigdy do tego nie doszło. O tablicach było cicho aż do 1988 roku, kiedy 1140 tablic, za zgodą ówczesnego Ministra Kultury i Sztuki i przy aprobacie znanego historyka mediewisty (wówczas Dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie), sprzedano je za 35 tys. USD za granicę. Łatwo policzyć, że średnia kwota za egzemplarz wyniosła nieco ponad 30 dolarów. Ich nabywcą okazał się pośrednik w handlu dziełami sztuki ze Szwajcarii, który wkrótce sprzedał zbiór do Wielkiej Brytanii. Stamtąd tablice trafiły do szwedzkiego handlarza sztuki, Roya Gustafssona. Ten ostatni zaprezentował je na wystawie, którą zorganizował w Muzeum Historycznym w Sztokholmie. W niedługim czasie wartość owego zespołu wzrosła do… 5 mln dolarów, a według szacunków specjalistów, niektóre z tablic mogły mieć wartość nawet 100 tys. marek.
Pieniądze, które Polska uzyskała ze sprzedaży tablic, zasiliły fundusz przeznaczony na konserwację polskich dzieł sztuki. Przy czym jedno ze źródeł mówi wprost, że przeznaczono je na… naprawę klimatyzacji w Zamku Królewskim w Warszawie. Wydający zgodę na sprzedaż joannickich tablic tłumaczyli się później, że zostali wprowadzeni w błąd przez ministerialnych urzędników. Wspomniani urzędnicy mieli bowiem twierdzić, że zbiór prezentuje niską wartość artystyczną i historyczną.
W niedalekim czasie w podziemiach Zamku Królewskiego odnaleziono jeszcze około 140 uszkodzonych (w większości były to destrukty) tablic, spośród których 123 przekazano do konserwacji w gorzowskim urzędzie konserwatorskim. Własnością Skarbu Państwa pozostały więc zniszczone i połamane herby, w tym te, które poddano konserwacji. Na tym historia herbowych tablic się jednak nie skończyła. Po jakimś czasie okazało się, że dwie z nich posiada znany polski reżyser, który nabył je w tzw. Desie. Wypatrzyli je gorzowscy specjaliści od herbów, którzy przez przypadek zobaczyli reportaż o reżyserze.
O tym, że tablice mogą znajdować się cały czas w podziemiach warszawskiego zamku „przypomniano sobie” jeszcze pod koniec lat 90. XX wieku. Zamierzano wtedy wykupić zrabowany w czasie wojny przez Niemców znany obraz Gabriëla Metsu „Praczka”, który znalazł się w posiadaniu Domu Aukcyjnego w Nowym Jorku. Szukano więc dewiz na wykup owego dzieła, ale z oczywistych względów nie było już czego szukać w królewskich piwnicach.
Niechciany spadek
Od czasu do czasu m.in. na stronie internetowej jednego ze szwedzkich antykwariatów pojawiają się oferty sprzedaży pojedynczych sonnenburskich tablic. Z moich obserwacji wynika, że aukcje dotyczyły w miarę dobrze zachowanych egzemplarzy powstałych w XVIII-XIX wieku. Ceny wywoławcze oscylowały od kilku do kilkunastu tysięcy koron szwedzkich, co mniej więcej stanowiło równowartość od 2,7 do 6 tys. zł. Czy i za ile zostały sprzedane, tego niestety nie wiadomo z uwagi na brak listy wynikowej. Natomiast w jednym z opisów aukcyjnych (zapewne dla uatrakcyjnienia oferty) zamieszczono informację, że herbowa kolekcja została przejęta jako łup wojenny wojsk rosyjskich, co oczywiście mija się z prawdą.
Niewątpliwie powojenny losy tablic ze Słońska – najpierw sposób, w jaki je przechowywano, a później sprzedaż pod koniec lat 80. za śmieszną kwotę – wynikały z tego, że traktowano je jako pruskie dziedzictwo, kojarzące się z odwiecznym „parciem na wschód”. Podobno jeszcze w latach 60. XX wieku przyjmowano, że herby namalowali hitlerowcy dla celów propagandowych.
Z tychże powodów stały się wówczas niemal „piątym kołem u wozu”, a w wędrówkę z polskiego już wówczas Słońska do Warszawy udały się z „wilczym biletem”. W listopadzie 1945 roku ówczesny burmistrz Słońska, K. Skopowski, zaraportował swojemu zwierzchnikowi: „komunikując o powyższym, proszę o zadecydowanie dokąd należy skierować te przedmioty, gdyż w Słońsku są one zbyteczne a zabezpieczenie ich jest dla mnie zbyt utrudnione i kosztowne”.
Szlakiem joannitów
Trudno jest dziś powiedzieć, jakie losy spotkałyby „sonnenburską kolekcję”, a w zasadzie czy w ogóle przetrwałaby do dzisiejszych czasów, gdyby pozostała w Słońsku. Zamek został bowiem podpalony w 1975 roku i pozostały po nim same mury. Od ubiegłego roku w ramach wspólnego projektu realizowanego przez zakon joannitów, niemieckie miasto Seelow i Gminę Słońsk, pozyskano środki unijne na stworzenie tzw. szlaku joannitów. W jego ramach przeprowadzona będzie m.in. rewitalizacja słońskiego zamku, którego ruiny zostały już zabezpieczone, a mury zadaszone. W dalszej kolejności planowane są prace, które umożliwią jego zwiedzanie i organizowanie w jego wnętrzu wydarzeń kulturalnych.
Niedawna świątynia zakonna jest dziś katolickim kościołem parafialnym. W miarę dobrze przetrwała opisywane tu zdarzenia, w tym niesprzyjające jej czasy PRL-u. Aczkolwiek sam obiekt, jak i zgromadzone w nim zabytki wymagały sporych nakładów pieniężnych i nie mniejszego zaangażowania w ich pozyskanie. Szczególnie pomocni okazali się również joannici, którzy nie tylko przyczynili się do zdobycia środków finansowych na realizację poszczególnych zadań, ale też wspierali je organizacyjnie i merytorycznie.
Osoby zaciekawione historią Słońska oraz opisywanych tu herbów zachęcam do odwiedzenia tej malowniczo położonej miejscowości i zwiedzenia kościoła, w którym obejrzeć można m.in. kilka z zachowanych joannickich tablic herbowych rycerzy baliwatu brandenburskiego.
Źródła
Friedrich Adolph Freiherr von Dellingshausen, „Zakon Joannitów w Nowej Marchii”, Zeszyty Naukowe nr 9. Nowa Marchia – Prowincja Zapomniana – Ziemia Lubuska – Wspólne Korzenie, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Zbigniewa Herberta. Gorzów Wlkp. 2011, s. 25-55.
Materiały z konferencji naukowej zorganizowanej przez Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie Educatio Pro Europa Viadrina Stiftung Brandenburg Gorzów Wlkp. 9 października 2004, „Joannici i ich mistrz Jan Maurycy von Nassau-Siegen (1604-1679)”, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Gorzowie Wlkp., Gorzów Wlkp. 2006.
Dariusz Markowski, Sebastian Smagłowski, „Tajemnicze losy joannickich tablic herbowych ze Słońska oraz ich problematyka konserwatorska”, Acta Universitatis Nicolai Copernici. Zabytkoznawstwo i Konserwatorstwo XXXVIII, Toruń 2010.
Pismo Zarządu Gminy Słońsk z dnia 15 Listopada 1945 r. do Pełnomocnika władz w Sulęcinie, Archiwum Państwowe w Gorzowie Wielkopolskim.
Piotr Andrzej Nowicki
Były mieszkaniec Lemierzyc, pasjonat historii. Kontakt: limmritz@onet.pl.