Nie lada gratką dla miłośników średniowiecznych warowni oraz ich podziemi, a także innych występujących tylko tu atrakcji będzie na pewno Zespół pałacowy w Kurozwękach.
Ta mała świętokrzyska wieś leżąca 6 km na północny zachód od Staszowa stała się od pewnego czasu Mekką szukających wrażeń turystów i jest absolutną nowością nad rzeką Czarną.
Mimo, że prace konserwatorskie i adaptacyjne całego Zespołu Pałacowego trwają tu nieprzerwanie od 1994 r, a więc od czasu gdy państwo zwróciło Pałac wraz z okolicznymi dobrami prawowitemu właścicielowi Marcinowi Popielowi z pochodzenia Belgowi / Kawaler maltański /.
Tu bowiem w jednym miejscu mamy do dyspozycji: prastary nizinny zamek obecnie Pałac zarządzany przez potomka prastarego rodu , pod Pałacem kompletnie udostępniona i oświetloną podziemna trasa z gotyckimi komorami, stadninę czystej krwi arabów oraz jedyne w Polsce stado bizonów amerykańskich. Warto dodać że ulubiona kasztanka Piłsudskiego pochodziła właśnie z kurozwęckiej stadniny. Kurozwęki to osada o bogatej przeszłości historycznej sięgającej wieku XIII. Jednym z pierwszych właścicieli tych ziem był Krzesław z Kurozwęk. Po nim władał tu Dobiesław z Kurozwęk herbu Poraj, któremu zawdzięczamy wybudowanie ok. 1400r. obecnego pałacu, a poprzednio drewniano-murowanego , nizinnego zamku obronnego. Naturalną obronność dawały tu rozlewiska rzeki Czarnej, które napełniały także fosę.
Zamek i okoliczne dobra były w rękach wielu znakomitych rodów. Byli tu kolejno Kurozwęccy, Lanckorońscy, Sołtykowie, byli i są nadal Popielowie. Obiekt z upływem lat zmieniał swoją obronną formę rycerskiego zamku w wygodny pałac choć nadal był otoczony wodą . Kolejni właściciele dodali tu od dwupoziomowych arkadowych krużganków naśladujących Wawel, poprzez bogate barokowe zdobienia całej bryły pałacu. Mimo to i dziś możemy łatwo dostrzec pierwotny charakter budowli wkomponowany w fosę, zewnętrzne tylne mury czy surowe, głębokie podziemia.
Dzisiaj oglądając stare zdjęcia pałacu – ruiny i patrząc na jego nową szatę min. okazały, różowy fronton promieniujący świeżością ciężko jest uwierzyć w to czego dokonał obecny właściciel. W czasie siedmiu lat mimo problemów natury prawno – finansowej, a także bariery językowej wskrzesił do życia dom swoich przodków, a nawet jako jedyny sprowadził do Polski stado amerykańskich bizonów.
Jedną z ciekawszych tutejszych atrakcji są na pewno ciągnące się pod całym pałacem głęboko osadzone podziemia. W świetle lamp o które zadbał właściciel i w towarzystwie tutejszego przewodnika możemy czuć się naprawdę komfortowo, podziwiając pierwotny gotycki zarys zamku obronnego. Odnajdziemy tu łukowato sklepione gotyckie komory połączone wysokimi i szerokimi korytarzami, choć i znajdą się takie, których rozmiar przeznaczony jest na jedną osobę.
Podziemia gdy obiekt trwał w ruinie były dość mocno i wysoko zagruzowane, zamulone część z nich stała w wodzie.. Prace przy oczyszczaniu podziemi trwały dość długo, po nich przystąpiono do montowania pomp ciepła, które osuszyły sprawnie wszystkie fundamenty i pomieszczenia.
Jak każdy stary zamek i ten posiada legendy o skarbach i lochach, podwyższające jego atrakcyjność. Ta najczęściej powtarzająca się mówi o lochu łączącym kurozwęcki zamek z pobliskim obecnym kościołem, a dawnym klasztorem.
Liczba podziemnych zakamarków może zmylić drogę powrotną na powierzchnię lecz o połączeniu z kościołem chyba trzeba zapomnieć, a przemawia za tym podmokłe od zawsze, ciągle zalewane przez rzekę zamkowe otoczenie.
Jeden fakt burzy tu tylko powyższe teorie. W jednym z oczyszczonych podziemnych pomieszczeń na poziomie gruntu odkryto niedawno przez przypadek sklepienie nowego korytarza, wypełnionego gruzem. Najciekawsze jest to iż korytarz leży poniżej przepływającej obok rzeki. W tej sytuacji najlepiej poczekać do wyjaśnienia sprawy w jednym z pawilonów pod pałacem przerobionym na mały uroczy hotel.