Mało jest poszukiwaczy którzy otwarcie mówią o tym,co znaleźli.Każdy obawia się niejednokrotnie śmiesznych konsekwencji, o których dużo napisano w marcowym numerze i w związku z tym myślę,że również mało będzie odważnych,aby coś opisać.
W związku z tym postanowiłem opisać „wyprawę „,w której nic nie znalazłem,mało tego – obiekt,,którego szukałem trudno zaliczyć do chronionych prawem dóbr kultury.Jechałem w kierunku Radomia,celem mojej wyprawy nie było poszukiwanie skarbu, chciałem znaleźć miejsce,gdzie 11 października 1959 r.rozbił się samolot MiG-15 i ewentualnie znaleźć jakiś możliwy do identyfikacji element samolotu.
Było to w okolicy miejscowości Okońsko,ponieważ byłem już raz w tym miejscu, byłem pewien,że bez problemu trafię,natomiast wykrywacz (tak myślałem)będzie mi jedynie potrzebny do poszukiwania fragmentów.Samolot z lotniska w Radomiu w czasie chowania podwozia,pożar szybko obejmował tylnią część kadłuba i bardzo szybko stało się jasne,że następstwem tego może być eksplozja zbiorników paliwa.Samolot brał udział w defiladzie powietrznej,start odbył się z lotniska Sadków w składzie czterech samolotów,był to wówczas bardzo modny szyk defiladowy tzw.”rombik”.
Ponieważ palący się samolot leciał na prawej pozycji – pilot ostatniego samolotu miał bardzo dobrą pozycję do obserwacji (był to por.pil.Janusz Kaczyński)i jego wielką zasługą jest podanie prawidłowych informacji pilotowi palącego się samolotu i w rezultacie uratowanie mu życia.Jedyną prawidłową decyzją pilota było gwałtowne nabranie wysokości i katapultowanie się z palącego się samolotu przed grożąca eksplozją.Wszystko się udało i lądował na miękkim polu,co zapobiegło dalszym obrażeniom kręgosłupa,które nastąpiły w czasie katapultowania.
Samolot po katapultowaniu przeszedł w ostre nurkowanie,pod kątem ok.90 °uderzył w podmokły teren i eksplodował.Na powierzchni podmokłej łąki leżały kawałki taśmy z amunicją i małe kawałki różnego złomu. Do większych elementów saperzy dokopali się na głębokości ok.6 m.i nie było celu, aby ten złom wydobywać,ponieważ przyczyna pożaru była oczywista – nastąpiło urwanie się jednej,a następnie kilku łopatek turbiny, które dziurawiły obudowę silnika i tylny zbiornik paliwa.Od tego czasu teren zmienił się nie do poznania – minęło przecież 40 lat, na łące wyrosły drzewa,a polna droga posiada po- wierzchnię asfaltową. Nie mogłem trafić na miejsce,które dokładnie pamiętam. Postano- wiłem wrócić do pobliskiej wsi i zapytać starszych mieszkańców. Spotkany przy drodze starszy człowiek powiedział,że pamięta wypadek,powiedział,że widział pilota,który leżał na pobliskim polu, czekając na pomoc i zgodził się wskazać mi miejsce upadku samolotu.
Okazało się jednak, że on również miał trudności i dokładnie zlokalizowanie miejsca upadku było możliwe tylko przy pomocy wykrywacza metali. Teraz wyjaśnię, co było przyczyną moich poszukiwań, otóż ja jestem pilotem, który się uratował z tego samolotu, a szukałem na pamiątkę jakiegoś fragmentu kabiny lub wyposażenia samolotu możliwego do identyfikacji.Niestety, okazało się,że wszystkie wykopane małe kawałki meta- lu były bardzo skorodowane i nie było możliwości określenia, co to jest, natomiast do zasadniczego wraku jest zbyt głęboko.
Towarzyszący mi mieszkaniec wsi stwierdził: „po człowieku już nie było śladu…”. Myślę, że to prawda. To jest bardzo rzadki przypadek, aby pilot mógł szukać z wykrywaczem metali szczątków samolotu, którym leciał w jego ostatnim locie! Znalazłem w ubiegłym roku wraz z kolegami „Ju-87 „, który leżał być może z załogą, ale przyznaję że emocje przy szukaniu szczątków „mojego” MiG-a były naprawdę duże.