Pęknięta płyta nagrobna odsłoniła wnętrze starej, XIX-wiecznej krypty ewangelickiego pastora. W środku zamiast pojedynczego pochówku znajdowało się… osiem czaszek z widocznymi otworami po kulach.
W 2015 roku lokalny cmentarz ewangelicki w Gostkowie (nieopodal Wałbrzycha na Dolnym Śląsku) miał podzielić los wielu podobnych miejsc na tzw. Ziemiach Odzyskanych, mianowicie zostać sprzedany i finalnie zlikwidowany. Angelika Babula z mamą, Haliną Bryk, przez lata obserwowały postępujący proces „znikania” miejsca pochówku dawnych mieszkańców ich rodzinnej wsi. Powojenne losy cmentarza to postępująca z każdym dniem, miesiącem i rokiem dewastacja, bezczeszczenie i bezmyślne niszczenie grobów. Podobnie działo się również w sąsiednich miejscowościach, gdzie nie tylko ginął ślad po cmentarzach, ale dochodziło też do rozbierania opustoszałych ewangelickich kościołów. Dowiedziawszy się o zamiarach gminy Stare Bogaczowice, Angelika Babula i Halina Bryk postanowiły działać. W październiku 2015 roku udało im się odkupić teren cmentarza, a już 19 stycznia 2016 roku powołały Fundację Anna, której głównym celem jest ratowanie gostkowskiej nekropolii. Swoją nazwę fundacja wzięła od imienia śp. Anny Renner, której imię i nazwisko były wykute na pierwszym nagrobku odnalezionym podczas porządkowania terenu.
Spis treści
Gostkowski cmentarz
Cmentarz ewangelicki w Gostkowie założony został w 1856 roku, po północnej stronie kościoła (obecnie świątynia znajduje się w ruinie). Powstał w następstwie wydarzeń z roku 1835. Wówczas to katolicki proboszcz – administrator ks. Heyne – nakazał likwidację około 50 grobów, aby uzyskać wystarczająco dużo miejsca na przemarsz dorocznej procesji Bożego Ciała. Zlikwidowano głównie groby ewangelików – wcześniej na miejscowym cmentarzu katolickim chowano także luteran. Nowy ewangelicki cmentarz założono na planie prostokąta z krzyżującymi się pośrodku alejami i rzędem murowanych grobowców głębinowych po zachodniej stronie. Właściciele grobowców zobowiązani byli do budowy i utrzymania muru, który pierwotnie otaczał cmentarz.
Fundacja Anna
Parafia ewangelicka w Gostkowie przestała istnieć po drugiej wojnie światowej, a miejscowy cmentarz ewangelicki był wielokrotnie profanowany i stopniowo przestawał istnieć wchłaniany przez roślinność. Od 2016 roku Fundacja Anna skupia ludzi, którzy konsekwentnie angażują swój czas, środki oraz energię i mozolnie, dzień za dniem przywracają godność spoczynku pochowanych tu ludzi. Fundacja rozpoczęła pracę od usuwania śmieci, wszechobecnych chaszczy i samosiejek. Następnie przystąpiła do wyciągania z ziemi poprzewracanych i połamanych nagrobków, tablic nagrobnych i krzyży. Po czterech latach porządkowania osoby związane z fundacją mogą poszczycić się pierwszymi przeprowadzonymi pracami renowacji i remontu nagrobków. Szeroko rozumianej rewitalizacji poddany został cały teren cmentarza i jego otoczenie.
Fundacja stara się także stopniowo budować most między ludźmi różnych generacji, pochodzenia, wyznania czy narodowości. Po kilku latach intensywnych działań na polu edukacyjnym, w lokalnej społeczności rośnie przekonanie, że nie wszyscy przedwojenni mieszkańcy Dolnego Śląska wspierali ideologię nazistowską. Dawni Dolnoślązacy byli najczęściej zwykłymi ludźmi, którym przyszło żyć w trudnych czasach, i warto szanować ich miejsca pochówku.
Odkrycie na cmentarzu
Ze względu na fakt, iż wysiłki fundacji zostały dostrzeżone i docenione, wiele grup oraz stowarzyszeń z całej Polski zaangażowało się we wspólne działania porządkowe i renowacyjne na cmentarzu w Gostkowie. Właśnie taka wspólna akcja porządkowa w kwietniu 2018 roku przyniosła niesamowite odkrycie. Podczas próby zabezpieczenia grobowca pastora Friedricha Augusta Fuchsa, którego pochowano na gostkowskim cmentarzu w 1857 roku, osunęła się uszkodzona płyta nagrobna przykrywająca murowany grób głębinowy. Okazało się, że w grobowcu znajduje się osiem czaszek, większość z widocznymi otworami po kulach, oraz niezidentyfikowane ludzkie szczątki, które bezładnie (bez trumien) wrzucono do wspólnej mogiły. Tym, co przykuwało uwagę, były także dwie pary dużych butów. Obuwie wyglądało na wojskowe, co mogło sugerować, że znalezione szczątki należały do zastrzelonych pod koniec II wojny światowej żołnierzy niemieckich. Obecny na miejscu przedstawiciel urzędu konserwatora zabytków postanowił powiadomić policję, prokuraturę oraz Instytut Pamięci Narodowej. Przez prawie rok w wałbrzyskiej prokuraturze toczyło się „milczące” śledztwo, które uniemożliwiało przeprowadzenie jakichkolwiek badań, a nawet odpowiednie zabezpieczenie grobowca. Osoby związane z fundacją obawiały się, by prowizorycznie zabezpieczona mogiła nie stała się łupem dla domorosłych „poszukiwaczy skarbów”.
Zagadka grobowca
Przełomowy w sprawie okazał się artykuł wałbrzyskiego dziennikarza Jacka Zycha, który wywołał istną lawinę informacji zbliżających nas do wyjaśnienia tajemnicy grobowca pastora Friedricha Augusta Fuchsa. Po publikacji artykułu na portalu internetowym „Dziennik Wałbrzych” odezwała się do nas śp. Urszula Sagan od urodzenia mieszkająca tuż obok cmentarza. Urodzona w 1937 roku kobieta okazała się bezcenną skarbnicą wiedzy na temat dawnych mieszkańców wsi i okolic. Pani Urszula opowiedziała o czasach powojennych, choć nie umiała wskazać konkretnej daty wydarzenia, to przypuszczała, że tragedia ta rozegrała się w okresie przymusowego wysiedlania Niemców w latach 1946-1947. Wielu z nich mieszkało jeszcze w Gostkowie i przyległych Nowych Bogaczowicach. Wielu miało niechlubną, skalaną nazizmem przeszłość. Znajdowało to odbicie w niechęci i prześladowaniach ze strony pamiętającej niemiecką okupację ludności polskiej, coraz liczniej napływającej na teren Dolnego Śląska. Członkowie Fundacji Anna towarzyszyli pani Urszuli podczas udzielania wywiadu dziennikarzowi Andrzejowi Pawlukiewiczowi z TVN24, kiedy to poruszona opowiadała o tym, jak nauczyciel z Nowych Bogaczowic zastrzelił swoją rodzinę. Powodów, które pchnęły go do tego czynu, mogło być wiele. Prawdopodobnie zrobił to, bojąc się o losy rodziny. Pani Sagan nie znała powodów, które pchnęły go do tego czynu, ale była pewna że cała rodzina przygotowywała się na śmierć. Świadczyć o tym miały nowe, odświętne ubrania, które widziała podczas ich pogrzebu. Kobieta pamięta, że jako kilkuletnia dziewczynka stała z mamą tuż przy murze cmentarza i przyglądała się, jak wrzucano do grobowca kolejne zwłoki. Ciała przywieziono na wozie, a następnie pochowano bez trumien w pierwszym z brzegu grobie. Dość szybko udało się dotrzeć do karty wspomnianego nauczyciela. Wynikało z niej, że pochowany to Gustav Gleesner, 54-letni nauczyciel. Był jedynym nauczycielem we wsi.
Gustav Gleesner
Według karty nauczyciela (Personal Karte für Lehrer), objął posadę nauczyciela w Neu Reichenbach (Nowe Bogaczowice sąsiadujące z Gostkowem) w 1936 roku. Zastąpił on poprzedniego nauczyciela, Wilhelma Gumprichta, który przeszedł na emeryturę. W zachowanej księdze adresowej „Kreis Jauer” dla roku 1936 widnieje jeszcze nazwisko Wilhelma Gumprichta. Gustav Gleesner był wymieniony w 1933 roku jako członek Śląskiego Towarzystwa Ludoznawczego („Mitteilungen der Schlesischen Gesellschaft für Volkskunde”, Band XXXIII, 1933).
Drugą, bardziej szczegółową relację dotyczącą tych tragicznych wydarzeń przesłała w liście skierowanym do prezes Fundacji Anna, Angeliki Babuli, mieszkająca w Niemczech pani H. Heinrich, która w czasopiśmie „Schlesischer Gebirgsbote” przeczytała artykuł o Gostkowie. Autorka listu uczęszczała przed wojną do szkoły w Nowych Bogaczowicach. Według jej relacji, inspiratorką zbiorowego samobójstwa była najstarsza córka małżeństwa Gleesnerów – Helga, która służyła w Reichsarbeitsdienst (Służbie Pracy Rzeszy). Miała ona zastrzelić swoich rodziców, siostrę oraz ciotkę i jej dzieci, a następnie popełnić samobójstwo. Zdaniem pani Heinrich, nauczyciel cieszył się dobrą opinią m.in. wśród polskich robotników przymusowych, a jego samobójstwo podjęte ze strachu przed wkraczającą Armią Czerwoną wzbudziło poruszenie mieszkańców miejscowości.
Wykopaliska w krypcie
26 października 2019 roku z inicjatywy Instytutu Badań Historycznych i Krajoznawczych, wydawcy miesięczników „Odkrywca” oraz „Archeologia Żywa”, zostały przeprowadzone badania archeologiczno-antropologiczne krypty. Podczas badań ustalono, że szczątki ludzkie należały do ośmiu osób. Na siedmiu czaszkach stwierdzono obecność ran postrzałowych z broni palnej. Jedyna czaszka, która nie nosiła śladów postrzału, należała do starszego mężczyzny. Prawdopodobnie był to pochowany w krypcie pastor.
Pozostałe czaszki należały do:
- kilkuletniego chłopca,
- dziewczynki w wieku około 5–7 lat,
- kobiety w wieku około 20 lat,
- kobiety w wieku około 25–28 lat,
- kobiety w wieku około 25–28 lat,
- kobiety w wieku około 40 lat,
- mężczyzny w wieku około 40 lat.
Przy szczątkach odnaleziono liczne przedmioty osobiste m.in. srebrny pierścionek, szminkę, medalik, spinki do włosów, guziki, łańcuszek, szklaną kulę, żyletkę, krem Nivea, zegarek kieszonkowy, szkło okularów, kolczyk oraz dwie złote obrączki należące do kobiety i mężczyzny z wygrawerowanymi inicjałami odpowiednio M.K. i G.G. oraz datami 27.07.21–25.09.22.
Pośród przedmiotów uwagę zwróciło pięć destruktów amunicji 6,35 mm z sygnaturą czeskiej firmy Sellier & Bellot. Badania antropologiczne otworów wlotowych w siedmiu czaszkach wskazują, że nie przekraczają one 6–8 mm, co uprawdopodobnia wniosek, że wszystkie ofiary zostały zastrzelone z broni odpowiadającej kalibrowi odnalezionej amunicji 6,35 mm. Takiego rodzaju amunicja była stosowana m.in. w popularnych w okresie wojennym niewielkich belgijskich pistoletach FN 1905/06 lub produkowanej w Niemczech broni typu Walther model 9. Pistolet Walther używany był zarówno przez cywili, jak i służby mundurowe, a niewielkie rozmiary umożliwiały przenoszenie go w kieszeni bądź damskiej torebce.
Wyniki badań archeologicznych i antropologicznych krypty pastora na cmentarzu w Gostkowie potwierdzają powyższe relacje i uprawdopodabniają wniosek, że szczątki ludzkie odkryte w krypcie mogą należeć do zmarłego w XIX wieku pastora oraz nauczyciela i jego rodziny, którzy zostali zabici strzałem z broni kaliber 6,35 mm. Broń mogła należeć do nauczyciela lub jego najstarszej córki, która – według relacji pani Heinrich – służyła w Reichsarbeitsdienst. Tragiczne wydarzenie miało miejsce prawdopodobnie zimą (na wieść o ofensywie Armii Czerwonej) bądź wiosną 1945 roku.
Przedmioty wydobyte z wnętrza krypty świadczyły, że ofiary zostały pochowane w ubraniach, wraz z rzeczami osobistymi. Dr Jacek Szczurowski i Katarzyna Martewicz podczas analizy antropologicznej. Przedmioty wydobyte z wnętrza krypty świadczyły, że ofiary zostały pochowane w ubraniach, wraz z rzeczami osobistymi.
Nieudana ewakuacja
Informacja o przeprowadzonych badaniach dotarła do Niemiec, skąd dzięki nieocenionej pomocy dziennikarza, Petera Fuettera, nadeszły do nas kolejne informacje i szczegóły na temat zastrzelonej rodziny. Dzięki relacji pani Pollack, której rodzina przyjaźniła się z Gleesnerami, udało się ustalić personalia osób pochowanych w grobowcu. Gustav Gleesner pochodził z Gottesberg (Boguszów), zaś jego żona Martha (z domu Knopse) z Mühlseiffen (Młyńsko w powiecie lwóweckim). Zgodnie z panującym wówczas zwyczajem, para mogła wziąć ślub w rodzinnym mieście panny młodej. Datę ceremonii wygrawerowano na pierścieniach – 25 września 1922 roku. Para Gleesnerów miała dwie córki. Helga urodziła się 30 maja 1926 roku, a Regina w październiku 1930 roku. Pozostałe ciała należały do kuzynki Marthy Gleesner, Hildegardy Heller i jej dwojga dzieci: Margot (około 7 lat) i Manfreda (około 5 lat). Pani Heller pochodziła z Kolonii, skąd ewakuowano ją z powodu bombardowań. Jej mąż był na froncie.
W miarę zbliżania się frontu część Niemców z Nowych Bogaczowic i okolicznych miejscowości postanowiła uciec. 7 maja 1945 roku ruszyli na południe i dotarli aż do oddalonego o 28 km Schömbergu (Chełmsko Śląskie), gdzie zamierzali przekroczyć granicę. Wśród nich była także rodzina Gleesnerów. W Berthelsdorfie (Uniemyśl) uchodźcy zostali zawróceni przez Armię Czerwoną – nakazano im powrót do swoich rodzinnych miejscowości. Według pani Pollack, uciekinierzy wrócili do Nowych Bogaczowic w Dzień Wniebowstąpienia 1945 roku (10 maja). Następnego dnia wszyscy już mówili o samobójstwie rodziny Gleesnerów, które miało się wydarzyć w lesie tuż za wsią. Nikt jednak nie znał szczegółów śmierci ani pochówku. Według tej relacji nauczyciel, Gleesner był fanatycznym członkiem partii nazistowskiej, a nawet lokalnym liderem NSDAP. Jednakże nie udało się potwierdzić tej informacji w zachowanych księgach adresowych, gdzie odnotowywano miejscowych kierowników partii. Ślepa wiara w totalitarny system i nazistowską ideologię miała pchnąć Gustava Gleesnera bądź jego najstarszą córkę do ostatecznego kroku – morderstwa rodziny i samobójstwa.
Fragment dziennika dziennego pisanego przez Lydię Keil (ur. 1909 rok, zm. 1959 rok)
Rok wojenny 1945
…dopiero około południa nasza wieś została prawdziwie zamieszkana. Oni byli aż w Uniemyślu koło Chełmska Śląskiego. Przeżyli także więcej niż my. Tam dogonili ich Rosjanie. Niektórzy właściciele byli już pozbawieni koni, kiedy wrócili do domu. Ich powozy były wyprzęgnięte. Było to w Wniebowstąpienie, 10 maja, także i nasz nauczyciel (Gustav Gleesner), miejscowy kierownik partyjny, wraz ze swoją małżonką powrócił. Ale w budynku szkolnym był taki bajzel, wszędzie leżały góry papieru, bielizna, odłamki i rzeczy partyjne. Budynek pełen mroku i strachu. Miejscowy kierownik partyjny sam już nie był niczego pewien, ponieważ wszystko wyszło inaczej, aniżeli wmawiał to swojej gminie. Podczas dożynek w gospodzie powiedział kiedyś „rolniczko, jeżeli praca i wychowanie dzieci staje się dla ciebie ciężarem, stań wówczas przed obrazem naszego Führera i zostań przy nim przez jakiś czas, wówczas ponownie nabierzesz siły i energii i z wielką chęcią będziesz wykonywać swoje codzienne obowiązki”.
Tak fanatyczny był nasz nauczyciel, tym samym nie pozostało mu nic innego, jak w tym samym dniu, kiedy wrócił, w nocy zastrzelić siebie ze swoją żoną, dwoma córkami, 14 i 19 lat, i jeszcze z kuzynką wraz z jej dwójką dzieci. Zostali odnalezieni na skraju lasu przy Haifekeils Spitzenbusch. Zaprzęgiem zaprzęgniętym w woły, w sobotę 12 maja pod wieczór przywieziono zwłoki i pochowano je w starym grobowcu na gostkowickim cmentarzu.
Nikt z tutejszych mieszkańców nie uczestniczył w ostatniej drodze, ponieważ nikt nie odważył się odejść od domu. W niedzielę do domów wrócili uciekinierzy z Roztoki. Tym samym byliśmy całkiem sami. Juleck także udał się do swojego domu. Tak też upłynął mi maj, bez pracy ale z wieloma przeżyciami. Przez wiele dni przejeżdżali uciekinierzy, ale tym razem w kierunku swoich domów…
Badania zorganizowane były przez Instytut Badań Historycznych i Krajoznawczych (IBHiK) – wydawcę miesięczników „Odkrywca” i „Archeologia Żywa” zgodnie z zezwoleniem Dolnośląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków z 5 lipca 2019 roku. Koordynatorem badań był historyk Łukasz Orlicki z IBHiK. Nadzór archeologiczny: dr Paweł Konczewski, mgr Radosław Biel („Archeologia Żywa”). Nadzór antropologiczny: dr Jacek Szczurowski, mgr Katarzyna Martewicz (Uniwersytet Przyrodniczy). W badaniach udział wzięli wolontariusze oraz przedstawiciele Fundacji Anna, zajmującej się opieką nad cmentarzem: Angelika Babula, Patryk Nolberczak, Paweł Olek, Daria Olek, Krzysztof Daleszak i Paweł Piątkiewicz (IBHiK).
Karta nauczyciela Gustawa Gleesnera z Nowych Bogaczowic (Neu-Reichenau), przetłumaczył ją, jak i fragmenty dziennika, Damian Moskal.
Artykuł opublikowany został w numerze Odkrywca 4 (267) 2021. Każdego kto chciałby wesprzeć jedyny w Polsce miesięcznik poświęcony skarbom, wojnie i historii, zachęcamy do zakupu tego i przyszłych numerów.
a możecie coś więcej na pisać na temat wzmiankowanej okupacji okolic Wałbrzycha w czasach II wś?
Najpierw piszecie: ” Dawni Dolnoślązacy byli najczęściej zwykłymi ludźmi, którym przyszło żyć w trudnych czasach” by pozniej zacytowac (!) fragment dziennika napisanego przez Lydię Keil :”… nasz nauczyciel (Gustav Gleesner), miejscowy kierownik partyjny,” …” Podczas dożynek w gospodzie powiedział kiedyś „rolniczko, jeżeli praca i wychowanie dzieci staje się dla ciebie ciężarem, stań wówczas przed obrazem naszego Führera i zostań przy nim przez jakiś czas, wówczas ponownie nabierzesz siły i energii i z wielką chęcią będziesz wykonywać swoje codzienne obowiązki”
Ewidentnie fanatyzm. Zrelacjonowany przez jego krajanke.
Drogi Odkrywco, czy naprawde musze to napisac? Na Dolnym Slasku poparcie dla NSDAP było jednyn z najwyzszych w calych Niemczech !
Ja tu żyje, znam historie swojego miejsca i z przerażeniem czytam taki artykuł na stronie mojego ulubionego Odkrywcy…
Nie wolno relatywizowac historii.
“Kto nie zna historii, ten ja powtorzy”