Depozyty z zamku Książ. Cz.1 – raporty do ministerstwa

Udostępnij:

Tajemniczy depozyt potomka Napoleona I, cenny księgozbiór, nieznane średniowieczne rękopisy i archiwum z klasztoru Monte Cassino. Te skarby, jak wynika z raportów kierowanych do polskiego Ministerstwa Kultury i Sztuki z 1946/47 roku, miały zostać ukryte w jednym z podziemnych pomieszczeń pod zamkiem Książ.

Łukasz Orlicki, Paweł Trzęsicki i Jarosław Stróżniak w podziemnym korytarzu technicznym pod Zamkiem Książ. Czy tam wiedzie jeden z tropów do rozwiązania zagadki? (fot. J. Zych)

Przez najbliższe tygodnie „Odkrywca” podąży tropem zagadki, która zaczyna się pośród półek Archiwum Państwowego w Kamieńcu Ząbkowickim i poprzez Archiwum Akt Nowych wiedzie do podziemi zamku Książ. Oczywiście mniej lub bardziej sensacyjne artykuły, dotyczące możliwości ukrywania pod koniec II wojny światowej w zamku Książ cennych depozytów, publikowano od dawna. Informacje te dotyczyły dwóch rodzajów skarbów. Realnych – przede wszystkim osławionych zbiorów dzieł sztuki i bogatego księgozbioru księżańskiej biblioteki. Pisano również o innych specjalnie przywiezionych tu depozytach m.in. najcenniejszych zbiorach Pruskiej Biblioteki Państwowej, które miały pozostać w zamku jedynie czasowo i zostać ewakuowane jeszcze w 1943 roku.

Obok autentycznych depozytów na zamku Książ lub w jego bezpośrednim sąsiedztwie chętnie „ukrywano” na łamach prasy i książek różnego rodzaju domniemane skarby – od eksperymentalnych niemieckich broni, poprzez słynny „złoty pociąg” na Bursztynowej Komnacie kończąc. Wydawałoby się, że o tajemnicach tego obiektu napisano już wszystko i trudno będzie odnaleźć nieznaną szerzej historię ukrycia w tym miejscu jakiegoś zapomnianego i jednocześnie realnego depozytu. A jednak…

RAPORTY DO MINISTERSTWA

Odnalezione przez Lecha Zwirełło w Archiwum Państwowym w Kamieńcu Ząbkowickim Sprawozdania Referatu Kultury i Sztuki z 1946 – 47 z Wałbrzycha, w których znalazły się informacje o depozytach pod Zamkiem Książ. Wyróżnienia L. Zwirełło (Archiwum Państwowe we Wrocławiu – Oddział w Kamieńcu Ząbkowickim, zespół – Starostwo Powiatowe w Wałbrzychu 1945 – 1990, syg. 84/784/141, 148, 151, kwerenda Lech Zwirełło)

Kilka lat temu, w trakcie kwerendy akt dotyczących powojennej akcji poszukiwań zabytków, nasz wieloletni współpracownik i przyjaciel Lech Zwirełło odnalazł w Archiwum w Kamieńcu Ząbkowickim pierwszy z dokumentów dotyczący nieznanych szerzej wydarzeń, jakie nastąpiły na zamku Książ w czerwcu 1946 roku. Był to raport z dnia 12 czerwca 1946 roku skierowany do Ministerstwa Kultury i Sztuki w Warszawie podpisany przez referentkę Jadwigę Marię Mussiłową.

Raport w pierwszej części opisuje walkę polskich urzędników o zabytki znajdujące się na terenie zamku. Cały Książ został zajęty w połowie maja 1945 roku przez jednostkę Armii Czerwonej i pozostawał w jej rękach przez ponad rok:

„Zamek Fuerstenstein wraz z mieszczącą się w nim biblioteką / 60.000 tomów, z urządzeniem wewnętrznym, z zabytkami sztuki, z biblioteką nutową, numizmatyką, sztuką staro-grecką i chińską itp. podlegał referatowi Kultury i Sztuki, przy Starostwie Powiatowym w Wałbrzychu. Wskutek objęcia zamku przez wojska Sowieckie i niedopuszczenia nikogo do jego wnętrza prawo referatu rozporządzania zamkiem i zabezpieczenia zabytków było tylko prawem »de nomie«. Pomimo wszystko śledził referat bezustannie fakty, jakie miały miejsce w zamku. Wszelkie starania referatu, drogą prawną, osiągnięcia zezwolenia od Władz Sowieckich objęcia zamku przez usunięcie wojska, napotykały zawsze na sprzeciw – kilkukrotnie zwracał się poprzedni referent mgr Klimczyk Józef i obecna referentka a nawet ob. Starosta interweniował parokrotnie, osobiście u komendanta Wojsk Sowieckich – niestety bezskutecznie. Tymczasem nocami wywożono autami bibliotekę i wywieziono prawie całą. Część w kwietniu zniszczył pożar (…)”.

Opisywana powyżej pierwsza jednostka Armii Radzieckiej w maju 1946 roku opuściła zamek praktycznie z dnia na dzień. Do budynków oficyn znajdujących się przy budynku bramnym, gdzie mieściła się niegdyś biblioteka, powrócili Niemcy – służący i pracownicy Hochbergów, którzy zostali stamtąd usunięci przez Sowietów rok wcześniej. Między nimi znajdował się człowiek o nazwisku Hohbaum – postać kluczowa dla dalszych losów tytułowego depozytu. Drugiego dnia po zniknięciu Rosjan do zamku przyjechała referentka Wydziału Kultury i Sztuki z Wałbrzycha, rozpoczynając gorączkowe porządkowanie pozostałości biblioteki, które przerwało wkroczenie drugiej jednostki Armii Radzieckiej:

„przy pomocy referenta ob. Wojtasa i bibliotekarza Hohbauma przez cały dzień składano porozdzielane i całe książki do pak, które umieszczono w mieszkaniu bibliotekarza. Prace dalsze zbierania i sortowania książek jak i przeglądnięcia podziemi, w których według zeznania bibliotekarza miały się znajdować księgi z wieku IX i X, dowody polskości tej Śląskiej Ziemi – wraz z biblioteką dzieł, którą sprzedał w roku 1932 – im hr. Colonna – Walewski księciu von Pless, właścicielowi zamku – miał referat Kultury i Sztuki kontynuować dni następnych [wyróżnienie autor]. Niestety na drugi dzień, po bytności referatu wojska sowieckie innej formacji zajęły znowu zamek i dostęp został znów uniemożliwiony, gorzej, bo w kilka dni później usunięto przemocą z mieszkania, z którego było zejście do podziemi, bibliotekarza Hohbauma wraz z wszystkimi Niemcami mieszkającymi w oficynach. (…). Cały gmach zamku prześlicznie położonego i wspaniałego przedstawia dzisiaj widok okropny. Porozrywane freski walają się wśród kawałków rozbitych marmurowych posadzek. Nie ma niczego całego. Pergaminy stare, kartki porozdzieranych ksiąg, mapy, nuty leżą warstwą kilkudziesięciu centymetrów na podłogach biblioteki. Cenne stare księgi w kanałach (…)”. [pis. oryg. – przyp. red.].

Zamek Książ w całej okazałości (fot. B. Grynda)

Raport, w którym po raz pierwszy pojawiają się interesujące nas fakty: złożone w niezidentyfikowanych podziemiach zamku księgi i depozyt hrabiego Walewskiego został uzupełniony w trakcie kwerendy prowadzanej przez Lecha Zwirełło. Dzięki kolejnym kilkanastu notatkom i sprawozdaniom możemy śledzić dalsze losy wspomnianego depozytu. Losy, które wydają się stawać coraz bardziej zagadkowe.

Wspomniana w raporcie druga jednostka Armii Czerwonej zajęła budynki zamku w czerwcu 1946 roku. Usunęła bibliotekarza Hohbauma z mieszkania i uniemożliwiła referentce p. Jadwidze Mussiło kontynuowanie akcji ratowania zabytków oraz przeszukanie interesujących nas zagadkowych podziemi. Jednostka ta, najprawdopodobniej należąca do jednej z dywizji pancernych, nie pozostała w zamku długo. Po kilku tygodniach sowieckie warty zniknęły. Książ został zajęty przez Dolnośląskie Zjednoczenie Przemysłu Węglowego, które to przedsiębiorstwo wystawiło własną wartę złożoną z uzbrojonej straży przemysłowej. Niemniej zamek nadal pozostawał penetrowany przez maruderów Armii Czerwonej. Warta Zjednoczenia nie stanowiła też większego problemu dla sprytniejszych szabrowników.

Referentka Wydziału Kultury i Sztuki, po utraceniu kontaktu z niemieckim bibliotekarzem Hohbaumem, sama spróbowała uzyskać dostęp do złożonego w podziemiach depozytu. Jednak wyraźnie miała z tą sprawą problem. Czy to brak konkretnych informacji od Hohbauma, czy też inne czynniki sprawiły, że samo poszukiwanie depozytu nabrało innego charakteru? W lipcu referentce pomagał już inny Niemiec, związany nie z biblioteką, a z muzeum. W raporcie pojawia się również informacja o zamurowanych i niedostępnych przejściach.

„dnia 30.07 b.r. [1946 – przyp. aut.] wyjechała referentka Kultury i Sztuki do zamku Fuerstenstein celem przeprowadzenia badań zamurowanych przejść w podziemiach zamku, w których to podziemiach mają się mieścić jeszcze resztki zabytkowych rzeczy, referentka pojechała z Niemcem rektorem, który przez parę lat był archiwariuszem muzeum. Dwa wejścia znaleziono już otwarte, lecz w dwóch następnych mur jest nie naruszony, tak że następnym razem otworzy się to przejście i zbada zawartość podziemi (…)”.

Starania referentki w obliczu dużego natłoku obowiązków i wyraźnych trudności w doprecyzowaniu miejsca złożenia depozytu okazały się niewystarczające. Kolejne raporty z sierpnia, października i listopada 1946 roku przesuwają datę zajęcia się przeszukaniem podziemi. W raporcie za okres 15 października – 15 listopada 1946 roku po raz pierwszy w tej sprawie pojawia się zupełnie nowy element – kolejny depozyt, który miał znajdować się w podziemiu.

„W sprawie archiwum mającego mieścić się w podziemiach zamku Fuerstenstein a przywiezionego z Włoch z klasztoru Monte Cassino przez Niemców, w którym znajdują się cenne księgi kościoła rzymskokatolickiego oraz w sprawie ksiąg archiwalnych z XVIII wieku, o których wie archiwariusz zamku Niemiec Krike, który ofiarował swoje usługi nad wskazaniem i wydobyciem tych zabytkowych przedmiotów, złożyłem sprawozdanie przed kilkoma tygodniami (…)”.

Pomimo takich sensacyjnych informacji życie i praca przedstawicieli Referatu Kultury i Sztuki Starostwa Powiatowego w Wałbrzychu biegły swoim niespiesznym tempem. W piśmie z listopada narzekano na brak środków lokomocji, a gdy nadeszła zima 1946 roku wszelkie prace mające na celu zlokalizowanie depozytów zostały wstrzymane. Aż do czasu, gdy z „chwilą ustania mrozów referent podejmie prace poszukiwawcze w podziemiach zamku Fuerstenstein” (pismo z 15.11–15.12.1946).

W lutym 1947 roku przedstawiciele ministerstwa donoszą optymistycznie, iż „Prace związane z badaniem czy w podziemiach zamku Fuerstenstein znajduje się archiwum z Monte Cassino rozpoczną się w marcu br.”.

Niestety! Finał obiecująco zapowiadającej się sprawy referentka skwituje miesiąc później jednym suchym zdaniem „w dniu 8.III. 47 r. w zamku Fuerstenstein zostały złożone rozrzucone papiery pochodzące z Biblioteki i zabezpieczone jak też poskładane papiery archiwalne”. W kolejnym miesiącu zjawia się ponownie w podziemiach, zbierając kolejne strzępy porozrzucanych papierów archiwalnych. Za tymi dwoma krótkimi wzmiankami wydaje się kryć kompletne fiasko poszukiwań.

Ostatnim dokumentem rzucającym nieco światła na tę sprawę, jaki udało się odnaleźć Lechowi Zwirełło, jest pismo Wałbrzyskiego Starosty Powiatowego do Urzędu Wojewódzkiego z 29 sierpnia 1947 roku, gdzie wymienia się Delegata Ministerstwa Kultury i Sztuki Stefana Styczyńskiego poinformowanego o ukrytych w podziemiach depozytach. W ostatniej części dokumentu starosta zaskakująco konkludował „w sprawie ewentualnego podjęcia robót związanych ze sprawą archiwum z Monte Cassino uważa się, że jak długo na zamku będą obaj autochtoni wierni słudzy księcia pana, tak długo prace te nie dadzą wyników…”.

ZAGADKA DEPOZYTU

Analizując dokładniej przytoczone wyżej we fragmentach dokumenty, możemy wyodrębnić kilka osobnych wątków tej historii. Zacznijmy od przedmiotów, które miały zostać ukryte w podziemiach. A są one bardzo ciekawe. W najbardziej obszernym raporcie z czerwca 1946 roku, wg słów cytowanego przez referentkę bibliotekarza Hohbauma, w podziemiach miała zostać złożona cenna kolekcja hrabiego Colonna-Walewskiego. Niestety bibliotekarz nie podał jego imienia. Zdecydowanie najsłynniejszym przedstawicielem rodu był Aleksander Colonna-Walewski. Syn cesarza Napoleona I i Marii Walewskiej. Erudyta, francuski dyplomata, dziennikarz, oficer Legii Cudzoziemskiej, polski powstaniec listopadowy i Minister Kultury i Sztuki Francji za Napoleona III. Człowiek o niezwykle barwnym i bogatym życiorysie.

Hrabia Aleksander Colonna–Walewski ok. 1856 roku, gdy pełnił funkcję Ministra Spraw Zagranicznych Cesarstwa Francji (fot. Pierre-Louis Pierson [Domena publiczna], via Wikimedia Commons)

Człowiek, który mógł stworzyć kolekcję książek i numizmatów. Aleksander miał jedynego syna Karola z małżeństwa z Katarzyną Montagu, który zginął bezpotomnie w I wojnie światowej oraz Aleksandra Antoniego (z francuską aktorką Rachel Felix), który adoptowany przez Walewskiego przeniósł na swoją linię prawa do tytułu hrabiowskiego. Jakiego rodzaju kolekcję tego rodu mógł kupić w 1932 roku książę Hochberg, przeżywający wtedy nawiasem mówiąc duże problemy finansowe, stanowi zagadkę. Podobnie kompletnie nieznaną sprawą pozostają tajemnicze księgi „dowody polskości ziem śląskich” z IX i X wieku, które, o ile zapisująca te słowa referentka nie popełniła błędu, stanowiłyby bezcenne nieznane polskiej historiografii rękopisy.

Prawdziwą zagadkę stanowi też pojawiające się w raportach z jesieni 1946 roku „archiwum z Monte Cassino”. Sprawa wywiezienia i zabezpieczenia dzieł sztuki, cennego księgozbioru i bogatego archiwum (ok. 80 000 dokumentów) z klasztoru Monte Cassino została wszechstronnie opisana. Z inicjatywy podpułkownika Juliusa Schlegela, austriackiego oficera Dywizji Pancerno-Spadochronowej „Hermann Goering”, i za zgodą jego przełożonych, wszystkie zbiory, w tym archiwum klasztoru, zostały ewakuowane przez Niemców i przewiezione do Watykanu, gdzie doczekały końca wojny. Żaden z przedstawicieli Kościoła nigdy nie zgłosił żadnych zastrzeżeń co do tej akcji i możliwej utraty jakiegokolwiek fragmentu zbiorów, choć nieliczne źródła niemieckie sugerowały, że jakieś elementy tej kolekcji miały zostać wywiezione do Niemiec i przekazane Goeringowi1)E. Kubin, „Raub oder Schutz? Der deutsche militarische Kunstschutz In Italien”, Graz 1994. Z pewnością sam Julius Schlegel został uhonorowany przez opata klasztoru w 1952 roku. Czy zatem pojawiająca się w relacjach sprawa „archiwum z Monte Cassino” została zmyślona? A może nastąpiła pomyłka i chodziło o jakieś inne cenne zbiory?

ZAMUROWANY DEPOZYT CZY SCHOWEK W KANAŁACH?

Oczywiście pytań związanych z samymi depozytami jest więcej. A najważniejsze dotyczy miejsca, gdzie się miały znaleźć i charakteru samego ukrycia. Czy księgi, archiwum i kolekcje zostały złożone w zwykłych piwnicach? A może w kanałach technologicznych bądź bardziej skomplikowanym systemie podziemi? I kto tego miał dokonać? Tajemniczy bibliotekarz Hohbaum, którego losy staramy się ustalić? Czy też depozyt ukryto w ramach bardziej zorganizowanej akcji?

W najważniejszym, z naszego punktu widzenia, raporcie referentki z czerwca 1946 roku pada kilka bardzo znamiennych zdań. Po pierwsze, omawiając losy zamku i fakt, że książę został zmuszony przez nazistów do opuszczenia swojej siedziby, referentka ministerstwa pisze, że „Hitler kazał umieścić cenne zabytki, w czasie wojny, jak sztuki starogreckiej i chińskiej, numizmatykę i bibliotekę Walewskiego w podziemiach”. Co oznaczałoby, że przedmioty te zostały złożone w wyniku jakiegoś rodzaju czynności zabezpieczenia depozytów, a nie np. w wyniku pospiesznego przeniesienia ksiąg. Jednocześnie autorka raportu precyzuje, że zejście do podziemi znajdowało się w domu bibliotekarza, który miał mieszkać w jednym z budynków przy zamkowych oficynach. Tym samym trop wiedzie do zespołu płytko położonych technicznych podziemi, powstałych na przełomie XIX i XX wieku. Podziemi, które choć pozostają niejako w tle bardziej znanych i rozpopularyzowanych tuneli wykutych głęboko pod ziemią w okresie II wojny światowej, to zajmują około kilometra i stanowią osobną zagadkę zamku Książ.

CDN.

Film z akcji Grupy Eksploracyjnej Miesięcznika „Odkrywca” w tunelach technicznych zamku Książ – maj 2019. Cel: poszukiwanie depozytu hrabiego Colonna-Walewskiego.

Jest to cały artykuł „Depozyty z zamku Książ. Część 1 – raporty do ministerstwa” opublikowany w numerze Odkrywca 5 (244) maj 2019

Szef „GEMO” | gemo@odkrywca.pl

Historyk, szef działu badań terenowych i archiwalnych IBHiK, Założyciel i kierownik Grupy Eksploracyjnej Miesięcznika Odkrywca „GEMO".

Udostępnij:

Dodaj komentarz

css.php