Sowiogórski przełom

Udostępnij:

Przygotowania do tej akcji zajęły dwa długie lata. W końcu się udało, choć wielu straciło już nadzieję, iż tak zaawansowane prace mają szansę na realizację. W połowie stycznia 2013 r. w Górach Sowich nastąpiło przełomowe odkrycie. Nie tyle jednak rewolucjonizuje ono wiedzę o kompleksie „Riese”, co udowadnia, że obecne możliwości eksploracji podziemnych obiektów są praktycznie nieograniczone…

Motorem napędowym eksploracji pozostałości po niemieckim przedsięwzięciu budowlanym „Riese” w Górach Sowich, jest wiara, czy też głębokie przekonanie, o istnieniu nieznanych do tej pory sztolni, o dużo wyższym stopniu wykończenia niż ten, który znamy obecnie. Mimo wielu prób odnalezienia takich wyrobisk, podejmowanych praktycznie od zakończenia wojny, wszystkie kończyły się fiaskiem. Jednak kolejnych generacji tropicieli tajemnic „Olbrzyma”, to nie zniechęcało. Nadzieja bowiem umiera ostatnia.

Od lat 70. XX wieku do bezinwazyjnych badań podziemi zaprzęgnięto chyba wszelkie dostępne obecnie metody geofizycznej detekcji gruntu. Ich skuteczność w warunkach sowiogórskich ostatecznie okazała się stosunkowo ograniczona. Jednak uzyskanych w odczytach anomalii długo nie dało się skutecznie weryfikować. Aż do drugiej połowy pierwszej dekady XXI wieku. Wówczas pojawiły się pierwsze próby zastosowania potężnych wiertnic, których zasięg sięgał niedostępnych dotychczas głębokości. Niewątpliwie był to przełom, gdyż wprowadzane do odwiertów mikro kamery pozwalały zajrzeć tam, gdzie dotychczas nie było to możliwe. Od tego czasu udało się zweryfikować wiele hipotez, a także zainicjować zakrojone na szeroką skalę projekty, jak choćby trwające od półtora roku prace przy kompleksie Gontowa oraz ostatnio na słynnym Soboniu.

Teoretycznie historia ta zaczęła się w 2010 r. podczas III Zlotu Eksploratorów w Walimiu, zorganizowanym przez Sowiogórską Grupę Poszukiwawczą oraz tamtejsze Centrum Kultury i Turystyki (Odkrywca 11/2010). Wykonany wówczas potężną wiertnicą odwiert na zboczu Góry Soboń i wprowadzona do jego wnętrza kamera, potwierdziły istnienie za zawałem w sztolni nr 3 kompleksu o tej samej nazwie, drożnego odcinka niedostępnego dotąd wyrobiska. Był to punkt zwrotny w badaniach tego obiektu „Riese”, budzącego wśród eksploratorów chyba największe emocje (Odkrywca 10/2011, Odkrywca 4/2008).

Pierwsze tropy

– Myślę, że początek tej sprawy nie jest kwestią ostatnich 3 lat, a co najmniej 40. Nasza inicjatywa była konsekwencją i spuścizną prowadzonych wówczas, i przez kolejne dekady, prób eksploracji tego miejsca – mówi Dariusz Tomalkiewicz, wiceprezes SGP. – Nie da się jednak ukryć, że przeprowadzony pozyskaną przez nas wiertnią odwiert, był najważniejszym bodźcem do podjęcia próby fizycznego dotarcia do wnętrza namierzonej sztolni. Bez tego potwierdzenia nasza inicjatywa nie wyszłaby zapewne poza ramy projektu, gdyż zabrakłoby odpowiedniej mobilizacji – dodaje Tomalkiewicz.


Myślę, że początek tej sprawy nie jest kwestią ostatnich 3 lat, a co najmniej 40. Nasza inicjatywa była konsekwencją i spuścizną prowadzonych wówczas, i przez kolejne dekady, prób eksploracji tego miejsca

Cofnijmy się zatem na chwilę do lat 70., na które przypadają początki metodycznych badań „Riese”. W drugiej połowie wspomnianej dekady jeden z pionierów eksploracji Gór Sowich Piotr Kruszyński, wraz ze swoja grupą badawczą, inwentaryzował również dostępne wyrobiska kompleksu Soboń. W przedłużeniu sztolni nr 3 natrafił na sztucznie, w jego opinii, wywołane zawały, których część udało mu się na odcinku ok. 18 metrów pokonać. Dalej jednak nie był w stanie się przedostać, chociaż o kontynuacji zawalonej sztolni świadczyć miały m.in. prowadzące za zawał tory wąskotorówki oraz przewody instalacji elektrycznej. Przez kolejne 40 lat ten trop i niewiadoma, co znajduje się dalej, rozpalała wyobraźnię kolejnych generacji tropicieli tajemnic „Olbrzyma”. W tym czasie parę grup podjęło się kilku mniej lub bardziej oficjalnych prób, zarówno przekopania zawału, jak i dostania się do wnętrza przez drążony od góry szyb. Niestety, bezskutecznie.

Przygotowania

Wykonany w 2010 r. nad sztolnią nr 3 odwiert, był pierwszym z serii przeprowadzonych w ciągu kolejnych dwóch lat. W tym czasie wykorzystano również kilka typów mikro kamer, aby jak najdokładniej rozpoznać wnętrze i stan zachowania sztolni. Równolegle zrodził się pomysł przedostania się do środka. Zważywszy jednak na kilka wcześniej podjętych, lecz zakończonych fiaskiem prób, należało zweryfikować dotychczasowe metody, i do planowanej akcji podejść odmiennie.

Przygotowania Sowiogórska Grupa Poszukiwawcza, inicjatorzy i wykonawcy akcji, rozpoczęła od uzyskania wszelkich możliwych pozwoleń, a wiele ich było wymaganych. Wbrew krążącym wśród części eksploratorów obiegowym opiniom o niepodobieństwie efektywnej współpracy z instytucjami zarządzającymi terenem, okazało się to nie tylko możliwe, więcej, od zawiadujących obszarem Lasów Państwowych, jak i Gminy Walim uzyskano znaczne wsparcie tej akcji. Warunkiem formalnym jednak, było przeprowadzenie jej w sposób możliwie najmniej ingerujący w otoczenie. Tym samym jedna z najbardziej zaawansowanych koncepcji przebicia się przez zawał od strony wejścia do sztolni nr 3 nie mogła zostać zrealizowana z przyczyn proceduralnych. Nieco skomplikowało to proces przygotowań, bowiem znalazł się sponsor skłonny sfinansować w całości tego typu prace, planując jednak adaptację obiektu na cele turystyczne. To jednak wiązałoby się z szerokim frontem robót, budową dróg i infrastruktury całkowicie zmieniających dotychczas trudno dostępny i dziki zakątek Gór Sowich. W związku tym nie pozostało nic innego, jak poszukać alternatywnego rozwiązania. Najmniej inwazyjną metodą spełniającą wymogi formalne pozostało więc wykucie szybu w miejscu odwiertu i dostanie się do sztolni od góry. Było jednak „małe” ale…

Operacja taka przy ograniczonych możliwościach finansowych SGP, wydawała się mało realna, ze względu na horrendalne koszty. – Na początku znaleźliśmy firmę, która zażyczyła sobie abstrakcyjnej kwoty 100 tysięcy złotych. Inna chciała się podjąć zlecenia za… 40 tysięcy. Co prawda cena znacznie spadła, jednak wciąż była poza zasięgiem naszych możliwości, ale też i ekonomicznej sensowności takiego przedsięwzięcia –wspomina Dariusz Tomalkiewicz. – Byliśmy jednak przekonani, że akcję można wykonać znacznie taniej. Zaczęliśmy od zlecenia specjalistom górniczym wykonania projektu szybu i sposobu jego wykucia. Następnie koordynowaliśmy działania tak, by przedsięwzięcie mogło zostać zrealizowane. Dysponowaliśmy sporym potencjałem w postaci doświadczenia i zapału do pracy naszych członków, zaprzyjaźnionych grup, takich jak Sudecka Grupa Eksploracyjna, a także wielu niezrzeszonych pasjonatów eksploracji. Pozyskaliśmy do współpracy sponsorów, dzięki czemu udało się zgromadzić skromny budżet, a także zorganizować niezbędne do prac tego typu zaplecze techniczne – dodaje Piotr Kałuża prezes SGP. Dopięcie całości zajęło mnóstwo czasu i energii, jednak udało się. 10 listopada 2012 roku, a więc nieco dwa lata od przeprowadzeniu pierwszego odwiertu eksploratorzy przystąpili do pracy.

Pracowite weekendy

Na początek ponownie do akcji zaprzęgnięto potężną wiertnicę. – Zaczęliśmy od przeprowadzenia kilkunastu odwiertów na głębokość ok. 4 m, wykonanych obok siebie w obrębie 1,5×1,5 m. Uzyskaną w ten sposób rozkruszoną warstwę skał wybraliśmy przy pomocy sprowadzonej na miejsce koparki – opowiada Darek Tomalkiewicz. – Następnie obudowaliśmy zgodnie z projektem powstały otwór, i przystąpiliśmy do jego systematycznego pogłębiania. Rozpoczęła się dla nas najcięższa faza prac – kruszenie skał młotami pneumatycznymi. Powstały w ten sposób urobek wydobywany był na powierzchnię wiadrami. Pracowaliśmy od rana do wieczora, głównie w weekendy, systemem zmianowym. Głównie siłami naszej grupy, lecz aktywnie wspomagali nas również członkowie zaprzyjaźnionej Sudeckiej Grupy Eksploracyjnej, jak również niezrzeszeni pasjonaci z całej Polski, którzy zadeklarowali chęć pomocy i uczestnictwa w naszym przedsięwzięciu.

Całość działań była sporym wyzwaniem logistycznym, gdyż miejsce drążenia szybu znajdowało się w terenie górzystym, pośrodku gęstego lasu. Jedynymi pojazdami, którymi można było dowozić na górę ludzi, sprzęt oraz materiały, były samochody terenowe. Na miejscu zaś trzeba było zorganizować wszystko absolutnie od podstaw, choćby skromne zaplecze z miejscem do odpoczynku i ogrzania się, zapewnić dowóz ciepłych posiłków, niezbędnych agregatów prądotwórczych, oświetlenia itp. Co gorsza, na noc wszystko trzeba było zabezpieczyć, a w niedzielę po zakończeniu prac, zwieźć na dół.

Tymczasem dni były coraz krótsze, a szyb w miarę postępu prac stawiał coraz większy opór. Dawało o sobie znać zmęczenie i pewne znużenie przedłużającą się akcją. Również jesienna, a później zimowa aura nie ułatwiała zadania eksploratorom pracującym pod gołym niebem.

Wewnątrz

Minęły ponad 2 miesiące od rozpoczęcia prac, gdy 19 stycznia 2013 roku ze stropu sztolni nr 3 posypały się na spąg fragmenty skały. Po poszerzeniu otworu, do jej wnętrza wszedł po raz pierwszy od co najmniej 68 lat człowiek, zastając w środku prawdziwą kapsułę czasu.

Wnętrze wyrobiska, dotychczas znanego jedynie fragmentarycznie z obrazu zarejestrowanego przez obiektywy mikro kamer, stanęło otworem. Emocji eksploratorów sięgnęły zenitu, choć nikt się oczywiście ukrytego skarbu nie spodziewał. Wyobraźnię raczej pobudzała możliwość natrafienia na odnogi prowadzące do nieznanej części kompleksu. Po dokładnej penetracji okazało się jednak, że przestrzeń sztolni o długości ok. 86 m ograniczona jest z jednej strony przodkiem, z drugiej zamykającym ją od strony wejścia zawałem. Najbardziej oczekiwanych odgałęzień, bądź ich zaczątków niestety nie było.

Gdy wszedłem do wnętrza, stan zachowania wyrobiska sprawiał wrażenie, jakby prace prowadzone tam przed zgoła 70 laty zostały przerwane nagle, i to całkiem niedawno. Na spągu wciąż leżały porzucone kilofy i inne narzędzia, nawiercone w przodku otwory strzałowe wyglądały jakby dopiero co je wykonano, a w niektórych wciąż tkwiły ubijaki.


W doskonałym stanie zachowały się elementy instalacji elektrycznej, nienaruszone tory kolejki wąskotorowej i doprowadzająca powietrze do wnętrza lutnia. Wrażenia były niesamowite, lecz trudno było nie kryć pewnego rozczarowania, gdyż już pierwsze minuty potwierdziły, że przynajmniej dla nas to, niestety, koniec przygody i tajemnicy tego fragmentu kompleksu Soboń


podsumowuje Darek Tomalkiewicz

Organizatorom pozostało całość zinwentaryzować, kompleksowo udokumentować i ogłosić oficjalnie przedsięwzięcie za zakończone.

Podsumowanie

Ciągu dalszego tej historii nie będzie. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, do końca kwietnia br. wykuty szyb prowadzący do obiektu musi zostać zabezpieczony, a teren wokół przywrócony do stanu pierwotnego. – Szkoda oczywiście go po prostu zasypać, najpewniej zamkniemy go czopem betonowym. Innej opcji, niestety, z przyczyn formalnych nie ma – konstatuje nieco ze smutkiem na koniec Darek Tomalkiewicz.

Zawał za wejściem sztolni nr 3 kompleksu Soboń, od wielu dekad był jedną z najbardziej rokujących i budzących emocje tajemnic „Riese”. W wyniku zorganizowanej i przeprowadzonej przez SGP akcji została ona w całości rozwiązana. Przedsięwzięcie należy zaliczyć do niezwykle udanych. Jest bowiem dowodem, że obecnie istnieją praktycznie nieograniczone możliwości eksploracji dotychczas niedostępnych podziemi. Zarówno pod kątem formalnym, organizacyjnym jak i technicznym. Przeszkodą również nie są już środki finansowe, gdyż inicjatywa udowodniła, że możliwe jest ich pozyskanie od sponsorów, a także władz lokalnych zainteresowanych promocją regionu. Tym samym, mimo że nie nastąpiło rewolucyjne odkrycie, możemy mówić o istotnym przełomie, jaki się dokonał pod kątem eksploracji Gór Sowich.


Jest to cały artykuł „Sowiogórski przełom” opublikowany w numerze Odkrywca 3 (170) marzec 2013

ODKRYWCA 3/2013
Redaktor

Były Redaktor Naczelny Odkrywcy. Historyk, doświadczony dziennikarz i redaktor z kilkunastoletnim stażem specjalizujący się w historii, tajemnicach II wojny światowej, nieznanych epizodach okresu PRL, tematyce dotyczącej eksploracji i poszukiwań skarbów.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

css.php