Fabryka widmo

Udostępnij:

W związku z bardzo dużym zainteresowaniem pracami trwającymi obecnie na Wzgórzu Ryszarda w Bolkowie, których celem jest ponowne dotarcie do obiektu „Lehm”, przypominamy naszą publikację sprzed lat. Jest rok 2004, Mieczysław Bojko odkryje sztolnię dopiero za parę lat. Co było wiadomo w 2004 roku? Jakie wątki poruszano? Przenieśmy się w przeszłość…

Mieczysław Bojko, odkrywca obiektu „Lehm”

Niewątpliwie Bolków jako miejsce pełne sekretów i zagadek budzi w środowisku eksploratorów sporo emocji. Zbiega się tam bowiem kilka tropów i wątków tajemnic związanych z ostatnimi dniami II wojny światowej. Problem jednak polega na wątpliwej jakości materiału źródłowego oraz na zawodnej pamięci świadków, których wspomnienia z biegiem lat stają się coraz mniej przejrzyste i wiarygodne. Poza tym upływ czasu systematycznie zaciera resztki fizycznych śladów mogących potwierdzić konkretne hipotezy. Kolejną i być może najistotniejszą kwestią jest konsekwentne milczenie tych, którzy najwięcej powinni wiedzieć, a mianowicie osób bezpośrednio zaangażowanych w ukrywanie tajemnic przeszłości. Zwłaszcza że byli niemieccy mieszkańcy Bolkowa do dzisiaj bardzo niechętnie rozmawiają o tajemnicach, jakie kryło i w dalszym ciągu kryje to miasto. Dotyczy to w szczególności wszelkiej działalności wojskowej w ich rodzinnych okolicach. Najwyraźniej leży to nadal w czyimś interesie…

Widok na Wzgórze Ryszarda, zdjęcie z „Odkrywcy” numer majowy 2004.

Badacze i eksploratorzy działający na tym terenie potwierdzają powyższe trudności. Przede wszystkim większość informacji opiera się na przekazach świadków, których jakość zeznań budzi wątpliwości. Pochodzą one bowiem od ludzi, którzy posiadają szczątkową wiedzę na temat poszczególnych wydarzeń, często zasłyszaną z drugiej ręki. Wśród informatorów przeważają byli robotnicy zatrudnieni pod koniec wojny w fabryce zbrojeniowej (dzisiejsza Silena), ściśle pilnowani, zastraszeni, pragnący za wszelką cenę przeżyć. Inną grupę stanowią mieszkańcy przybyli do Bolkowa tuż po zakończeniu działań wojennych. Podejście tychże osób charakteryzowała spora obojętność na wszelkie pozostałości związane z działalnością Niemców. Chyba, że nabierały materialnego wymiaru. Niewątpliwie przyczyniło się to do powstania wielu legend dotyczących możliwości odnalezienia czegoś cennego.

W celu odtworzenia losów tajnej fabryki postanowiliśmy dotrzeć do osób, które mogą wiedzieć o niej najwięcej. Mieczysław Bojko, prezes Towarzystwa  Eksploracyjnego Poszukiwań Zaginionych Zabytków „Talpa”, od przeszło 10 lat systematycznie organizuje w Bolkowie akcje poszukiwawcze. Mają one na celu dotarcie do wnętrza Góry Ryszarda.
– „Trafiłem na ślad fabryki w 1992 roku dzięki kontaktom z moim przyjacielem, niemieckim historykiem, któremu przez przypadek wpadł w ręce raport komisji typującej obiekty pod produkcję zbrojeniową Rzeszy” –  wspomina nasz rozmówca. Znalazł się tam opis m.in. Góry Ryszarda w Bolkowie. W miarę postępu badań zwiększała się lista odnajdywanych dokumentów niemieckich z opisem fabryki. Były to między innymi raporty Luftwaffe oraz dokumentacja techniczna projektu podziemnej fabryki. Jednak większość materiałów opisuje jedynie naziemną część fabryki zbrojeniowej. Z analizy źródłowej wynika,  że produkcja o charakterze militarnym w Bolkowie ruszyła dosyć późno, bo w 1943 roku. Wtedy to zakład włókienniczy został przekwalifikowany na zbrojeniowy poprzez sprowadzenie nowoczesnych obrabiarek do wyrobu urządzeń precyzyjnych. Prawdopodobnie między wrześniem a listopadem 1944 roku Niemcy rozpoczęli prace przygotowawcze pod przeniesienie produkcji do wnętrza Góry Ryszarda. W chwili obecnej znajomość stopnia zaawansowania tychże prac jest czysto hipotetyczna. Plan przewidywał budowę 7 hal wraz z infrastrukturą i zapleczem technicznym. Jest on prawdopodobnie autentyczny, natomiast kwestią dyskusyjną pozostaje fakt, czy stanowi ostateczną wersję projektu podziemnej fabryki. Niestety z wyjaśnieniem tych wątpliwości należy się wstrzymać do momentu dotarcia do wnętrza góry i weryfikacji obecnego stanu. Z tym mogą być jednak problemy.

Pierwsze próby dotarcia do obiektu Mieczysław Bojko przeprowadził już 1993 roku i od tego czasu dokonał szeregu profesjonalnych prac eksploracyjnych, prowadzonych na szeroką skalę z użyciem wszelkich możliwych środków. Działania te zostały poprzedzone wspomnianą wcześniej szczegółową analizą dostępnego materiału Źródłowego, opartego na odnalezionych dokumentach, relacjach świadków oraz na wnikliwej penetracji badanego terenu.
 – „Jeżeli chodzi o samą podziemną fabrykę, produkcja prawdopodobnie nie została w niej uruchomiona” – stawia tezę Mieczysław Bojko. – „Posiadana przeze mnie dokumentacja techniczna projektu fabryki zakładała pokrycie wnętrza pięćdziesięciocentymetrową  warstwą zbrojonego betonu.  Tymczasem wyniki przeprowadzonych dotychczas penetracji poszczególnych sztolni nie wykazały  śladów tego typu wykończenia. Świadczyć może o tym również zbyt mała ilość urobku skalnego” – dodaje. Fakt ten poddaje w wątpliwość możliwości uruchomienia produkcji w obiekcie w stanie surowym. Wnioski takie potwierdziły się również po dotychczasowych wynikach badań poszczególnych sztolni. 
– „Przeprowadzone prace pozwoliły dotrzeć nam do przodka znajdującego się 62 metry w głąb sztolni wejściowej (od strony Sileny: przyp. Autora) oraz sondażowo przekopaliśmy 7 metrów małego tunelu”. Z kolei eksploracja drugiej ze sztolni – upadowej (tzw. Smoczej Jamy) – zakończyła się na 56 metrach, gdyż dalsze prace zastopowane zostały bardzo niestabilną strukturą wnętrza wyrobiska, wymuszającą zastosowanie bardziej zaawansowanego stemplowania. Przyczyną tego był osuwający się materiał skalny naruszony prowadzonymi pracami górniczymi przez budujących fabrykę Niemców i późniejszym ich wysadzaniem w celu ukrycia obiektu. Na powyższy stan miały również wpływ prace saperskie Rosjan, próbujących dostać się do wnętrza góry. Wynikające z dokumentów badania struktury geologicznej terenu, przeprowadzone jeszcze przez Niemców, pokrywają się z wynikami wskazań użytego przez poszukiwacza georadaru. – „Problem tkwi jednak w interpretacji jego odczytu, gdyż występujące tam lawy poduszkowe oraz tufy wulkaniczne i dodatkowo przerost glinki, mogły zniekształcić otrzymane wyniki” –  mówi Mieczysław Bojko. Niepokojący jest również brak zapadlisk na zewnątrz góry, chociaż według dokumentacji powinny znajdować się tam wykonania szybowe. Natomiast wszelkie pozostałości zabudowań znajdujące się na powierzchni Góry Ryszarda, po wnikliwym przebadaniu nie wydają się mieć związku z jakimikolwiek instalacjami podziemnymi.

W ciągu ostatnich lat Bolków kilkakrotnie pojawiał się na łamach prasy, w szczególności regionalnej, w związku z postępami przedstawionych powyżej prac. Efektem tego są artykuły o różnorakiej wartości merytorycznej. Wiadomym jest wszak, że każde tego typu przedsięwzięcie budzi spore emocje, zarówno wśród poszukiwaczy oraz mediów łaknących sensacyjnych informacji, jak i w społeczeństwie, wśród którego istnieje spore zapotrzebowanie na tego typu doniesienia i relacje. Przy okazji rodzi się wiele domysłów dotyczących przedmiotu poszukiwań. Z jednej strony bowiem, jak przy każdym tajnym obiekcie, mamy zapaleńczą próbę odkrywania historii, z drugiej jednak ma ona wymiar bardziej materialny, mogący przynieść realne korzyści. W związku z tym należy przytoczyć tu dwie hipotezy, co do możliwej zawartości obiektu.

Istnieją świadkowie, którzy kojarzą Górę Ryszarda jako miejsce ukrycia tzw. „Depozytu Praskiego”, wywiezionego przez Niemców pod koniec wojny ze stolicy Czechosłowacji. Podobno zawierał on niezwykle cenną kolekcję zbiorów muzeum na Hradczanach. Nikły trop przytacza historię pewnego radzieckiego generała, być może nawet ówczesnego Gubernatora Pragi, który niezwykle zainteresowany losami skarbu, zawędrował do Bolkowa, gdzie zainicjował próby dotarcia do wnętrza podziemnej fabryki. Podobno dysponował dokumentami które umiejscawiają ukryty skarb właśnie w Górze Ryszarda.

Inny ślad ma związek ze „skarbem” Hansa Franka, szefa administracji Generalnej Guberni. Pociąg ze zrabowanymi dziełami sztuki z Krakowa miał dotrzeć do centralnej rozdzielni i składnicy w Sichowie pod Jaworem. Istnieją jednak świadkowie, którzy twierdzą, że transport ten trafił do Bolkowa. Niektórzy łączą obie wersje.

Na tych dywagacjach należy zakończyć, gdyż rozpalanie nadziei na odnalezienie czegokolwiek musi mieć swoje odzwierciedlenie w materiale Źródłowym, ewentualnie w konkretnym znalezisku. W przypadku Góry Ryszarda ani jedno, ani drugie w dalszym ciągu jeszcze nie nastąpiło. Należy mieć jednak nadzieje, że upływ czasu i postęp prac rzuci nieco więcej światła na tę niezmiernie ciekawą sprawę. W związku z tym podjęliśmy próbę dotarcia do dokumentów i planów związanych z tym interesującym obiektem. Jesteśmy także na tropie świadków, którzy mogą wskazać nowe ślady i już wkrótce będziemy w stanie przedstawić wyniki naszych działań. Z pewnych Źródeł wynika również, że przerwane jakiś czas temu badania mają szanse na wznowienie. Jeżeli rzeczywiście do tego dojdzie i pojawią się nowe fakty, na pewno do sprawy wrócimy.

Góra Ryszarda była tajemniczym i mrocznym miejscem już w odległej przeszłości. Złą sławę zawdzięcza umieszczonemu niegdyś na szczycie miejscu kaźni, od którego wzięła swoją pierwszą nazwę „Szubieniczne Wzgórze”. W XIX wieku dzięki inicjatywie Ryszarda Kramsta, właściciela majątku z pobliskiego Wolbromka, powstały wokół góry spacerowe aleje. Wtedy zmieniono też nazwę na Górę Ryszarda używaną do dziś. W czasie II wojny światowej usytuowany był na niej obóz dla pracowników przymusowych, a u stóp jej zbocza wybudowano filię obozu Gross Rosen. Infrastrukturę istniejącego tam również ośrodka szkoleniowego Hitlerjugend wykorzystano do utworzenia obozu treningowego żydowskiej organizacji Hagana.

Jeśli chodzi o powojenną historię eksploracji obiektu to jedynym zachowanym dokumentem (wg M. Bojki) jest raport starosty jaworskiego do Komisji Wojskowej we Wrocławiu z grudnia 1946 roku, który mówi że „20 metrów sztolni jest wolna, reszta zawalona”. Z całą jednak pewnością można stwierdzić, że Rosjanie stacjonujący w tym okresie na Górze Ryszarda próbowali penetrować jej wnętrze. Potwierdza to relacja żyjącego jeszcze świadka, ówcześnie syna pułku oddziału saperów. W trakcie tejże akcji zginęło kilkunastu żołnierzy, co zastopowało dalszą eksplorację. Brak jest natomiast dostępnych jakichkolwiek dokumentów czy raportów na ten temat. Być może znajdują się nadal w rosyjskich archiwach, lecz ich zdobycie graniczy do dzisiaj z cudem.

Artykuł z numeru majowego 2004, „Odkrywca”.
Redaktor

Były Redaktor Naczelny Odkrywcy. Historyk, doświadczony dziennikarz i redaktor z kilkunastoletnim stażem specjalizujący się w historii, tajemnicach II wojny światowej, nieznanych epizodach okresu PRL, tematyce dotyczącej eksploracji i poszukiwań skarbów.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

css.php