Kamienie są wieczne i trwałe. Pewnie dlatego informacje, które zawierają i przekazy, jakie ze sobą niosą, mogą przetrwać wieki.
Geologowie odczytują z nich swoje informacje, a historycy swoje. Czasem wykorzystuje je geodezja. Te położone na uboczu i z dala od miejscowości, dla zakochanych są miejscem spotkań. Inaczej jest w przypadku uczczenia pamięci czy ważnego wydarzenia, wtedy kamienie wykorzystuje się lub stawia w bardzo reprezentacyjnym miejscu. W topografii są ważnym punktem. Legendy natomiast niezależnie od czasu, w jakim powstały „przylegają” do kamieni, dopełniając ich historii. W moich wędrówkach trafiłam na kilka niepozornych kamieni, z którymi wiążą się legendy.
Kamień Brygidy w bardzkim lesie
Bardo oprócz cennych zabytków architektury (jak bazylika, czy Wzgórze Różańcowe z kaplicami) oferuje również ciekawe pomniki przyrody nieożywionej: punkty widokowe z najbardziej znanym z Obrywu Bardzkiego nad zakolem Nysy Kłodzkiej, czy Miejsca Hrabiowskiego. Do nich dołączył Kamień Brygidy.
Z tym wielkim głazem narzutowym z czerwonego skandynawskiego granitu oprócz legendy wiąże się kilka ciekawych informacji. Kamień leży przy starej drodze handlowej z Czech przez Przełęcz Łaszczową do Barda, Kamieńca Ząbkowickiego i dalej do Wrocławia. Żeby do niego dojść, trzeba wędrować wzdłuż potoku Węglówka. Droga prowadzi wyłącznie lasem i w lecie, w upalną pogodę, sprawia wrażenie zielonego, cienistego i wilgotnego tunelu. Na obecne miejsce, głaz przywlókł wędrujący lodowiec aż ze Skandynawii. Przesuwał ten ważący około 9,5 tony kamień przez 15 tys. lat. Olbrzymia część kamienia musi znajdować się pod ziemią, bo metr sześcienny granitu może ważyć około 2,5 tony, a Kamień Brygidy nie wystaje wiele ponad drogę. Na górnej powierzchni kamienia prawdopodobnie w średniowieczu wykuto ukośny krzyż, który mógł być związany z osadnictwem w okolicach Barda, a w XIII wieku być może wyznaczał granicę włości cystersów z Kamieńca Ząbkowickiego. Według informacji z tablicy ustawionej przy kamieniu; taki znak krzyża na kamieniu jest jednym z nielicznych w Sudetach, zachowanych znaków granicznych. W połowie XIX wieku rozwinął się ruch turystyczny. Na końcu dzisiejszej ulicy Krakowskiej prowadzącej do Kamienia Brygidy i dalej drogą w stronę przełęczy zbudowano gospodę, z której pozostały niewielkie ruiny. Kamień stał się pomnikiem przyrody, odwiedzanym nie tylko przez turystów, ale i wędrujących do Bardzkiego sanktuarium pielgrzymów. Być może w tym czasie powstała legenda z nim związana. Opisał ją w latach dwudziestych XX wieku bardzki nauczyciel.
Otóż w tym miejscu, według smutnej legendy, dziewczyna o imieniu Brigitta umarła w tragicznych okolicznościach. Na pamiątkę tego zdarzenia głaz nazwano jej imieniem.
„Gdy chodziła do lasu po chrust, siadała na tym kamieniu, żeby odpocząć. Pewnego razu, nawet usnęła zmęczona. Ciężka wiązka chrustu, umieszczona na płachcie, zarzuconej na plecy, zsunęła się tak fatalnie, że sznur, którym była obwiązana zacisnął się na szyi dziewczyny i ją udusił”.
Czy jest to tylko zmyślona historia, czy opis prawdopodobnego zdarzenia, trudno dziś dociekać… i chyba nawet nie trzeba.
Skałka nazwana Marienstein
W krainie granitu, jak nazywam okolice Strzelina, już od średniowiecza wydobywano ten cenny budulec. Poszukiwano także równie cennych kruszców i kamieni szlachetnych. W okolicy Białego Kościoła, dawnych i działających wyrobisk kamieniołomu w Gębczycach znajduje się tajemnicza skałka. Różni się od okolicznych wychodni granitu. Jest kopulasta, kształtem przypominająca hełm, kulę lub grzyba. Trudno ją odnaleźć, gdyż nie prowadzi tam żadna oznakowana ścieżka, choć oddalona jest około 200 m od żółtego szlaku turystycznego przy zbiorniku wody „Szamotka”. Skałka wystaje z ziemi pomiędzy dwoma dawnymi, jeszcze średniowiecznymi, zalanymi dziś wodą wyrobiskami. Dodatkową trudnością jest przebrnięcie przez podmokły teren i zarośnięte jeżynami bezdroże. Do budowy kościołów, zamków i np. mostów, w średniowieczu starano się pozyskać budulec z możliwie najbliższego sąsiedztwa, który nie tylko wydobywano w wielkich kamieniołomach, ale i z pojedynczych, leżących na polach głazów narzutowych i skałek. Dlaczego Marienstein nie zniknął rozbity na drobne kawałki – nie wiadomo. Choć znajduje się nieopodal ścieżki rowerowej, szlaku turystycznego i ośrodka wypoczynkowego „Nad Stawami” to nie znalazłam o nim informacji. Jedyne, które udało mi się odnaleźć pochodzą z bloga Georobak, rozmowy w placówce Informacji Turystycznej w Strzelinie i od osoby z Gębczyc, która chodzi do lasu na grzyby. Czy skała wiąże się z pogańskimi wierzeniami, co spowodowało moje zainteresowanie, czy jest w inny sposób zaklęta, nie wiadomo. Znaków zapytania jest dużo. Choć skała nosi wiele śladów jeszcze średniowiecznej obróbki, nie wiadomo dlaczego zaniechano rozbicia i wydobycia, wydaje się łatwego do pozyskania kamienia. Nazwa Marienstein przetrwała sprzed 1945 roku. Kolejną trudnością, czy wręcz wprowadzeniem w błąd, jest zaznaczenie skałki na mapie. Mając dwie mapy rowerowe tego terenu, wydane w ciągu kilku lat, na każdej z nich skałka zaznaczona jest winnym miejscu i jak wspomniałam, przy braku ścieżek staje się trudna do odnalezienia. Marienstein jest podobno typową skałką granitową. Jej unikalność polega na tym, że jest jedyną taką, naturalną na Wzgórzach Strzelińskich. Popękana nosi na sobie ślady działalności z różnych okresów. Są tu ślady zagłębień do zakładania klinów i mniej widoczne inne ryty powstałe w różnym czasie. Są tu rowki na powierzchni i wyryte napisy i znaki. Dziś już powoli zarasta je mech, drobne paprocie i porosty. Poniżej skałki znajduje się zalane wodą zagłębienie, nie wiem o jakim kształcie i głębokości. Pozostałe pewnie po częściowej eksploatacji kamienia. Ponadto na powierzchni skałki zachowało się kilka wyrytych napisów jak; data 23.VIII. 1781 i róża wiatrów, data: 1888 // 1889 oraz inicjały czy inne znaki. Z informacji umieszczonej w Georobaku wynika że autorka pracy naukowej Nazwę Marienstein ”(Lisowska E., 2013 – Wydobycie i dystrybucja surowców kamiennych we wczesnym średniowieczu na Dolnym Śląsku, Uniwersytet Wrocławski, Instytut Archeologii, Wrocław) przytacza ze starszej pracy z 1927 roku. Jednak na żadnej historycznej mapie topograficznej, nazwa taka nie widnieje. Jest to prawdopodobnie nazwa funkcjonująca wśród ludności miejscowej na początku XX wieku i nie używana powszechnie”. Uzbrojona w mapy, brnęłam więc przez oplątane jeżynami chaszcze i dwukrotnie poszukiwałam Marienstein. Udało się teraz w najlepszym czasie poszukiwań terenowych, kiedy nie rozwinęły się jeszcze liście.
Czym jest kamienna płyta z Ołdrzychowa?
Na północ od miasta Nowogrodziec w XIII wieku założono Ullerschdurf obecny Ołdrzychów. Na tym terenie osadnictwo łużyckie datowano w neolicie (5,5 tys. lat p.n.e.). Archeolodzy odkryli tu narzędzia, ozdoby i fragmenty ceramiki z tejże epoki i osadę z cmentarzyskiem z lat późniejszych, czyli 800 – 450 roku p.n.e. Według części historyków kontrowersyjnym zabytkiem Ołdrzychowa jest piaskowcowa płyta położona pod drzewem nieopodal kaplicy na miejscowym cmentarzu. Blok piaskowca o wymiarach około 2,4 x 1,3 x 0,5 m z pięcioma równoległymi rowkami o około 10 cm głębokości wzdłuż dłuższych boków. Uchodzi za część ołtarza, kamień kultowy lub ofiarny. Podejrzewano, że rowki mogą być kanałami, którymi spływała krew ofiar. Kamień odnaleziono podczas wydobywania piaskowca na zboczu wzgórza Radelberg w 1835 roku. Znalezisko opisano jako Kamień Ofiarny z Góry Radelberg. W dziewięć lat później zabrano kamień i na jego miejscu ustawiono drewniany krzyż. Wysuwano hipotezy o istnieniu w tym miejscu ośrodka pogańskiego kultu. Miejsce to już od XIII do XVII wieku było cmentarzem ofiar epidemii. Dziś na wzgórzu odnaleźć można tylko pozostałości drewnianego krzyża i bloki kamienne z ogrodzenia wokół. Jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku ogrodzenie było w dobrym stanie. Choć naukowe wydawnictwa archeologiczne nie uznawały autentyczności tego zabytku, to bezspornie kamienna płyta owiana jest tajemnicą, tym bardziej że pochodzi z miejsca o długiej historii. Czy dowiemy się kiedyś prawdziwego przeznaczenia kamienia ofiarnego z Ołdrzychowa – nie wiadomo.
Kamień św. Jadwigi w Wądrożu Wielkim
Księżna Jadwiga z Andechs-Meran (znana jako Jadwiga Śląska) urodzona w Bawarii w 1174 w wieku kilkunastu lat została żoną Henryka I Brodatego, księcia wrocławskiego, krakowskiego, opolskiego, kaliskiego, władcy Ziemi Lubuskiej i opiekuna kilku innych ziem. Z ich małżeństwa urodziło się siedmioro dzieci wśród nich Henryk II Pobożny, który zginął pod Legnicą w bitwie z Mongołami. Zmarła w 1243 roku, kanonizowana na polską świętą kościoła katolickiego została w 1267 roku i uznana za patronkę Polski i całego Śląska. Po śmierci księżnej rozpoczęły się pielgrzymki do jej grobu w trzebnickiej bazylice, odnotowano także cuda. W XII i XIII wieku jeszcze za jej życia, pobożność tej śląskiej ascetki była średniowiecznym wzorem do naśladowania. Życie i dobroczynna działalność (fundowała między innymi szpitale i przytułki) opisywano w kronikach i legendach. Budowano świątynie pw. Świętej Jadwigi, powstawały pieśni, modlitwy i litanie. Napisano nawet modlitwę do świętej zatytułowaną „Za Dolnośląską Ziemię”. Wiele było przejawów ascezy księżnej Jadwigi, a jednym z nich było chodzenie boso, nawet zimą. Chodząc po kamieniach, dotkliwie raniła stopy. Jej przewodnik duchowy, opat Günter uznał, że te umartwienia idą za daleko. Nakazał więc księżnej na stałe nosić obuwie. Jednak Jadwiga, chcąc być posłuszną nakazowi, a jednocześnie nie wyrzekać się umartwienia, nosiła pantofle zawieszone u pasa. Nakładała je na stopy jedynie w chwili kiedy nie chciała, żeby jej umartwianie wyszło na jaw. Nic dziwnego, że wiele śląskich miejscowości chciało „ogrzać się w blasku świętości Jadwigi”. O jej życiu powstawały też legendy. Jedno z takich miejsc odwiedziłam w moich wędrówkach. Na skraju Wądroża Wielkiego, przy drodze do Mierczyc, znajduje się małe wzniesienie z dawnym wyrobiskiem kwarcytu. Obszar wyrobiska to około 30 x 20 m z wychodnią i blokami kwarcytu, którego złoża są udokumentowane w tej okolicy. Na szczycie ustawiono (lub tam się znajdował) spory głaz z tajemniczymi wgłębieniami. To z nimi wiązała się bardzo stara legenda. „Otóż, kiedy księżna Jadwiga wracała do Trzebnicy wraz ze swoją synową (żoną Henryka II Pobożnego), po odnalezieniu po bitwie ciała swojego syna, szła na boso. Aby jeszcze raz spojrzeć w kierunku miejsca bitwy, w której zginął jej ukochany syn, wspięła się na biały głaz. Kamień zmiękł pod wpływem ogromu matczynego i książęcego cierpienia. W miękkim kamieniu odcisnęły się ślady stóp Jadwigi. Nawet okoliczni mieszkańcy byli tego świadkami. Miejscowa ludność przez kilkaset lat otaczała głaz wielką czcią. Legenda i moc kamienia trwały do II połowy XIX wieku, kiedy to właściciel pola, przy którym leżał głaz, chcąc powiększyć zasiewy, nakazał go usunąć. Parobkowie gospodarza próbowali rozbić kamień na kawałki. W chwili gdy zamierzyli się na kamień usłyszeli wiadomość, że gospodarz nie żyje i pewnie dopadła go kara boża za zamiar zniszczenia cudownej pamiątki”. Głaz jest dziś pomnikiem przyrody i na wszelki wypadek już nikt nie próbuje go usunąć z małego pagórka. Nie jest też jedyną skałą w Polsce związaną z legendą Świętej Jadwigi Śląskiej.
Pogańskie Kamienie
Około 2 km od zlikwidowanej wsi Wigancice Żytawskie, za wsią Višňová po stronie czeskiej wznosi się tajemnicza grupa skalna Pogańskie Kamienie (Pohanské kameny). To ciekawa grupa obłych granitowych głazów o nieregularnych kształtach w formie dolmenu. Głazy wznoszące się na wzgórzu nad wsią do drugiej wojny światowej były dobrym punktem widokowym. Na najwyższym z nich zamontowano barierki i schodki. Skały dawniej zwane były Wielkimi Kamieniami (Große Stein). Dzisiejszą nazwę kamienie i całe wzgórze zawdzięczają poglądowi, iż w zamierzchłej przeszłości, być może w okresie neolitu, służyły grupom osiadłym na tym terenie jako miejsce kultu. Warto wspomnieć że w okolicach Zgorzelca jak i na całych Łużycach istnieje wiele miejsc kultu przed chrześcijańskiego i dawnych grodzisk. Na powierzchni Pogańskich Kamieni znajdują się misowate zagłębienia, uznane za dzieło przedhistorycznych mieszkańców. Podejrzewano, że mogą to być misy ofiarne, do których podczas obrzędów miała spływać krew zwierzęcych ofiar. W XIX wieku Pogańskimi Kamieniami „zainteresowała się nauka”. O tym można przeczytać na tablicy informacyjnej. O starogermańskich obrzędach przesilenia przy Pogańskich Kamieniach pisał badacz Karl Benjamin Preusker i berliński przedstawiciel Łużyckiego Towarzystwa Antropologicznego dr. Vichrow prowadzący prace antropologiczne społeczności łużyckich. W okolicy znaleziono fragmenty narzędzi i kamiennych siekierek z epoki kamienia, lecz wykopaliska te zaginęły.
Poszukując kamiennych legend na Dolnym Śląsku, odwiedziłam wiele skał i głazów. Część z nich związane jest z działaniem Walonów (Waloński Kamień) poszukujących drogich kamieni i złota. Być może nieodczytane ryty krzyży, gwiazd, słońca, księżyca, głowy, otwartej dłoni, człowieka, wideł, kilofa, młota, strzałek, cyfr czy liter na skałach wskazują takie miejsca. Zadaję sobie pytanie, czy skały o nazwach Grób Liczyrzepy i Karkonosza, to tylko legendy dla dzieci? W jaki sposób i przed czym bronił mieszkańców Czarny Rycerz z Gór Sowich? Ile jest jeszcze zapomnianych i zarośniętych mchem skał i kamieni, o których nie wiem? Na pewno będę ich poszukiwać, a kiedy odnajdę, to zgodnie z moim własnym rytuałem; położę na nich dłonie przejmując moc ziemi, historii i legend… które wzbudzą jeszcze większą ciekawość i dodadzą energii do dalszych poszukiwań.
Alicja Kliber
Autorka jest wałbrzyszanką, interesuje ją wszystko co jest związane z Dolnym Śląskiem, a szczególnie jego "boczne drogi". Uważa, że historia to ciągłość ludzkich losów, a pamięć należy się wszystkim którzy mieszkali tu wcześniej. Prowadzi bloga „Plecak z mapą, kompasem i książką do historii” w którym opisuje bardzo subiektywne spojrzenie na odwiedzane miejsca. Poszukuje także miejsc opisanych w legendach. Lubi góry i czuje się częścią górskiej dzikiej przyrody i poplątanych leśnych dróg. Posiadaczka trzech kotów i psa. Swoje wędrówki opisuje w kwartalniku http://www.przystanekd.pl/, na stronie https://tropicielehistorii.pl/ i innych, oraz na FB. Autorka książki "Aniołowie i kobry, czyli bocznymi drogami Dolnego Śląska", opisującej zapomniane miejsca Dolnego Śląska i opowiadania sudeckie.