Czy S. Siorek zastosował taktykę porucznika Colombo? „Eksplorator. Narodziny i upadek legendy” Jacek M. Kowalski [recenzja książki]

Udostępnij:

Przed nami jest mięsista biografia, a nie żywot świętego czy też kronika, zestawiająca jedynie wydarzenia w porządku chronologicznym. Mamy to, czego od biografa się wymaga. Tu się dzieje, iskrzy, jest wzlot, upadek – i przejście do legendy.

„Eksplorator. Narodziny i upadek legendy” to pierwsza książka biograficzna o polskim poszukiwaczu drugowojennych skarbów. Żaden z pozostałych polskich eksploratorów – żyjących i nieżyjących – nie może się pochwalić taką pozycją książkową. Zatem Stanisław Siorek otwiera ów biograficzny panteon skarbowy. Warto ten fakt zapamiętać. Oznacza on nie tylko oczywistość, iż polska eksploracja wydała na świat postaci o formacie legendarnym. Oznacza coś ważniejszego. Środowisko jest już gotowe nie tylko do szukania skarbów, ale również gotowe do pogłębionej i rozbudowanej analizy poczynań własnych członków. Do niedawna zaszczyt ten dotykał jedynie polityków czy artystów. Jesteśmy zatem w ważnym momencie historii polskiej eksploracji. Mamy pierwszą biografię. Kto będzie kolejny?

Mięsista ta biografia!

Czy zatem ta pierwsza biografia jest udana? Tak. Autorowi udało się nie tylko zebrać fakty z życiorysu Siorka i fakty z jego prac poszukiwawczych. Kowalski wprowadza umiejętnie czytelników, za pomocą odpowiednich cytatów i opinii osób współpracujących z Siorkiem, a także posiłkując się własnymi spostrzeżeniami i refleksjami – w towarzyszące Siorkowi emocje, nadzieje i rozczarowania, a także konflikty personalne w pracy. Z drugiej strony poznajemy również subiektywne i zdecydowane opinie samego Siorka o innych poszukiwaczach i kolegach ze służb. W efekcie przed nami jest mięsista biografia, a nie żywot świętego (lub na odwrót nikczemnika) czy też kronika, zestawiająca jedynie wydarzenia w porządku chronologicznym. Jest też podsumowanie i ocena całościowa działalności Siorka.  Mamy to, czego od biografa się wymaga. Tu się dzieje, iskrzy, jest wzlot, upadek – i przejście do legendy.

Jednocześnie postać Siorka nie przysłania świata autorowi biografii. Wkomponowuje on jego poczynania w zręcznie zakreślony świat polskich służb. Dostajemy na tacy obraz, w którym Siorek bywa jedynie trybikiem w większej grze, ale równocześnie poznajemy go w sytuacjach, gdy sam ten obraz intensywnie tworzy.

Natomiast wisienką na torcie jest dezinformacja… ale o tym nieco później.


Służby

W rozdziale „Służby specjalne a lewe kasy” Jacek M. Kowalski opisuje takie akcje polskich służb jak „Cezary”, związane z FON, „Zalew”, „Żelazo”. Akcentuje ich nieformalność i brak tworzenia przejrzystej dokumentacji czy rozliczeń. „Skłaniam się ku stwierdzeniu, że skrzętnie zadbano o to, by jej [dokumentacji – przyp. AD.] nie było” – pisze Jacek M. Kowalski. Wątek o nieprzejrzystości tego typu działań nawet po latach jest mocno obecny w tej książce. I nie chodzi tylko o brak dokumentów, ale świadomą, operacyjną dezinformację (to słowo jest niemal klamrą tej książki, wrócę do tego w podsumowaniu). Ten jeden z pierwszych działów przygotowuje nas do przeświadczenia, że może i działania Siorka są w dokumentach w niepełny, a nawet fałszywy sposób przedstawione. A już nie mówiąc o informacjach, które służby, w tym sam Siorek (nawet już w cywilu), przekazywały ówczesnej prasie czy wybranym obywatelom PRL. Nie tylko komplikuje to obraz Siorka przedstawiany w książce, ale  – jak oceniam – ostatecznie między innymi i to prowadzi do pewnej zaskakującej konkluzji – o której za chwilę.

Życiorys

W tym dziale śledzimy Stanisława Siorka od 30 kwietnia 1931 roku, czyli od momentu urodzin. Rodzina, pochodzenie, wykształcenie, ale nie tylko. Ot, choćby wyśmienity fragment związany z reorganizacją służb po ucieczce podpułkownika Józefa Światły w 1953 roku i powstaniem w Wojewódzkim Urzędzie ds. Bezpieczeństwa Publicznego kontrwywiadowczego Wydziału II i sekcji trzeciej, działającej na odcinku niemieckim – znanej wszystkim pasjonatom dolnośląskich tajemnic drugiej wojny światowej. A gdy dodamy do tego soczysty cytat związany z tą reorganizacją i koniecznością zwolnienia ze służby:

„oficerów rozłożonych moralnie, pijaków (…), oficerów lizusów, wazeliniarzy (…) absolwentów kursów chorążych, skróconych kursów oficerów rezerwy (SKOR-ów) (…)”.

… to poznajemy nie tylko język epoki, ale niejako status zawodowy Siorka – on przecież właśnie skończył jeden ze SKOR-ów.

I jeszcze jeden cytat z tej części. To jedna z opinii o Siorku:

„na podstawie kilkuletniej bezinteresownej obserwacji i przypadkowych rozmów, na różne obojętne tematy, na różne obojętne tematy, jak to zwykle przy sąsiedzkich spotkaniach, stwierdził, że jest on człowiekiem inteligentnym (…)”.


W takiej to nieco żałosnej atmosferze działa Siorek. Choć ta akurat opinia jest mu przychylna, to przecież łaska takich opinii na pstrym koniu jeździ, o czym nasz bohater boleśnie się przekona – a między wierszami można wyczuć, jakby i swoją klęskę w zespole służb brał pod uwagę i się do niego przygotował. Ten proces – od planów działania Siorka, potem eksploracji, następnie upadku – można śledzić w tej książce naprawdę z wielką pasją.


Rezygnacja z poszukiwań

1. Zamek w rejonie Sosnówka

W książce jest wiele interesujących wątków. Na jeden z nich zwrócił mi uwagę Krzysztof Krzyżanowski: jak szybko i w dość niejasny sposób rezygnowano z prac eksploratorskich w miejscach z „listy Siorka”, a przynajmniej autor tej biografii ujął te rezygnacje lakonicznie.

Zatem Ślęża wg cytatu „w niezrozumiały sposób przestała budzić zainteresowanie służb specjalnych”.
Wielisławka – „ wyniki pozwoliły Pepelowi wyznaczyć miejsca, które mogły stanowić jedna ze skrytek. Jednak do poszukiwań nie doszło”.
W okolicach Małego Stawu? „Ponieważ zniecierpliwieni oficerowie potrzebowali natychmiastowych rezultatów, szefostwo operacji podjęło decyzję o zaniechaniu dalszych poszukiwań”.

Odnosi się wrażenie, że wiele miejsc z „listy Siorka” nie została dokładnie wówczas przebadana mimo wojskowych możliwości! Warto tę książkę czytać, zwracając uwagę na podobne fragmenty szybkich rezygnacji z poszukiwań, bo jest ich znacznie więcej (jak choćby eksploracja między Gruszkówką a Karpnikami).

Przedostatni i ostatni rozdział zaskakujący

Wydawało się, że  Jacek M. Kowalski zmierza do zdecydowanego obalenia legendy Siorka. Przynajmniej większość przesłanek z wcześniejszych rozdziałów do takiego rozwiązania skłania. Przecież jest w nich mowa o człowieku owładniętego wprost obsesją, wierzącego czasem dość naiwnie w relacje świadków czy różnego rodzaju wątpliwe dokumenty.

Jednak w dwóch ostatnich rozdziałach następuje swoiste salto. Po nim autor tej biografii sugeruje, że być może Siorek zastosował technikę znaną z serialu „Porucznik Colombo” – pozornie pogubionego i niezbyt bystrego detektywa. Jacek M. Kowalski stwierdza: „Wielokrotnie się zastanawiałem nad tym, dlaczego albo co powodowało , że parł [Siorek] do przodu. (…) Ze sporym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że Stanisław Siorek wiedział coś, czego my nie wiemy”.

Ten zagadkowy sąd (ktoś wie coś, czego my nie wiemy), brzmiący jak przepowiednia delficka (jej znaczenie zawsze rozumiemy dopiero post factum, czyli w tym przypadku, gdy… dowiemy się, co ten ktoś wie, czego my nie wiedzieliśmy) autor próbuje uzasadnić. Owszem, bardzo interesująco, ale czy wystarczająco? Zapraszam do uważnej lektury przedostatniego i ostatniego rozdziału – teraz nie chcę Was pozbawić emocji, które towarzyszą podczas lektury tych fragmentów.

Tam też padają słowa: „Poza naiwnego Siorka to była swoista przykrywka”. A jedno z ostatnich zdań brzmi: „ Wszak dezinformacja była jedną z jego [Siorka] ulubionych technik operacyjnych”. Przypomnijmy, że „dezinformacja” to klamra tej książki.

Czy zatem Siorek włożył na siebie maskę porucznika Colombo (wyświetlany w naszej telewizji w latach 80. XX wieku)? Czy raczej Jacek M. Kowalski tą ekwilibrystyką nie chce zamknąć jeszcze tematu? Dlaczego? Bo ma coś jeszcze w zanadrzu? Czy może chodzi o stałe gonienie króliczka niż złapanie go? Trudno teraz powiedzieć.

I dlaczego Jacek M. Kowalski pyta i sam odpowiada: „Było archiwum [Siorka] czy nie było? Mam swoje podejrzenia, do kogo przynajmniej jego część mogła trafić…” – gdy wszystkie wróble ćwierkają, że nazwisko posiadacza owego archiwum pada w ostatnim rozdziale?

Mimo niejasności, chyba zastosowanych świadomie (sic!) techniki dezinformacji – książka bezwzględnie warta polecenia pasjonatom skarbowych tajemnic drugiej wojny światowej, w szczególności Dolnoślązakom.

Wydanie

Książka znanego wśród poszukiwaczy Wydawnictwa Technol została zamknięta w miękkiej okładce, najzupełniej wystarczającej do tego typu publikacji. Jak zwykle w 99% książek będę narzekał na zbyt wąski margines boczy, górny i dolny – uniemożliwiający robienie notatek, ale to już moja przypadłość indywidualna. Dobry skład: tam gdzie ma być inicjał – jest, wcięcie – również jest. Żadna strona nie zaczyna się i nie kończy pojedynczym wersem akapitu, zawsze są co najmniej dwa wersy, jednak – szkoda – wyrazy są dzielone między stronami. Przy tej długości wersu postawiłbym również na maksymalnie dwa przeniesienia z rzędu, a zdarzają się nie tylko trzy, ale nawet cztery – niepotrzebnie.

Szkoda, że książka nie ma indeksu nazwisk i miejsc (choć ten ostatni indeks to dzisiaj rzadkość).

Korekta dobra.

Gdzie kupić?

Najlepiej w Księgarni Odkrywcy, kliknij tutaj.

Lista miejsc Siorka

Na koniec „lista miejsc Siorka”, do której sporządziliśmy galerię zdjęć oraz mapę (uzupełnianą):

  1. Zamek w rejonie Sosnówka
  2. Ślęża w rejonie masywu g. Ślęża
  3. Wielisławka w rejonie g. Włodzisław Złotoryjski, wieś Sędziszowa
  4. „Lasek” w rejonie Lubiąża k. Wołowa
  5. Domek Myśliwski w rejonie Małego Stawu na Śnieżce
  6. Julia (huta)
  7. „Miedzianka” (miasto)
  8. Karpniki
  9. Tunel w rejonie Staniszowa
  10. Miłków
  11. Chojnik

Oraz inne: fabryka w Krzaczynie, zamek i pałac w Grodźcu, obóz w Jelczu-Laskowicach, sztolnia i kaplica św. Anny w rejonie Grabowca, Droga Sudecka. A także Borowice (Kozacka Dolina).

Pod tym linkiem znajdziesz uzupełnianą mapę z miejscami z „listy Siorka” (czy nie warto ułożyć je w dolnośląski szlak Siorkowych nadziei skarbowych?):

Galeria wybranych zdjęć z „listy Siorka”

Przekonany jest, że bryłą świata poruszają pasjonaci. Oburza się, że w XXI wieku wniosek o pozwolenie na poszukiwania należy wydrukować, umieścić w kopercie, zanieść na pocztę, a potem czekać na listonosza, który przyniesie odpowiedź na wydrukowanej kartce, umieszczonej w kopercie. „Austro-Węgry, no Austro-Węgry” - komentuje tę sytuację.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

css.php