Dlaczego za każdym razem w podziemiach Gontowej przerywano nagle prace eksploracyjne? Z jakiego powodu były omijane przy okazji inwentaryzacji? Czy ma to jakiś związek z rzekomo ukrytym tam depozytem?
W przeciwieństwie do sztolni nr 3 i prowadzących od niej korytarzy, o wiele bardziej dogodne z uwagi na znaczną odległość od cywilnych zabudowań, do wykonania tajnej akcji ukrycia depozytu, były podziemne korytarze, które znajdowały się na wysokości około 641 m n.p.m. Do tych podziemi prowadziły dwie sztolnie oddalone od siebie o 104 m. Obecnie nazywane są odpowiednio sztolnią nr 1 i nr 2. Wejścia do nich znajdowały się w północnym, gęsto zalesionym zboczu Gontowej, blisko przedwojennej drogi leśnej prowadzącej od Sowiny do Bartnicy i do Sierpnicy. Właśnie tak przedstawione zostało to miejsce w relacji Grabowskiego, któremu Moschner powiedział, że kolumna aut pojechała do jednej ze sztolni, do której wejście znajduje się przy leśnej drodze łączącej Sowinę z Bartnicą i Sierpnicą. W relacji Grabowskiego wymieniona jest także trzecia sztolnia w rejonie tego zbocza1. Mówiąc o trzeciej sztolni w północnym zboczu Grabowski, najwyraźniej miał na myśli nieduże wyrobisko zlokalizowane przy leśnej drodze pomiędzy sztolniami nr 1 i nr 2. Znajduje się tam również studzienka i przepust wodny pod drogą, identyczne jak przed wejściem do sztolni nr 1 i nr 2. To wyrobisko eksploratorzy interpretują jako zaczątek wykonania skarpy portalowej stanowiącej etap prac zmierzających do drążenia kolejnej sztolni. Możliwe, że Grabowski również uznał, że tam powstać miała sztolnia. Dlatego do istniejących sztolni nr 1 i nr 2 doliczył jeszcze według niego trzecią. Niektórzy eksploratorzy twierdzą, że wejście do sztolni znajdowało się w odległości około 230 m od sztolni nr 1, w kierunku wsi Sierpnica, niedaleko skrętu leśnej drogi. Zlokalizowano tam miejsce, w którym stwierdzono ubytek (około 130 m3) materiału skalnego w zboczu góry. Powstał on w wyniku przeprowadzonych prac górniczych. Jednak sztolni tam nie ma. Prace górnicze w tym miejscu wykonano przed II wojną światową w ramach budowy odcinka wspomnianej drogi leśnej. Otóż materiał skalny był potrzebny do zasypania fragmentu pobliskiego jaru, żeby mogła powstać tam droga. W pierwszym etapie zbudowano w jarze przepust wodny. Następnie ten przepust pokryto odpowiednio dużą warstwą skały uzyskaną z omawianego miejsca w zboczu. W ostatnim etapie zbudowano brakujący odcinek drogi nad tym przepustem.
Grabowski wspominał, że penetrując podziemne wyrobiska w Gontowej zgodnie do wskazówek Moschnera, musiał znaczyć każdą krzyżówkę, ponieważ podziemia te składały się z licznych korytarzy, z których kilka było powiększonych do rozmiaru niedużych hal2. Tak przedstawiony opis podziemnych wyrobisk w górze Gontowa nie pozostawia wątpliwości co do ich lokalizacji. Były to sztolnie nr 1 i nr 2 oraz układ łączących je korytarzy, które krzyżują się ze sobą pod kątem prostym.
Bezużyteczne podziemia
Według jednej z hipotez sztolnie nr 1 i nr 2 rozpoczęto drążyć pod koniec lutego 1944 lub na początku marca 1944 roku, a prace górnicze wykonywali wówczas wojenni jeńcy rosyjscy mieszkający w obozie „Eule”, w Sowinie3. Jednak ze sprawozdania, które wysłał nadinspektor ds. pomiarów – Friedrich Kehm, dowódca oddziału mierniczego OT w kompleksie Gontowa do centrali w Darmstadt w Hesji wynika, że drążenie sztolni nr 1 i nr 2 rozpoczęto na przełomie lipca-sierpnia 1944 roku4. Jest to niezwykle zagadkowa sprawa, ponieważ z tego sprawozdania wynika, że był to jedyny taki przypadek w IG Schlesien, gdyż pierwsze sztolnie w pozostałych kompleksach rozpoczęto drążyć w lutym 1944 roku i w marcu 1944 roku. Świadczą o tym sporządzone wówczas i wysłane do urzędu Inspekcji Przemysłowej w Wałbrzychu i urzędu Inspekcji Przemysłowej w Świdnicy wnioski o przydział dodatkowych kartek żywnościowych za wydłużony czas pracy przy drążeniu sztolni5. Podziemia, do których prowadziły sztolnie nr 1 i nr 2 miały ścisły związek z obiektami budowanymi na powierzchni. Otóż w odległości około 400 metrów od wejścia do sztolni nr 1, na wysokości 672 m n.p.m. wzdłuż drogi prowadzono prace zmierzające do wybudowania z żelbetonu, cegły i pustaków ceramicznych dziesięciu niemal jednakowych tzw. ciężkich baraków. Przewidziane były one jako obiekty mieszkalne z pomieszczeniami do pracy. W przypadku zagrożenia lokatorzy tych baraków mieli obowiązek wyjść na zewnątrz i udać się do podziemnego obiektu o układzie korytarzowym, do którego prowadzić miały sztolnie nr 1 i nr 2, żeby schronić się w nim, a w razie konieczności mieszkać tam i pracować. Jednak na podstawie ustaleń narady z dnia 24 sierpnia 1944 roku dla FHQu IG Schlesien, zmieniono koncepcję budowy „Riese”. Według nowej koncepcji zamierzano drążyć podziemia o bardzo dużej powierzchni, w których miano bezpiecznie pracować i mieszkać. Jednocześnie niemal całkowicie zrezygnowano z obiektów naziemnych6. Realizację tych ustaleń zapoczątkował rozkaz gen. Alfreda Jodla wydany na przełomie września i października 1944 roku. Wskazuje na to fakt, iż dopiero 28 września 1944 roku do dyrektora Meyera w OBL „Riese” (Wyższe Kierownictwo Budowy „Riese”) w Tannhausen przyjechali Siegfried Schmelcher (architekt OT zajmujący się projektowaniem kwater Hitlera) i Leo Müller (zastępca Schmelchera). Wówczas wręczyli mu ostateczny, okrojony program dla „Riese”7. Zgodnie z rozkazem Jodla, w październiku wstrzymano wszystkie prace naziemne w Górach Sowich, a pracowników skierowano do drążenia podziemi. Prawdopodobnie wtedy zatrzymano prace górnicze przy obiekcie, do którego prowadziły sztolnie nr 1 i nr 2. Pozostawiono go na etapie prac związanych z powiększaniem korytarzy do rozmiarów około 5 m x 6 m. Zabrano wówczas z tych podziemi górnicze wagoniki (koleby), służące do wywozu urobku ze sztolni na hałdę. Gdyby ten obiekt został ukończony pod względem prac górniczych, to według moich wyliczeń miałby powierzchnię części użytkowej (wliczając korytarze wartowni) zaledwie 2330 m2.
Przedstawione dane obliczeniowe wskazują, że obiekt ten byłby zbliżony rozmiarem w porównaniu do podziemnego obiektu w Rzeczce. Z tego względu nie spełniał kryteriów nowej koncepcji budowy „Riese”. Na początku listopada 1944 roku [w wersji drukowanej „Odkrywcy” fragment ten brzmi „Na koniec listopada” – błąd ten nie został poprawiony przez redakcję „Odkrywcy” – autora przepraszamy – przyp. red.] na wschodnim zboczu Gontowej rozpoczęto drążenie sztolni nr 3 i nieco później sztolni nr 48. Świadczą o tym dokumenty archiwalne i relacje mieszkańców Sowiny, którzy widzieli wyżej wymienione prace z obecnej ulicy Jana Kasprowicza. O tym, że sztolnie nr 3 i nr 4 były drążone w okresie późniejszym od sztolni nr 1 i nr 2 dowodzi również kształt i wymiary przekrojów poprzecznych tych sztolni. Otóż przekrój poprzeczny sztolni nr 1 i nr 2 był zbliżony geometrycznie do prostokąta. Miał następujące wymiary: szerokość 3 m, wysokość 2,5 m. Z kolei przekrój poprzeczny sztolni nr 3 i nr 4 był zbliżony kształtem do podkowy. Jego wymiary wynosiły: szerokość 2,5 m, wysokość 2,5 m. Okazuje się, że początkowo projektowano w biurze projektowym przekroje „prostokątne” dla sztolni „Riese”, jednak według wytycznych z dnia 19 września 1944 roku przekroje podziemnych wyrobisk w Górach Sowich miały posiadać bardziej łukowe stropy9. Sztolnie nr 3 i nr 4, do których wejścia zlokalizowano na wysokości 580 m n.p.m., miały prowadzić, podobnie jak sztolnie nr 1 i nr 2, do podziemnego obiektu o układzie korytarzy krzyżujących się ze sobą pod kątem prostym. Jednak odległość między sztolniami nr 3 i nr 4 wynosząca aż 250 metrów wskazuje, że układ korytarzy łączących obie te sztolnie miał mieć o wiele większą powierzchnię od tego, do którego prowadziły sztolnie nr 1 i nr 2. Ponadto na wschodnim zboczu, powyżej wejść do sztolni nr 3 i nr 4 nie ma śladów wskazujących, że miały tam powstać w znacznej liczbie budynki mieszkalne i biurowe.
Podsumowując: jeśli podziemia, do których prowadziły sztolnie nr 1 i nr 2, z uwagi na zmianę ogólnej koncepcji budowy „Riese” stały się bezużyteczne, można było wykorzystać ich część na skrytkę, w której ukryto by depozyt i następnie w celu zamaskowania wykonać metodą górniczo-strzałową odpowiednio duży zawał skał ze stropu korytarza. W ten sam sposób nie można było wykorzystać podziemi, do których prowadziła sztolnia nr 3 (w przypadku sztolni nr 4 nie zdążono jeszcze wydrążyć korytarzy).
Sztuczny zawał
Obecnie w sztolniach nr 1 i 2 oraz prowadzących od nich wyrobiskach korytarzowych znajdują się obwały skalne i zawały. Niemal wszystkie powstały samoczynnie na przełomie dziesiątek lat. Informację o tym jak te podziemia wyglądały po wojnie uzyskałem od pierwszych polskich mieszkańców Ludwikowic Kłodzkich oraz pobliskiej wsi Świerki. Okazuje się, że gdy zamieszkali na tych terenach, to w tych podziemiach znajdował się tylko jeden zawał. Był wywołany sztucznie. Aby do niego dotrzeć, wchodziło się do sztolni nr 2, następnie po przejściu nią kilkudziesięciu metrów, skręcało się w prawy korytarz. Po przejściu nim kilku metrów dochodziło się do skrzyżowania, skąd skręcało się w korytarz po prawej stronie i szło się nim w kierunku przeciwnym do kierunku, w którym wydrążona była sztolnia. Na końcu tego korytarza znajdowało się skalne zawalisko tworzące komorę. Spod sterty odstrzelonych skał wystawały przy spągu grube koce oraz znajdowała się tam spora ilość różnych przedmiotów10. Obecnie zawalisko to jest znacznie większe w porównaniu do powojennego opisu, który został mi przedstawiony. W 2018 roku podczas kolejnej penetracji tych podziemi, w pobliżu miejsca, w którym znajduje się wspomniana komora, zlokalizowałem wystające spod oberwanej skały strzępy materiału. Po jego wyjęciu i oględzinach doszedłem do wniosku, że mogą to być pozostałości po kocu wojskowym. Zdjęcie tego materiału zamieszczam w niniejszym artykule.
Koce wojskowe
Odkryte w 1945 roku przez Grabowskiego i pracujących wówczas dla niego Niemców koce wojskowe zalegające spąg pod sztucznie wywołanym zawałem w podziemnym korytarzu stanowią zagadkę. Stały się one dowodem potwierdzającym prawdziwość słów Moschnera, jakoby ukryto tam depozyt. Po dokonanej analizie stwierdziłem, że w przypadku depozytu umieszczonego w małych skrzyniach lub depozytu bez skrzyń wykorzystano koce wojskowe do jego przetransportowania z ciężarówek stojących przed wejściem do sztolni nr 2 do miejsca, w którym uprzednio przygotowano w ociosie korytarza schowek. Jeśli tak było, to po jego wypełnieniu tajemniczym depozytem, koce nie były już potrzebne, więc rzucono je na spąg korytarza. Bezpośrednio nad kocami, w stropie nawiercono otwory strzałowe i umieszczono w nich ładunki wybuchowe. Po ich odpaleniu doszło do eksplozji, w wyniku której skały stropowe spadły na koce i spąg, tworząc zawał. Trudno o inną interpretację uzasadniającą przyczynę, dla której te koce znalazły się pod tym zawałem. Według Grabowskiego na tych kocach prawdopodobnie spali więźniowie, którzy drążyli podziemia11. Jednak dokumenty archiwalne dają tej hipotezie zaprzeczenie. Otóż w protokole z przesłuchania po wojnie członka straży zewnętrznej obozu Falkenberg, który nazywał się Otto Karl Frese, widnieje informacja, że pilnował on 15-osobową grupę oddziału roboczego pracującego w podziemiach Gontowej. Każdego dnia pracy odbierał on tych więźniów spod bramy obozu Falkenberg i prowadził około 2–3 km do podziemi, a po godzinach pracy musiał zgodnie z regulaminem przyprowadzić ich każdorazowo z powrotem12. Zatem więźniowie spali bez wyjątku w obozie Falkenberg, a nie w podziemiach Gontowej.
Na początku 2014 roku uzyskałem ciekawą informację od mieszkającego we wsi Świerki Dolne pana Hieronima Ratowicza. Twierdził, że znał dobrze Bohdana Grabowskiego, z którym się kolegowali. Któregoś razu Grabowski opowiedział mu o swojej powojennej przygodzie w poszukiwaniu depozytu w górze Gontowa. Wskazał mu nawet miejsce, w którym po wojnie prowadził te poszukiwania. Był to zawał w korytarzu wartowni, do którego prowadziła sztolnia nr 2. Ratowicz znał to miejsce już wcześniej, ponieważ w powojennych latach pracował w ludwikowickich lasach, pomagając podczas transportu wyciętych drzew. Wówczas z ciekawości po godzinach pracy penetrował podziemia w Gontowej. Wspominał, że w korytarzu przed tym zawałem znajdowały się wówczas łóżka, koce, buty, ubrania i dwa uszkodzone rowery. Być może te przedmioty należały do ukrywających się wówczas poszukiwanych przez Milicję Obywatelską przestępców lub należały one do kolejnej grupy poszukiwaczy próbujących przebrać zawał. W przerwie mogli odpocząć na tych łóżkach, a ubrania wykorzystywali jako robocze. Ta kwestia nie została nigdy wyjaśniona. Według relacji mieszkańców Sowiny, w drugiej połowie lat 50. wymienionych przedmiotów już tam nie było. Zapewne przez to, że zawał poszerzał się w wyniku samoczynnego obrywania się kolejnych ilości skał ze stropu, który był mocno naruszony wskutek dokonanej tam pod koniec wojny eksplozji13.
Rządowa tajemnica?
Po zakończeniu wojny tereny Ludwikowic Kłodzkich i okolicznych miejscowości przejęli po wojnie Rosjanie. Nie byli oni zainteresowani kompleksem Gontowa. Według mieszkańców Sowiny jedynie kazali oni Niemcom wysprzątać baraki po byłych więźniach obozu Falkenberg14. Pod koniec czerwca 1945 roku do kompleksu Gontowa przyjechał pracownik Przedsiębiorstwa Górniczego Neuroder Kohlen und Thonwerke, który stwierdził, że znajdują się tam przydatne dla noworudzkiej kopalni materiały eksploatacyjne (olej napędowy w beczkach i smary). Aby móc je stamtąd przewieźć na teren kopalni, konieczna była zgoda zarządcy tych magazynów. Okazało się, że wszystkie materiały zlokalizowane na terenie budowy kompleksu Gontowa zostały formalnie zarekwirowane przez Starostę z Kłodzka15. Jednak w aktach archiwalnych Starostwa Powiatowego w Kłodzku, które znajdują się obecnie w Archiwum Państwowym we Wrocławiu (Oddział w Kamieńcu Ząbkowickim), nie ma na ten temat żadnych dokumentów16. O kompleksie Gontowa nie ma również śladu w spisie Anatola Demczuka – kierownika Referatu Wojskowego Starosty Wałbrzyskiego z 1946 roku. Kompleks Gontowa nie widnieje także na powojennych listach poniemieckich obiektów wojskowych zlokalizowanych na terenie Gór Sowich przez nadleśniczego A. Grzywacza17. W połowie 1948 roku Rząd Polski powołał Przedsiębiorstwo Poszukiwań Terenowych we Wrocławiu (dalej PPT), które prowadziło między innymi intensywne prace związane z pozyskiwaniem remanentów z poniemieckich placów budowy „Riese” w rejonie Głuszycy, Walimia i Jugowic Górnych. W ramach tych prac wykopywano z ziemi kable elektroenergetyczne, demontowano i wywożono tory kolejki wąskotorowej oraz pozyskiwano i wywożono w ogromnych ilościach materiały budowlane18. 3 listopada 1948 roku PPT przyjechało do Ludwikowic Kłodzkich. W ciągu kolejnych kilku dni spenetrowano tam cały teren zlikwidowanej kopalni Wenceslaus (Wacław) i nieczynnej fabryki amunicji. Pracownicy PPT przebijali nawet ściany budynków i schronów, chcąc się przekonać, czy czegoś ważnego tam nie ma. Akcją kierował inspektor Cyga. Otrzymał on informację od miejscowych, że w zasypanym przez Niemców szybie górniczym mogą znajdować się cenne przedmioty. Wówczas kazał szyb odkopać. Jednak po wykonaniu w nim kilku głębokich wykopów stwierdził, że dalsze prace są bezcelowe i kazał je przerwać19. Trudno znaleźć uzasadnienie, dlaczego PPT nie przeprowadziło wówczas inwentaryzacji kompleksu Gontowa. Dla PPT wykonanie przekopu w sztucznie wywołanym zawale korytarza w podziemiach Gontowej, aby dostać się do ewentualnego schowka, nie stanowiłoby żadnego problemu. Również inwentaryzacje wojskowe przeprowadzone w rejonie Gór Sowich w 1949 roku, a także w latach 50., z niewyjaśnionych powodów ominęły kompleks Gontowa20.
Rodzą się pytania: dlaczego za każdym razem podziemia w Gontowej oficjalnie były omijane przez polskie instytucje rządowe? Czy ma to jakiś związek z rzekomo ukrytym tam depozytem?
Wnioski końcowe
Legenda o konwoju ciężarówek, który przybył z Berlina w rejon góry Gontowa pod koniec marca 1945 roku, by następnie w jednym z tamtejszych podziemnych korytarzy ukryć za sztucznie wywołanym zawałem przywieziony depozyt, brzmi jak fabuła zmyślona dla potrzeb sensacji dziennikarskiej lub filmu kina akcji. Faktem jest, że tło historyczne zawarte w tej opowieści znajduje potwierdzenie w dokumentacji archiwalnej i badaniach terenowych. Faktem jest również to, że pan Grabowski prowadził po wojnie poszukiwania depozytu w pohitlerowskich podziemiach w górze Gontowa. I nie było w tym nic nadzwyczajnego. Obecnie również prowadzone są tego typu poszukiwania w różnych miejscach, z różnymi efektami. Ostatecznie możliwe jest potwierdzenie lub wykluczenie prawdziwości tej legendy poprzez gruntowne przebranie zawału w korytarzu, do którego prowadzi sztolnia nr 2 w górze Gontowa.
Źródła
1 Kłosowska I, Kalarus J, Co kryją ludwikowickie podziemia cz.3., Słowo Polskie, 1991 r.
2 Tamże.
3 MGR-A, sygn. DP/ 8751/19.
4 Meiβner H.A.,Unternehmen „Riese” 1943–45. Bau eines neuen Fὒhrerhauptquartiers im schlesischen Eulengebirge. Die Grafschatz Glatz zwischen 1918 und 1946, Verlag Aschendorff 2012, s. 286.
5 AP Wrocław, Inspekcja Przemysłowa w Świdnicy, sygn. 856.
6 Der Kommandant Führerquartier, www.bundesarchiv.de, RW 47/2.
7 Garba D., Tajny projekt III Rzeszy. FHQu „Riese”, Kraków 2012, s. 292.
8 AP Wrocław, Urząd Górniczy w Wałbrzychu, sygn. 782.
9 Owczarek R. Kłopoty wywiadu alianckiego z „Riese”, „Odkrywca” nr 2(253)/2020, s.25.
10 Jeżewski P., Sekrety III Rzeszy w Ludwikowicach Kłodzkich, Nowa Ruda 2018., s. 256.
11 Kłosowska I, Kalarus J, Co kryją ludwikowickie podziemia cz.3., Słowo Polskie, 1991 r.
12 MGR-A, sygn. 9404/11DP – dokument pochodzi z Zentrale Stelle der Landesjustizverwaltungen Ludwigsburg.
13 Jeżewski P., Sekrety III Rzeszy w Ludwikowicach Kłodzkich, Nowa Ruda 2018., s. 256.
14 Meiβner H.A., Unternehmen „Riese” 1943–45. dz. cyt., s. 294.
15 AP Wrocław, Zjednoczenie Kopalń w Nowej Rudzie, sygn. 226.
16 AP Wrocław, Starostwo Powiatowe w Kłodzku, sygn.3.
17 Orlicki Ł., Gontowa – sztolnia nr 3. Historia i tajemnice najdroższej eksploracji, „Odkrywca” nr 10/(261)/2020, s.7.
18 AP Wrocław, Państwowa Inspekcja Gospodarki Materiałowej, sygn. 42.
19 Tamże, sygn. 34.
20 Orlicki Ł., Gontowa – sztolnia nr 3. Historia i tajemnice najdroższej eksploracji, „Odkrywca” nr 10/(261)/2020, s.7 i 8.
Eksplorator terenowo-archiwalny, autor książek o tematyce historycznej.