Przedstawiamy drugą część rozmowy z Marcinem Micułą – poszukiwaczem złota i kamieni szlachetnych, a także założycielem firmy produkującej narzędzi do poszukiwania złota. Pierwsza część rozmowy ukazała się w drukowanym numerze maj-czerwiec „Odkrywcy”
Kiedy rozmawiam z detektorystami, zawsze wspominają, że przed wyjściem w teren muszą ubiegać się o odpowiednie zgody. A jak to wygląda w przypadku poszukiwania złota?
W Polsce nie ma przepisów, które by definiowały hobbystyczne poszukiwanie złota i kamieni szlachetnych. Kiedy kilka lat temu wraz ze studentami AGH w Krakowie robiliśmy badania poświęcone występowaniu minerałów szlachetnych w rzekach, wystąpiłem o pozwolenie i interpretację do Zarządu Wód Polskich. Dotarliśmy do dwóch interpretacji prawnych odnośnie przeprowadzenia takich badań. A więc jeżeli chcemy wejść do rzeki, przepłukać piasek, pobrać próbki i zabrać je ze sobą, wówczas nie potrzebujemy żadnych zgód, gdyż taki rodzaj działalności nie wpływa na bieg rzeki, nie niszczy jej koryta. Jak się okazało reguluje tę kwestię Konstytucja Rzeczypospolitej oraz jej zapisy o swobodnym dostępie do wód śródlądowych, które gwarantują obywatelom Polski możliwość wejścia do rzeki w celach rekreacyjnych czy badawczych – z wyłączeniem wszystkich parków narodowych, rezerwatów itd. Jedynie wyraźnie zabrania się na wykonywanie jakichkolwiek prac w rzece w odległości 50 m od wszelkich konstrukcji wodnych (mosty, jazy, brody). Jeżeli spojrzymy na inne kraje, to poszukiwanie minerałów jest bardzo popularne i stanowi rodzaj geoturystyki, ponieważ są miejsca, gdzie występuje złoto okruchowe w aluwiach rzecznych. W różnych państwach są gminy, które zarabiają na tej postaci turystyki – zabawie związanej z poszukiwaniem złota. W Europie do tego typu aktywności zachęcają np. Francja czy Włochy. Poszukiwanie złota jest również bardzo popularne w Czechach. Nie jest to groźne dla środowiska, w tym dla rzek. Trzeba oczywiście pamiętać, aby nie zostawiać po sobie śmieci i szanować siebie nawzajem. Przykładowo dogadać się z wędkarzami, aby sobie nie przeszkadzać. Trzeba też mieć na uwadze zwierzęta, które często właśnie w pobliżu rzeki mają swoje siedliska.
Organizuje Pan zawody w poszukiwaniu złota. Jak to wygląda od strony formalnej?
Najpierw zgłaszam do Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej „Wody Polskie”, że taka impreza się odbędzie: informuję, że danego dnia na konkretnym odcinku rzeki będą odbywać się zawody. Co ciekawe, przede mną nikt ich nie organizował, więc przy pierwszym piśmie urzędnicy nie za bardzo wiedzieli, co z tym fantem zrobić. Ale później, gdy dołączyłem zdjęcia i opisałem, na czym ta zabawa polega, nie było żadnego problemu. Bo organizując takie zawody, w pewien sposób promuję dany region, gdyż tego rodzaju wydarzenie przyciąga ludzi. Tę imprezę przygotowuję i finansuje sam, bez wsparcia sponsorów i urzędów. Dzięki pomocy moich przyjaciół ,którzy pomagają podczas mistrzostw organizacyjnie udaje nam się każdego roku stworzyć wspaniałą atmosferę oraz wydarzenie, które odbiła się szerokim echem w całej Europie.
Co trzeba zrobić, żeby wziąć w nich udział?
Informacje o zapisach umieszczam na moim profilu facebookowym: Marcin Polskie Złoto. Odbywa się raz w roku i ma formę zabawy: różne dyscypliny związane z poszukiwaniem złota traktujemy trochę z przymrużeniem oka. Chodzi o miło spędzony czas, a nie o zwycięstwo. Jednym z zadań jest płukanie złota na byle czym lub płukanie złota w nocy – przy świeczce. Wszystko odbywa się na wesoło. Oczywiście jest w tym element rywalizacji, bo na końcu ważymy znaleziony kruszec.
Złota szuka Pan głównie w rzekach. A gdzie jeszcze można je znaleźć i za pomocą jakich narzędzi?
Detektoryści zapewne dobrze wiedzą, że doskonale sprawdzi się wykrywacz metali – oczywiście jeśli ma się odpowiednio ustawiony sprzęt oraz wyjątkowo dobrą częstotliwość i małą cewkę, żeby wykryć obiekt np. długości 3 mm. Sam czasami używam detektora metali do poszukiwania złota w Polsce, Czechach czy Afryce, wtedy oczywiście zgłaszam ten fakt, aby otrzymać odpowiednią zgodę. Choć złoto zazwyczaj leży w rzece, to są jednak odcinki, gdzie może ukrywać się w szczelinach skalnych – i wykrywacz jest jedynym urządzaniem, które pomaga je znaleźć. Jeśli chodzi o duże okazy znalezione w Polsce przy pomocy detektora, to widziałem 54-gramowy samorodek o wielkości trochę mniejszej od paczki papierosów. Ale takie sytuacje zdarzają się nadzwyczaj rzadko.
Czy złoto różni się od siebie w zależności od kraju czy regionu?
Tak, i to bardzo. Dzisiaj, po latach zajmowania się tym tematem, patrząc na dobrej jakości zdjęcie makro możemy wstępnie interpretować jego źródło pochodzenia bo tak mocno się od siebie różnią. Niektóre są jakby wymieszane ze skałą macierzystą, inne mają postać kulek lub drucików – w zależności od tego, z jakiego złoża trafiło do rzeki. W Polsce można wyróżnić trzy źródła, z których złoto pochodzi. Największym jest to, które wzięło się z ruchów lodowca ze Skandynawii, do czego doszło w trzeciorzędzie i czwartorzędzie. Ten lądolód przyciągnął na ziemie obecnej Polski masę materiału, w którym było m.in. złoto. Kolejnym są złoża pierwotne: złoto, które znajdowało się w górskich skałach, kruszyło się do rzek. Ostatnim są złoża wtórne, które pojawiły się w wyniku transportu rzecznego trwającego przez tysiące lat albo też niedbałej pracy naszych dalekich poprzedników – w średniowieczu płukano złoto, stosując kiepskie technologie, więc sporo materiału gubiono. Cały ten materiał np. deponowano w hałdach, a później w efekcie długotrwałych procesów trafiał on do koryta rzecznego. Nierzadko podczas jednego płukania można znaleźć złociny, która są pierwotne i powstały gdzieś w górach, i takie, które pojawiły się w efekcie ruchu lodowca – co widać, bo mają inny kolor i kształt. Zdarza się, że są zabrudzone rtęcią, bo kiedyś używano jej, aby złoto wydobyć.
Złoto jest na tyle ciekawym minerałem, że oglądając je pod mikroskopem, możemy z niego wyciągnąć naprawdę sporo informacji, co może być późnej przydatne w dalszych poszukiwaniach. Jeśli ma na sobie ślady kwarcu, to jest bardzo prawdopodobne, że byliśmy w okolicach, gdzie to złoto kruszy się do rzeki z jakiegoś fragmentu skały, więc jeżeli powtórzymy wizytę w tym strumyku i będziemy się przemieszczać do góry, może się okazać, że złociny będą coraz grubsze. Ostatecznie w którymś momencie przestaniemy je znajdować i jest to sygnał, że należy się trochę cofnąć – bo to znak, że gdzieś tam skrywa się w skałach. W dawnych czasach właśnie w takim miejscu powstawały kopalnie złota.
Czy techniki poszukiwania złota różnią się w zależności od kraju czy regionu?
Narzędzia, który stworzyłem do poszukiwania złota, mają na tyle dobrą konstrukcję, że przypuszczam, iż większość poszukiwaczy na terenie Polski czy Europy pracuje przy użyciu tego sprzętu i w taki sam sposób. Ale gdy podróżowałem np. po Afryce, okazało się, że tam do dzisiaj używa się tych samych technik, którymi posługiwano się u nas, ale w średniowieczu – tam po prostu płucze się złoto na takich prowizorycznych konstrukcjach, które co prawda jakoś działają, ale generują ogromne straty. Ale faktem jest, że przy tak dużych ilościach złota, które tam występują, owe straty nie są aż tak istotne. Chociaż z drugiej strony – ostatnio byliśmy w jednej kopalni w Malawi, w której pracuje lokalna społeczność i jest to jej podstawowe źródło utrzymania. Wygląda to mniej więcej tak, że cała rodzina od rana do godziny 15 płucze złoto w rzece. Przykładowo o 16 przyjeżdża ktoś, kto od nich skupuje ten kruszec. Ale miejscowi pokazali nam górkę materiału, który mieli już przepłukany na tych swoich patentach. Przyjechaliśmy ze swoim sprzętem, przez który przepuściliśmy ten rzekomo pusty materiał – i jak zobaczyli, jaka ilość złota im uciekła, byli zszokowani. Gdy jeździmy po Afryce, wręczamy tamtejszym poszukiwaczom trochę sprzętu. Szkolimy tych ludzi, jak skuteczniej płukać złoto – aby przy takim samym nakładzie sił byli bardziej wydajni. Dla nich jest to często kwestia utrzymania całej rodziny, więc każda drobina złota jest ważna.
W pierwszej części rozmowy, która ukazała się w wydaniu drukowanym “Odkrywcy”, mówił Pan, że poszukiwanie złota to hobby, z którego w Polsce nie da się wyżyć.
Tak, raczej nie jest to możliwe. W Polsce są miejsca, gdzie dziennie udałoby się wypłukać 0.2 -0.5 grama złota – i powiedzmy, że komuś uda się to sprzedać za 80-100 zł. Ale czy to jest opłacalne? Cały dzień płukania, podczas którego trzeba przepłukać 1000 kg materiału. Czy jest to jest fajna i opłacalna praca zarobkowa? Raczej nie. Bardziej jest to hobby dla osób z ustabilizowaną sytuacją finansową. Osoby, które sądziły, że na złocie się niesamowicie dorobią, mocno się rozczarowały.
Można spotkać się z opinią, że złoto wyzwala w ludziach najgorsze instynkty. Dużo się pisało o zaślepieniu chciwością podczas amerykańskiej gorączki złota. Zaobserwował Pan coś takiego?
Tak, złoto jest specyficzne. Często mam okazję obserwować, jak ludzie reagują na jego widok. Gdy pokażę fiolkę, w której jest 50 gram złota, to widzę, jak zaczynają im błyszczeć oczy. Ale to jest chyba zakorzenione w przeszłości, bo od tysięcy lat złoto tak działa na ludzi. Na świecie są ogromne złoża miedzi i różnych innych metali, ale od zawsze nie było bardziej pożądanego metalu niż złoto. Wyzwala najgorsze cechy. Wybuchają o nie kłótnie, co zdarza się nawet współczesnym poszukiwaczom. Myślę, że ma ono w sobie coś takiego, że potrafi zmieniać ludzi. Przystępując do jego poszukiwań, trzeba mieć odpowiednie nastawienie. Na zasadzie, że jak znajdę złoto, to się ucieszę, ale jeśli nie – i tak jest fajnie. Ważna jest sama droga, a nie cel: przebywanie na łonie natury, wspinaczka górska i wynajdowanie ciekawych, czasem dość dzikich miejsc.
Dziękuję za rozmowę.
Galeria zdjęć z poszukiwań złota i kamieni szlachetnych
Redaktor miesięcznika „Odkrywca”