Zapomniane historie dawnych pustelników

Udostępnij:

Heinrich Bender – cieśla, tercjarz bez habitu i bożkowska pustelnia (foto. „Śladami pustelni na Ziemi Kłodzkiej” ks. Jerzy Kos).

Niezwyczajnych miejsc jest obok nas wciąż więcej, niż nam się wydaje. Ukryte w cieniu, za symbolicznymi zamkniętymi drzwiami, czekają na swoją kolej. Dziś otwieram jedne z takich „skrzypiących drzwi” żeby cofnąć się sto, dwieście i trzysta lat w dolnośląskich niezwykłościach.

Wolnym krokiem, kamienistą drogą podchodziłam pod górę. Przypominałam sobie to, co już przeczytałam o „tych” ludziach. Zwyczajni ludzie? No, nie do końca. Pierwsi z nich pojawili się w III wieku n.e. w Palestynie i Egipcie. Czczeni byli jako święci mężowie, do których inni przychodzili w różnych sprawach po radę. Stanowili wzorzec dla późniejszych zakonów chrześcijańskich o surowej regule. To pustelnicy, eremici, dawni anachoreci. Osoby, które z pobudek religijnych decydują się na życie w celibacie i odosobnieniu.

Na Ziemi Kłodzkiej, po której wędrowałam, zwanej od wieków Ziemią Pana Boga i Maryi, jeszcze przed II wojną światową opisano 56 pustelni. Postanowiłam odszukać je i spojrzeć na stan obecny. Pomysł wziął się z przeczytanej książki ks. Jerzego Kosa z Nowej Rudy pt. „Śladami pustelni na Ziemi Kłodzkiej”. Historie pustelni na innym terenie są mniej znane z powodu braku opracowań. Wędrowałam więc do tych zapomnianych często miejsc, które teraz spełniają oprócz duchowej także inną rolę, bo poznawczą, historyczną i turystyczną. Bardzo często nie ma już domków pustelników, ale pozostały kaplice, którymi opiekowali się. Są to wciąż miejsca kultu i kilkusetletnie zabytki.

Historie i działalność pustelników na Ziemi Kłodzkiej są podobne do siebie od ponad trzystu lat. Pustelnik poświęca się modlitwie, życiu w wyrzeczeniach i ascezie. Oprócz reguł, którym wszyscy podlegali (praca, ubiór i obowiązki związane z kaplicą), były także drobne odstępstwa np. w zakresie ascezy. Jedni przyjmowali pokarmy raz na dwa dni, inni jedli tylko chleb i sól, a wodę pobierali ze źródła lub zbierali deszczówkę. Czasem brak pożywienia zmuszał ich do opuszczenia miejsca, w którym żyli. Niekiedy otrzymywali wyżywienie od „dobrych ludzi” albo od fundatorów. Czasem miasto wypłacało drobne sumy, a reszta pochodziła z pracy rąk, a innym razem była to renta za uczestnictwo w wojnach. Zdarzało się, że z niskich dochodów pustelnicy fundowali powstanie drogi krzyżowej jak w Lewinie Kłodzkim lub wyposażali swoją kaplicę jak w Dusznikach Zdroju czy jak Johannes Treutler z Mariańskiej Górki wytwarzał leki itd. Cykl dnia był ustalony, a wielu z nich spisywało historię swojej służby, parafii i okolicznych wsi. Wśród pustelników były osoby duchowne, a także świeckie wybierające akurat taki sposób na życie. Na własną prośbę odsunęli się od życia społecznego i przyjęli surowe wymogi opiekunów powierzonej im kaplicy.

O wielu pustelnikach nie zachowały się żadne informacje, ale byli tacy, którzy zapisali się w historii. Samą Ziemię Kłodzką nazwano Krainą Pana Boga i Maryi ze względu na to, że żyli tu żarliwi katolicy, była dużo świątyń, kaplic, kapliczek, figur i krzyży w miastach i na polach. Siedemnasty i osiemnasty wiek obfitowały w te święte przybytki.

Bożkowska kaplica loretańska

Przy obecnej DW381 pomiędzy Słupcem a Święckiem mija się kępę drzew, wśród nich niewysoki piaskowcowy krzyż i na kamiennych postumentach tablice z napisami. Nic nadzwyczajnego, ale czy na pewno? To tu stała bożkowska osiemnastowieczna kaplica Loretańska, a z części jej wnętrza wydzielona była pustelnia. Do 1945 roku żyło w tym miejscu kilkunastu pustelników, ale ostatni z nich zapisał smutną historię. Od 15 grudnia 1918 roku rozpoczął tu życie pustelnicze Heinrich Bender – cieśla, tercjarz bez habitu. W czasie wojny zaopatrywał okolicznych mieszkańców w książeczki do nabożeństwa. 9 maja 1945 roku został zamordowany przez pijanych żołnierzy rosyjskich, którzy żądali wydania wina. Bender podał im wodę. Miał wtedy 71 lat. Spoczywa na bożkowskim cmentarzu. Choć jego grobu jeszcze nie odnalazłam, to kiedyś tam wrócę. Kaplica została rozebrana na początku lat siedemdziesiątych XX wieku, a w 2008 roku postawiono obok piaskowcowego krzyża tablicę upamiętniającą śmierć pustelnika Bendera.

Dwie pustelnie w Kłodzku

Kłodzko w XVIII wieku miało dwie pustelnie. W jednej, która znajdowała się na terenie szpitala miejskiego, przez sześć lat zamieszkiwał pustelnik. Historia drugiej kłodzkiej pustelni jest bardzo interesująca. Dziś opuszczony i popadający w ruinę domek pustelnika powstał na Mariańskiej Górce, na której szczyt prowadzi kilka dróg. Ja wybrałam tę najkrótszą. Jak przystało na Krainę Pana Boga, szczyt zajmuje kompleks składający się z kaplicy Matki Boskiej Pocieszenia, stacji kalwaryjskich, figury i domku pustelnika. Odbywają się tu czasem nabożeństwa. Obecna pustelnia nie jest pierwszą w tym miejscu. Ta powstała dopiero w 1846 roku. Zamieszkał w niej interesujący człowiek. Johannes Treutler, dawny tkacz, tercjarz zakonu franciszkanów. W listopadzie 1846 roku został powołany do objęcia pustelni na kłodzkiej Mariańskiej Górce. Tu opracował recepturę do dziś używanego „Balsamu Jerozolimskiego” – leku na bazie mieszaniny ziół leczącego wszystkie choroby. Nie wiadomo kto nauczył tego człowieka botaniki i zielarstwa. Jest prawdopodobne, że spotkał mnicha, który podróżował do Ziemi Świętej i od niego właśnie przejął przydatną wiedzę. Treutler wytwarzał i sprzedawał lek pątnikom przybywającym do kaplicy. Pustelnik – zielarz zaopatrywał się w potrzebne zioła, korzenie i żywice w istniejących w Kłodzku aptekach: u Louisa Ambroziusa („Pod Murzynkiem”) i w aptece Johanesa Schittny’ego („Pod Jeleniem”). Z czasem oprócz balsamu wytwarzał także pigułki, maść i herbatę. Treutler stał się zamożnym człowiekiem, ale chętnie także pomagał ubogim oraz swoim przyjaciołom. Za swoje zachowanie, czasem nielicujące z zasadami życia pustelnika został zmuszony do opuszczenia eremu. Nie zrezygnował jednak już z zielarstwa i nadal wytwarzał sprawdzone specyfiki. Zmarł w 1892 roku, a prawo używania balsamu przekazał Szpitalowi w Kłodzku – Ustroniu. Od lat powojennych pustelnia na Mariańskiej Górce jest zamknięta, a osuwająca się skarpa grozi zawaleniem się budowli.

Pustelnia w Dusznikach

Dusznicka pustelnia powstała pod koniec XVII wieku, kiedy na Ziemi Kłodzkiej szalała zaraza (dżuma). Według spisanej historii grupka dzieci chodziła modlić się na wzgórze o ochronę miasta przed zarazą. Epidemia rzeczywiście ominęła Duszniki, a w podziękowaniu za cudowne ocalenia mieszkańców postawiono przed 1681 rokiem kaplicę. Do kaplicy, a właściwie jej zakrystii, w 1704 roku dostawiono pustelnię jako dom jej strażnika. Na płaskim szczycie Wzgórza Rozalii zmieścił się jeszcze ogródek. W tym czasie u podnóża wzgórza przy starej lipie stanęła figura (w formie groty) św. Rozalii, orędowniczki od zarazy. Atrybutami świętej jest czaszka, wieniec z róż i grota, w której ta dwunastowieczna święta pustelnica mieszkała w Palermo. Tak też przedstawiona została na dusznickim pomniku. Obecnie „Rozalia w grocie” została przeniesiona na wzgórze w pobliże kaplicy. Po starej lipie został potężny pień, który przypomina dawne zagospodarowane miejsca.

Jednym z późniejszych pustelników był eremita Johannes Eifler, tkacz z Zittau, który na początku XIX wieku odbył dwie podróże do Rzymu. Z zebranych datków zakupił tam kultowe przedmioty do „swojej” kaplicy. Dusznicką pustelnię odwiedził też Fryderyk Chopin podczas swojego leczenia w ówczesnym Reinertz – Duszniki. Drugim znanym Polakiem, który tu zawitał, był Bogusz Stęczyński – poeta, rysownik, podróżnik i krajoznawca z Krakowa. Pustelnia w Dusznikach jako jedyna została ujęta w dziele Herlossohna „Malarskie oraz romantyczne Niemcy VI: Wędrówki przez Karkonosze oraz hrabstwo kłodzkie”. W 1945 roku plądrujący kaplicę i pustelnię żołnierze rosyjscy mocno się wystraszyli, kiedy ze stojącej wewnątrz trumny wstał śpiący w niej pustelnik. Dziś Wzgórze Rozalii obudowane osiedlami i ogródkami działkowymi traci swój wyjątkowy pustelniczy charakter, ale warto wdrapać się po schodach, żeby poczuć uśpioną historię tego miejsca.

Na radochowskim Cierniaku

Do pustelni na radochowskim Cierniaku prowadzi kilka dróg. Dwie z nich, które mijałam, były wtedy zasypane śniegiem. Pewnie nikt od kilku dni nie odwiedzał jedynego pustelnika, którego miałam za chwile poznać. Powoli szłam schodami coraz wyżej, próbując odczytać nazwiska ich fundatorów i daty budowy. Przewrócone w jesieni drzewa wciąż zalegały na schodach i trzeba było je omijać. Wiedziałam, że muszę pokonać prawie trzysta schodów. Zaczęłam liczyć: jeden, dwa, trzy… ale od razu przestałam i skupiłam się na wykutych napisach. Schody układano od góry. Im wyżej, tym schody są starsze. Najnowsze stopnie są na dole. Przez 170 lat układano tę kamienną drogę na szczyt z funduszy pielgrzymów i kuracjuszy pobliskiego Lądka Zdroju. Część napisów jest nieczytelna, pokryta mchem i śniegiem, ale część można odczytać (najnowszy stopień jest z 2016 roku). Obluzowane i ruszające się pod butami stopnie i drzewa leżące na schodach utrudniały przejście. Na miejscu przywitał mnie eremita bez brody do pasa i mrocznego habitu. Ogorzała twarz i pogodny uśmiech kojarzył się bardziej z leśnikiem lub kimś przebywającym dużo na świeżym powietrzu niż z rozmodlonym mnichem. Brat Elizeusz na palcu miał srebrny pierścień z krzyżem, a na piersi drewniany i już mocno starty krzyż. Pewnie te przedmioty przechodzą na kolejnych pustelników. Wiedząc że pustelnicy otrzymują pożywienie od „dobrych ludzi” i pielgrzymów, przyniosłam mu także siatkę produktów z marketu. W pustelni nie ma prądu, a życie toczy się tak jak przed prawie dwoma wiekami. Oprócz obsługi kaplicy, stałych konserwacji i opieki nad zespołem kapliczek, obowiązkiem pustelnika jest codzienne bicie w dzwon na Anioł Pański (czyli w południe, ale także o szóstej rano i szóstej po południu). Z dawnej drogi krzyżowej pozostał tylko jeden obraz malowany na blasze. Jest zniszczony, ale brat Elizeusz odmaluje go i przymocuje na piaskowcowym krzyżu pozostałym z poprzedniej „drogi”.

Kaplicę z obrazem MB Wspomożenia Wiernych zbudowano w połowie XIX wieku jako podziękowanie za cudowne uzdrowienie sołtysa Raiersdorf (Radochowa). Bliskość Lądka Zdroju sprzyjała wędrówkom po okolicy przebywającym tam kuracjuszom. Domek pustelnika obecnie stoi w oddaleniu od kaplicy. Pierwszy domek stał blisko, przy źródle, które teraz jest zniszczone przez rozrośnięte drzewo. Do prostej kaplicy Matki Boskiej Wspomożenia Wiernych w XIX wieku dobudowano duży przedsionek i dwie kruchty, przez co stała się wielosegmentowa budowlą z ołtarzem miejscowych artystów.

Pustelnia w Lewinie Kłodzkim

Lewin Kłodzki to kolejne miejsce, które odwiedziłam. Na końcu miasteczka przy szosie prowadzącej do granicy z Czechami stoi barokowa kaplica pw. św. Jana Nepomucena z 1727 roku, a przy niej na wzgórzu droga krzyżowa z metalowymi, odlewanymi płaskorzeźbami kolejnych przystanków drogi Jezusa na Golgotę. Kaplicę ufundował młynarz z pobliskiej wsi. Ołtarz wyrzeźbiony sześć lat później jest dziełem Karla Sebastiana Flackera. Przy kaplicy nigdy nie było pustelni, ale był pustelnik. Historia mówi o strażnicy dołączonej do kaplicy, którą zajmował. Było to małe schronienie, domek dobudowany do południowej ściany kaplicy. Pierwszy pustelnik zamieszkał tu w połowie XVIII wieku. Bliskość gospodarstw, niewielka pensja od władz miasta i datki od przybywających wiernych musiały wystarczyć do przeżycia. Z tych środków pustelnik miał obowiązek utrzymać się i w razie potrzeby dokonywać napraw kaplicy oraz co godzinę uderzać w dzwon. Po nim mieszkało tu kilku następnych strażników. Pod koniec XIX wieku malarze z Lądka Zdroju wykonali polichromię we wnętrzu kaplicy. Dwa ołtarze zostały przeniesione tu z kościoła w Lewinie Kłodzkim. W tym czasie pustelnikiem został Benedykt Seidel tercjarz. To on z własnych środków ufundował stacje drogi krzyżowej. Ustawione na stromym zboczu wzgórza często w niewielkiej odległości wymagały od wiernych wiele uwagi, żeby nie doszło do wypadku podczas modlitwy.

Pustelnia w Złotym Stoku

Złoty Stok to górnicze miasteczko z Krzyżową Górą (489 m n.p.m ), bogatą niegdyś w złoża złotonośnej rudy. Jej nazwa nie jest związana z kaplicą na szczycie, pustelnią i drogą krzyżową. Górnicy idąc codziennie do pracy w prymitywnych kopalniach, modlili się pod stojącym tu krzyżem o codzienne szczęście w pracy. W ciągu wieków w okolicy powstało wiele sztolni (z których każda była osobną kopalnią) i mimo zabezpieczeń pracy dochodziło w nich do katastrof czy pojedynczych wypadków śmiertelnych. W związku z tym przy drogach prowadzących na szczyt góry z kaplicą, rodziny ofiar stawiały krzyże upamiętniające dramatyczne zdarzenia. Dziś pozostała nazwa góry i niestety (przy drodze, którą podchodziłam) tylko dwie pozostałości drewnianych krzyży. Szkoda, bo to interesujące upamiętnienie ludzi, którzy zginęli w kopalniach, powinno być odnowione i wpisane w historię miasta. Osiemnastowieczna kaplica św. Anny na szczycie jest teraz remontowana, stąd brak zagospodarowania jej otoczenia. Chociaż w połowie XIX wieku biskup wrocławski zezwolił na budowę pustelni, to już sześćdziesiąt lat wcześniej zamieszkał tu pierwszy pustelnik, który był strażnikiem kaplicy i opiekunem pielgrzymów.

Pustelnia składała się z trzech pokoików; zakrystii, sypialni i warsztatu stolarskiego (na zewnątrz dobudowano drewutnię i wychodek). Tu przez sześć lat mieszkał Johannes Treutler znany mi z Mariańskiej Górki. Jeden z kolejnych pustelników został pochowany w okolicy kaplicy, lecz pozostałości jego grobu już nie można odnaleźć. Ostatni niemiecki mieszkaniec tego miejsca, tercjarz Robert Domsch, był stolarzem i utrzymywał się ze sprzedaży wykonywanych przez siebie szopek i ozdób kościelnych. Jego pożywieniem był wyłącznie chleb z solą, grzyby i jagody. Po zakończeniu II wojny światowej nękany był przez bandy szabrowników. W 1946 roku wyjechał do Niemiec. Miał wtedy 73 lata.

Przy leśnych dróżkach wokół szczytu stoją piaskowcowe stacje drogi krzyżowej i inne XIX-wieczne pomniki związane z tym miejscem.

Pustelnia w Bystrzycy Kłodzkiej

Bystrzyca Kłodzka też miała swoją pustelnię. Teraz wystarczy przejść około dwustu metrów od szosy łączącej Kłodzko z Międzylesiem i już dochodzimy do kaplicy. Dawniej od strony miasta trzeba było wspinać się na Parkową Górę, żeby na krańcu Bystrzycy Kłodzkiej odwiedzić kaplicę św. Floriana i dawną pustelnię. To obiekty postawione na miejscu wcześniejszej XVII-wiecznej kapliczki. Od 1719 roku pustelnikiem był tu Sebastian Rupprecht z Moraw. Jego obowiązkiem było nadzorowanie i służenie w kaplicy, a także bicie w dzwon. Z kasy miejskiej otrzymywał skromną sumę i drewno. Nie prosił o jałmużnę, lecz do skromnych dochodów dorabiał sobie pracą swoich rąk. Po pożarze miasta wzniesiono w 1725 roku nową kaplicę. Wnętrze ozdobiono malowidłem sufitowym przedstawiającym św. Floriana polewającego wodą płonące miasto. Ołtarze wyrzeźbił Michael Klahr, słynny rzeźbiarz z Lądka Zdroju. W 1740 roku polska królowa (prawdopodobnie żona Augusta III Sasa) przekazała cenne relikwie. Był to fragment kciuka św. Floriana, a w 1757 roku kolejną, czyli relikwię św. Jana Nepomucena. Piękne panoramy z okolicy XVIII wiecznej świątyni na pewno sprzyjały wzniosłym modłom. Z tego miejsca roztacza się panorama Masywu Śnieżnika, Gór Bardzkich i Stołowych. Po 1945 roku górującą nad miastem świątynię przysłonił zdziczały park, a nieużywana kaplica została zapomniana. W tym roku (2021) Góra Parkowa z kaplicą ma zostać zrewitalizowana.

Pustelnikami zostawali ludzie o różnym statusie społecznym. Od prostych ludzi, przez emerytowanych wojskowych jak w Bardzie. Osiemnastowieczne Bardo miało dwie pustelnie. Pierwszą na Górze Bardzkiej postawioną między kaplicą pw. Matki Boskiej Płaczącej i drewnianym Krzyżem Golgoty. Tu w połowie XVIII wieku Felix Letzner zbudował pustelnię na własny koszt. Bardzo skromne utrzymanie pustelnika zapewniał jeden z rolników. Pod koniec wieku domek został zniszczony i nieodbudowany. Pozostała już tylko jedna pustelnia u podnóża góry, po lewej stronie pierwszych stacji drogi krzyżowej. Ta została przejściowo zamieniona na strażnicę żołnierzy pruskich. Kiedy w 1760 roku Bardo zostało własnością Austrii, cesarski generał Losy von Losenau postanowił na starość przenieść się w to miejsce. Nie jest pewne, czy został pustelnikiem, ale wiadomo że do śmierci mieszkał w domku pustelnika. Ostatnim z pustelników był Joseph Teichmann, który dla bardzkiej świątyni przywiózł z Rzymu cząstkę Krzyża Świętego jako cenna relikwię.

Śląska Jerozolima – Wambierzyce

Wambierzyce jako brama do Gór Stołowych została nazwana Śląską Jerozolimą. Nazwy olbrzymiego założenia na okolicznych wzgórzach nawiązują do starotestamentowych miejsc, w których żył Jezus. W Wambierzycach w XVII wieku została ufundowana przez właściciela dóbr w Ratnie Paschasiusa von Osterberga i zbudowana jedna z najpiękniejszych kalwarii w Europie (o ponad stu kaplicach, czternastu bramach i innych obiektach). Kamienne schody kierują wiernych na szczyt Góry Kalwarii. Wśród kaplic z postaciami naturalnej wielkości, można przenieść się do Jerozolimy sprzed dwóch tysięcy lat. Tu spogląda się w oczy świętych znanych z historii chrześcijaństwa. Będąc coraz wyżej, otwiera się panorama na Bazylikę Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny na pierwszym planie i dalej widok na Góry Stołowe z górującym Szczelińcem Wielkim. Wśród budowli na Górze Kalwarii stoi jedna z dwu dawnych pustelni. Zamieszkały tu w XIX wieku pustelnik, oprócz stałej obsługi pątników, posługiwał w nabożeństwach. Prawdopodobnie był szczęśliwy, mieszkając wśród tak wielu świętych.

Legenda o pustelni u podnóża góry Górzec (Pogórze Kaczawskie)

Każda pustelnia ma swoje historie i legendy. Wielu z nich jeszcze nie znamy. Nie tylko Ziemia Kłodzka dwieście lat temu miała pustelnie. Domki pustelników często budowano przy kaplicach św. Anny rozsianych na innych wzgórzach Dolnego Śląska. Ciekawą historię (może legendę) można odnaleźć o pustelni w Mniszym Lesie u podnóża góry Górzec. Tu w paśmie Chełmów na Pogórzu Kaczawskim też mieszkał pustelnik. Według legendy, po kasacie dóbr zakonnych w 1810 roku, miał strzec ukrytych (w dawnych sztolniach Górzca) skarbów klasztoru cystersów z Lubiąża. Pustelnik zmarł, po jego domku nie ma dziś śladu, ale ukryte przed konfiskatą skarby być może wciąż czekają na odnalezienie.

To nie wszystkie miejsca związane z pustelnikami

W swojej wędrówce odwiedziłam jeszcze wiele innych pustelni np. w Lubawce, Chełmsku Śląskim, Nowej Rudzie – Górze Św. Anny i Górze Wszystkich Świętych, Gorzanowie i innych. Historie wszystkich warte są poznania. Kiedyś znów powrócę na szlak pustelni i ich dawnych mieszkańców. Zainteresowanym tym tematem polecam wędrówki leśnymi ścieżkami, a czasem bezdrożami z dala od pandemicznych zagrożeń.

Wiele innych informacji na temat pustelni zamieszczonych jest w:

Alicja Kliber

Autorka jest wałbrzyszanką,  interesuje ją wszystko co jest związane z Dolnym Śląskiem, a  szczególnie jego "boczne drogi". Uważa, że historia to ciągłość ludzkich losów, a pamięć należy się wszystkim którzy mieszkali tu wcześniej. Prowadzi bloga „Plecak z mapą, kompasem i książką do historii”  w którym opisuje bardzo subiektywne spojrzenie na odwiedzane miejsca. Poszukuje także miejsc opisanych w legendach. Lubi góry i czuje się częścią górskiej dzikiej przyrody i poplątanych leśnych dróg. Posiadaczka trzech kotów i psa. Swoje wędrówki opisuje w kwartalniku http://www.przystanekd.pl/, na  stronie https://tropicielehistorii.pl/ i innych, oraz  na FB. Autorka książki "Aniołowie i kobry, czyli bocznymi drogami Dolnego Śląska",  opisującej zapomniane miejsca Dolnego Śląska i opowiadania sudeckie.

Udostępnij:

1 komentarz do “Zapomniane historie dawnych pustelników”

  1. Wspaniala wedrowka w przeszlosc . Bardzo ciekawie opisana , nie mialam pojecia , ze istnialy takie pustelnie … teraz juz wiem . Swietnie sie czytalo . Dziekuje Alu .

Dodaj komentarz

css.php