Choć dawny blask tych obiektów dawno przeminął i często popadają w ruinę, to ich historia wciąż zachwyca
W najzieleńszej z naszych dolin,
Od aniołów zamieszkały,
Promienisty i pogodny –
Niegdyś zamek stał wspaniały.
Wędrując wśród dolnośląskich pałaców, zachwycają te odrestaurowane, zagospodarowane, onieśmielają swoim przepychem, który jest jednak tylko ułamkiem wspomnienia świetności lat przedwojennych. Wyposażone we wszelkie nowinki techniczne z początku XX wieku, otoczone starymi parkami, ale z „pruską” historią (którą czasem tłumaczono bezmyślne powojenne niszczenie), wzbudzają zachwyt. Z jednej strony należy docenić specjalistów, którzy pracą i wielkimi nakładami pieniężnymi odnawiając przedmioty i zieleń, zamieniają ruiny w piękne budowle. Z drugiej strony należy pamiętać o wielu obiektach, które przetrwały wojnę w stanie nienaruszonym, lub lekko uszkodzone, wiele lat po wojnie zamieniały się bezpowrotnie w sterty gruzu. Budowle, dla których los nie okazał się łaskawy, użytkowane były nawet do lat 80. ubiegłego wieku. W końcu „przegrały” w oczekiwaniu na pomysł zagospodarowania i wciąż z nadzieją dzierżą tabliczkę „Obiekt zabytkowy chroniony prawem”. Rozkradane i dewastowane, ale bez wskazywania winnych, padały czasem ofiarą grabieży na zamówienie. Małą szansę na odbudowę miały obiekty oddalone od centrów kulturalnych czy turystycznych. Na terenie Dolnego Śląska do 1945 roku figurowało ponad tysiąc: zamków, pałaców dworów, folwarków i innych tego typu obiektów. Podaż pałaców była o wiele większa niż popyt na potrzeby rynku usługowego. Nie każdy historyczny obiekt może stać się placówką muzealną czy kulturalną, której przysługuje odbudowa czy renowacja. Do zakończenia wojny majątki ziemskie były samowystarczalnymi osiedlami, w których obok siedziby właściciela, działały fabryczki, młyny, gorzelnie, kuźnie itp. Pracowały nie tylko na rzecz pałacu, ale i lokalnej społeczności, dlatego po 1945 roku zostały zasiedlone przez przybywających nowych mieszkańców. Często dziś obok ruin pałaców, wielkich obór i spichlerzy, lepiej czy gorzej wyglądają zamieszkałe mniejsze zabudowania. Na stercie gruzu obok rozbitego herbu właścicieli, można wypatrzeć resztki piaskowcowego czy marmurowego żłobu, koryta albo kolumny podtrzymującej ceglany, krzyżowy strop obory czy stajni. Czasem w murze sterczą jeszcze części kutych zawiasów. Wybór tych smutnych i ponurych miejsc jest zupełnie przypadkowy i absolutnie nie wyczerpuje listy budowli, które przetrwały II wojnę światową, a zostały zniszczone w 40 -50 lat po jej zakończeniu. To wstydliwe i niechciane zabytki (których renowacja i utrzymanie przekracza możliwości gmin). W takich miejscach przypominam sobie wiersz Edgara Allana Poe z opowiadania „Zagłada Domu Usherów” – jednej z opowieści niesamowitych. Strofy wiersza dobrze oddają nastój panujący w odwiedzanych przeze mnie miejscach. Dopełniają obrazu jak z ponurego snu. Obiekty, choć miały odmienne dzieje, to koniec przypadł im jednakowy. Zamieniają się w stertę gruzu pochłanianą chwasty i śmieci.
Tam – w krainie władcy Myśli
Stał świetlany zamek ów:
Żaden seraf nie nakreśli
Skrzydłem cudnych takich snów…
Kołysał się tam na dachu
Szereg złotych flag bogaty:
Ach – to wszystko było dawno,
Przed dawnymi bardzo laty.
Spis treści
Kopice
Pałac w Kopicach to dziś jedna ze „skorup” wielkich budowli pałacowych. Otoczony parkiem i folwarkiem (częściowo zagospodarowanym), dopełnia swojego istnienia. Jakże inaczej potoczyła się historia dwu okazałych pałaców na ziemi opolskiej: Mosznej (która wciąż zachwyca swoim neogotyckim i neorenesansowym pięknem) i Kopic, który zamienia się w stertę gruzu. Pięknie przebudowaną w XIX wieku rezydencję Hansa Ulricha von Schaffgotsch w Kopicach otaczał ponad 50-hektarowy park z trzema stawami. Właściciel był przedstawicielem jednego z najznakomitszych rodów niemieckich i zarazem prężnym przemysłowcem związanym z Górnym Śląskiem. Wśród parkowej zieleni wzniesiono romantyczne budowle, fontanny i pomnik poświęcony pruskim zwycięskim bitwom. Mysia Wieża, Świątynia Dumania i Mauzoleum oraz kilkadziesiąt rzeźb stanowiły cele spacerów nie tylko głównymi dróżkami. W pałacu bywali przedstawiciele europejskiej arystokracji, artyści i politycy. We wnętrzach wśród przepychu przedmiotów codziennego użytku zgromadzono zbiory rzeźb, obrazów, trofeów myśliwskich i innych cennych przedmiotów. Do roku 1945 był własnością potomków rodu von Schaffgotsch. Druga wojna światowa obeszła się łaskawie z obiektem. Jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku pałac był piękny, dobrze wyposażony i niezniszczony. Latem młodzież spędzała tu wakacje na koloniach i obozach, dla dorosłych organizowano potańcówki, a w karnawale bale sylwestrowe i zabawy.
Później wszystko się zmieniło. W połowie lat 50. na parterze pałacu ulokowano magazyn zboża. Rozpoczął się ponury okres niszczenia i szabrowania. Jesienią 1956 roku pałac podpalono, prawdopodobnie, żeby ukryć kradzieże i niegospodarność. Ze zgliszczy wynoszono przedmioty, które jeszcze ocalały. Przez wiele lat zabierano resztki sztukaterii, rozbijano rzeźby czy po prostu rozkradano i wywożono (posągi i fontanny) na zamówienie „miłośników sztuki”. W roku 1990 pałac i park sprzedano za symboliczną kwotę. Miał tu powstać luksusowy hotel, pole golfowe i lotnisko. W 2021 roku w Kopicach są wciąż zarastające zielenią, grożące zawaleniem ruiny, ogrodzone i dozorowane. Pałac nie ma już dachów ani kondygnacji. Wiatr zrywa poszycia wieżyczek i resztki ozdobnych elementów architektonicznych. Jaki los pisany jest dla tego pięknego miejsca?
Z wietrzykami, co igrały
W posłoneczne owe dnie –
Przez omszone, jasne wały
Wonny eter w sale mknie.
Bronów
„Już nigdy słońce nie będzie odbijać się w szybach tego pałacu, przed jego wejściem nie zatrzyma się bryczka. Od strony parku nie będzie słychać śmiechu, a po schodach już nigdy nie będzie odbijać się piłka rzucona przez dziewczynkę o złotych lokach”. Tak pomyślałam sobie, wchodząc w krzewy dzikiego bzu i leszczyn, które dość mocno starają się ukryć smutne ruiny pałacu w Bronowie, który pewnie jeszcze dwadzieścia lat temu był do uratowania.
Wioska niedaleko Dobromierza i Strzegomia na zboczu zalesionych niewielkich wzgórz. Według historycznych dokumentów już w XV wieku znajdował się tu duży dom obronny. Właścicielami były szlacheckie rody Czettritzów, Matuschków, Schaffgotchów, Matiusów . Pod koniec XIX wieku ówczesny dwór został przebudowany na dzisiejszy pałac z elementami baroku. W 1945 roku Rosjanie zniszczyli wyposażenie, drogocenne meble i dzieła sztuki. Późniejszy właściciel, jakim był PGR, nie zabezpieczył postępujących zniszczeń. Całość otoczona była kamiennym murem, a od strony pól zachowały się słupy bramy wjazdowej, przed którą stoi do dziś figura św. Jana Nepomucena. Uszkodzona figura świętego nie ma już głowy i rąk. U jego stóp umieszczone są herby rodowe. Zarośnięty park, powoli pochłania rozsypujące się mury, a drobne ozdobne detale spadają ze ścian. W kilku oknach zachowały się drewniane ościeżnice. Czas wydał wyrok na ten „dom”, w którego szybach już nigdy nie będzie odbijać się słońce.
Wędrownicy w tej dolinie
Przez dwa okna jaśniejące
Widzą duchy, w takty liry
Melodyjnie kołujące
Wokół tronu, lśniąc wspaniale,
Iście jak porphyrogen:
W należytej widniał chwale
Świetny zamku władca ten.
Ratno Dolne
W Ratnie Dolnym pomiędzy Radkowem i Wambierzycami, na wzgórzu ponad doliną rzeki Pośny wznoszą się ruiny okazałego zamku. Ta pierwotnie czternastowieczna siedziba rycerska przebudowywana, kilkakrotnie zmieniała swój charakter. W XV wieku była budowlą na planie prostokąta 14×22 m z wieżą o boku 7,5 m. następnie zmieniała swoje cechy. Wały obronne, fosy i części renesansowych budowli przekształcano w barokowo renesansową rezydencję uznawaną w połowie XVII wieku za jedną z najpiękniejszych na ziemi kłodzkiej. W XIX wieku dokonano ostatniej, znacznej przebudowy. Zmieniono całkowicie układ budynków. Ostatnią właścicielką do końca II wojny światowej była Isabell von Blanckart z domu von Munchhausen. W 1946 roku musiała opuścić zamek. Po 1945 roku w niezniszczonym zamku (raczej już pałacu) zorganizowano ośrodek wypoczynkowy ZNP, potem hotel, a w sąsiednich zabudowaniach folwarcznych działał PGR. Niestety bliskie sąsiedztwo zwierząt nie wyszło na dobre hotelowi. W latach 1972 i 1985 przeprowadzano doraźne remonty zamku, licząc na zainteresowanie potencjalnych kupców. Pod koniec lat 90. XX wieku obiekt w dobrym stanie technicznym kupił prywatny właściciel. Całość była zadbana i funkcjonowała. Była tu kawiarnia, boisko do siatkówki i niewielki staw. Jednak nowemu właścicielowi nie udało się ożywić obiektu. Rzadko zdarza się, aby taki zabytek popadł w ruinę dopiero w latach 90. Zamek Ratno jest jednym z takich przypadków. Po dwóch latach pożar który strawił dach rozpoczął postępującą do dziś ruinę. Dziś dach i kondygnacje znajdują się już na parterze a ściany zewnętrzne stanowią tylko obrys budowli. Wśród mieszkańców jest przekonanie że pożar nie był przypadkowy a efektem miało być odszkodowanie. Tak „dokonał żywota” ten wspaniały postawiony na skale zamek. Nie podjęto żadnych działań, aby ratować zabytek. Przy drodze przez park znajduje się miejsce spoczynku właścicieli. Tam też stoi figura Chrystusa, któremu dosłownie „odpadły” ręce, spoglądając na ruiny. Ostatnio w prasie pojawiła się informacja, że obiekt znów został sprzedany. Może tym razem los się odmieni. W zamku, a może tylko w jego części ma być ośrodek konferencyjno-szkoleniowy edukacji ekologicznej i lokalne muzeum.
Promiennymi od rubinów
Świetlanego zamku wroty
Płyną – płyną – ciągle płyną
Muzykalne ech istoty,
Których słodkim było losem
Wciąż królowi nucić śpiew,
Ponad wszystko cudnym głosem –
Wiedzy ludów niosąc siew.
Włosień
Włosień w powiecie lubańskim. W centrum wsi wznosi się bryła pałacu, którego remont ślimaczy się od wielu lat. Jeden z mieszkańców wsi opowiada o tym jak obecny właściciel chciał odkupić teren przyległy do parku i pałacu. Nie było to możliwe, bo gmina mogła sprzedać teren tylko „kościołowi”. Może to prawda, może nie. Od kobiet, które szły przez park dowiedziałam się o powojennej historii pałacu. Opowiadały chętnie. Jedna z nich dawniej mieszkała w pałacu, a jej ojciec pracował w biurze miejscowego PGR-u. Druga była na weselu u brata, kiedy był tam jeszcze hotel i sala weselna. Opowiadały o wyposażeniu, o rzeźbionych boazeriach, o żyrandolach i owalnych dębowych stołach. Jako dzieci biegały po zasypanych teraz piwnicach. Pałac teraz to skorupa bez kondygnacji. Założenie Włosienia przypisuje się kolonistom niemieckim w XIII wieku. Choć Włosień był wsią rycerską, to dopiero w XVIII wieku zbudowano tu pałac na polecenie jednego z pruskich marszałków Jana Gottloba von Gablenz. Zespół pałacowy i folwark zajął niewielkie wzgórze, u podnóży którego do dziś istnieje park ze stawem. Do końca II wojny światowej majątek należał do hrabiego Maksymiliana von Sponeck i przetrwał wojnę bez zniszczeń, lecz jak większość pałaców na Dolnym Śląsku do czasów przejęcia przez PGR i później po jego likwidacji, został rozszabrowany i ogołocony z cennego wyposażenia. Były tu między innymi kolekcje szkła, porcelany, a także cenne obrazy. Wnętrza zdobiła (wspomniana już) rzeźbiona boazeria. Kubatura pałacu to 4 tyś m3, nie licząc tarasów z murem i basztami. Pod koniec lat 70. XX wieku pałac został wyremontowany i wtedy służył jako sala weselna, hotel i mieszkania prywatne. W 1979 roku w hotelu nocowali „wojskowi” ze Zgorzelca i prawdopodobnie to oni zaprószyli ogień, wskutek którego wybuchł pożar obejmując cały obiekt. Niestety spłonęło całe wnętrze. Obiekt nie został odbudowany. Obecny właściciel oprócz pałacu ma wyremontować także stajnie dla koni. To piękne miejsce warte jest nowej szansy.
Aż ci naraz w czarnych szatach
Spadła chmura klęsk obfita:
Płacz, bo nigdy złota zorza
Już nad zamkiem nie zaświta.
Dębowy Gaj
Dębowy Gaj to piękna nazwa wsi w gminie Lwówek Śląski. Rozrzucone ruiny folwarku i pałacu prawdopodobnie nie podniosą się już spod zalegających śmieci. Wielbiciele historii odnajdą kilka niewyrwanych przez „złomiarzy” zawiasów, porozbijane herby pruskich rodów. Opony, worki ze śmieciami i stare lodówki długo będą wyposażeniem spalonych wnętrz pałacu, które do lat 80. i późniejszych były siedzibą PGR-u, szkoły i innych instytucji. Od XV do XVII wieku obecny Dębowy Gaj był własnością rodu rycerskiego von Zedlitz. W XVI i XVIII wieku został najpierw przebudowany, a później rozbudowany. Wielka prostokątna bryła o trzech kondygnacjach z okazałym portalem, z jednej strony sąsiadowała z folwarkiem, z drugiej strony rozciągał się park i w jego rogu znajdowała się kaplica grobowa właścicieli. Majątek prężnie się rozwijał. Zmieniali się właściciele, a wieś rozbudowywała się wokół pałacu. Powstał drugi folwark. Ruiny pałacu, oficyny i budynki gospodarcze zbudowane z kamienia i cegły do dziś robią wrażenie olbrzymią kubaturą. Wciąż można odnaleźć pozostałości stajni, obór, stodół i owczarni. Zdziczały park dawniej zajmował ponad 2,5 ha. Pod budynkiem o półokrągłej ścianie widać olbrzymie piwnice. W innym miejscu wykorzystano różnicę poziomów terenu i wielkie piwnice nieznanego przeznaczenia mają łukowate sklepienia. Zastanawiałam się ile mają poziomów. Niewysokie kamienne mury w parku to kolejne tajemnicze pozostałości. Na folwarcznym placu znajduje się prawdopodobnie zbiornik przeciwpożarowy. Przed drugą wojną światową majątek Dębowy Gaj był największym i najbogatszym na terenie Pogórza Izerskiego. W maju 1945 roku pałac został uszkodzony, podobno miał dziurę w dachu. Nie pozwolono jednak go naprawiać i popadał w ruinę. Cały kompleks zaczęto wykorzystywać jako skład materiałów budowlanych. Z części zabudowań folwarcznych utworzono PGR. Dziś jest to miejsce, którego nie można już uratować. A szkoda. Na starych widokówkach można zobaczyć jak zespół pałacowo parkowy i folwarki, wyglądały za czasów świetności.
I ów pałac co jaśnieje
Dotąd chwałą – w mroki padł,
I straszliwe jakieś dzieje
Z niepamiętnych dźwiga lat.
Wilkanów
Pałac w Wilkanowie to dziś bardzo ograniczone pozostałości założenia pałacowo – parkowego w centrum wsi. Powstało pod koniec XVII wieku na miejscu renesansowego dworu. Pomimo zupełnej ruiny, wyburzenia części zabudowań, nowego przebiegu drogi, likwidacji części parku i ogrodów przez rozbudowę wsi, wciąż zachwyca swoim dawnym rozmachem. Właścicielem dóbr w Wilkanowie i okolicznych majątków od Międzylesia do Lądka Zdroju i Bystrzycy Kłodzkiej był Michael Wenzel von Althann – założyciel śląskiej linii Althannów. Był jedną z ważniejszych osobistości ówczesnego hrabstwa kłodzkiego i nie tylko. Założenie pałacowo-parkowe w Wilkanowie do 1945 roku uchodziło za najpiękniejsze na Ziemi Kłodzkiej. Kubatura ruin wystających z zarośniętego terenu, pozostałości parku i opis zawarty w Kronice Wilkanowa, wciąż wzbudzają podziw. Wnętrze pałacu urządzone było w stylu rokokowym. Wokół pałacowych dziedzińców powstały: cztery pawilony, folwark, browar, budynki dla urzędników dworskich, park, otoczony wysokim murem ozdobny ogród, oranżeria z cieplarnią, bażanciarnia. W ogrodach postawiono romantyczne budowle, fontanny i rzeźby. Na zarośnięte ruiny znad portalu patrzy maszkaron. Pod koniec drugiej wojny, zdeponowano tu akta loży wolnomularskich i być może inne cenne przedmioty. Pałac przetrwał wojnę, a jego prawdziwa ruina zaczęła się w późniejszych latach. Dziś już bez stropów nie ma chyba szans na podźwignięcie się.
A wędrowcy dziś w dolinie
Przez dwa okna krwią płonące
Widzą formy rozdźwięczone,
Fantastycznie wirujące
Borzygniew
Przy XV wiecznym kościele w Borzygniewie znajdują się ruiny XVIII wiecznego pałacu przebudowanego z wcześniejszego renesansowego zamku w dwór. Właściciele pałacu często się zmieniali, by w 1937 roku sprzedać go państwu. W dworze mieściła się siedziba Urzędu ds. Planowania Zbiorników Wodnych, w którym wkrótce potem sporządzono plan budowy pobliskiego zbiornika retencyjnego na Bystrzycy. Pod koniec wojny ostrzał artyleryjski wywołał pożar. Mimo zniszczeń po wojnie zachowały się sklepienia kolebkowe (także w piwnicach) i na zewnętrznych ścianach pozostałości geometrycznej dekoracji sgraffitowej. Dziś pozostała jedynie ruina wpisana do rejestru zabytków. Nigdy nie podjęto próby jej odbudowy. Nie znalazłam dokładniejszych opisów historii Borzygniewu (jak wielu innych). Z mieszanymi uczuciami, zachwytu i grozy, lubię patrzeć na niebo przez wypalone okna. Wciąż mam przeczucie nieodkrytej tajemnicy tych ruin wznoszących się nad zalewem Mietkowskim w pobliżu pałaców w Domanicach, Maniowie Małym, Siedlimowicach, Pankowie i innych.
I jak rzeki wir szalonej
Rój zgrzytliwych płynie ech,
Bo przez wrota – wykrzywiony Bez uśmiechu – w wieczny śmiech.
Literatura
*Edgar Allan Poe – „Opętany zamek” tłumaczenie Antoni Lange (https://wiersze.annet.pl/w,,10632)
https://www.kopice.org/historia-palacu-w-kopicach
J.Pilch Leksykon Zabytków architektury Dolnego Śląska (Arkady 2011)
Alicja Kliber
Autorka jest wałbrzyszanką, interesuje ją wszystko co jest związane z Dolnym Śląskiem, a szczególnie jego "boczne drogi". Uważa, że historia to ciągłość ludzkich losów, a pamięć należy się wszystkim którzy mieszkali tu wcześniej. Prowadzi bloga „Plecak z mapą, kompasem i książką do historii” w którym opisuje bardzo subiektywne spojrzenie na odwiedzane miejsca. Poszukuje także miejsc opisanych w legendach. Lubi góry i czuje się częścią górskiej dzikiej przyrody i poplątanych leśnych dróg. Posiadaczka trzech kotów i psa. Swoje wędrówki opisuje w kwartalniku http://www.przystanekd.pl/, na stronie https://tropicielehistorii.pl/ i innych, oraz na FB. Autorka książki "Aniołowie i kobry, czyli bocznymi drogami Dolnego Śląska", opisującej zapomniane miejsca Dolnego Śląska i opowiadania sudeckie.