Kolorowy kamieniołom Sobocin

Udostępnij:

Wnętrze nieczynnego kamieniołomu było niesamowite. Jakby się było na księżycu. W świetle zachodzącego słońca przypominało kalejdoskop barw…

Monografia Wojcieszowskich Zakładów Przemysłu Wapienniczego oprac. przez J. Majchra w 1970 roku.

Rżenie koni na pastwisku Mysłowa i odgłosy samochodów pędzących w stronę Jeleniej Góry lub w przeciwną do Bolkowa zostały za mną i stawały się coraz cichsze. Kamienista droga wzdłuż strumienia prowadziła w kierunku jasnych skał w lesie. Im bardziej się do nich zbliżałam, tym stawały się wyższe i bardziej ukrywały się w zielonych koronach drzew. Stanęłam przed usypiskiem głazów i mniejszych kamieni. Nie była to skała, ale hałda. Usypisko o stromych ścianach. Leśna droga nie kończyła się w tym miejscu, lecz biegła dalej wzdłuż wyrobiska, obok ruin porośniętych krzakami, jeżynami i pokrzywą, obok olbrzymich (jak mi się wydawało) budowli. Trzeba było przedzierać się do czterech wapienników. Różniły się od siebie. Oddzielone kamieniołomem i lasem nie mogły być widoczne od innej strony. Sam kamieniołom nie był widoczny także od głównej szosy. Zbocza i szczyt wzgórza porastał las, który jadącym szosą mógł najwyżej oferować jagody i grzyby, lecz od strony pól zmieniał się widok oferując historię, geologię, a nawet nastrojowe widoki. Wnętrze nieczynnego kamieniołomu było niesamowite. Jakby się było na księżycu. W świetle zachodzącego słońca przypominało kalejdoskop barw. To był kolorowy kamieniołom… Był beżowo rudy, czerwony i szary, zielony i złoty… Na dnie wyrobiska nie było wody, ale rosły krzewy i trawy. Zastanawiałam się co to za miejsce. Szłam przecież tylko w stronę jasnych skał. Ruiny wapienników, pozostałości jakichś zabudowań i znaleziony wśród głazów rozbity ochronny kask (skalników). To wszystko zaczęło opowiadać swoją historię. Byłam blisko Mysłowa i Wojcieszowa, a więc pewnie do jednej z tych miejscowości należał kamieniołom. Wiedząc jak szybko (u nas) postępuje dewastacja, szczególnie przemysłowych budowli, mógł działać do zakończenia II wojny światowej, albo… do lat 80. XX wieku. Z tej spontanicznej pierwszej wyprawy zostało mi zadanie domowe, dowiedzieć się gdzie byłam. Teraz już wiem, że to bezimienne wzgórze było czasem nazywane Starym Wapiennikiem, a kamieniołom to Sobocin (od powojennej nazwy Mysłowa). Trafiłam też na odpis z Monografii Wojcieszowskich Zakładów Przemysłu Wapienniczego opracowanej przez J. Majchra w 1970 roku. Jakie są losy oryginału monografii zakładów w małym górniczym miasteczku w Górach Kaczawskich – nie wiadomo, może to być oprócz pamięci ludzkiej jedyny ślad powojennej historii. Czy obecny właściciel okolicznych kamieniołomów Zakłady Wapiennicze Lhoist S.A. przejął monografię, czy trafiła na makulaturę? Czy ktoś chce wspominać czasy rządów PZPR? Postanowiłam jeszcze kiedyś odnaleźć miejsca mniej znane niż, kościoły, obiekty sportowe i inne. Wstępem niech będzie kolorowy kamieniołom Mysłowa, czyli dawnego Sobocina.

Zarys historii okolicy kolorowych skał

W Sudetach można znaleźć prawie wszystkie cenne bogactwa naturalne ważne dla każdej dziedziny przemysłu. Są tu bogate złoża węgla i rud metali, występuje złoto, srebro, uran i inne. Są też cenne kruszywa: wapienie, marmury, bazalty, piaskowce, granity. Dlatego wszystkie górskie pasma Sudetów przecinają gęsto kamieniołomy, wykute sztolnie, a w wapiennych podłożach także jaskinie. Góry i Pogórze Kaczawskie wyróżniają się swoim bogactwem. Istnieje tu kilkadziesiąt sporych kamieniołomów. Gwarectwo z rejonu Wojcieszowa i Mysłowa już w 1310 roku otrzymało od księcia świdnicko-jaworskiego Bernarda koncesję na prowadzenie robót górniczych, co spowodowało powstanie szeregu wyrobisk. Oprócz miedzi wydobywano tu również właśnie wapienie dla coraz popularniejszego budownictwa murowanego i produkcji stali. Rozwinęło się górnicze osadnictwo. W połowie XIII i XIV wieku istniały już wsie Wojcieszów i Mysłów z kaplicą. Z początkiem XV wieku uruchomiono tu pierwszy piec do wypalania wapna i eksploatowano (później nazwane) marmury wojcieszowskie. W XVIII wieku przyznano koncesję na wydobycie agatów i jaspisów. W latach 1742-47 król Pru Fryderyk II Wielki sprowadzał z Wojcieszowa marmur do budowy pałacu Sanssouci w Poczdamie, a w 1777 roku na pamiątkę pobytu króla w wojcieszowskich kamieniołomach wykuto w marmurze stosowną tablicę. Pod koniec XIX wieku rozpoczęła się przemysłowa produkcja wapna. W 1891 roku sprowadzono Karola Elsnera – fachowca w dziedzinie wapiennictwa i zbudowano nowatorskie piece kręgowe. Produkcja wapna zwiększyła się i rozwinęły się Zakłady Wapiennicze, które nawet uruchomiły elektrownię na własne potrzeby. W latach 30. wciąż zwiększały produkcję. To do nich w czerwcu i październiku 1942 roku sprowadzono grupy jeńców wojennych – żołnierzy Armii Czerwonej, a później także Francuzów. W ramach robót przymusowych wywozili wapno z pieców, a w kamieniołomach pracowali jako skalnicy i wiertacze. 18 maja 1945 roku przybyli do zakładów polscy strażnicy, aby zapobiec szabrowaniu i niszczeniu wyposażenia. Zakłady Wapiennicze i kamieniołomy aż do lat 70. dawały pracę okolicznym mieszkańcom, którzy wciąż pamiętają powojenną rzeczywistość.

Kamieniołom Sobocin

Nieczynny dziś kamieniołom w Mysłowie jest jednym z najciekawszych stanowisk geologicznych w Górach Kaczawskich, a zarazem jednym z największych opuszczonych dolomitowo-wapiennych kamieniołomów w Sudetach. Wzgórze Stary Wapiennik eksploatowane od kilkuset lat obniżyło się i w najwyższym punkcie sięga 540 m n.p.m. Według opisu geologicznego zbudowane jest z wapieni wojcieszowskich wieku wczesnokambryjskiego. Skały te miały zastosowanie głównie w przemyśle wapienniczym do produkcji wapna hydratyzowanego, do nawozów w rolnictwie i w ochronie środowiska do odkwaszania gleb. Skały także wykorzystywano jako kruszywa budowlane i drogowe. Kolory, które mnie tak zafascynowały, dają wapienie krystaliczne szare i białe, zieleńce i czerwone łupki, odbicie światła powodują drobiny różnokolorowych kalcytów, które ze względu na swoje właściwości używane są w przemyśle szklarskim, ceramicznym, a także cukrowniczym. Kalcyty ze względu na różne kolory cenione są przez kolekcjonerów. To pewnie te różnorodne skały spodobały się Fryderykowi Wielkiemu. W ścianach wyrobiska można odnaleźć zjawiska krasowe i małe jaskinie z naciekami. Wprawdzie ich nie znalazłam, ale… kolejnym razem spróbuję coś wypatrzeć. Niecka kamieniołomu to suche i rozległe wyrobisko otoczone miejscami czterema poziomami eksploatacji. W zachodniej części znajduje się duże składowisko luźnych skał, widoczne jako biała ściana. Wędrówka po nieczynnym kamieniołomie jest niebezpieczna, bo niektóre ściany osiągają nawet 30-40 m wysokości. Jednak trzymając się bezpiecznego najniższego poziomu, o zachodzie słońca można podziwiać świetlny spektakl na wysokich ścianach. Eksploatację wyczerpanego złoża zakończono w II połowie XX wieku. Jednak obok na powierzchni około 7 ha jest niezagospodarowane złoże. Być może wkrótce zobaczymy kolejne kolorowe ściany.

Wapienniki u podnóża kamieniołomu

Znaleziony rozbity bakelitowy kask ochronny. Model z czasów PRL, używany do końca działalności kamieniołomów

Wapienie były od średniowiecza wykorzystywane głównie do zapraw murarskich. Ruiny dawnych wapienników znajdują się w kilku miejscach pomiędzy Wojcieszowem i Mysłowem. Miałam możliwość zobaczyć odrestaurowany piec wapienniczy przy kamieniołomie Gruszka w Wojcieszowie. Dlatego na te w Sobocinie patrzyłam już w inny sposób. Przy polnej drodze prowadzącej nie tylko do jasnych skał, ale dalej do Starych Rochowic można obejrzeć je bardzo dokładnie. Wprawdzie wejście do wnętrza jest na własne ryzyko, ale chęć obejrzenia olbrzymiego pieca z każdej strony chyba jest u każdego taka sama. W tych czterech piecach wypalono skały wapienne z działającego wyżej kamieniołomu. Dwa starsze, przysadziste piece zbudowane były prawdopodobnie jeszcze w XVIII wieku.

Dwa późniejsze ośmiokątne tzw. piece szybowe, zbudowano pewnie w związku z intensywną eksploatacją wapienia w tej okolicy i rozwojem wapiennictwa. Wokół pieców, wśród drzew i dzikich krzewów można odnaleźć jeszcze ruiny budynków i zaplecza hutniczo-kopalnianego. Sam proces wypalania skał wapiennych nie był skomplikowany. Robotnicy wsypywali do pieca od góry warstwami kamień wapienny oraz drzewo, węgiel lub torf jako paliwo. Wsad osuwając się w dół pieca, był podgrzewany spalinami do temperatury 900-1200 °C. W takiej temperaturze kamień wapienny ulegał rozkładowi. Spaliny i dym uchodziły wysokim, zwężanym u góry kominem. Schłodzone wapno palone było wybierane dolną furtą. Praca przy wypalaniu była ciężka. Jeden piec obsługiwało od pięciu do dziesięciu osób. Zwykle jedna osoba przy wypalaniu, a reszta przy wydobyciu surowca. Kolejnym etapem był transport kamienia wapiennego, który często był przesyłany napowietrzną kolejką linową. W przypadku Sobocina kolejka miała długość około 4 km i biegła do stacji kolejowej w Starych Rochowicach. Stacja oddana była do użytku 1 sierpnia 1899 roku, ułożono tam 4 tory bocznicy Zakładów Wapiennych; z rampą, wagą wagonową i urządzeniem do załadunku wapna. Wapno było ładowane na wagony i rozwożone koleją. Kolejka linowa funkcjonowała jeszcze w latach 70. XX wieku. Niestety dziś w Starych Rochowicach niewiele pozostało z dawnej kolejki. Nie znalazłam już śladów po słupach czy podporach. Z budowli załadunkowej pozostały jedynie fundamenty. Dziś już stacja kolejowa jest nieczynna, a zabytkowe budynki dworca jeszcze w ubiegłym roku były wystawione na sprzedaż. Chyba nic się nie zmieniło, bo coraz bardziej zarasta je dzika roślinność tak jak sąsiednie fundamenty przesypowni kamienia wapiennego.

Każdy powrót do kamieniołomu Sobocin sprawia przyjemność. Wciąż zastaję tam jakieś zmiany. Przyroda nie znosi próżni. Kamieniołom, który zakończył swoją działalność szybko stał się miejscem życia cennych przyrodniczo roślin. Na jego wapiennym podłożu rośnie kilka gatunków storczyków i trzeba tam wrócić w czasie ich kwitnienia, tak jak trzeba wrócić po tajemnice Wojcieszowa, Mysłowa czy Radzimowic.

Alicja Kliber

Autorka jest wałbrzyszanką,  interesuje ją wszystko co jest związane z Dolnym Śląskiem, a  szczególnie jego "boczne drogi". Uważa, że historia to ciągłość ludzkich losów, a pamięć należy się wszystkim którzy mieszkali tu wcześniej. Prowadzi bloga „Plecak z mapą, kompasem i książką do historii”  w którym opisuje bardzo subiektywne spojrzenie na odwiedzane miejsca. Poszukuje także miejsc opisanych w legendach. Lubi góry i czuje się częścią górskiej dzikiej przyrody i poplątanych leśnych dróg. Posiadaczka trzech kotów i psa. Swoje wędrówki opisuje w kwartalniku http://www.przystanekd.pl/, na  stronie https://tropicielehistorii.pl/ i innych, oraz  na FB. Autorka książki "Aniołowie i kobry, czyli bocznymi drogami Dolnego Śląska",  opisującej zapomniane miejsca Dolnego Śląska i opowiadania sudeckie.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

css.php