Na tej stronie publikujemy wybrane referaty z Konferencji zorganizowanej przez Polski Związek Eksploratorów w Sejmie z marca 2023 roku
W numerze kwietniowym 2023 „Odkrywcy” opublikowaliśmy drukowaną czterostronicową relację z konferencji. Zaznaczyliśmy w niej, że: „Wystąpienia i debata trwały blisko 6 godzin, zatem nie sposób ich na łamach drukowanego „Odkrywcy” przytaczać. W tej formie wydania zaprezentujemy tylko niektóre wypowiedzi, natomiast referaty w całości – w miarę możliwości – opublikujemy na stronach internetowych „Odkrywcy”. Również wymienienie blisko 100 uczestników nie jest możliwe. Cały przebieg zdarzenia można obejrzeć na kanale PZE YouTube”.
Część referatów, których forma umożliwiała publikację tekstową, prezentujemy poniżej. Zapraszamy do interesującej lektury, która pełna jest zaskakujących przykładów stosowania prawa wobec pasjonatów historii, jak i pomysłów, by ten stan prawny zdecydowanie polepszyć.
Autorom referatów – Grzegorzowi Mejsnerowi, Joannie Kaferskiej-Kowalczyk, Mateuszowi Delingowi, Marcinowi Medyce, Pawłowi Zaniewskiemu – dziękujemy za udostępnienie referatów.
Referat Grzegorza Mejsnera (specjalista ds. merytorycznych PZE)
EDUKACJA – POSZUKIWANIA
W 2016 roku Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego powołał zespół do zmiany przepisów dotyczących ochrony zabytków pod przewodnictwem dyrektora Departamentu Ochrony Zabytków. W 2018 roku do zespołu dołączyła strona społeczna. Jednym z wyników prac zespołu było założenie oparcia systemu ochrony zabytków w kontekście poszukiwań na trzech filarach – edukacja, nagroda, kara.
Przede wszystkim potrzebujemy edukacji i podniesienia świadomości – tak po stronie poszukiwaczy, jak i służb konserwatorskich.
Przygotowujemy z Narodowym Instytutem Dziedzictwa cały program działań edukacyjnych, które będą prowadzone w 2018 r. Prawdopodobnie rozpocznie się w marcu, chcemy również włączyć do współpracy wojewódzkich konserwatorów zabytków.
Tymczasem prawo nie będzie skuteczne, jeżeli nie będą za nim szły działania edukacyjne…
To oczywiście będzie wymagało działań edukacyjnych i kampanii społecznych. Zadanie trudne, ale wierzę, że nam się to uda…
Wynikiem przyjętych postulatów była kampania medialna, w której przewodnicząca zespołu, ówczesna dyrektor DOZ dr Katarzyna Zalasińska zapewniała o potrzebie edukacji oraz o rychłym wprowadzeniu programów edukacyjnych.
- „Edukacja – program strony społecznej”
Przyjmując za dobrą monetę podniesiony postulat powszechnej edukacji oraz w poczuciu odpowiedzialności Polski Związek Eksploratorów, jako strona społeczna postanowił się również zaangażować tworząc własne programy edukacyjne. Warto dodać, że Związek czyni to pro bono ze środków pochodzących ze składek członkowskich.
- „PZE – obowiązkowe szkolenia dla członków związku”
Polski Związek Eksploratorów wprowadził obowiązkowe szkolenia dla swoich członków. Na szkolenia składają się cztery moduły:
– Formalności i przepisy
– Archeologia
– Lasy dla eksploratorów
– Szkolenie saperskie
Jest to w sumie prawie 100 lekcji. Kursant po tym szkoleniu zdobędzie wiedzę o przepisach, formalnościach i wszelkich aspektach procedury uzyskania pozwolenia wojewódzkiego konserwatora zabytków na poszukiwania, z zakresu podstawowych zagadnień z dziedziny archeologii, o specyfice i formalnościach poszukiwań na terenach Lasów Państwowych oraz o zachowaniu w lesie, a także o zagrożeniach, jakie mogą wyniknąć przy znaleziskach niebezpiecznych jak niewypały i niewybuchy i procedurach ich zgłaszania. Realizując szkolenia, Związek posiłkuje się profesjonalistami w danej branży.
- „Poszukiwacz Weekendowy” – kilka zrzutów + statystyka
W poczuciu odpowiedzialności PZE stworzyło także ogólnodostępny serwis dla poszukiwaczy pn. Poszukiwacz Weekendowy. Jest to kompendium wiedzy o tym, jak poszukiwać w Polsce w ramach obowiązującego stanu prawnego. Uczy jak składać wnioski, jak napisać program poszukiwań, jak tworzyć załączniki mapowe, jak tworzyć własne mapy, jak odwoływać się od decyzji, zawiera druki wniosków, stanowi bazę teleadresową i wiele, wiele innych. Serwis jest na tyle popularny wśród poszukiwaczy, że tylko za ostatni rok odnotowujemy przeszło 110 tysięcy odsłon.
- „Tutoriale”
Stworzyliśmy także ogólnodostępne tutoriale, między innymi do tworzenia map jako załączników do wniosków o pozwolenie wojewódzkiego konserwatora, jak korzystać z BDL, przygotowania map do wniosków o zgodę Lasów Państwowych, jak uzyskać wiedzę z serwisu zabytek.gov.pl. W przygotowaniu są następne.
- „Artykuły w serwisach internetowych”.
Prócz typowo szkoleniowych narzędzi, warto wspomnieć, że Polski związek Eksploratorów na bieżąco publikuje, zarówno na stronie internetowej, jak i w mediach społecznościowych artykuły. Artykuły poruszają różnorakie tematy związane zarówno z samymi poszukiwaniami jak i zmianami w przepisach bądź ich interpretacji, nowego orzecznictwa, poszukiwań za granicą, a także, siłą rzeczy, kontestacją obecnego stanu prawnego.
- „Szkolenia wewnętrzne stowarzyszeń zrzeszonych w PZE”.
Aby dopełnić informacji na temat działalności szkoleniowej i edukacyjnej strony społecznej należy nadmienić, że same stowarzyszenia sfederowane w Polskim Związku Eksploratorów organizują własne programy szkoleniowe. Cyklicznie, korzystając z uprzejmości lokalnych archeologów, najczęściej zatrudnianych przez muzea, szkolą swoich członków w dziedzinie archeologii. Przechodzą także szkolenia saperskie. Szkolenia te organizowane są pro bono ze środków pochodzących ze składek członkowskich.
- „Tymczasem strona rządowa… opublikowała ulotkę”
Tymczasem strona rządowa w 2022 roku opublikowała ulotkę. Jakiekolwiek działania edukacyjne zasługują na poklask, jednak treść opublikowanej ulotki nie jest w stanie oprzeć się krytyce. Pozwoliliśmy sobie na małą recenzję.
Z pierwszej strony ulotki dowiadujemy się, że adresatem materiału mają być poszukiwacze zabytków. Każda następna strona zdaje się temu zaprzeczać. Zasady postępowania ze znaleziskami ustalone zostają w decyzji administracyjnej pozwolenia na poszukiwanie zabytków, wydanej przez właściwego konserwatora zabytków oraz załączonego programu poszukiwań. Opracowana grafika postępowania ze znaleziskami jest zatem bezużyteczna. W najlepszym przypadku przydać się może przypadkowemu znalazcy.
W ulotce wypaczone i zakłamane zostały definicje zabytku i zabytku archeologicznego Ministerstwo opracowując materiały informacyjne, zobowiązany jest do stosowania definicji ustawowych, a nie wynikających z semantyki. Skąd wywiedziono, że obrazy, rzeźby, militaria, instrumenty to zabytki, a monety i biżuteria to zabytki archeologiczne? Skąd wywiedziono, że wszystkie przedmioty znalezione w ziemi to zabytki archeologiczne? Przedmioty muszą spełniać określone kryteria ustawowe, by kwalifikować je jako zabytki.
Skąd ministerstwo wywodzi obowiązek niezwłocznego zgłaszania znalezisk z ziemi? Nie każdy przedmiot znaleziony w ziemi jest zabytkiem, a więc obowiązek zgłaszania wszystkich znalezisk niezwłocznie nie ma prawnego uzasadnienia. Niezwłocznemu zgłoszeniu podlegają z ustawy przypadkowo znalezione przedmioty, co do których istnieje przypuszczenie, iż są one zabytkiem archeologicznym. Karkołomność zapisu „istniejącego podejrzenia” to temat osobnej rozprawy.
Dlaczego ulotka nie informuje o obowiązkach urzędów konserwatorskich? Niezrozumiałe jest pominięcie ustawowych terminów i czynności, jakie winien dokonać w tej materii wojewódzki konserwator zabytków. Ulotka nie poucza o prawie znalazcy do protokolarnego zdania przedmiotów, pisemnego przyjęcia zgłoszenia, o prawie wskazania placówki muzealnej do przekazania zabytku, o prawie strony w postępowaniu administracyjnym, o prawie do nagrody.
Dlaczego osoba poszukiwacza zabytków jest odrzucana poza system ochrony zabytków? Poszukiwanie zabytków odbywa się na podstawie decyzji administracyjnej wojewódzkiego konserwatora zabytków.
Kompletnie niezrozumiałe jest przytoczenie odkryć depozytów w kościele, znalezisk na wysypisku śmieci czy osady w Biskupinie. Odkrycia te nijak nie przystają do tematyki ulotki, tj. poszukiwań zabytków.
Kilkukrotnie w ulotce użyto terminu „skarb”. Jak już wskazano wcześniej, organy administracji państwowej winny poruszać się w sferze prawa ustanowionego. Nie istnieje ustawowa definicja skarbu, zatem Ministerstwo nie jest uprawnione formalnie do stosowania tego terminu.
Treść ulotki jest rozczarowująca.
„Podsumowanie działań edukacyjnych strony społecznej i strony rządowej”
PZE:
- obowiązkowe szkolenia dla członków PZE w dziedzinach przepisów prawa, poszukiwań w Lasach Państwowych, archeologii i saperskiej
- prowadzenie serwisu „Poszukiwacz Weekendowy” jako kompendium wiedzy
- publikacja tutoriali
- bieżąca publikacja artykułów
- szkolenia organizowane przez stowarzyszenia związkowe w dziedzinach archeologii i saperskiej
„Strona rządowa”:
- ulotka
Powyższy diagram pokazuje proporcje działań edukacyjnych strony społecznej i rządowej. Wnioski proszę wyciągnąć samemu.
Referat Joanny Kaferskiej-Kowalczyk (PZE)
Temat: „Biurokracja, uznanie administracyjne, brak spójności przepisów i pojęcia niedookreślone, jako sposób na reglamentację prawa obywateli do poszukiwań”.
Wstęp
Wielokrotnie słyszymy, że wystarczy uzyskać pozwolenie, by móc realizować pasję poszukiwań, nie jest to jednak takie proste i oczywiste. System w tym zakresie jest niefunkcjonalny, niewydolny i absolutnie nierozwojowy. Na to składa się wiele czynników. By pozwolić sobie na takie wnioski, analizujemy nie tylko istniejące przepisy, ale także to, w jaki sposób one działają, jak one są przez konserwatorów rozumiane, interpretowane, realizowane.
Analizie poddaliśmy ponad 840 różnych pism-dokumentów pozyskanych głównie w trybie dostępu do informacji publicznej, zadaliśmy w nich ok. 7800 pytań. Analizujemy również dokumentacje wnioskodawców: wezwania, zawiadomienia, postanowienia oraz przede wszystkim decyzje na poszukiwania zabytków i decyzje w postępowaniach odwoławczych.
Na tej podstawie dokonaliśmy identyfikacji najważniejszych problemów w działaniu obecnego systemu w zakresie poszukiwań zabytków w oparciu o pozwolenie i w ogóle problemów związanych z poszukiwaniami i pozyskiwanymi w ten sposób przedmiotami. Możemy stwierdzić, że decyzja administracyjna na poszukiwania to nieprzystający do rzeczywistości, oczekiwań obywateli, relikt przeszłości w świecie nowoczesnych rozwiązań i możliwości. Jest to w efekcie reglamentacja poszukiwań, która nie chroni zabytków w oczekiwanym stopniu.
Rozwinięcie
Obywatele nie składają i nie będę składać wniosków w sytuacji, gdy na wydanie zwykłego pozwolenia na poszukiwanie zabytków czeka się w wielu urzędach od 3 do 11 miesięcy, a te, które wydają decyzje w terminie ustawowym można policzyć na palcach jednej ręki. Niechlubnym rekordzistą jest w tym zakresie Małopolski Wojewódzki Konserwator Zabytków. Urząd nie wydaje decyzji, nie powiadamia o tym fakcie wnioskodawców, nie wyznacza żadnych nowych terminów i nie odbiera telefonów – urząd widmo. Nie przekazuje ponadto ponagleń do organu kontrolnego. W związku z tym w 2021 i 2022 r. przygotowaliśmy wiele ponagleń i skarg do WSA na bezczynność Małopolskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków i innych urzędów.
Problemem oprócz długich i niczym nie uzasadnionych terminów procedowania wniosków są także wezwania do uzupełnień braków formalnych, które bardzo często nimi nie są, (art. 64 kpa)
Np. wezwania do uzupełnień o:
- nr ksiąg wieczystych, odpisów ksiąg, aktów własności etc.
- precyzowanie swoich programów poszukiwań o informacje, czego konkretnie szukamy, jakich rodzajów czy kategorii zabytków, lub z jakich lat, dlaczego wybraliśmy to a nie inne pole, podawanie parametrów technicznych urządzeń i narzędzi służących do poszukiwań, (łącznie ze szpadelkami). Wnioskodawcy mieli także wykazać się znajomością kwerendy archiwalnej, bibliotecznej czy archeologicznej. Musieli opisywać, w jaki sposób będą sporządzać sprawozdania i przeprowadzać konserwację.
Wszystko to jednak nie było i nie jest wymagane istniejącymi przepisami związanymi z poszukiwaniem zabytków, określonymi w ustawie o ochronie zabytków, a przede wszystkim w przepisach wykonawczych, czyli rozporządzeniu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z dnia 2 sierpnia 2018 r..
- Kolejne problemy kryją się już w samych wydanych decyzjach na poszukiwania. Chyba najbardziej rażącym przykładem wydawania decyzji nie znajdujących uzasadnienia w przepisach powszechnie obowiązującego prawa było informowanie Policji o wydanych decyzjach, mimo że Policja nie jest stroną w postępowaniu. To udało się już co prawda „zwalczyć”, taką mamy przynajmniej wiedzę. Jednak przynajmniej 9 urzędów w Polsce przez dłuższy czas takie decyzje wydawało, najdłużej na Podkarpaciu. W ten sposób wydano w latach 2019-2021 ok. 100 decyzji. Żadne inne decyzje konserwatora nie były w ten sposób wydawane. Nie były tak wydawane decyzje na poszukiwania zabytków, ale tam gdzie wnioskodawcami byli archeolodzy bądź instytucji-muzea.
Powiadamianie Policji dotyczyło jedynie zwykłych obywateli chcących szukać zabytków.
- Jakie warunki pozwolenie powinno zawierać obligatoryjnie, a także jakie konserwator może zamieścić w wydanej decyzji określają przepisy rozporządzenia . W wydawanych decyzjach nagminnie można jednak znaleźć warunki, które nie mają prawnego uzasadnienia. Najczęściej są to warunki bezpośrednio zaczerpnięte z przepisów związanych z badaniami archeologicznymi, lub nawet jeśli są nieco zmienione, to oznaczają w rzeczywistości to samo, opisane nieco innymi słowami, żeby lepiej wyglądało.
Np.
– warunek „prowadzenia dokumentacji przebiegu poszukiwań oraz opracowania ich wyników w sposób umożliwiający jednoznaczną identyfikację i dokładną przestrzenną lokalizację wszystkich czynności oraz dokonanych odkryć.
– przeprowadzenia specjalistycznej konserwacji znalezisk;
– przedstawienia sprawozdania z poszukiwań w terminie nie dłuższym niż np. 4 tygodnie od zakończenia poszukiwań.
– opracowania wyników poszukiwań i ich dostarczenia w terminie ( określonym).
– poszukiwania nie będą obejmować działań wydobywczych, wszelka dokumentacja odkrytych obiektów będzie wykonywana in situ tj. w miejscu ich zalegania.
– opisanie pozyskanych przedmiotów przez sporządzenie metryczek znalezisk i opisaniu lokalizacji znalezienia. ( co jest absurdalne w kontekście poprzedzającego warunku zakazującego działań wydobywczych, nie wiadomo do czego znalazca miałby tę metryczkę przyczepić).
Urzędnicy w tych decyzjach kompletnie ignorują fakt, że badania archeologiczne i poszukiwania zabytków to dwie odrębne kategorie działań, dla których opracowane zostały odrębne przepisy. Wynika to m. in z tego, że wydawaniem decyzji na poszukiwania zajmują się inspektorzy ds. zabytków archeologicznych, którzy często nie przyjmują do wiadomości, że w ziemi istnieją nie tylko zabytki archeologiczne, ale też inne zabytki ruchome i takie przedmioty, które zabytkami w ogóle nie są. Chcieliby poszukiwania traktować dokładnie na tych samych zasadach, co badania archeologiczne ale jest problem… poszukiwacze nie mają uprawnień do prowadzenia badań.
Rekordzista – Małopolski WKZ Delegatura Nowy Targ w wydanej decyzji w czerwcu 2022 r. dwunastokrotnie użył sformułowania „badania archeologiczne”, na 15 zawartych w pozwoleniu warunków, aż 12 było bezpośrednio zacytowanych z przepisów rozporządzenia, dotyczących badań archeologicznych.
W tym miejscu należy przytoczyć kilka fragmentów z wytycznych Generalnego Konserwatora Zabytków z dnia 29.01.2021 r. dla wojewódzkich konserwatorów zabytków, znak: DOZ-KiNK.6521.17.2020.WJ:
„Przypomnieć należy, że przepisy prawa nie przewidują możliwości warunkowania prowadzenia poszukiwań zapewnieniem nadzoru archeologicznego, czy też elementami zastrzeżonymi dla pozwoleń na prowadzenie badań archeologicznych, takich jak konieczność prowadzenia dokumentacji, złożenia sprawozdania, prowadzenia doraźnej konserwacji pozyskanych przedmiotów czy warunki zastrzeżone dla pozwoleń na prowadzenie badań archeologicznych, opisanymi w § 18 rozporządzenia”.
„Poszukiwań zabytków nie można utożsamiać z badaniami archeologicznymi, określonymi przez ustawodawcę w art. 3 pkt 11 u.o.z.o.z. jako „działania mające na celu odkrycie, rozpoznanie, udokumentowanie i zabezpieczenie zabytku archeologicznego”.
„Wojewódzki konserwator zabytków winien natomiast ocenić w toku prowadzonego postępowania treść wniosku wraz z programem poszukiwań, w celu ustalenia, czy zaplanowane działania nie wykraczają poza, dopuszczalny przepisem art. 36 ust. 1 pkt. 12 u.o.z.o.z. zakres poszukiwań zabytków”.
Są to wytyczne, które wydawałoby się, że dodatkowo zawężają możliwość interpretowania przepisów i stosowania dowolnych warunków w wydanej decyzji, jednak są one wyjątkowo często pomijane i lekceważone przez samych urzędników, ale także niewystarczająco precyzują ważne kwestie. Mianowicie nikt nigdy nie określił, jakie działania mieszczą się, a jakie wykraczają poza dopuszczalny przepisem art. 36 ust. 1 pkt. 12 ustawy, zakres poszukiwań zabytków”, pozostawiając tutaj wyjątkowo duży luz decyzyjny, bardzo trudny do kontrolowania. W efekcie dochodzi w urzędach do indywidualnych, odmiennych interpretacji tych samych przepisów, związanych z poszukiwaniem zabytków, a w uznaniowych rozstrzygnięciach biorą górę osobiste przekonania urzędników a nie zbadany stan faktyczny.
Przytoczę kilka opinii, oczekiwań konserwatorów wobec art. 36, ust. 1, pkt 12 ustawy zgłoszonych w 2020 r. w konsultacjach związanych z projektowaniem zmian ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami.
Łódzki Wojewódzki Konserwator Zabytków
„doprecyzowanie czy poszukiwanie zabytków przy pomocy np. wykrywaczy metalu powinno odbywać się pod nadzorem archeologa oraz określenie obowiązków, jakie powinny zostać nałożone na osobę otrzymującą takie pozwolenie (sprawozdanie, sposób postępowania ze znalezionymi zabytkami)”
Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków
„z punktu 12) należy usunąć zapis o poszukiwaniu zabytku archeologicznego. Należy doprecyzować zakres i termin poszukiwania, gdyż często mają one charakter badań archeologicznych powierzchniowych lub sondażowych, co w praktyce prowadzi do niejasności w zakresie podejmowanych prac przez osoby nie posiadające uprawnień archeologa”.
Śląski Wojewódzki Konserwator Zabytków
„poszukiwania powinny zostać włączone jako element badań archeologicznych i winny być prowadzone pod nadzorem wykwalifikowanego archeologa. Prowadzenie poszukiwań winno mieć zatem charakter wyłącznie naukowy, oparty na szeroko pojętych badaniach geofizycznych”.
Wielkopolski Wojewódzki Konserwator Zabytków
„proponuje się uwzględnienie obecności archeologa przy prowadzonych poszukiwaniach zabytków bądź wykreślenie pojęcia zabytków archeologicznych, ponieważ taki zapis stanowi absolutne zaprzeczenie idei ochrony tej kategorii zabytków in situ, ponadto podejmowanie przez niewykształcone osoby ww. zabytków z ziemi pozbawia możliwości interpretacji kontekstu kulturowego, w jakim pierwotnie się znajdowały”.
Dobrze to obrazuje wezwanie Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Białymstoku, sprzed kilku dni dosłownie, do złożenia wyjaśnień i zmiany programu poszukiwań, który niejako wymusza na wnioskodawcy rezygnację z części przysługujących mu ustawowo praw do szukania oprócz zabytków ruchomych, także zabytków archeologicznych.
Można powiedzieć, ok, co ci szkodzi, zgódź się, napisz co chcą, zdobądź to pozwolenie i możesz sobie bezpiecznie poszukiwać. Niestety nie tak bezpiecznie. W kraju, w którym wiele z pojedynczych przedmiotów nowożytnych, a nawet współczesnych masowych, bardzo popularnych jest kwalifikowanych jako zabytki archeologiczne, podpisanie takiej deklaracji może się skończyć dla wnioskodawcy nieciekawie. Przestępstwem zagrożonym karą izolacyjną do 2 lat, stypizowanym w art. 109 c ustawy jest nie tylko poszukiwanie zabytków bez zgody konserwatora, ale także prowadzenie poszukiwań wbrew warunkom wydanego pozwolenia.
Tutaj nasuwa się więc pytanie, czego w efekcie wnioskodawca może tak naprawdę na tej zgodzie szukać? Pamiętajmy, że konserwator nie może też wydać pozwolenia na poszukiwania innych przedmiotów niż zabytki, ponieważ nie ma takich kompetencji przyznanych na mocy jakiegoś przepisu.
Tymczasem według art. 36 ust 1 pkt 12 można poszukiwać zabytków ruchomych w tym zabytków archeologicznych, nie ma przepisów, które by wykluczały takie poszukiwania (zwłaszcza poza miejscami wpisanymi do rejestru czy ewidencji zabytków- strefa zakazu prowadzenia poszukiwań), nie ma też żadnego przepisu, który by wykluczał możliwość wydobycia z dołka takiego przedmiotu. I tutaj dochodzimy do tematu skrajnych interpretacji tych samych przepisów w zależności od tego czemu w danym momencie mają służyć.
Nawet Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego jako Projektodawca zmian ustawy o ochronie zabytków zwraca uwagę w uzasadnieniu projektu, iż „Obecnie ustawowa regulacja obowiązku zabezpieczenia takiego przedmiotu, oznakowania miejsca znalezienia oraz zawiadomienia wojewódzkiego konserwatora odnosi się wyłącznie do przypadkowego znalezienia, tymczasem zasadnym jest, aby znalezienie zabytku w następstwie intencjonalnych działań, objęte było takim samym obowiązkiem”.
Tutaj trzeba również zauważyć, że jeśli ta zmiana przepisu nastąpi, nadal nie będzie to oznaczać zakazu prowadzenia poszukiwań zabytków archeologicznych, nadal też nie będzie oznaczać zakazu podjęcia znalezionego przedmiotu.
Innym, kolejnym problemem w wydawanych decyzjach jest ograniczanie głębokości poszukiwań do 30 cm. Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków, w ogóle z automatu wydaje decyzje odmowne wszędzie tam, gdzie w swoich programach poszukiwań wnioskodawcy zadeklarowali większą głębokość poszukiwań.
W uzasadnieniu czytamy: „Organ uznał, że głębokość poszukiwań do 40 cm, jest zbyt dużą głębokością, na jakiej mogą podejmować działania osoby niewykwalifikowane w dziedzinie archeologii[…] Doprowadzić to może do zniszczenia miejsca pierwotnego zdeponowania zabytku, przemieszania warstw stratygraficznych”.
Tymczasem każdego dnia na wszystkich terenach znajdujących się poza stanowiskami archeologicznymi mogą być podejmowane prace ziemne do dowolnej głębokości przez osoby niewykwalifikowane w dziedzinie archeologii, bez żadnych dodatkowych zgód. Nikt nie martwi się o przemieszanie warstw stratygraficznych, zniszczenia kontekstu koparkami, spychaczami etc. Orka, karczowanie, dołowanie sadzonek leśnych, melioracje agrotechniczne również nie wymagają uzyskania pozwolenia wojewódzkiego konserwatora zabytków nie tylko w miejscach wolnych od stanowisk archeologicznych, ale także w miejscach ich zewidencjonowania, poza może takimi stanowiskami, które zostały wpisane do rejestru zabytków i/lub posiadają własną formę terenową. Problem i ograniczenie dotyczy jedynie osoby poszukującej zabytków. To absolutnie pozbawione logiki uzasadnienie, które nie tylko nie ma nic wspólnego z przepisami, ale również nie odnosi się w najmniejszym stopniu do faktów. Powoływanie się na jakieś „prawdopodobieństwo” w uzasadnieniu decyzji jest bezpodstawne. Nikt takiego prawdopodobieństwa bowiem nie obliczał.
W uzasadnieniu znajdujemy również: „Działania dochodzące do głębokości 40 cm należy uznać za badania archeologiczne”. Żaden przepis i wytyczne nie określają jednej głębokości, od której „zaczyna się archeologia”. Zabytki archeologiczne znajdują się również na powierzchni, obiekty, cmentarzyska mogą być zachowane zarówno na 10 cm głębokości jak i na głębokości metra i więcej. Każdy archeolog terenowy z doświadczeniem o tym wie.
Od wielu decyzji z warunkami nie znajdującymi uzasadnienia w istniejących przepisach, a także w faktach w konkretnej sprawie, pisaliśmy poszukiwaczom odwołania. Wiele z nich zakończyło się sukcesem. Od wielu miesięcy jednak Departament Ochrony Zabytków ma poważne opóźnienia i pozostaje w bezczynności wobec wielu odwołań. Czas oczekiwania na decyzję Ministra to ok. 6 miesięcy. Nowy rekord to 11 miesięcy. Niejednokrotnie wnioskodawca, nie dość, że wcześniej składał skargę na bezczynność urzędu, teraz jest zmuszony składać skargę na bezczynność organu odwoławczego. W wielu przypadkach sprawa jednego niepozornego wniosku na poszukiwania to proces trwający 1, 5 roku albo dłużej, nawet nie wiemy jak długo będzie to za chwilę. Niewątpliwie bowiem „idziemy” na jakieś niechlubne rekordy. Sami jako organizacja mamy decyzję na poszukiwania, od której na początku roku złożyliśmy trzecie już odwołanie i nie wiemy, ile to jeszcze potrwa. Utknęliśmy kompletnie w procedurach administracyjnych, co przekłada się i nadal będzie, na wyniki w liczbach obywateli działających za zgodą konserwatora zabytków.
Zakończenie
W wielu krajach europejskich uznano, zupełnie słusznie, że skoro nieruchomość nie jest zabytkiem i można na niej prowadzić dowolne działania, można ziemię uprawiać, robić w niej wykopy, orać, budować bez żadnych pozwoleń i nadzoru archeologicznego, to takie prawa mają wszyscy obywatele, w tym prowadzący amatorskie poszukiwania. Jest to logiczne założenie. Każdy z obywateli ma jednak takie same i dość precyzyjnie określone obowiązki informacyjne w momencie znalezienia zabytków, zwłaszcza zabytków archeologicznych, niezależnie od tego czy akurat sadził kartofle, prowadził orkę leśną, budował dom, czy poszukiwał z wykrywaczem. Dostrzeżono, że problemem jest nie samo poszukiwanie, tylko to, gdzie się je realizuje, oraz co należy zrobić w przypadku dokonania konkretnych odkryć, czyli problemy, który można rozwiązać na polu informacyjnym i edukacyjnym. Dotyczy to wszystkich obywateli. Zresztą potrzeba informowania obywateli o zabytkach, dostęp do wiedzy o zabytkach zostały wyrażone w Art. 9 Konwencji Maltańskiej o „Kształtowaniu świadomości publicznej”. Również Konwencja ramowa Rady Europy o wartości dziedzictwa kulturowego dla społeczeństwa z Faro, dokument ratyfikowany przez Polskę w 2021 r., podkreśla prawa obywateli, a nie tylko instytucji, do uczestniczenia we wdrażaniu mechanizmów ochrony dziedzictwa kulturowego.
Dzisiejsza nasza rozmowa jest ważna i spóźniona o jakieś 20-30 lat. Jest ważna ze względu na fakt, że w tej chwili w Rządowym Centrum Legislacji znajduje się projekt zmiany ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami a także innych ustaw, który w żadnym stopniu nie precyzuje przepisów w zakresie, o którym tutaj mówimy. Przychylenie się Ustawodawcy do tego projektu spowoduje większe straty dla Państwa w postaci bezskutecznych, ale kosztownych postępowań sądowych, a także co najważniejsze, pogłębiania się niewiedzy na temat dokonywanych odkryć. Przy braku skuteczności przepisów penalizujących poszukiwania, obwarowaniu poszukiwań długotrwałą procedurą administracyjną, po którą sięga jedynie 1% poszukiwaczy, należy w końcu wyciągnąć odpowiednie wnioski. Pora zrozumieć, dlaczego system nie działa i wprowadzić takie rozwiązania, które pozwolą organom ochrony zabytków, rzeczywiście mieć lepszą kontrolę nad tym co pasjonaci historii, ale także przypadkowi odkrywcy odnajdują w ziemi. Do tego potrzebna jest jednak współpraca: zdjęcie procedury administracyjnej z poszukiwań poza zewidencjonowanymi stanowiskami archeologicznymi, klarowne, spójne przepisy informacyjne, edukacja i nagradzanie, a nie kolejne próby zaostrzania nieskutecznych i często martwych przepisów.
Referat Mateusza Delinga (Muzeum Broni Pancernej w Kłaninie, Tunk Hunter)
Szanowni Państwo, Nazywam się Mateusz Deling, jestem prywatnym muzealnikiem, oraz eksploratorem. Posiadam największą w Polsce prywatna kolekcje pojazdów z okresu II wojny światowej. Prowadzę również znany w Polsce kanał popularnonaukowy o tematyce historycznej – Tank Hunter. Dziękuję za zaproszenie, bardzo się cieszę, że znalazłem się w gronie osób zaangażowanych w proces zmiany obecnie obowiązujących przepisów, proces, który moim zdaniem jest działaniem koniecznym i potrzebnym.
Jak część z Państwa wie, kilkanaście miesięcy temu sam stałem się obiektem zainteresowania prokuratury, która, najprawdopodobniej na podstawie donosu oraz nacisków osób związanych z tak zwanymi działaniami przeciwko nielegalnym poszukiwaczom, oskarżyła mnie o nielegalne wydobycie pasa gąsienicy, stelażu siedziska i obudowy filtra z czołgu typu Pantera w Jasienicy pod Warszawa. Jest to teren należący do najbardziej przetrzebionych przez nielegalne wydobycia miejsc w Polsce, tutaj latem 1944 odbyła się bowiem potężna potyczka pancerna, w której zniszczeniu uległo kilkadziesiąt pojazdów pancernych. Z tych pojazdów nie zachowały się do dziś właściwie żadne elementy, ale nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, aby dość szybko pozyskać wiedzę o tym, iż odnajdywano tam w ciągu ostatnich dwudziestu lat artefakty, które następnie zasilały zagraniczne zbiory. Nie znam natomiast ani jednego przypadku zatrzymania, oskarżenia czy skazania jakiejkolwiek z osób, które posykiwały stamtąd cenne często pozostałości czołgów. Osoby te pozostają nieznane, ponieważ organy ścigania nigdy nie uznały tego procederu za ważny i zasługujący na ściganie, a organy konserwatorskie nie okazały zainteresowania przedmiotami związanymi z historią drugiej wojny światowej. Nie zaczynam od tych słów po to, by ubolewać nad losem osób, które dziś czują się pokrzywdzone faktem rzucanych na nie oskarżeń. Nie chodzi o to, że kiedyś nie chroniono, a dziś urzędnicy starają się egzekwować prawo. Nie. To nie o to chodzi. Dziś mamy sytuację, w której ochrona zabytków z czasów drugiej wojny światowej nadal nie działa, ale działa aparat represji. Oto jeden z przykładów.
Mój przykład. Wiosną 2020 roku wydobyliśmy ze starorzecza niewielkiej zarośniętej rzeczki, pas gąsienicy oraz destrukt stelaża siedziska i obudowę filtra. Ponad rok trwał proces uzyskiwania pozwoleń, w tym poprawiania wniosków, w końcu zażądano, aby prace zostały przeprowadzone w procedurze badań archeologicznych, procedurze bardzo wymagającej. Tak zatem zostaliśmy archeologami pola bitwy drugiej wojny światowej, w miejscu z doskonale znanym kontekstem, nawet z dokumentacja filmowa i zdjęciowa z 1944 roku. Do prac zatrudniłem doktora archeologii, która z sarkastycznym uśmiechem patrzyła na wydana przez urzędnika decyzje. Fluwialne nanosy rzeczne, kopanie właściwie w środku starej rzeki spowodowało u niej uśmiech politowania. Akcję przeprowadziliśmy, procedury zostały wykonane, rzeczy zabezpieczone i załadowane, teren przywrócony do stanu sprzed wykopalisk. Po kilku miesiącach ukazał się film z naszych poszukiwań, film o charakterze rozrywkowym, a nie dokumentacyjnym. Z tego filmu służby konserwatorskie wywnioskowały szereg rzeczy, m.in. – prace były prowadzone nieprawidłowo, przede wszystkim ze względu na brak archeologa na miejscu wydarzeń. Na filmie pani archeolog nie ma, bo prosiła, aby jej nie filmować. Mój operator i kolega Przemek, który filmował wydobycie śmieje się , że jego też nie było na miejscu bo go nie ma na filmie. Absolutne kuriozum.
– Gąsienica została źle wydobyta, bo wyciągaliśmy ją, przy użyciu podnośnika koparki. To jest element, który waży ponad pół tony. Trudno byłoby wydobyć go pędzelkiem i łopatką. Ten argument obalił nawet ekspert prokuratury, a więc osoba, która ma wspierać akt oskarżenia a nie go podważać.
– Gąsienica została zniszczona poprzez oczyszczanie jej i zabezpieczenie podkładem antykorozyjnym. Po raz kolejny ekspert wypowiada się w tej sprawie, opierając się na orzeczeniach sądu najwyższego. Zniszczenie tego typu elementu możliwe byłoby tylko poprzez stopienie go w piecu hutniczym. O jakimkolwiek uszkodzeniu nie może być mowy, tym bardziej nie została ona zniszczona.
– Nieprawidłowe przechowywanie pod tzw. chmurką. Faktem jest, że została wyciągnięta z magazynu do oczyszczenia. I tuż po procesie pozostawiona do wyschnięcia. Tak zastało ją 30 policjantów i kilku rzeczoznawców, którzy 1 lipca pojawili się u mnie o godzinie szóstej rano w Kłaninie. Nie przesłyszeli się Państwo. Aby zabezpieczyć ten element, potrzebnych było 30 policjantów i kilku rzeczoznawców. Ostatecznie potrzebny byłem także ja i moja ładowarka, bo Policja nie była w stanie samodzielnie załadować gąsienicy na lawetę. A zatem nieprawidłowe przechowywanie – pod gołym niebem. Pytam zatem. W jaki sposób przechowywane są czołgi i inne pojazdy, zabezpieczona stal pancerna, odporna na tysiące lat działania warunków atmosferycznych, jak zabezpieczone są eksponaty np. w Muzeum Wojska Polskiego na Sadybie i w alejach Jerozolimskich, gdzie dziesiątki eksponatów stoją pod gołym niebem. Czy tam prokurator widzi niszczejące, w cudzysłowie oczywiście, gąsienice? Dodam, że zabezpieczona przez prokuratora przed rzekomym niewłaściwym przechowywaniem gąsienica leży na placu jednego z gdyńskich muzeów od blisko dwóch lat. Oczywiście pod chmurką. To dłużej, niż była u nas od momentu wydobycia. To są zatem zarzuty prokuratury i konserwatora zabytków. Zarzuty kuriozalne, stawiane na siłę, z naciskiem z urzędowej góry. Skąd to wiem? Tylko się tego domyślam, ale na podstawie wielu informacji, które docierają do mnie różnymi drogami. Wiem, że przynajmniej jeden ekspert odmówił napisania ekspertyzy, dowiedziawszy się, że musi ja pisać pod konkretne tezy. Kolejnym faktem jest, że w innej sprawie Konserwator najpierw stwierdza, że rzecz nie jest zabytkiem, za co dostaje reprymendę z Warszawy, a gdy odmawia podporządkowania się, Warszawa próbuje przekazać sprawę do innego Urzędu. Te działania wyglądają jak pisanie artykułu do brukowca. Najpierw wymyślamy tezę, a potem dorabiamy do niej naciągane fakty. Tego typu działania są w moim przekonaniu wysoce szkodliwe. Z wielu powodów. Po pierwsze. Hamują rozwój legalnych poszukiwań co w efekcie prowadzi do zwiększania się szarej strefy pozostającej poza jakąkolwiek kontrolą. Polska staje się pod tym względem państwem nad wyraz represyjnym. Wyrazem tego jest m.in. tocząca się od lat dyskusja nad definicją legalną zabytku. Konia z rzędem temu, kto określi bez wątpienia, co jest dziś zabytkiem, a potem sklasyfikuje, czy jest to tzw. zabytek zwykły czy archeologiczny.
Dla przykładu. Szalupa z początku XX wieku, którą odkryliśmy na plaży, a o której eksperci wypowiadają się, że jest to jedyny zachowany egzemplarz będący pierwowzorem polskich szalup przed i powojennych, wspaniały relikt zachowany w całości z oryginalna farbą, zabytkiem nie jest. A odnaleziony przez nas pistolet vis uzyskał status zabytku archeologicznego! Co więcej został decyzją konserwatora przekazany do innego muzeum, aniżeli to wskazane w decyzji na poszukiwania. Prawo powinno być jasne, klarowne, szczególnie, gdy przepisy obwarowane są sankcjami karnymi. To podstawa państwa prawnego i zasada demokratycznego ustroju, w którym wszyscy jesteśmy wobec prawa równi.
Po drugie. Działania urzędników nastawione są w części na uzyskanie wyników opartych na dysproporcji sił. Natychmiastowe przejście z pominięciem procedury administracyjnej, w której wzywa się do np. uzupełnienia brakującej dokumentacji, wyjaśnień składanych przed urzędnikami, czy np. działań mających na celu szybką weryfikację przedmiotów – czyli ogółu działań, które leżą po stronie aparatu państwowego, zamienia się na procedurę karną, gdzie podejrzany eksplorator nie ma już pola do dyskusji i wyjaśnień. On już musi się bronić i to często, tak jak w moim przypadku, przed grożącymi mu ośmioma latami bezwzględnego więzienia. Proszę Państwa – osiem lat więzienia, taki strach ma dla większości osób wielkie oczy. Wielu się bronić nie będzie. Procedury są jak wszyscy wiemy, długotrwałe i drogie. Urzędnicy, nawet gdy sprawę przegrają, żadnych kosztów nie ponoszą.
I po trzecie wreszcie. Takie działania są szkodliwe społecznie. Nie szanują pieniędzy podatników. Kto zapłaci kilkadziesiąt tysięcy złotych za akcję 30 policjantów w Kłaninie? Ile kosztowały usługi rzeczoznawców i ekspertów? Ile kosztują delegacje do sądu urzędników wspierających działania prokuratury? Za te pieniądze można by kupić kilka pasów gąsienic do Pantery. Dlaczego podatnicy mają bezustannie płacić za działania urzędników, których akcje nie są kontrolowane ani merytorycznie ani finansowo? Te wszystkie uzasadnione zarzuty, jakie stawiam dziś na tym forum będą przedmiotem moich dalszych działań. Nie tylko dla dobra mojego Muzeum, ale dla dobra naszej społeczności nie odpuszczę dopóty, dopóki wszystkie okoliczności tych absurdalnych wydarzeń nie zostaną ujawnione, osoby odpowiedzialne wskazane z imienia i nazwiska, a procedury i prawo zmienione – nie w sposób faworyzujący eksploratorów a jedynie dający im prawdziwą równość wobec prawa i godziwy balans we współpracy z urzędnikami. Na koniec chciałbym raz jeszcze mocno podkreślić. Prawo dotyczące ochrony zabytków jest w mojej ocenie zbyt surowe i niedoskonałe, ale intencje ustawodawcy są jak najbardziej słuszne.
W Polsce musimy dbać o zabytki, musimy dbać o historię. Pamięć jest dla nas przecież największym ostrzeżeniem. Nie możemy jednak pozwolić na to, by prawo było wypaczane przez arbitralne decyzje urzędników, często nielogiczne, wydawane wbrew społecznemu dobru, szastające pieniędzmi podatnika. To część urzędników właśnie i to urzędników średniego szczebla wypacza idee ochrony zabytków. To chcemy w naszych staraniach unaocznić i dowieść. Jako obywatele chcemy czuć się częścią systemu ochrony zabytków a nie chodzić z łatką przestępców, jaką starają nam się nakleić urzędnicy.
Zapraszam wszystkich państwa na lekcje historii do mojego Muzeum, w którym edukujemy młodzież m in w programie poznaj Polskę. Gdzie wyjaśniamy, jak straszna jest wojna i że wolność nie jest dana raz na zawsze. Że trzeba o nią walczyć. Dziękuje Państwu serdecznie za uwagę. Zapraszam państwa bardzo serdecznie do Muzeum Pancernego w Kłaninie. ◦
Referat Marcina Medyka „Prawne aspekty ścigania osób, prowadzących prywatne kolekcje i muzea za czyny z art. 284 kodeksu karnego”
Prawna definicja czynu z art. 284 k.k., w szczególności na tle czynów związanych z pozyskaniem przedmiotów do prywatnych kolekcji z prowadzonych prac ziemnych, wykopalisk, droga wymiany i kupna.
Kwestia ochrony i opieki nad zabytkami uregulowana jest w ustawie z dnia 23 lipca 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. Ustawa ta była w trakcie swojego funkcjonowania kilkukrotnie zmieniana i ujednolicana, zaś obecnie obowiązująca jej wersja znajduje się w Dzienniku Ustaw z 2022 r. pod pozycją 840. Jako ciekawostkę i niestety przytyk dla naszego ustawodawcy, w którego siedzibie mam przyjemność występować, kolejna zmiana ustawy nastąpi z dniem 1 stycznia 2024 r., zaś niektóre z przepisów – co świadczy o ilości modyfikacji tegoż aktu prawnego – noszą oznaczenie 14 aa.
Niemniej – wracając do tematu mojego wystąpienia – zakres działania i obowiązywania ustawy reguluje artykuł pierwszy ustawy, który stanowi: Ustawa określa przedmiot, zakres i formy ochrony zabytków oraz opieki nad nimi, zasady tworzenia krajowego programu ochrony zabytków i opieki nad zabytkami oraz finansowania prac konserwatorskich, restauratorskich i robót budowlanych przy zabytkach, a także organizację organów ochrony zabytków.
Co jednakże jest zabytkiem zgodnie z przepisami przedmiotowej ustawy: zabytkiem jest nieruchomość lub rzecz ruchomą, ich części lub zespoły, będące dziełem człowieka lub związane z jego działalnością i stanowiące świadectwo minionej epoki bądź zdarzenia, których zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową. Definicje powyższą zawiera art. 3 pkt 1 rzeczonej ustawy. Już nawet pobieżna i typowo neoficka wykładnia czy forma zrozumienia niniejszego przepisu wskazuje, że jest to definicja niezwykle szeroka, która pozwala na niemalże dowolną interpretację powyższego przepisu.
W gronie członków Polskiego Związku Eksploratorów jest szerokie grono osób zainteresowanych historią i wszelkimi jej przejawami. Różne jest zaangażowanie osób, będących członkami PZE. Niektórzy z nich są prawdziwymi pasjonatami historii o historycznym czy archeologicznym przygotowaniu. Inni to zwykli laicy, próbujący realizować swoja pasję czy nawet – bo i z takimi ludźmi spotkałem się w okresie mojej blisko sześcioletniej współpracy z PZE – osoby, które chodzą z wykrywaczem metali dla zdrowia, bo lekarz zalecił im dużo ruchu na świeżym powietrzu. Jednakże oczywistym jest, że zarówno tych poszukiwaczy z przygotowaniem zawodowym czy naukowym, jak i tych laików czy kolekcjonerów, obowiązują przepisy prawa. Niestety, w naszym porządku prawnym napotykamy na treść art. 33 – 35 ustawy, które wskazują, że właściwie każdy przedmiot winien być zakwalifikowany jako zabytek, winien stanowić własność Skarbu Państwa i winien być przekazany Wójtowi. Jednakże kwestią całkowicie konieczną do wyjaśnienia jest to, czy każdy przedmiot znaleziony stanowi zabytek.
W roku postępowań, w których miałem możliwość występować jako obrońca osób podejrzanych o przestępstwa przeciwko zabytkom, zdarzało się, ze w ramach dowodów rzeczowych zabezpieczane były takie przedmioty jak zegarek m-ki Casio, zabezpieczony u osoby, która przeszukiwała dno zbiornika wodnego zbudowanego w latach 70 – tych XX w., jak również monetę 20,- zł. bitą w latach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej (z Marcelim Nowotką na awersie). Zarówno ja, jak i sędzia prowadzący postępowanie, nie mogliśmy się wówczas powstrzymać od sarkastycznych uwag w tym zakresie.
Co istotne, ustawa o ochronie zabytków nie zawiera żadnej cezury czasowej w zakresie, w jakim określić należałoby przedmiot jako zabytkowy. Co ciekawe zaś zawiera takową cezurę czasową ustawa z dnia 11 marca 2004 r. o podatku od towarów i usług (tekst jedn. Dz. U. z 2022 r. poz. 931 ze zm.), która to w art. 121ust. 1 pkt 2 określa, że złota moneta wybita po 1800 r. i zawiera próbę 900 złota może być przedmiotem handlu i obrotu.
Niemniej taka definicja, iż każdy przedmiot znaleziony w ziemi, może stanowić zabytek doprowadza do sytuacji, w której posiadacz tego typu przedmiotów, nawet nabytych droga legalną – o czym za chwilę – jest potencjalnym sprawca czynu określonego w art. 284 k.k.
Niejako naprzeciw zaś oczekiwaniom środowiska eksploratorów staje na szczęcie w wielu przypadkach doktryna prawa. Szczególnie istnym jest tu pogląd wyrażony przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w wyroku z dnia 13 września 2021 r. sygn. akt VII SA/Wa 1058/21, gdzie Sąd stwierdza: iż Nie da się odrzucić potrzeby hierarchizacji obiektów zabytkowych oraz wartościowania posiadanych przez nie atrybutów, co powinno prowadzić do bezpośredniego różnicowania przez organ konserwatorski metod ich ochrony. W każdym przypadku niezbędne pozostaje wyważenie interesu prywatnego dysponenta zabytku i interesu społecznego. Działanie takie powinno mieć na uwadze zasadniczą różnicę, jaka zachodzi pomiędzy obiektem historycznym (tj. obiektem dawnym) a obiektem zabytkowym (obiektem dawnym zasługującym na specjalne zachowanie). W interesie społecznym, którego nie da się pominąć w świetle hipotezy art. 9 ust. 1 w zw. z art. 3 pkt 1 ustawy z dnia 23 lipca 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami, leży zachowanie wyłącznie obiektów o wyróżniających się walorach, czyli stanowiących świadectwo obiektywnie istotnych zdarzeń lub unikalne świadectwo epoki, reprezentujących szczególną (ponadprzeciętną) wartość historyczną, artystyczną lub naukową.
Zgodnie z art. 284 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. Kodeks karny (tekst jedn. Dz. U. z 2022 r. poz. 1138 ze zm.), nowelizowanej już ponad 50 razy, kto przywłaszcza cudzą rzecz ruchomą lub prawo majątkowe podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech. Ewentualnie – w przypadku mniejszej wagi, § 3 tegoż artykułu łagodzi odpowiedzialność karną do odbywania kary pozbawienia wolności w wymiarze jednego roku.
Mając na uwadze, że właścicielem wszystkich przedmiotów zabytkowych mieni się Skarb Państwa, pokrzywdzonym w tego rodzaju sprawach jest właśnie Rzeczpospolita Polska i Skarb Państwa.
Jaka jest definicja przywłaszczenia: Trafnie ją ujął Sąd Najwyższy w wyroku. z 20 maja 2014 r. II KK 3/14, iż jest to rozporządzenie rzeczą ruchomą znajdującą się w posiadaniu sprawcy, przez włączenie jej do swojego majątku albo wykonywanie w inny sposób w stosunku do nich uprawnień właścicielskich. Chodzi tu niewątpliwie o cudzą rzecz ruchomą, która przypadkowo znalazła się w posiadaniu sprawcy, np. z uwagi na zgubienie rzeczy przez jej właściciela, ale w praktyce najczęściej będzie wchodzić tu w rachubę uzyskanie danej rzeczy od samego jej właściciela, na podstawie określonego tytułu prawnego, którego KK nie precyzuje (np. użyczenie, komis, przechowanie, umowa przewłaszczenia; zob. wyr. SN z 26.8.1981 r., Rw 254/81, niepubl.). Przy czym, uzyskując prawo do władania cudzą rzeczą, sprawca przywłaszczenia nie uzyskuje tu na pewno pełnego i niczym nieograniczonego prawa własności. Czyli jeśli uzyskamy posiadanie takiego przedmiotu, czynimy tak stając się posiadaczem zależnym (czyli tak jak najemcą) od Skarbu Państwa.
Niejednokrotnie jednak dochodzi do sytuacji, gdy eksplorator zgłaszając się po poszukiwaniach, dokonywanych w ramach uzyskanego pozwolenia, do organów ochrony zabytków czy miejscowego muzeum, słyszy, że przedmioty te nie zostaną od niego przyjęte, gdyż są posiadane w znacznych ilościach czy też – np. ze względu na charakter placówki – nie jest ona w jej przedmiocie zainteresowania. Nadal jednak formalnie, stanowi ona własność Skarbu Państwa.
Ustalić jednak należy, czy przedmiot taki stanowi w istocie zabytek. Podmioty, które realizują poszukiwania w ramach zorganizowanych wypraw, a takich jest większość w PZE, obecnie podejmują współpracę z archeologami czy historykami, którzy są w stanie jeszcze w miejscu prowadzenia poszukiwań ustalić, czy przedmiot ten ze względu na swoją wartość historyczną i kontekst kulturowy, stanowią zabytek. Gdy takiego kontekstu lub wartości historycznej jest brak, przedmiot jest pośledni, zaś ilość wykonanych przedmiotów jest znaczna, jasnym jest, że nie stanowi on zabytku.
Tym samym przedmioty takie można bez problemu posiadać, nabywać drogą kupna czy wymiany czy samemu oferować do sprzedaży. Mogą to być przedmioty zabytkowe, które to jednak przedmioty posiadamy w rodzinie, posiadamy w ramach spadkobrania „z dziada pradziada”, albo nabyliśmy je od takiego właściciela, lub też które nie stanowią zabytku jako takiego.
Oczywiście – i to należy podkreślić z całą stanowczością – zarówno PZE jak i przepisy prawa stanowczo piętnują posiadanie przez osoby nieuprawnione przedmiotów stanowiących broń, amunicję i materiały wybuchowe. Ich posiadanie, obrót i wytwarzanie, są zabronione surowymi sankcjami określonymi w art. 263 Kodeksu karnego. Posiadanie tych przedmiotów nawet w stanie uniemożliwiającym ich użycie jest możliwe po spełnieniu przesłanek co do stanu tych przedmiotów, określonych w odrębnych przepisach.
Uwagi te przy tym odnoszą się zarówno do prywatnych kolekcjonerów, którzy to nie wystawiają na zewnątrz swoich zbiorów, li też działają jedynie na zlotach i wystawach, jak i podmiotów, które prowadzą zgłoszone do stosownych rejestrów muzea prywatne.
Okoliczności ujawnienia posiadania przedmiotów pochodzących z wykopalisk, w szczególności sposoby, w jakie organy ścigania powzięły informacje o „czynie zabronionym”.
Skąd organy ścigania maja informację o tym, że ktoś jest posiadaczem przedmiotów, które można zakwalifikować jako zabytki?
Organy ścigania, w szczególności zaś policja, monitorują zarówno giełdy staroci, jak i fora internetowe. Oczywiście podobnie ma miejsce w przypadku takich miejsc jak portale aukcyjne, portale służące wymianie przedmiotów czy portale społecznościowe. Niejednokrotnie w swojej miałem do czynienia z przypadkami, gdy ujawniono kolekcjonera czy poszukiwacza w związku z jego wpisami na facebooku, jak i też po zamieszczeniu filmu z poszukiwań na kanałach na portalu You Tube.
Znany jest też przypadek człowieka, który chciałbym zaprezentować jako niejako typowy, będącego w trakcie zatrzymania w czasie organizowania prywatnego muzeum w okolicach Warszawy. Został on wpierw zaproszony do lokalnego oddziału Telewizji Polskiej, aby opowiedział – jako ciekawa postać – o swojej pasji, o swoich osiągnięciach. W trakcie programu mówił o swoich znaleziskach, o tym jak dzieli się swoja pasją do historii z dziećmi w przedszkolach, szkołach, na festynach z okazji Dnia Dziecka. Prezentował w trakcie programu swoje znaleziska, nabyte przedmioty, opowiadał o historii opaski Powstańca Warszawskiego, którą to znalazł w trakcie zorganizowanych poszukiwań, a którą to następnie przekazał uroczyście jej posiadaczowi z 1944 r. Opowiadał także o odnalezieniu wraz z grupą podobnych mu pasjonatów ciała żołnierza Armii Czerwonej, który to do tej pory widniał w rejestrach jako osoba zaginiona. Efektem powyższego była ekshumacja poległego, uroczysty pogrzeb z udziałem przedstawiciela Ambasady Federacji Rosyjskiej i rodziny poległego.
W następnym dniu po emisji reportażu, u osoby tej pojawiła się policja i zabezpieczyła wszystkie jego zbiory, w tym także posiadane jeszcze po jego dziadku monety z przełomu XIX – XX w. Zabezpieczono u niego szereg przedmiotów, które pomimo swojej powszechności i występowania powszechnie na terenie ziem polskich, bez żadnego kontekstu historycznego, zostały zakwalifikowane jako zabytki. wśród nich jednak przede wszystkim były przedmioty niezwykle ciekawe, które miały być przedmiotem ekspozycji w planowanym muzeum. Były to czyste lub też wybite nieśmiertelniki, odnalezione w trakcie poszukiwań, a także guziki i inne części umundurowania. Posiadacz miał także setki monet, w tym groszy z różnych epok, z znaczącą przewagą boratynek, kopiejek z początku XX w. jak i fenigów, złotych przedwojennych itp.
Wszystkie te przedmioty trafiły do depozytu sądowego. Stan sprawy opiszę w dalszej części mojego wystąpienia.
Podobna sytuacja miała miejsce we Wrocławiu, gdzie niestety sprawę przejąłem już w trakcie jej trwania po innym obrońcy. Człowiek ten znalazł się w kręgu zainteresowania organów ścigania ze względu na osobę, która wynajmowała od niego mieszkanie, a która to zamieszana była w proceder włamań do plebanii parafii katolickich. W trakcie czynności zabezpieczono przedmioty, stanowiące jego kolekcję, która zbierał od ok. 30 lat, a także zbiory po ojcu i dziadku. Wśród przedmiotów znajdowały się także egzemplarze zdekowanej broni i amunicji. Amunicja – pomimo protestów posiadacza i wskazywania na brak cech bojowych – została zdetonowana (choć istniały pewne wątpliwości czy w całości) przez saperów z patroli rozminowywania, zaś inne przedmioty znalazły się w depozycie policji. Co ciekawe, zdarzenie miało miejsce u osoby, która to pracowała przy pracach saperskich na terenie całego kraju, o czym Policja wiedziała i także z nim współpracowała. Niestety, w trakcie postępowania oskarżony zmarł i sprawa nie doczekała się z przyczyn formalnych jej zakończenia wyrokiem.
W innym przypadku sprawca nagrał film instruktażowy, który następnie zamieścił na swoim kanale na portalu You Tube, w którym sposób pozorowany wraz z małżonką na własnej posesji prezentowali, jak prowadzić poszukiwania, jak zlokalizować artefakty przy pomocy amatorskiego wykrywacza metali, a następnie, jak w sposób prawidłowy wykonać odkrywkę, oczyścić znalezisko, zewidencjonować i przywrócić miejsce znalezienia przedmiotu do stanu poprzedniego. Do powyższego używał przedmiotów nabytych drogą kupna, czystych, nie noszących śladów pobytu w ziemi. Został on namierzony przez organy ścigania i pociągnięty do odpowiedzialności. Przedmioty zaś, pomimo posiadania rachunków, faktur, umów, wskazujących na ich legalne nabycie, w tym nawet w antykwariacie, zostały zabezpieczone do depozytu sądowego.
Co istotne, statystyki, w szczególności te oficjalnie podawane, dają kłam teoriom przedstawianym przez Policję i środowisko archeologów, iż eksploratorzy dopuszczaliby się niszczenia stanowisk archeologicznych, bezczeszczenia mogił czy innych drastycznych czynów. Prosiłbym ewentualnie o odniesienie się przedstawicieli organów ścigania, czy takowe czyny właśnie popełnione przez osoby i w okolicznościach, w których to można by wyciągnąć wniosek, iż pochodzą one ze środowiska eksploratorów, miały miejsce. Z naszych informacji wynika, ze żaden z członków czy nawet sympatyków PZE nie miał nigdy nawet postawionych zarzutów z art. 288 k.k. (zniszczenie mienia), art. 108 Ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami, czy art. 262 k.k. (zbezczeszczenie zwłok i grobu).
Kwestie związane z odpowiedzialnością karną, przykłady linii obrony oskarżonych, różnice pomiędzy czynem zabronionym stypizowanym w art. 284 k.k., a wykroczeniem określonym w art. 119 k.k.
Istotnie, początkowo szereg spraw, które prowadziłem we współpracy z PZE, dotyczyło zarzutu popełnienia czynu określonego w art. 109 c Ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. Powyższe sprawy – w tym także przy przeprowadzonej przez PZE akcji edukacyjnej – dość szybko zniknęły z wokand, albowiem środowisko eksploratorów oczywiście dostosowało się do panujących przepisów i wymagań w zakresie pozwoleń na prace poszukiwawcze. Sądy przy tym nie uznały za stosowne karać w sposób przykładnie surowy i zwyczajowym rozstrzygnięciem było zastosowanie środka probacyjnego, określonego w art. 66 k.k. czyli w ramach instytucji warunkowego umorzenia postępowania karnego. Jedynym przypadkiem, jaki znam z mojej praktyki, w którym zapadł wyrok surowszy, był przypadek, gdzie w trakcie przeszukania znaleziono także amunicję, w tym także co ciekawe – pochodzącą z poszukiwań amunicję 5,56 mm do standardowych karabinków NATO.
Z czasem zaczęły pojawiać się zarzuty z art. 284 k.k., zarówno w zakresie czynu podstawowego z art. 284 § 1 k.k., jak i przypadków mniejszej wagi, określonych w art. 284 § 3 k.k. Powyższe wiązały się przede wszystkim z zabezpieczeniem w depozycie początkowo organów ścigania, a następnie sądowym, przedmiotów wchodzących w skład prywatnych kolekcji. Osobiście prowadziłem cztery takie postępowania, przed sądami w Warszawie, Zgierzu, Inowrocławiu i Wrocławiu, zaś nadal trwa jeden z nich przed Sądem Rejonowym w Będzinie.
Postępowanie te są bardzo żmudne, głównie ze względu na brak wiedzy zarówno u osób prowadzących postępowania przygotowawcze, jak i ze względu przede wszystkim na brak biegłych, którzy mogliby zostać powołani celem uzyskania od nich wiadomości specjalnych. W toku postępowań, dzięki jednemu z oskarżonych, udało się uzyskać kontakt z p. drem Bogusławem Perzykiem, który jest biegłym ministerstwa kultury i dziedzictwa narodowego z zakresu m.in. ochrony krajobrazu kulturowego, pola bitew i kwestii zabytków ruchomych i nieruchomych, fortyfikacji i militariów. jak na chwile obecną jest to jedyna osoba, która w naszym kraju posiada stosowna wiedzę w zakresie zabytków militarnych i przedmiotów pochodzenia wojskowego. W większości spraw jako biegli powoływani są biegli z zakresu numizmatyki, którzy sporządzają opinie co do wartości rynkowej numizmatyków, z zakresu badania broni (którzy głównie wypowiadają na okoliczność cech bojowych broni i amunicji), czy powołani ad hoc do spraw w trybie art. 195 k.p.k. archeolodzy. Ci ostatni nie są jednak biegłymi z list biegłych sądowych, gdyż takowych w zakresie archeologii w Polsce w chwili obecnej – przynajmniej z wiedzy jaką posiadam – nie ma.
Przy tym, co zresztą czynię w swoich polemikach z rzecznikami oskarżenia publicznego na rozprawach, jestem w stanie dokonać gradacji tych opinii: biegli z zakresu numizmatyki są o tyle istotni, że po dokonaniu wycen w zakresie wartości boratynek czy monet obiegowych z początku XX w., w toku postępowań sądy stwierdzają, iż mogło ewentualnie dojść do wykroczenia, określonego z art. 119 k.w. i umarzają postępowania karne lub uniewinniają oskarżonych. Biegli w zakresie broni są fachowcami w swoim fachu i ich opinie, zwłaszcza w zakresie posiadania cech bojowych przez amunicję, są niezwykle trudne do podważenia. Kwestie sporne to w istocie czy amunicja mogła być użyta, jak i czy broń jest sprawna, czy też stanowi destrukt, względnie została zdekowana. Jednakże w większości przypadków są w stanie obronić swoją decyzję i konkluzje zawarte w opiniach.
Oddzielna kwestią są opinie powołanych w trybie art. 195 k.p.k. biegłych do spraw archeologii. Może zabrzmi to dosadnie, ale praktycznie w każdym przypadku opinii przez nich sporządzonych każdy przedmiot stanowi zabytek. Argumenty w tym zakresie są w istocie absurdalne. Pozwolę sobie przytoczyć kilka przypadków z praktyki sądowej:
Przed sądem w Zgierzu, gdzie sprawa toczyła się w zakresie m.in. posiadanych przez oskarżonego hełmów Stahlhelm czy polskich hełmów wzór 31 i wzór 31/50, biegły stwierdził, że niemieckie hełmy, wyprodukowane w liczbie kilkunastu milionów przez II i III Rzeszę, używane do chwili obecnej w wielu gospodarstwach domowych jako miski dla zwierząt czy przez obronę cywilną do końca lat 70 – tych XX w., stanowią cenny zabytek kultury. Indagowany o to biegły stwierdził, że zabytki te zostały wyjęte z ich kontekstu kulturowego, bo może bylibyśmy w stanie ustalić ich właściciela. W tym momencie zaś reprezentowany przeze oskarżony wstaje i oświadcza: Wysoki Sądzie, hełmy te znalazłem na złomowisku, w stanie kompletnego skorodowania i w istocie to ja je uratowałem jako zabytek, gdyż czekały na swoją drogę do huty.
Podobna sytuacja miała miejsce w trakcie rozprawy, gdy mój mandant pozorował wykopaliska na potrzeby własnego filmu instruktażowego. Gdy oskarżony wskazywał, że przedmioty te zostały przez niego nabyte drogą kupna, archeolog nadal stwierdzał, że to oskarżony wyjął je z kontekstu kulturowego poprzez prace ziemne, nie odnosząc się w żaden sposób do faktu, że zabezpieczone u niego przedmioty nie nosiły śladów bytności w ziemi, zaś jedna z nich stanowiła replikę, zakupioną na portalu aukcyjnym.
W kolejnej sprawie biegły dał do zrozumienia, że przedmioty, które stanowiły własność pradziadka mojego mandanta, który nabył je jako nowe, czy też jako środki płatnicze, będące w obrocie za jego życia, także zostały wyjęte z kontekstu historycznego. Może zabrzmi to absurdalnie i teza ta będzie zbyt daleko idąca, ale myślę, że archeolog miał pretensje do pradziadka mojego mandanta, że nie zakopał przedmiotów w ziemi, tylko pozostawił je w domu na pamiątkę.
W toku postępowań zauważyłem, że szereg sędziów, coraz mocniej zagłębiało się w tematykę postępowań, wyrażało zainteresowanie historią i przy każdym kolejnym przesłuchaniu zadawało coraz to bardziej specjalistyczne pytania w sprawie. Wprawdzie miałem odczucie, że uczą się tematu w czasie postępowania, jednakże ich praca przynosiła bardzo dobre efekty, które pozwalały na rzetelne i przede wszystkim sprawiedliwe ocenienie materiału dowodowego. Osobiście przy tym poznałem też sędziego, który zaś znany jest w środowisku, jako osoba będąca pasjonatem historii wojskowości. Jest to niezwykle barwna postać, która kultywuje tradycje II Korpusu Polskiego i posiada nawet pojazdy z II Wojny Światowej: Bren Carriera i Scout Cara. Prowadził on jedno z postępowań i miałem świadomość, że jego wiedza historyczna sięga znacznie dalej niż wiedza archeologa.
Oskarżeni we własnych wypowiedziach bronili się przede wszystkim tym, iż w posiadanie przedmiotów weszli w posiadanie drogą legalną, kupna, wymiany czy w sytuacji, gdy przedmioty, które uzyskali w trakcie zorganizowanych czy indywidualnych wykopalisk, zostały przez muzealników czy uczestniczących w eksploracjach archeologów zanegowane jako zabytki. Do powyższego zalicza się w mojej ocenie także fakt, iż przedmioty zostały przekazane do muzeum, ale to nie uznało za warte ich przyjęcie ze względu na mnogość tego rodzaju eksponatów. Oznacza to bowiem, iż przedmiot ze względu na brak kontekstu historycznego nie można zakwalifikować jako zabytek. Innym sposobem obrony były prace nad utworzeniem własnej placówki muzealnej i gromadzenie zbiorów. Tego rodzaju wyjaśnienia były przeważnie przez sądy uznawane za zgodne ze stanem faktycznym i działały na korzyść oskarżonych.
Pominę przy tym okoliczności, gdy ktoś wykazywał się niewiedzą. Już od czasów rzymskich wiadomo bowiem, że ignorantia iuris nocet. Wyjaśnienia tego rodzaju padały głownie w sytuacji, gdy zarzucano oskarżonym czyny z art. 109 c ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami czy prowadzenia poszukiwań bez zezwolenia przy użyciu środków technicznych. O ile sądy w zakresie tegoż czynu zabronionego traktowały wyjaśnienia o nieznajomości prawa jeszcze w kategoriach istotnie niewiedzy czy też roztargnienia oskarżonych i traktowały ich łagodnie, to już wyjaśnienia tego rodzaju – co już podkreślałem – były traktowane jako rodzaj nonszalancji czy wręcz głupoty osób, które posiadały sprawną broń, amunicję, materiały kruszące i miotające.
Kwestia legalnego wejścia w posiadanie przedmiotów, uznanych przez organy ścigania za pochodzące z czynów zabronionych.
W trakcie postępowań spotkałem się także z dwoma teoriami, które to na gruncie prawa cywilnego próbowano rozstrzygnąć problem posiadania i własności przedmiotów, które można zakwalifikować jako zabytki. Oczywiście najistotniejszą kwestią jest posiadanie jakiegokolwiek dokumentu, potwierdzającego nabycie przedmiotu, który to archeolodzy kwalifikują jako zabytek. W takiej sytuacji nabywamy go w sposób legalny, w dobrej wierze, które to pojęcie jest niezwykle istotne na gruncie dochodzenia prawa własności. Może to być zarówno dowód zakupu, dokument potwierdzający przekazanie przedmiotu do muzeum i odmowę jego przyjęcia, czy wreszcie dokument potwierdzający nabycie spadku po przodkach. Wówczas to wyjaśnione zostają wątpliwości co do władztwa i posiadania przedmiotu. W przypadku rzeczy, które to zostały nabyte droga np. wymiany, można wskazywać, iż weszło się w ich posiadanie w drodze nabycia prawa własności w ramach instytucji zasiedzenia rzeczy ruchomej, określonej w art. 174 § 1 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. Kodeks cywilny (tekst. jedn. Dz. U. z 2022 r. 1360 ze zm.). Koniecznym jest jednak wszczęcie stosownego postępowania przed sądem cywilnym w tym zakresie.
Poza tym, w przypadku nabycia przedmiotu od osoby nieuprawnionej broni nas przepis art. 169 § 2 k.c., który stanowi, iż w sytuacji, gdy doszło do nabycia rzeczy zgubionej, skradzionej lub w inny sposób utraconej przez właściciela, zostaje zbyta przed upływem lat trzech od chwili jej zgubienia, skradzenia lub utraty, nabywca może uzyskać własność dopiero z upływem powyższego trzyletniego terminu. Ograniczenie to nie dotyczy jednakże kilku przypadków, w tym pieniędzy, więc jest to w mojej ocenie przepis chroniący posiadanie i własność kolekcjonerów.
Inny pogląd zaprezentował p. dr Bogusław Perzyk, który wskazuje na następujące okoliczności: zgodnie z dekretem Adolfa Hitlera własność polska na ziemiach zarówno wcielonych do Rzeczy, jak i pozostała na terenie, na którym utworzone Generalne Gubernatorstwo, stanowiła własność III Rzeszy. Mienie te w 1945 r. jako mienie Rzeszy zostało a priori potraktowane przez Związek Radziecki jako mienie niemieckie i jako jednocześnie zdobycz wojenna. Własność zarówno Rzeszy jak i Sowietów rozciągała się całość mienia, w tym także na przedmioty, które stanowią krąg zainteresowania eksploratorów, kolekcjonerów czy prywatnych muzealników. Związek Radziecki szereg takich przedmiotów potraktował jako łup wojenny i wywiózł je na swoje terytorium. Taki los spotkał chociażby fabrykę Opla, która stała się zaczynem produkcji Moskwicza, czy chociażby linie kolejowe biegnące z Wrocławia na Zachód. Ale szereg przedmiotów pozostało na terenie Polski. Dr Perzyk uznał, że należy je traktować jako mienie porzucone, określone w art. 180 k.c., a tym samym do ich posiadaczy należałoby zastosować treść art. 181 k.c., gdzie właściciel ruchomej rzeczy niczyjej nabywa ja przez objęcie w posiadanie.
Teoria ta ma jednak dwa słabe punkty: pierwszym z nich jest odniesienie do dekretu Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Stanisława Raczkiewicza z 30 listopada 1939 r. o nieważności aktów prawnych władz okupacyjnych (Dz. U. z 1939 r. Nr 102, poz. 1006), który w art. 2 ust. 1 stwierdzał, iż Wszelkie akty prawne i zarządzenia władz, okupujących terytorium Państwa Polskiego, dotyczące przenoszenia, obciążania, ścieśnienia lub ograniczenia pod jakąkolwiek inną nazwą prawa własności: Skarbu Państwa, związków komunalnych, przedsiębiorstw państwowych i komunalnych, instytucyj publicznych oraz osób fizycznych i prawnych na rzecz obcych państw, obcych obywateli lub obcych osób prawnych oraz osiedlanie w nieruchomościach obywateli obcych państw pod jakimkolwiek tytułem prawnym, są nieważne i niebyłe. Każde więc wywłaszczenie dokonane przez III Rzesze było nielegalne. Drugim niezwykle istotnym elementem, który należy w tym przypadku powołać, jest Dekret Rady Ministrów z 8 marca 1946 r. o majątkach opuszczonych i poniemieckich (Dz. U. z 1946 r. Nr 13, poz. 87), który reguluje stosunki w zakresie mienia skonfiskowanego i porzuconego jako mienie odpowiednich polskich osób prawnych – w domyśle Skarbu Państwa, o ile nie zgłosili się ich prawowici właściciele.
Moim osobistym i skromnym zdaniem raczej pogląd pierwszy jest poglądem, który zapewnia ochronę posiadania przedmiotów przez kolekcjonerów czy właścicieli muzeów. Wykazanie swojego prawa własności jest jednak przy tym procesem żmudnym i wymagającym zaangażowania zarówno od posiadacza, jego ewentualnego pełnomocnika prawnego jak i organów sądownictwa.
Przykłady postępowań sądowych, w których zaangażowali się prawnicy współpracujący z Polskim Związkiem Eksploratorów i sukcesów co do wykazania braku winy oskarżonych w zakresie zarzucanych im czynów.
Pierwszym przypadkiem, z jakim spotkałem się w ramach mojej współpracy ze środowiskiem eksploratorów, był przypadek Janusza z Głowna w woj. łódzkim. Oskarżony przez wiele lat pracował jako robotnik budowlany w Austrii, skąd zaczął przywozić bibeloty z remontowanych mieszkań. W jego ręce wpadły takie egzemplarze jak jedno z pierwszych austriackich wydań „Mein Kampf”, czy szereg wyrobów porcelanowych, zdobionych „hinduskim symbolem szczęścia” jak swastykę określił jeden z biegłych. W ten sposób zaszczepił w sobie pasję, w oparciu o którą zaczął poszukiwać innych świadectw historii, penetrując wysypiska śmieci i złomowiska. Posiadał także szereg przedmiotów jako atrapy, a także uzyskanych w ramach wymian na giełdach staroci, zakupionych na portalach aukcyjnych itp. To właśnie on posiadał kolekcję hełmów, uratowanych przed losem wkładu hutniczego. Miał także szereg ciekawych przedmiotów z zakresu militariów, oczywiście pozbawionych cech bojowych. Jednym z nich był zapalnik do pocisku przeciwlotniczego, jednakże po pierwsze zdekompletowany, po drugie bez tzw. ścieżek prochowych. Po donosie skonfliktowanej z nim osoby, doszło do zatrzymania Janusza, zabezpieczenia wszystkich jego zbiorów i zdetonowania militariów wskazujących na pochodzenie od amunicji. Dodatkowo – co już było nadużyciem Policji i wskazywało na manipulację materiałem dowodowym – w sprawie sporządzono protokół zatrzymania przedmiotów i protokół przedmiotów zabezpieczonych jako materiał dowodowy. W tym drugim, sporządzonym po kilkunastu godzinach od przeszukania znalazł się przedmiot, który nie został zabezpieczony u oskarżonego, a który był niezwykle istotny w zakresie jego odpowiedzialności karnej tj. woreczek z prochem bezdymnym. Tego, czy przedmiot taki istniał czy nie, nie można było ustalić, gdyż został on zdetonowany na poligonie. Nasza linia obrony skupiała się przede wszystkim na tym, iż oskarżony nigdy takiego przedmiotu nie posiadał, a także na wskazaniu (otrzymał zarzuty z art. 263 i 284 k.k.) legalności posiadania przedmiotów, a nie np. z nielegalnych wykopalisk czy penetrowania pobojowisk wojennych. Ostatecznie, choć dopiero przed sądem II instancji, Janusz Ż. został uniewinniony od całości zarzucanych mu czynów. Za istotny fakt Sąd Okręgowy w Łodzi uznał to, iż w pierwszym dokumencie, czyli protokole zatrzymania, brak było wzmianki o jakimkolwiek woreczku z prochem.
Drugim ciekawym przypadek, który chciałby opisać, jest Mateusza z woj. opolskiego, który to prowadzi kanał na portalu You Tube, a który to dotyczy złotych przedmiotów. Ponieważ był właścicielem dość dużego areału gruntów leśnych i rolnych, i był także był zaangażowanym eksploratorem, chciał zaprezentować jako ciekawostkę sposoby poszukiwania przedmiotów przy pomocy wykrywacza metali. Zakopał w tym celu kilka złotych i metalowych przedmiotów, w tym replikę sprzączki od paska rzymianina i nagrał kilka inscenizowanych wykopalisk. Jego tożsamość i miejsce zamieszkania ustaliła komórka w sprawie przestępczości wobec zabytków. Właśnie w tym postępowaniu biegły udowadniał, że monety nabyte wiele lat temu w antykwariacie i sprzączka pasa, stanowiąca replikę, została wyjęta z kontekstu historycznego przez ich umieszczenie w ziemi, a następnie wykopanie na potrzeby filmu. Sąd I instancji umorzył. W drugiej instancji zaś oskarżonego uniewinniono od zarzucanego mu czynu.
Trzecim zaś przypadkiem jest przypadek Tomasza, który właśnie to organizował prywatne muzeum na terenie Aglomeracji Warszawskiej. To właśnie do niego Policja zawitała po tym, jak jego działalność zaprezentowano w reportażu lokalnej telewizji. Oczywiście zatrzymano mu wszystkie jego zbiory z lakoniczną argumentacja, że mogą pochodzić z czynu zabronionego, zaś biegłym, który wypowiedział w sprawie monet był jedynie numizmatyk. Pozostałe zaś ustalenia poczyniono w oparciu o informacje od archeologów. Postępowanie trwało od 2017 r. i zakończyło się prawomocnym wyrokiem uniewinniającym w dniu 31 maja 2022 r. Właśnie w tym postępowaniu w mojej ocenie kluczowym było przesłuchanie w charakterze świadka dra Bogusława Perzyka, który wskazał na jego interpretację statusu artefaktów odnalezionych w toku poszukiwań.
Niemniej do chwili obecnej nie wydano Tomaszowi przedmiotów, które zabezpieczono. Stosowny wniosek został już złożony, jednakże nadal oczekujemy na rozpoznanie naszego wniosku. Na szczęście niniejsza sprawa nie wpłynęła na entuzjazm Tomasza, który w chwili obecnej jest właśnie posiadaczem prywatnego muzeum. Jest tutaj z nami w dniu dzisiejszym na sali.
Podsumowanie
W mojej ocenie, jako osobę, która w sposób praktyczny, a jednocześnie najbardziej drastyczny i ciążący gronu zrzeszonemu w PZE spotyka się z absurdalna polityką karną w zakresie posiadania przedmiotów o znaczeniu historycznym, nasuwa się przede wszystkim jedna istotna kwestia, która należałoby wprowadzić do obowiązującego porządku prawnego. Tym elementem jest wprowadzenie do Ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami definicji przedmiotu historycznego, który to ograniczałby zakres władztwa Skarbu Państwa, a tym samym dowolność ocen w zakresie ustalania, czy dany przedmiot jest zabytkiem. Ponownie w tym miejscu należy przytoczyć pogląd przedstawiony w cytowanym już wyroku WSA w Warszawie z dnia 13 września 2021 r. sygn. akt VII SA/Wa 1058/21, gdzie Sąd stwierdza: iż Nie da się odrzucić potrzeby hierarchizacji obiektów zabytkowych oraz wartościowania posiadanych przez nie atrybutów, co powinno prowadzić do bezpośredniego różnicowania przez organ konserwatorski metod ich ochrony. W każdym przypadku niezbędne pozostaje wyważenie interesu prywatnego dysponenta zabytku i interesu społecznego. Działanie takie powinno mieć na uwadze zasadniczą różnicę, jaka zachodzi pomiędzy obiektem historycznym (tj. obiektem dawnym) a obiektem zabytkowym (obiektem dawnym zasługującym na specjalne zachowanie). W interesie społecznym, którego nie da się pominąć w świetle hipotezy art. 9 ust. 1 w zw. z art. 3 pkt 1 ustawy z dnia 23 lipca 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami, leży zachowanie wyłącznie obiektów o wyróżniających się walorach, czyli stanowiących świadectwo obiektywnie istotnych zdarzeń lub unikalne świadectwo epoki, reprezentujących szczególną (ponadprzeciętną) wartość historyczną, artystyczną lub naukową.
Ponadto, w mojej ocenie należałoby zastanowić się nad funkcjonowaniem komórek Policji do ścigania przestępczości związanej z zabytkami. W teorii winny one zajmować się przestępstwami dotyczącymi dzieł sztuki, poszukiwań przedmiotów zaginionych w czasie II Wojny Światowej, przedmiotów pochodzących z kradzieży przedmiotów cennych dla kultury polskiej. Nie bez znaczenia – jako dygresje należy wskazać – że niemożliwym jest nabycie w dobrej wierze poprzez zasiedzenie w trybie art. 174 k.c. czy poprzez nabycie od osoby nieuprawnionej w posiadanie w trybie art. 169 k.c. przedmiotów ujętych Rejestrze utraconych dóbr kultury. Jednakże nie jest to działalność, która winna być realizowana jedynie przez komórki policji, a winny w nią być zaangażowane także formacje służb specjalnych czy dyplomatycznych. Miast tego ścigani są pasjonaci, których celem jest właśnie zachowanie świadectw czy przedmiotów historycznych, a nie ich niszczenie czy kupczenie nimi.
Jeśli zaś istotnie ustawodawca chciałby zachować zasadę, w której to eksplorator miałby nadal dochowywać kwestii administracyjnych w zakresie informowania Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o podejmowanych poszukiwaniach, to w mojej ocenie winno się zastosować mechanizm, jaki istnieje w ustawie z dnia 7 lipca 1994 r. Prawo budowlane (tekst jedn. Dz. U. z 2021 r. poz. 2351 ze zm.), gdzie są wskazane rodzaje prac, które można wykonywać jedynie po uzyskaniu pozwolenia, jak i rodzaje prac, które wystarczy jedynie zgłosić organowi administracji.
Dziękuje za uwagę i chciałbym w tym miejscu podziękować Prezesowi PZE p. Jackowi Wielgusowi i Pełnomocnik d.s. informacji publicznej i komunikacji p. Joannie Kaferskiej – Kowalczyk za zaproszenie i pomoc w pracy na rzecz środowiska eksploratorów.
adw. Marcin Medyk
Referat Pawła Zaniewskiego (Prezes Stowarzyszenia Muzealników Prywatnych) „Absurdy organizacyjno-prawne w działalności muzeów niepublicznych”.
Dzień dobry Państwu, nazywam się Paweł Zaniewski. Jestem prezesem fundacji, dyrektorem muzeum oraz prezesem stowarzyszenia. Od wielu lat zajmuję się kolekcjonerstwem, ochroną zabytków i muzealnictwem, w trakcie dzisiejszego wystąpienia postaram się przedstawić najważniejsze wg mnie problemy, które z perspektywy obywateli i całego systemu ochrony zabytków wymagają działań legislacyjnych oraz organizacyjnych.
Na wstępie krótko o podmiotach, które wspomniałem.
Muzeum Oręża i Techniki Użytkowej w Kobyłce powstało w 2006 r. i gromadzi w szczególności muzealia będące bronią przełomu XIX i XX wieku jak również przedmioty codziennego użytku.
Fundacja EKSPONAT od 2014 r. zajmuje się wspieraniem organizacyjno-prawnym niepublicznych muzeów, ale też zakłada niepubliczne domy kultury w formie izb historycznych. Ma ich już 19.
Stowarzyszenie Polskich Muzealników Prywatnych to jedyna w Polsce organizacja zrzeszająca od 2016 r. założycieli niepublicznych muzeów wszystkich form. Stowarzyszenie zrzesza 65 prywatnych jednostek muzealnych, co stanowi niecałe 11% ogólnej liczby niepublicznych muzeów. Aby zobrazować Państwu środowisko prywatnych muzealników nadmienię, iż w 2006 r., gdy ja zaczynałem moją przygodę z muzealnictwem, niepublicznych jednostek muzealnych było niespełna 60, obecnie jest ich 620 i stanowią ponad 60% wszystkich muzeów w Polsce. To olbrzymi, niewykorzystany wewnętrzny potencjał.
Niestety na tle Europy wypadamy blado. Np. u naszych zachodnich sąsiadów, którzy mają dwukrotnie większą liczbę obywateli jednostek muzealnych jest aż 6-cio krotnie więcej.
Co więc sprawiło, że dziś na konferencji zabieram głos? Otóż to co teraz powiem, zapewne niejedną osobę zaskoczy. Uważam, że prawo o ochronie zabytków w Polsce nie jest złe, są kraje z gorszymi rozwiązaniami. Problemem są natomiast dwa zagadnienia. Źle rozumiane prawo własności i zbyt duża swoboda interpretacyjna dokonywana przez urzędników, policjantów, prokuratorów, biegłych czy też sędziów. Dodatkiem jest całkowity brak nadzoru i kontroli nad tymi interpretacjami.
Co jest zabytkiem, w tym zabytkiem archeologicznym, mówi definicja ustawowa. Mnie przeraziło stwierdzenie pewnego urzędnika urzędu konserwatorskiego, który powiedział, że „zabytkiem jest to co konserwator uzna za zabytek”. Absolutnie niedopuszczalna postawa. Zabytkiem jest to, co ustawa w swej definicji uznaje za zabytek. I dochodzimy do problemu interpretacji. Co stwierdza ustawa? Oto definicje:
Zabytek – nieruchomość lub rzecz ruchoma, ich części lub zespoły, będące dziełem człowieka lub związane z jego działalnością i stanowiące świadectwo minionej epoki bądź zdarzenia, których zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową.
Zabytek archeologiczny – zabytek nieruchomy, będący powierzchniową, podziemną lub podwodną pozostałością egzystencji i działalności człowieka, złożoną z nawarstwień kulturowych i znajdujących się w nich wytworów bądź ich śladów albo zabytek ruchomy, będący tym wytworem.
W tych definicjach nie określono ram czasowych.
Jakie to rodzi konsekwencje dla obywateli? Przede wszystkim szereg sankcji karnych, za przestępstwa przeciwko zabytkom i pseudozabytkom. Tak niejasna, uznaniowa definicja godzi w podstawową zasadę prawa karnego „nullum crimen sine lege certa”. Uznaniowość wprowadza stan niepewności i stanowi narzędzie, które w rękach niekompetentnego urzędnika może zostać wymierzone w obywateli – kolekcjonerów, muzealników i każdą inną osobę. Na przeciwległym biegunie leży bezkarność urzędnicza, o której później powiem.
Dodatkowo z powodu niedookreśloności powstają zadziwiające dyscypliny nauki, w myśl zasady „archeologia zaczyna się wczoraj”, jak chociażby coś co się nazywa „archeologia pól bitewnych XX wieku”. Przecież archeologia to wg Słownika Języka Polskiego PWN «nauka badająca na podstawie wykopalisk dzieje i kulturę dawnych społeczeństw». Należy dodać definicje: wykopalisk, dawnych społeczeństw, badań naukowych, aby mieć pełen obraz nauki, która nosi nazwę archeologia. Główny bohater jednej z serii filmów o archeologu-rabusiu podał definicję archeologii, z którą się zgadzam. Archeologia to nauka badająca fakty, a nie mity. Fakty. Niestety w dużej części interpretacji nakierowuje się na mity. Jednym z takich mitów stworzonych na potrzeby pewnej sprawy karnej prowadzonej przeciwko kolekcjonerowi, który jednocześnie działa w środowisku muzeów niepublicznych, była próba wmówienia sędziemu przez biegłego, który jest pracownikiem muzeum publicznego, jakimże to olbrzymim skarbem narodowym jest Boratynka. Boratynka lub boratynek to popularna, nieoficjalna nazwa miedzianego szeląga Jana Kazimierza, bitego w Rzeczypospolitej w latach 1659–1668. Wszystko o tej monecie wiadomo, wiadomo kiedy była bita, z jakiego materiału, w jak dużym nakładzie i gdzie. Zachowały się dokumenty. Wybito tych monet milionowe ilości. Każde muzeum zajmujące się XVII wiekiem ma ich pewnie setki. Jakąż to wartość historyczną, artystyczną lub naukową one posiadają? Może za 5 czy 10 tysięcy lat takiej wartości nabiorą. A jednak pracownik publicznego muzeum z uporem godnym obrony czci i honoru starał się wmówić sędziemu jakiż to skarb, w ilości kilkudziesięciu sztuk, posiada w swoim władztwie ów kolekcjoner. Jakaż to strata dla środowiska naukowego i społeczeństwa, iż ten „skarb narodowy” znajduje się w rękach prywatnych. Na szczęście sędzia okazał się być osobą rozsądną i kolekcjonera uniewinnił. Ale żadnych konsekwencji nie ponieśli, prokurator oraz biegły. Opinia biegłego, owego pracownika muzeum publicznego, była napisana pod oczekiwania prokuratora prowadzącego sprawę.
W efekcie proszę Państwa, w polskim systemie prawnym niemalże równą ochroną otacza się przedmioty pochodzące z XX wieku, np. łuski karabinowe, jak i przedmioty jednostkowe, unikatowe i ważne dla historii Polski, jak np. Szczerbiec, czy inne regalia królewskie. Czy dla urzędników nie jest widoczna różnica jakościowa pomiędzy tymi kategoriami przedmiotów?
Tak szeroka czasowo definicja sprawia, że Państwo chce chronić wszystko, nie wprowadzając stopniowania tej ochrony, określania priorytetów, rozróżnienia, które kategorie zabytków bezwzględnie powinny stanowić własność Skarbu Państwa, a które przedmioty historyczne mogłyby stanowić własność prywatną i zasilać np. zbiory muzeów prywatnych albo prywatne kolekcje.
Oto przykładowe przedmioty, wobec których orzeczono przepadek, uznane przez biegłych, prokuratorów i sędziów za zabytki tylko w dwóch sprawach karnych, są to autentyczne sformułowania z opinii i protokołów: 90 łusek i pocisków, 3 sztuki blaszek od munduru, 5 sztuk fragmentów metalowych przedmiotów, 2 sztuki manierek i fragment metalu, metalowy sygnet z napisem MIŃSK 1994, 540 sztuk metalowych monet luzem, itd. Żadne muzeum publiczne nie wyraziło zgody na przyjęcie tych jakże ważnych dla historii naszego kraju zabytków odebranych podsądnemu, oskarżonemu i skazanemu za przestępstwo przeciwko zabytkom. Kto zdrowo myślący widzi w tych przedmiotach zabytki?
Jakimiż to zabytkami o wartości naukowej, artystycznej czy historycznej są pordzewiałe hełmy Armii Czerwonej znajdowane w polskiej ziemi? Hełmy czerwonoarmijne są obecnie wykorzystywane przez wojsko rosyjskiego najeźdźcy na terenie walk w Ukrainie. Mówię o przedmiotach będących w użytku, a zatem niespełniających nie tylko definicji ustawowej, ale też najogólniejszego pojęcia zabytku.
O dziwolągach interpretacyjnych związanych z przedmiotami uznawanymi za broń, w szczególności palną nawet nie będę wspominał, gdyż jest to temat na tyle szeroki, że potrzeba na jego omówienie osobnej konferencji.
Olbrzymim nieporozumieniem jest przekonanie, iż pracownicy instytucji publicznych są posiadaczami większej wiedzy i doświadczenia od tzw. pasjonatów amatorów. Wystarczy przeczytać opinie tych pierwszych, aby mit specjalisty sektora publicznego runął. W tym miejscu przypomina mi się anegdota o profesjonalistach i amatorach. Profesjonaliści zbudowali Titanica, a amatorzy Arkę.
Kolejny wspomniany przeze mnie przykład, archeologia pól bitewnych XX wieku. Jakież to odkrycia historyczne, kulturowe czy naukowe zostaną ujawnione na miejscu bitwy pancernej pod Studziankami? Wszystko o tej bitwie wiadomo. Została opisana i udokumentowana w sposób bardzo precyzyjny. Uznawanie znalezisk części czołgów radzieckich czy niemieckich za zabytki archeologiczne jest kosmicznym nieporozumieniem. Dotyczy to ogólnie mówiąc nowożytnego sprzętu wojskowego czy cywilnego. Chyba że powoływanie do życia takiego potworka naukowego ma na celu uzyskanie dotacji ze środków publicznych na prowadzenie badań i napisanie opracowania powiedzmy „naukowego”. Co miało miejsce kilka lat temu w odniesieniu do jednego z fortów carskich warszawskiego pierścienia umocnień fortecznych. Czym innym jest uznawanie nowożytności za okres archeologiczny, a czym innym jest prowadzenie badań nowożytności metodami archeologicznymi.
Pierwszym wskazanym przeze mnie problemem są prawa własności. Pozostawiam na marginesie odczucia obywateli w sprawie wszelkiego rodzaju znalezisk, ponieważ te odczucia wynikają z uwarunkowań społecznych, które nie są korygowane odpowiednimi zachowaniami w procesie wychowawczym i dydaktycznym.
Zabytki archeologiczne są własnością ogólnospołeczną. Ale co z zabytkami niearcheologicznymi bądź przedmiotami niebędącymi zabytkami? Polskie rozwiązania kodeksowe mówią o własności ziemi i przedmiotów się w niej znajdujących do głębokości zwyczajowego użytkowania. I się zaczyna. Pole uprawne, ale uprawiane tradycyjnie czy przemysłowo, łąka, pastwisko, bagnisko, wyrobisko, las, nieuprawny teren miejski. To kilka przykładów. Każdy z tych terenów ma inną zwyczajową głębokość użytkowania. A teren napowierzchniowy użytkowany na mocy Prawa górniczego? Dochodzą wątpliwości praw własności przedmiotów usytuowanych na powierzchni terenu, w opuszczonych budynkach czy też pod powierzchnią wód.
Trzeba zwracać uwagę na zapisy innych ustaw, jak chociażby o rzeczach znalezionych, o mieniu porzuconym, albo na prawne dywagacje na temat różnicy przedmiotu porzuconego i zgubionego, a może jeszcze ukrytego. Przekazane Państwu przykłady implikują możliwość powstania wielu interpretacji, nad którymi nie ma kontroli i nadzoru.
Poważnym problemem jest nieznajomość prawa ochrony zabytków ze strony policji, prokuratury, sądów, a także, co jest przerażające ze strony urzędników urzędów ochrony zabytków. Przedstawię teraz dwa najświeższe przykłady, które dotyczą mnie osobiście.
Pierwszy to kradzież lub zaginięcie bagnetu znalezionego na terenie Bitwy Warszawskiej pod Radzyminem. Bagnet był własnością mojego muzeum. Został wypożyczony do samorządowej instytucji kultury. Zaginął lub został skradziony. Złożyłem zawiadomienie, domagając się prowadzenia postępowania w kierunku niedopełnienia obowiązków służbowych burmistrza Wołomina, nieprawidłowego nadzoru właścicielskiego, braku kontroli zarządzania majątkiem powierzonym w odniesieniu do tej instytucji. Burmistrza jako kierownika podmiotu będącego organizatorem tej samorządowej instytucji, w związku z zapisem karnym ustawy o ochronie zabytków. Od początku policja pod kierunkiem prokuratury rejonowej prowadziła postępowanie w kierunku zaboru mienia, czyli kodeksu karnego. W przypadku zabytków prawem nadrzędnym jest ustawa o ochronie zabytków jako lex specialis. Ta ustawa ma pierwszeństwo przed kodeksem karnym. I cóż? Prokuratura umorzyła postępowanie, gdyż nie dopatrzyła się znamion przestępstwa. Nie ma przestępstwa, nie ma kary za brak nadzoru, nie ma zabytku. Muzeum jest nadal stroną poszkodowaną. Urzędnicy są zadowoleni, ja nie jestem.
Drugi przykład to zniszczenie zabytków nieruchomych. 7 lat temu PKP modernizowało trasę kolejową. Dwie wiaty peronowe były i są w dalszym ciągu wpisane do gminnej ewidencji zabytków w Kobyłce. Tych wiat już nie ma, zostały zniszczone, nie wydano decyzji konserwatorskiej zezwalającej na ich zniszczenie. Sprawa trafiła do Wojewódzkiego Mazowieckiego Urzędu Ochrony Zabytków, który zamiast samodzielnie podjąć postępowanie z mocy ustawy o ochronie zabytków, przekazał ją do wojewódzkiego nadzoru budowlanego powołując się na Prawo budowlane. To mam pytanie, który urząd jest ustawowo powołany do kontroli zabytków nieruchomych?
Wrócę teraz do środowiska niepublicznych muzeów.
Czym jest ustawowe muzeum niepubliczne? To zasadnicze pytanie.
Zgodnie z definicją ustawową (zapis w ustawie o muzeach w art. 1): Muzeum jest jednostką organizacyjną nienastawioną na osiąganie zysku, której celem jest gromadzenie i trwała ochrona dóbr naturalnego i kulturalnego dziedzictwa ludzkości o charakterze materialnym i niematerialnym, informowanie o wartościach i treściach gromadzonych zbiorów, upowszechnianie podstawowych wartości historii, nauki i kultury polskiej oraz światowej, kształtowanie wrażliwości poznawczej i estetycznej oraz umożliwianie korzystania ze zgromadzonych zbiorów.
Czyli zgodnie z tym zapisem muzeum jest podmiotem, jednostką organizacyjną. Idźmy dalej. Ustawa o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej stwierdza, iż: „Działalność kulturalna w rozumieniu niniejszej ustawy polega na tworzeniu, upowszechnianiu i ochronie kultury.” Następnie stwierdza, że: „Formami organizacyjnymi działalności kulturalnej są w szczególności: teatry, opery, operetki, filharmonie, orkiestry, instytucje filmowe, kina, muzea, biblioteki, domy kultury, ogniska artystyczne, galerie sztuki oraz ośrodki badań i dokumentacji w różnych dziedzinach kultury.”
W odniesieniu do muzeów niepublicznych to są dwa najistotniejsze stwierdzenia. W ustawie o muzeach zapisano, że muzeum to jednostka organizacyjna, w ustawie o działalności kulturalnej zapisano, że działalność muzeów (a nie ich założycieli) jest działalnością kulturalną. Zatem muzeum jako takie, a nie założyciel, jest podmiotem kultury. I co z tego wynika? Absolutnie nic.
Zalecenie CM/Rec(2007)14 Komitetu Ministrów dla państw członkowskich w sprawie statusu prawnego organizacji pozarządowych w Europie (Przyjęte przez Komitet Ministrów w dniu 10 października 2007 r. na 1006 posiedzeniu Zastępców Ministrów) nakazuje traktowanie każdej osoby fizycznej lub każdego podmiotu jako organizacji pozarządowej po spełnieniu dwóch generalnych warunków: po pierwsze taka osoba lub podmiot nie mogą być stale finansowane (w rozumieniu utrzymywane) ze środków publicznych oraz ich działalność musi się mieścić w katalogu działalności pożytku publicznego. Wydawałoby się, iż muzea niepubliczne spełniają oba warunki. Nie są utrzymywane ze środków publicznych i wykonują działalność pożytku publicznego (jest to działalność kulturalna, edukacyjna, ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego, działalność na rzecz tożsamości narodowej). Polska przegrała w Trybunale Europejskim kilka spraw o nieuznawanie osób i podmiotów za organizacje pozarządowe. A mimo tego nadal urzędnicy nie uznają muzeów niepublicznych za organizacje pozarządowe. Pomimo zapisów ustawowych oraz spełnienia warunków unijnych Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej wydało, również w 2007 r. już po podpisaniu porozumienia w sprawie przyjętego zalecenia, interpretację, że muzea niepubliczne nie mieszczą się w katalogu organizacji pozarządowych. Tę haniebną, niezgodną z duchem unijnego prawa, interpretację potwierdziło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz, o zgrozo, Rzecznik Praw Obywatelskich.
Czym to skutkuje? Niemożnością otrzymania numeru identyfikacji podatkowej, niemożnością założenia rachunku bankowego dla muzeum, niemożnością zatrudniania pracowników i zawierania umów wolontarystycznych, niemożnością prowadzenia działalności gospodarczej, niemożnością sprzedaży biletów, niemożnością prowadzenia odpłatnej działalności kulturalnej, niemożnością organizacji zbiórek pieniężnych i otrzymywania pieniężnych darowizn oraz niemożnością uzyskania dofinansowania publicznego, itd. Żadne towarzystwo ubezpieczeniowe nie chce ubezpieczyć zbiorów muzeów niepublicznych. Muzea i ich właściciele, którzy ponoszą olbrzymie koszty i wyrzeczenia nie mogą liczyć na jakiekolwiek wsparcie publiczne. Właściciele nieruchomości, w których jest prowadzona działalność muzealna nie mogą liczyć na ulgi w podatku od nieruchomości. Osoby wspierające działalność muzeów niepublicznych w formach finansowych i rzeczowych nie mogą liczyć na ulgi podatkowe.
Jednakże urzędnicy ministerialni i pracownicy Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów w odniesieniu do osób pragnących posiadać własne muzeum okazują swego rodzaju dualizm psychiczny. Z jednej strony nie informują o konieczności uzyskania numeru REGON w ciągu 90 dni od dnia założenia muzeum (jest jeden wyjątek od tego obowiązku), a z drugiej strony wymuszają dokonanie zapisu w regulaminie muzeum o możliwości prowadzenia działalności gospodarczej przez muzeum doskonale wiedząc, że dzięki m.in. również ich interpretacji muzeum nie uzyska numeru NIP, zatem nie może prowadzić działalności gospodarczej. Czy ktoś jest w stanie to zrozumieć?
O myleniu przez urzędników, nawet ministerialnych czy zatrudnionych w NIMOZ-ie, pojęć ustawowych – „organizator” i „założyciel” muzeum nawet wstyd wspominać.
Kolejnym przykładem jakiegoś rodzaju absurdu są pojawiające się w ostatnim czasie opinie urzędnicze, o niemożności sprzedaży muzealiów będących własnością założycieli muzeów. Zgodnie z zapisem ustawowym muzealia stanowią bowiem własność osoby lub podmiotu, który muzeum założył, a nie muzeum jako samodzielnego bytu. Przecież prawo własności, w tym prawo swobodnego dysponowania majątkiem, jest jednym z podstawowych praw konstytucyjnych. A jednak są urzędnicy, którym wydaje się, że prawo własności nie obowiązuje w prywatnej jednostce muzealnej. I powiem Państwu, że oni mają rację, im się wydaje.
Absurdalne są również pojawiające się wypowiedzi pracowników muzeów publicznych, którzy swoje małe doświadczenie z zakresu organizacji i funkcjonowania muzeów chcą przenieść na grunt jednostek prywatnych. Oto kilka przykładów „bajek z mchu i paproci”, które do mnie docierają od lat: w muzeum prywatnym trzeba zatrudnić dyplomowanego kustosza; wszystkie eksponaty są własnością Skarbu Państwa i przy likwidacji muzeum trzeba je oddać do muzeum państwowego; tylko muzea publiczne mają prawo gromadzenia zabytków archeologicznych i odzwierzęcych; muzea prywatne są gorzej zarządzane od muzeów publicznych; wszystkie muzea prywatne muszą spełniać wymagania instytucji publicznych itp.
Pomimo przekazanej ze strony Stowarzyszenia Polskich Muzealników Prywatnych propozycji do Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów nawiązania współpracy w zakresie prowadzenia szkoleń dla założycieli muzeów niepublicznych oraz osób, które chciałyby takie muzeum założyć, przekazywania wiedzy i doświadczenia założycieli, którzy prowadzą własne muzea już wiele lat, dyrekcja Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów nie wyraziła chęci nawiązania takiej współpracy. Również Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie było zainteresowane pogłębieniem wiedzy na temat zaproponowanego przez nas programu pod nazwą „Muzealnik+”, który miał w założeniu ułatwić zdobycie doświadczenia w pracy w muzeum przez studentów ostatniego roku lub absolwentów kierunku muzealnictwo, a z drugiej strony byłby wsparciem w pracach organizacyjnych każdego zgłaszającego się do programu muzeum niepublicznego i publicznego, ponieważ nasz pomysł dotyczył wszystkich muzeów, a nie tylko sektora niepublicznego.
Kilka lat temu zaproponowałem Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego pomoc ze strony Stowarzyszenia Polskich Muzealników Prywatnych w sprawie uporządkowania dokumentów założycielskich powstałych muzeów oraz uporządkowania wykazu muzeów w Polsce. Odpowiedź była oczywista, czyli negatywna. Nie ma w naszym kraju jednolitego i uporządkowanego, a co za tym idzie wiarygodnego wykazu muzeów. Istnieją trzy, w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego (jest najbardziej zbliżony do prawdy, chociaż posiada nawet błędy ortograficzne), w Narodowym Instytucie Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów oraz w Głównym Urzędzie Statystycznym. Rozbieżności między tymi wykazami są jak odległości kosmiczne.
Zgłosiłem Stowarzyszenie Polskich Muzealników Prywatnych jako członka zespołu powołanego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego do spraw opracowania zmian w ustawie o muzeach, oczywiście z wiadomym państwu efektem, odmową.
Niestety, my właściciele muzeów niepublicznych, napotykamy mur niechęci i niezrozumienia z jednej strony, a z drugiej „bat” nakazów urzędniczych. O nastawieniu urzędników i działaczy samorządowych nawet nie wspomnę, chociaż nie przeczę, są szlachetne wyjątki, ale one tylko potwierdzają regułę. Dysproporcja mocy sprawczej nie ma nic wspólnego z demokracją, a bardziej przypomina urzędniczą dyktaturę. Prosimy o pomoc organizacyjną, odpowiedź brzmi nie. Prosimy o wsparcie finansowe, odpowiedź brzmi nie. Proponujemy współpracę, odpowiedź brzmi nie. A z drugiej strony narzuca nam się obowiązki na równi z dotowanymi ze środków publicznych muzeami publicznymi.
Wymuszanie na właścicielach muzeów prywatnych dokonywania montażu drogich systemów alarmowych, wizyjnych oraz wszelkiego rodzaju zabezpieczeń jest absurdalne. Dlaczego? Otóż muzeum niepubliczne posiada zbiory prywatne, prywatny majątek. To właściciel tego majątku ma mieć decydujące i ostateczne zdanie na temat jakości zabezpieczeń, bo to jest jego majątek. Dlaczego bezpieczeństwo tego majątku gdy był tylko kolekcją pana Iksińskiego nie wzbudzało takiego zainteresowania urzędów? Kolejną sprawą jest unijna zasada proporcjonalności. Zabezpieczenia należy dostosować do poziomu potencjalnego oraz faktycznego ryzyka. Po trzecie znamienne jest, iż co najmniej od czasu gdy ja przypatruję się różnym statystykom muzealnym, nie odnotowano przestępstwa kradzieży wewnętrznej oraz zewnętrznej w muzeach prywatnych, natomiast jest ich dość dużo w muzeach publicznych.
Przypomniał mi się jeszcze jeden absurd. Muzea i inne jednostki publiczne zepsuły rynek mebli i zabezpieczeń technicznych. Bezrefleksyjne płacenie horrendalnych cen za meble, gabloty czy systemy dozoru wizyjnego doprowadziły do sytuacji paradoksalnej. Jeśli wysyłamy zapytanie ofertowe do producenta np. gablot prezentacyjnych, to wystrzegamy się ujawniania, że potrzebne są one do muzeum, ponieważ cena takich gablot czy innych sprzętów wzrasta automatycznie o co najmniej 70%. Jeśli złożymy zapytanie jako np. sklep jubilerski, to ceny są na w miarę akceptowalnym poziomie.
Do czego taki stan prawny i faktyczny prowadzi? Przede wszystkim uderza w prywatne muzealnictwo i grono kolekcjonerów w Polsce, które można szacować na kilkaset tysięcy osób. Tłumiona jest zatem siła, która w XIX wieku pozwalała na krzewienie ducha narodowego wśród Polaków prześladowanych przez zaborców, doprowadziła do powstania pierwszych na ziemiach polskich muzeów, pierwszych inwentarzy zabytków. To społeczeństwo w okresie II RP czyniło większe nakłady finansowe na ochronę zabytków niż Skarb Państwa. Dziś z pasjonatów robi się złodziei, a z prywatnych muzealników – paserów. Jednocześnie w Krajowym Programie Ochrony Zabytków i Opieki nad Zabytkami uchwalanym przez Radę Ministrów ubolewa się nad zbyt małym społecznym zaangażowaniem w system ochrony zabytków.
Jakich rozwiązań oczekuje środowisko kolekcjonerów i muzealników prywatnych?
Dla mnie osobiście wzorem opieki Państwa nad kolekcjami prywatnymi jest przedwojenna Ustawa z dnia 28 marca 1933 r. stwierdzająca, że „muzeami publicznymi” są wszelkie zbiory państwowe, samorządowe, publiczno-prywatne oraz prywatne o ile są udostępnione dla publiczności. Bardzo prosta oraz zrozumiała definicja zbiorów upublicznionych. A co ważniejsze, ustawa umożliwiała wsparcie Państwa w sposób finansowy i niefinansowy właścicieli tych kolekcji.
Środowisko kolekcjonerów, w tym muzealników prywatnych, pragnie nawiązania współpracy w zakresie opracowania zasad równego traktowania zbiorów publicznych i prywatnych, pomocy finansowej i niefinansowej, ubezpieczenia zbiorów. Możliwości zastosowania ulg podatkowych i obniżenia podatków od nieruchomości, sprzedaży biletów i uzyskiwania innych przychodów, co się bezpośrednio przełoży na przychody budżetowe.
Na koniec przytoczę Państwu słowa wybitnej postaci środowiska naukowego zajmującej się ochroną zabytków:
„W okresie powojennym przeważało przeświadczenie, że zabytki znajdujące się w zbiorach publicznych są poddane skuteczniejszej ochronie, lepiej konserwowane i udostępnione społeczeństwu, co powodowało przesadne tendencje do upaństwowienia wszystkich ruchomych dzieł sztuki lub przynajmniej poddanie ich przymusowej rejestracji.
Obecnie staje się widoczne, iż wyłączność placówek państwowych w tej sferze nie rozwiązała problemów ochrony. Jest ewidentne, iż nawet najbogatsze państwo nie jest w stanie w całości utrzymywać wszystkich placówek muzealnych z części budżetu przeznaczonej na cele kulturalne. Powrót do inicjatyw lokalnych, popieranie działalności skomercjalizowanej, tworzenie fundacji i patronatów nad muzeami jest równie celowe jak rzeczywiste popieranie zorganizowanego kolekcjonerstwa oraz wszelkich form zaangażowania społecznego (koła przyjaciół muzeum, oddziały towarzystw naukowych)”
J. Pruszyński, Ochrona zabytków w Polsce, Warszawa 1989 r., s. 276.
Dziękuję za uwagę.
Redaktor naczelny czasopisma "Odkrywca"
To prawo jest jak cały rząd pisiorów )