Leszek Adamczewski  (1948 – 2022) i tajemnice historii

Udostępnij:

Złowieszcze Góry, Bursztynowa Komnata, Zamek Książ, tajemniczy Lubiąż, MRU i bomba atomowa III Rzeszy

Leszek Adamczewski na słynnym 65 km pod Wałbrzychem – miejsce związane z legendą Złotego Pociągu. Po prawej Paweł Piątkiewicz, członek GEMO i wieloletni towarzysz wypraw z Leszkiem Adamczewskim.

Leszek pisał, pisał dużo i ciekawie. Pisał z pasją. Zaczął od artykułów do czasopism i gazet – był przecież dziennikarzem – później pisał książki. Napisał ich prawie 30! Już nie pamiętam, kiedy miałem pierwszy kontakt z Jego tekstami, ale jednego jestem pewien. Kiedy na przełomie 1983–1984 roku w „Głosie Wielkopolskim” pojawił się 9-częściowy cykl artykułów zatytułowany „Złowieszcze Góry”, to od tego momentu codziennie z wypiekami na twarzy wyczekiwałem kolejnych sensacyjnych artykułów o tajemnicach wojny i ukrytych, zaginionych skarbach.

Leszek był prawdziwym wirtuozem w wymyślaniu tytułów artykułów i książek. Mówił „to one przyciągają czytelnika”. I miał rację. Przekonywałem się o tym,  odwiedzając księgarnie i widząc, jakie wzięcie mają Jego dzieła.

Ale na nasze pierwsze spotkanie musiałem poczekać do 1993 roku. Przeczytałem na łamach „Głosu Wielkopolskiego” cykl artykułów o Bursztynowej Komnacie autorstwa Leszka. Interesowałem się tym tematem od dawna. Mieszkałem wtedy już kilka lat w Niemczech. Podczas mojej wizyty w Poznaniu zadzwoniłem do redakcji i umówiłem się na spotkanie. Przy kawie i gorącej czekoladzie z redakcyjnego automatu podyskutowaliśmy o losach BK. Akurat wyszła Jego „Zaginiona Komnata”. Ja miałem ze sobą książkę o Bursztynowej Komnacie jednego z niemieckich autorów. Streściłem Mu ją w ciągu kilkunastu minut. Leszkowi tak spodobała się zawartość książki, że chciał ją ode mnie odkupić. Podarowałem Mu ją, będąc dumny z tego spotkania.

Leszek Adamczewski pod „Osówką”, jednym z drugowojennych kompleksów „Riese” w Górach Sowich. Rok 1996.

I tak się zaczęła nasza prawie 30-letnia znajomość i przyjaźń. Dwa lata później zaproponowałem Leszkowi udział w moich „wyprawach” w Góry Sowie. Projekt „Riese” był wtedy moim oczkiem w głowie. Od 1995 roku odbyliśmy kilkanaście miłych, ciekawych wyjazdów. Korzystaliśmy z Jego dziennikarskiej legitymacji (robiła wrażenie!), która otwierała nam drzwi wielu urzędów, instytucji i pomagała rozwiązywać języki miejscowych. Leszek chodził i wchodził z nami wszędzie, mimo że był od nas starszy – nawet za cenę ubrudzenia spodni i jeansowej kurtki, która obok czarnej przewieszonej przez ramię torby była jego nieodłącznym towarzyszem wypraw.

Interesował się wszystkim. Pamiętam, że „strzelał” dużo fotek. Kazał nam zawsze iść trochę z przodu i robił zdjęcia. Jak mówił, „bez żywych osób” zdjęcie jest „martwe”. Jeździliśmy do Lubiąża rozwiązywać klasztorne tajemnice, byliśmy na MRU, poszukując ukrytych dzieł sztuki. Przy okazji opowiadał nam o swoich spotkaniach w redakcji z osobami, które po przeczytaniu jego artykułów chciały Mu coś opowiedzieć, skorygować.

W tym czasie pisał już swoje książki. Zazdrościłem Mu Jego stylu pisarskiego, takiego reportażowo-historycznego. Mówił do mnie: „Darek, twój styl jest dobry, ale trudny. Zanudzasz czytelników tymi odnośnikami (tekstami źródłowymi, miał na myśli), a ja po prostu piszę, jak było na podstawie różnych źródeł, a czytelnik niech sobie szuka gdzie chce”. Zazdrościłem Leszkowi jeszcze jednej umiejętności, a mianowicie łączenia zasłyszanych, zanotowanych kiedyś faktów i informacji z aktualnie pisanymi tekstami. Jak z rękawa potrafił wyciągać różne interesujące informacje i nigdy się nie pomylił. Miał fenomenalną, dziennikarską pamięć. Leszek podsyłał mi bardzo często do tłumaczenia niemieckie teksty fragmentów książek czy całych artykułów, które Go interesowały. Zawsze gorąco dziękował, a ja miałem satysfakcję, że jestem częścią jego książek.

Autorski festyn, sierpień 2001. Z lewej Leszek Adamczewski wpisuje dedykację dla Darka Garby (z prawej z córką Oliwią).

Naprawdę byłeś, Leszku, Wielkim Mistrzem Pióra. Wiele się od Ciebie nauczyłem, przeżyliśmy mnóstwo wspaniałych przygód, wypiliśmy morze piwa i przedyskutowaliśmy setki godzin na „skarbowe tematy”.

Będzie mi Ciebie brakowało. Spoczywaj w spokoju.

Dariusz Garba

Od redakcji „Odkrywcy”:

Leszek Adamczewski był dla nas Przyjacielem. Jeden z nas towarzyszył Leszkowi w większości wypraw w teren, jakie odbywał w celu weryfikacji swoich hipotez. Inni wielokrotnie korzystali z Jego ustaleń i informacji związanych z tajemnicami II wojny światowej. Leszek Adamczewski często przecierał eksploracyjne szlaki, docierając jako pierwszy do świadków wydarzeń sprzed lat i po raz pierwszy te relacje publikując.

Żegnaj, przyjacielu.

„Odkrywca“ będzie o Tobie pamiętał!

Udostępnij:

Dodaj komentarz

css.php