„Nie będę mówił długo, bo chcę, by to muzeum zostało otwarte jak najszybciej”, usłyszeliśmy podczas przemówienia kustosza muzeum podpułkownika Tomasza Ogrodniczuka.
8 października swoje bramy otworzyło Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu przy ul. 3 Pułku Lotniczego 4. Siedziba złożona jest z czterech dużych pawilonów o powierzchni około 6 tys. metrów kwadratowych. Dodatkową powierzchnię tworzy nowoczesne zadaszenie pomiędzy czterema budynkami muzeum, które w przyszłości będzie można wykorzystać również jako dodatkowo miejsce na muzealną ekspozycję. W czasie uroczystości otwarcia dla mediów w tym miejscu znajdował się polski czołg 7TP.
Można teraz – i słusznie – podziwiać rozmach, bogactwo kolekcji i doprowadzenie dosłownie wszystkich jej eksponatów do stanu niemal pełnej używalności. A łatwo nie było…
Pancerniacy i pasjonaci
Historia poznańskiego muzeum to prawdziwa odyseja. Zaczyna się gdzieś w latach 60. i jest ściśle związana z poznańską Oficerską Szkołą Wojsk Pancernych. To tam zaczęto gromadzić wycofywaną ze służby broń pancerną. Pierwszymi eksponatami stały się sowiecki czołg T-34 oraz dwa samobieżne działa Su-85 i Su-122. Potem doszły do tego akcje eksploracyjne – szukanie i wyciąganie z rzek, bagien, stawów różnego rodzaju obiektów (dwie takie akcje z 2008 oraz 2011 roku przypominamy na kolejnych stronach naszej gazety). Towarzyszyły im wieloletnie prace remontowe i rekonstrukcyjne. Potem doszły działania związane ze sprowadzaniem obiektów z zagranicy: Portugalii, Grecji czy Norwegii.
I tak powstało muzeum w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu (CSWL). Sprzęt był tam gromadzony na ok. 750 mkw. zadaszonej powierzchni. Nie było szans na jego wyeksponowanie oraz na normalne zwiedzanie. Aż do dziś.
Tankietka TKS z 1935 roku. Brała udział w wojnie obronnej 1939 roku, przejęta przez Niemcy trafiła do Norwegii. Stamtąd została w 2012 roku sprowadzona do Polski w stanie bardzo złym. Prace przy TKS polegały na pozyskiwaniu części oryginalnych, jak i dorabianiu nowych na wzór oryginału. Dziś tankietka jest „na chodzie”. T-72 M2D „Wilk”, prototyp czołgu P-91. T-72 produkowano w Niżnym Tagile w Uralskiej Fabryce Wagonów (UWZ). T-72 wprowadzono na uzbrojenie wojsk radzieckich na początku lat 70. Czołg T-54 był produkowany w KUM Bumar Łabędy na licencji radzieckiej. Na bazie T-54 powstało szereg innych pojazdów. Konstrukcja czołgu 7TP była polskim rozwinięciem brytyjskiego czołgu Vickers E.
Co na ekspozycji?
Nie sposób wyliczyć w tym artykule wszystkich kilkudziesięciu zabytków, które można podziwiać w muzeum. Zacznijmy jednak od „gwiazd filmowych”. Czołg T-34 to ten, który pojawił się na planie filmu „Poznań 56” w reżyserii Filipa Bajona, z kolei czołgi T-54 i T-55 zostały wypożyczone ekipie Stevena Spielberga, który we Wrocławiu realizował zdjęcia do „Mostu szpiegów”. Jest również czołg T-34–85 „Rudy” – maszyna, którą przy kręceniu serialu „Czterej pancerni i pies” wykorzystano do kręcenia scen rozgrywających się wewnątrz pojazdu. I pewnie nie jeden jeszcze raz muzeum będzie wypożyczać swoje eksponaty filmowcom…
Jednak dla pasjonatów historii powyższe eksponaty najpewniej nie będą najważniejsze. O wiele większe wrażenie będą sprawiały unikatowa niemiecka armata polowa 7,7 cm leichte Feldkanone (l.F.K.) 1896 n. czy polska tankietka z 1935 roku, a także czołg lekki 7TP. Trudno też przejść obojętnie obok czołgów Patton, Centaur, Sherman Firefly i Jagdpanzer 38(t) Hetzer.
Dla muzealników repliki nie mają takiej wartości jak oryginał, ale warto wspomnieć o jednej z nich, która znajduje się w muzeum – Austin-Putiłow „Poznańczyk”. To typ samochodu pancernego, który powstawał w Rosji w Zakładach Putiłowskich w Petersburgu, a budowano je na importowanych podwoziach ciężarówek Austin z Wielkiej Brytanii. 28 maja 1920 roku w rejonie Bobrujska żołnierze z Wielkopolskiego 55 Pułku Piechoty zdobyli taką maszynę, nazwali ją „Poznańczyk” i włączyli do składu 1. Wielkopolskiego Plutonu Samochodów Pancernych. Replika powstała w warsztacie Małgorzaty i Waldemara Banaszyńskich w Wolsztynie. Aż trudno sobie wyobrazić, że mogłoby w muzeum poznańskim zabraknąć takiego „poznańskiego” eksponatu, nawet jeśli to tylko replika.
Na nas spore wrażenie zrobił czołg „Szczupak”. Powstał on w wyniku głębokiej modernizacji modelu IS-3, polegającej głównie na wzmocnieniu pancerza. Klinowy kształt przodu sprawił, że nazwano go nieoficjalnie „Szczupak”. Czołgi te nie wzięły udziału w drugiej wojnie światowej, ale pojawiły się na paradzie zwycięstwa w Berlinie, gdzie stały się sensacją dla aliantów. Już wtedy został uznany przez nich za bardzo groźny czołg. Obecnie w Polsce mamy raptem dwa takie egzemplarze. Jeden w Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej w Warszawie, a drugi właśnie w Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu.
Można też oglądać czołg T-54. Mimo że był produkowany na licencji w naszych zakładach KUM Bumar Łabędy w latach 1958–1964, to posiadamy obecnie zaledwie… jeden egzemplarz. Pozostałe zmodernizowano do standardu T-55.
Zwraca uwagę również T-72M2D „Wilk” – prototyp czołgu PT-91, seryjny czołg T-72M2D, na którym testowano podzespoły przewidziane do montażu do nowej wersji czołgu. Otrzymał m.in. reaktywny pancerz Erewa, nowy system kierowania ogniem Drawa, system ostrzegający o promieniowaniu laserowym Obra, pasywny noktowizor etc.
Kustosz muzeum, bez którego ono by nie powstało, prawdziwy pasjonat broni pancernej, podpułkownik Tomasz Ogrodniczuk marzy jeszcze o otwarciu poligonu, na którym będzie można zobaczyć pojazdy w ruchu – bo wszystkie są „na chodzie”, dzięki wielu godzinom ciężkiej pracy miłośników broni.
StuG IV prezentuje się na wystawie jak nowy. Sturmgeschütz IV – niemieckie samobieżne, szturmowe działo pancerne z okresu II wojny światowej. Pierwszy zachowany egzemplarz StuGa IV został odnaleziony w 1999 roku. Reportaż z 2008 roku, który przypominamy na str. 14, pokazuje jego stan StuGa IV po wydobyciu z ziemi (Odkrywca 250). M47 Patton – amerykański czołg podstawowy I generacji. Wszystkie czołgi w muzeum są „na chodzie”. OT-62 TOPAS – gąsienicowy transporter opancerzony produkcji czechosłowackiej, M48 Patton – czołg średni produkcji amerykańskiej. Większość podstawowych elementów M48 Patton pochodzi z poprzednich modeli produkcyjnych.
Eksploracja ma sens
Kiedy eksploratorzy wydobywają artefakty z ziemi, czasem pada pytanie: „A po co oni to robią? Nie lepiej, gdy będzie to wciąż leżało w ziemi?”. Muzeum Broni Pancernej ma co najmniej dwa eksponaty, które są niezbitym dowodem na to, że wyciąganie z ziemi ma głęboki sens, jeśli z góry się założy, że ich pozyskanie to pierwszy krok w długim maratonie ratowania zabytków. Kolejnymi etapami są bowiem konserwacja, kolekcjonowanie brakujących części i skrupulatna rekonstrukcja. Trwa to latami, bywa, że dziesiątkami lat, aż doprowadzi się zabytki do wartości wystawienniczej, a nawet do używalności.
W Poznaniu można przecież zobaczyć idealnie zrekonstruowany pojazd Sonderkraftfahrzeug 6. Pod koniec wojny zdobyła go armia radziecka i używała do transportu beczek z paliwem. Zatonął w starorzeczu Warty w Białobrzegach koło Pyzdr, podczas próby przeprawy po lodzie. Odnaleziono go i wydobyto latem 2011 roku, a remontu dokonali „Pancerni Magicy” Artura Zysa z Pławiec. Imię „Bedi”, znajdujące się na boku maski ciągnika, pochodzi od mechanika, który odbudował nadwozie ciągnika.
A drugim takim przykładem jest działo samobieżne StuG IV. Oba w idealnym stanie. Przecież w 2008 roku w „Odkrywcy” przeczytamy: „Gdy w listopadowym numerze »Odkrywcy« (z 2006 r.) pisaliśmy o drugiej próbie wydobycia, zastanawialiśmy się, czy Sturmgeschütz IV stanie się ozdobą militarnej kolekcji Muzeum Broni Pancernej i czy »zagra« jego legendarny silnik… Teraz wiemy, że tak się stanie. Kiedy? Czas pokaże. O wszystkim będziemy informować naszych Czytelników na bieżąco.
Centaur, Mk.VIII pierwsze modele A27 zostały wyposażone w przestarzałe silniki Liberty. IS-3 zwany nieoficjalnie „Szczupakiem”. ISU-152, radzieckie działo samobieżne, było m.in. używane przez Ludowe Wojsko Polskie. ASU-85 – lekkie działo samobieżne, przeznaczone do wsparcia wojsk powietrznodesantowych, w Polsce używane w latach 1966-1976. Sd.Kfz. 6 – półgąsienicowy ciągnik, historię jego wydobycia opisujemy w reportażu na str 10 (Odkrywca 250).
Gdy minęła radość z osiągniętego sukcesu zaczęły się żmudne, obliczone na wiele lat prace renowacyjne. Niezwykle kosztowne. Problem w tym, że poznańskie Muzeum Broni Pancernej nie dysponuje na ten cel żadnymi środkami. Dlatego też kpt. [dziś podpułkownik – przyp. red.] Ogrodniczuk wraz z Towarzystwem Przyjaciół Sopotu zwraca się do wszystkich z ogromną prośbą o pomoc finansową”.
Dziś wiemy, że wszystko się udało, a „Odkrywca” jak obiecał na bieżąco informuje, a także wspomina na kolejnych stronach (str. 10-17) stare czasy, kiedy wydobywano z wody i błota przyszłe eksponaty Muzeum Broni Pancernej.
Fot. A. Daczkowski

Jest to pełny artykuł
„Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu” opublikowany w numerze
Odkrywca 11 (250) listopad 2019
Redaktor naczelny czasopisma "Odkrywca"