W 5 minut przekonasz się, czy warto poświęcić kilka, kilkanaście wieczorów z książką, która poddaje analizie wielką i wieloletnią legendę o skarbie Inków na Zamku Niedzica.
Jak zachęcić do lektury książki, której tytuł brzmi dla wielu jak z taniego kryminału połączonego z niewiele droższym romansem okraszonym nutką egzotyki? Tak wyobrażam sobie bowiem ocenę tego tytułu tych, którzy nic nie słyszeli o tym, co zdarzyło się 31 lipca 1946 roku w zamku Niedzicy. Wówczas to Andrzej Benesz, prawnuk byłych właścicieli zamku, wydobył spod schodów… rurę z pękiem rzemieni – tzw. kipu…
Zatem zachęcam najprościej jak można: skarb Inków w zamku Niedzica to nieprawdopodobna historia, która była… uprawdopodobniona. Ów splot elementów niemal fantastycznych z… dowodami na tę fantazję intrygował wielu dociekliwych badaczy. Jednak dopiero Maciej Bartków rozmontował ją na części pierwsze tak, że mamy dzisiaj jasność w tej sprawie. Jakimi ostatecznymi wnioskami kończy autor „Tajny Zamek Niedzica”? Gdybym tutaj je zdradził, mielibyście do mnie słuszną pretensję. Zachęcam zatem do lektury, która powinna wam zająć kilka-kilkanaście wieczorów.
Jak się robi śledztwo dziennikarskie?
Nie mogąc zatem napisać o finale, zaznaczę kilka istotnych walorów tej książki. Jest to choćby klarowny sposób zaprezentowania samego toku śledztwa dziennikarskiego. Świetne są działy, składające się z samych pytań: uczą ich stawiania, wykonywania takiej listy, dzielenia na te, na które mają łatwe i pewne odpowiedzi, i na te, na które odpowiedzi pewnych jeszcze brak.
Autor również wprowadza element „głośnego myślenia”. Słychać tam często wahania, refleksję, co należy zrobić w kolejnym kroku, zdziwienie etc. Gdyby Maciej Bartków chciał napisać drugą książkę pod tytułem „Sztuka prowadzenia śledztwa dziennikarskiego”, to… już ją ma. Wystarczy, że z „Tajnego Zamku Niedzica” ostatnie działy z ostatecznymi wnioskami przesunie na początek książki. A po nich napisze: „skoro już wiecie, czym cała historia się kończy i nie będzie towarzyszyło Wam zaciekawienie podczas lektury, co będzie na następnej stronie, możecie się zatem skupić wyłącznie na tym, jak ja do tego wszystkiego doszedłem, czyli na moim warsztacie śledczym”. Taka książka byłaby świetna i zdaje się, że byłby to pierwszy poradnik napisany przez Bartkowa. Gorąco go do tego zachęcam!
Jak się tworzy rzeczywistość?
Ta książka ma jednak jeszcze kolejny plan, już wcale nie tak oczywisty. Dla bardzo uważnego czytelnika jest też zupełnie innym poradnikiem, a to takim „na opak”. To spojrzenie „na opak” może pomóc bowiem w wytworzeniu czegoś, co będzie na pierwszy rzut oka bajką, ale na drugi rzut oka – może mieć solidne fundamenty uwiarygadniające. Tak, ta książka – pewnie trochę mimochodem – jest również poradnikiem do tworzenia takich właśnie historii. Wymaga wówczas czytania nieco innego – uwaga czytelnika musi się bardziej skupić na tym, co i jak robili bohaterowie historii, a nieco mniej na śledczym Macieju Bartkowie. Zatem jeśli chcesz dodać swojej osobie czy rodzinie, ale także obiektowi historycznemu, który masz pod opieką – zaskakującej, ale i uprawdopodobnionej tajemniczej aury – warto sięgnąć po te kilkaset stron.
Dlaczego warto czytać romanse i książki przygodowe?
Powtarzam dla pewności – książka Macieja Bartkowa ani romansem, ani książką przygodową nie jest. Jest poważnym śledztwem dziennikarskim. Jednak – bez zdradzania tajemnicy dlaczego – okazuje się, że w jej przypadku warto znać nawet trzeciorzędne romanse, kryminały czy książki przygodowe. Niosą one czasem pewien rodzaj wyjaśnienia nawet największych polskich tajemnic skarbowych.
I tu pozwalam sobie na nieco polonistyczny wtręt. Ta ważność tanich romansów w wyjaśnieniu zagadek przywodzi od razu artystyczną koncepcję Brunona Schulza, polskiego żydowskiego pisarza z dwudziestolecia międzywojennego, Był on przekonany, że prawdziwa Księga, ta przez wielkie K, czyli księga wyjaśniająca wszystkie mechanizmy świata, zawsze miała „nieurzędowy dodatek, tylną oficynę pełną odpadków” i „co dzień wydzieramy z niej kartki na mięso do jatek”. Czyli był to tajny dodatek z najniższej półki, tajny, ale z pozoru niewartościowy. Korelacje z wizją Schulza zauważą pewnie jedynie ci, którzy go z wypiekami na twarzy przeczytali kilka razy. Jak w tym przypadku romansidło może wyjaśniać tę nieromansowną historię i jak ten trop jest intrygujący, to już Maciej Bartków wykłada kawę na ławę – zapraszam ponownie do lektury tej świetnej książki. Czyżby, szanowni badacze tajemnic, nadszedł czas, który zagoni was do półek z wysokonakładowymi i bardzo kolorowymi książkami – i tam odnajdziecie właściwy szyfr do niejednej jeszcze tajemnicy? Zdarza się to bowiem nie pierwszy raz, o czym dobrze wie m.in. Krzysztof Krzyżanowski.
Wydanie
Książka została zamknięta w miękkiej okładce, najzupełniej wystarczającej do tego typu publikacji. Jak zwykle w 99% książek będę narzekał na zbyt wąski margines boczy, górny i dolny – uniemożliwiający robienie notatek, ale to już moja przypadłość indywidualna. Dobry skład: tam gdzie ma być inicjał – jest, wcięcie – również jest. Żadna strona nie zaczyna się i nie kończy pojedynczym wersem akapitu, zawsze są co najmniej dwa wersy, jednak – szkoda – wyrazy są dzielone między stronami. Przy tej długości wersu postawiłbym również na maksymalnie dwa przeniesienia z rzędu, a zdarzają się trzy – niepotrzebnie.
Szkoda, że książka nie ma indeksu nazwisk i miejsc (choć ten ostatni indeks to dzisiaj rzadkość).
Korekta prawie bardzo dobra. W jednym fragmencie niewielkie zagubienie, ale wiem, jak łatwo o tego typu potknięcia – zatem i tak czapki z głów.
Na końcu – rola „Odkrywcy” w powstaniu książki
Na końcu wspomnę jeszcze o pomocnej roli osób związanych z „Odkrywcą” w powstawaniu tej książki. Jest to prezes naszego wydawnictwa – Magdalena Haber, która przez kilka dni wertowała archiwum weneckie. Po co? Wszystko wyjaśnia autor w książce. Maciej Bartków wspomina nie raz również Łukasza Orlickiego, który niósł mu istotną pomoc. Jaką? Zapraszam do lektury.
Książkę można zakupić m.in. w Księgarni Odkrywcy.
Artykuł z fragmentem tej książki, a dotyczącym rzekomej klątwy inkaskiej, jest dostępny w tym wydaniu „Odkrywcy”:
Jak zawsze nasz numer można znaleźć w każdym salonie Empik, Inmedio, Garmond, Relay, Ruch. Numery można również zdobyć w postaci e-wydania w serwisie e-Kiosk.pl.
Redaktor naczelny czasopisma "Odkrywca"
Dobrze napisane, zdania mamy podobne. To fragment mojej recenzji z 18 grudnia 2021:
„Bardzo sprawnie napisana książka i niezwykle logicznie poprowadzona. Mógłbym rzec, że to podręcznik jak tego rodzaju sprawy powinno się badać. Autor prowadzi nas przez kolejne zawiłości z dokładnością zegarmistrza, wskazuje, jakie źródła sprawdza, jak to robi, jakie archiwum odwiedza, ba! – jakiej treści maile wysyła do przeróżnych instytucji. Jeśli ktoś nie ma pojęcia, jak weryfikuje się historie skarbowe (lub inne hipotezy), to szanowny kolega Maciej dokładnie to pokazuje, można śmiało brać przykład”.
@Czarny Tak czytałem Twoją recenzję, nie sposób było napisać coś innego w tym fragmencie. Już wtedy wyraziłem żal, żem został uprzedzony 🙂 Ponawiam zaproszenie do recenzowania na łamach „Odkrywcy”.