„Kioskowce” – zapomniane żołnierzyki PRL-u

Udostępnij:

Książka i serial „Czterej pancerni i pies” były tak popularne, że PZG wyprodukowało figurki bohaterskich czołgistów. Od lewej: Olgierd, Gustlik., Grigorij i Janek.

Były dostępne praktycznie w każdym kiosku RUCH-u. W czasach PRL-u miał je prawie każdy chłopiec. Dziś „kioskowce” są obiektem marzeń wielu kolekcjonerów.

Bawiły się nimi miliony dzieci od Bałtyku aż po Tatry, a nawet poza granicami kraju. Nie bez przesady można powiedzieć, że w latach 1960–1990 wyprodukowano ich tysiące, jeśli nie miliony. To najpiękniejsze zabawki dla najmłodszych – ręcznie malowane figurki żołnierzyków. Kto je jeszcze pamięta? Kolorowe i bez farb przedstawiały wojów, rycerzy, husarię, ułanów, żołnierzy II wojny światowej, a także postacie z filmów: czterech pancernych, samurajów, rycerzy, Indian i kowboi. Żołnierzyki uczyły i bawiły pokolenia młodych Polaków. Dzięki nim najmłodsi poznawali historię Polski i świata, historię wojskowości, a budując makiety i dioramy – architekturę.

ARCYDZIEŁA Z POLIAMIDU

Historia figurek żołnierzyków to temat na osobną opowieść. Swoim rodowodem sięgają bowiem starożytnego Egiptu, Grecji, Rzymu, Chin – i nie zawsze były związane tylko z zabawą. Na naszym rodzimym rynku produkcją zajmowały się głównie spółdzielnie rzemieślnicze lub inwalidów: Polski Związek Głuchy Zakład Szkolno Produkcyjny Warszawa (dalej: PZG), ZSP Puszczykowo, Spółdzielnia Rzemieślnicza Centrum Warszawa, ZTS Pruszków, Spółdzielnia Pracy BUMET Warszawa, Zakład Produkcyjny Foto-Pam Warszawa oraz niezliczona rzesza małych prywatnych firm. Przy czym należy podkreślić, że głównym producentem figurek w skali 1:35 był PZG. Czas największej prosperity polski przemysł zabawkarski produkujący malowane figurki przeżywał od lat 60. do połowy lat 90. XX wieku. Do dziś większość zachowanych figurek z tamtego okresu sygnowana jest na podstawkach skrótami: PZG SP – czyli Polski Związek Głuchych Spółdzielnia Pracy, Z.S.P.- P.Z.G. WARSZAWA – czyli Zakład Szkolno-Produkcyjny Polskiego Związku Głuchych Warszawa. Prywatne zakłady swoją produkcję zaznaczały kartkami z pieczątką firmy, przyklejoną na podstawce żołnierzyka. W okresie późniejszym zrezygnowano z tych oznaczeń.

Podstawki żołnierzyków z lat 60. i 70. były sygnowane znakiem producenta – Polski Związek Głuchych

Miniaturowe postacie miały wyraźne rysy twarzy, detale ubioru i uzbrojenia, a pędzącym w galopie koniom zatrzymano w czasie falujące grzywy. Produkowane były z tworzywa sztucznego – poliamidu (PA). Polska była prawdopodobnie jedynym krajem produkującym żołnierzyki z tego materiału. Robiono je w formach, które były arcydziełami polskich specjalistów z tego zakresu. Z każdej formy po wtryśnięciu tworzywa wypadały figurki, zwane wypraskami i po ich gradacji, czyli usunięciu nadmiaru tworzywa, były gotowe do malowania. Waga jednej metalowej formy mogła sięgać nawet 100 kg. W przypadku wyrobów PZG na podstawkach figurek tłoczona była sygnatura w kształcie trójkąta określająca: numer formy danej serii, numer figurki w tej serii oraz napis „PZG SP”.

Jednym z autorów figurek żołnierzyków, który współpracował z PZG, jest pan Ryszard Morawski, polski malarz batalistyczny, rysownik, projektant zabawek i oczywiście twórca figurek żołnierzy polskich wojsk z różnych epok. Pochodzi z rodziny zajmującej się przed II wojną światową produkcją metalowych figurek żołnierzyków firmy MARS.

Jak na szare czasy PRL-u kolekcje żołnierzyków wyróżniały się pięknymi barwami i jakością wykonania.

„Zakład produkcyjny i główny magazyn mieścił się na ulicy Cmentarnej 11 w Warszawie” – informuje pan Franciszek, emerytowany pracownik PZG. „To tu odbywała się główna produkcja żołnierzyków. Następnie chałupnicy przyjeżdżali i pobierali figurki do malowania, a potem oczywiście musieli je do magazynu odwieźć, gotowe, pomalowane. Za wykonaną pracę otrzymywali zapłatę” – dodaje.

Dystrybucja żołnierzyków do najodleglejszych zakątków kraju odbywała się za pośrednictwem Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa–Książka–Ruch”, mającej w czasach PRL-u największą sieć sprzedaży detalicznej w Polsce – kilkadziesiąt tysięcy punktów. W miastach, miasteczkach i na wioskach, na każdej prawie ulicy zlokalizowane były kioski RUCH-u. To tu i do sklepów z zabawkami trafiały żołnierzyki do sprzedaży.

„Figurki żołnierzy zapakowane były w małe podłużne kartony. Były piękne, ręcznie malowane, pachnące farbą” – mówi pani Małgorzata Grabowska, dawny pracownik RSW „Prasa–Książka–Ruch” w Ostródzie. „Żołnierzyki niemalowane najczęściej były zapakowane w zafoliowane worki. Ustawialiśmy je wszystkie na półkach zamontowanych na szybach kiosków, jeden za drugim z danej serii. Zawsze gromadziły się przy nich dzieci, pokazując palcem rodzicom lub sprzedawczyniom, które chciałyby kupić”.

CZTEREJ PANCERNI, KRZYŻACY, WINNETOU

Chłopcy uwielbiali się nimi bawić. Na podwórkach, w piaskownicach budowali zamki z piasku, kopali dla nich okopy, ustawiali tam swoje armie i rozgrywali całe bitwy. Moje wspomnienia wiążą się z ustawianiem całej armii figurek, na podłodze dużego 30-metrowego pokoju. Z czasem, by uatrakcyjnić zabawę, budowałem małe dioramy, budynki, wzgórza, gdzie ulokowana była artyleria itd. Uwielbiałem przy pomocy figurek odtwarzać sceny bitewne z „Krzyżaków” czy akcje z serialu „Czterej pancerni i pies” lub z filmu „Westerplatte”. To rozbudzało wyobraźnię i chęć poznawania wojskowości: uzbrojenia, umundurowania, wyposażenia. Później miało też pewnie wpływ na wybór mojego zawodu. Na początku lat 90. zostałem żołnierzem zawodowym.

Często przy spotkaniach młodych kolekcjonerów, gdy wymienialiśmy się figurkami z kolegami, wzorowaliśmy się na bohaterach książek i filmów, zawiązywały się przyjaźnie. Wychowani na książkach Karola Maya o Winnetou i Old Shatterhandzie wiedzieliśmy, jak ustawiać figurki w obozie indiańskim czy też kowbojskim miasteczku. Ile z tego było śmiechu i zabawy wiedzą tylko ci, którzy tego spróbowali. Wówczas nie zdawaliśmy sobie sprawy, że oto uczestniczymy w znanych już od XIX wieku grach bitewnych (wargaming), które spopularyzował na początku XX wieku Herbert George Wells, znany pisarz. Ten pionier gatunku science fiction (autor książki „Wojna światów”) oraz pasjonat figurek żołnierzyków zebrał reguły dotyczące gier figurkowych w dwóch książkach: „Floor Games” i „Little Wars”. Warto dodać, że pierwsze festiwale tych gier odbywały się już pod koniec XIX wieku.

Wróćmy do naszego lokalnego podwórka. W Polsce pierwsze plastikowe żołnierzyki produkowane były od początku lat 60. XX wieku. Wiele figurek odznaczało się wielkim kunsztem wykonania. Produkowane były całymi seriami, np. seria kuszników z epoki średniowiecza – te figurki miały wymienny oręż, zarówno kusze, jak i miecze, a nawet tarcze były ruchome. Można je było odpiąć rycerzowi i dopiąć innemu. Podobnie było w przypadku wojów z czasów Mieszka I i średniowiecznych rycerzy, a później husarzy: mieli wyjmowane kopie i nawet husarskie skrzydła! Dziś znalezienie kompletnej figurki husarza graniczy z cudem. Na aukcjach internetowych oryginalne figurki, sygnowane na podstawce znakiem polskiego producenta, osiągają wysokie ceny. Mimo to nabywców nie brakuje.

W Polsce jest kilkanaście, może kilkadziesiąt, osób, które zbierają figurki z czasów PRL-u. Chyba największy zbiór żołnierzyków jest w rękach pana Mariusza Kmity, przedsiębiorcy z Rzeszowa, który kolekcjonuje także inne zabawki z minionego okresu.

„Całość będzie dostępna w tworzonym przeze mnie Muzeum Zabawek” – mówi pan Mariusz. „Do czasu uruchomienia ekspozycji figurki można obejrzeć u mnie w firmie”.

A jest co oglądać! To największa kolekcja plastikowych figurek polskich żołnierzyków… na świecie! Liczy ponad 3500 unikatowych, niepowtarzalnych figurek produkowanych w Polsce od lat 60., natomiast ostatnia seria (samurajów) powstała w połowie lat 90.

Oprócz tego figurki znajdują się w rękach innych prywatnych kolekcjonerów, którzy od czasu do czasu udostępniają swoje zbiory do oglądania np. w muzeach albo na autorskich spotkaniach. Pan Grzegorz, nauczyciel z Gliwic, często organizuje lekcje historii dla najmłodszych, pokazując swój imponujący zbiór figurek. Ma też na koncie wiele wystaw. Nie sposób nie wspomnieć o panu Jarosławie, przedsiębiorcy, który specjalizuje się w zbieraniu tylko figurek rycerzy. Ma ich tysiące, wyeksponowane w gablotach w swoim warszawskim mieszkaniu. Z kolei kolekcja autora artykułu pokazywana była m.in.: w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Ostródzie i w Muzeum Nowoczesności w Olsztynie. W przygotowaniu jest kolejna wystawa.

Wśród nas są również tacy miłośnicy figurek, którzy zbierają je dla własnej przyjemności, tak jak pan Grzegorz z Warszawy, pan Tomasz z Elbląga oraz Bożena i Paweł.

Warto też wybrać się do Galerii Zabawek w Gdańsku, gdzie oprócz wielu zabawek z czasów PRL-u w kilku gablotach prezentowane są najciekawsze figurki żołnierzyków.

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA

Mimo upływu lat zainteresowanie tematem nie słabnie. Co więcej, kiedyś dzieci, a dziś poważni 50- i 60-latkowie odtwarzają swoje kolekcje, wyszukując na aukcjach internetowych figurki żołnierzy, husarzy, rycerzy, ułanów, kosynierów, kowboi, Indian itd. Czasem o jednego żołnierzyka walczy kilkanaście osób. Niełatwo jest kupić oryginalnego „kioskowca”, bowiem najstarsze mają już po kilkadziesiąt lat. Przy zakupie znaczenie ma stan jego zachowania, to, czy nie ma ubytków, czy zachowana jest oryginalna farba. Takie unikaty zdarzają się bardzo rzadko. Trzeba pamiętać, że to przecież były zabawki, a dzieci raczej nie oszczędzały swoich podkomendnych, licząc na pełne poświęcenie w boju.

Są też osoby, które na podstawie starych figurek robią odlewy i produkują ich repliki. I choć osób zainteresowanych zbieraniem miniaturowych żołnierzy przybywa, to w Polsce jest tylko jedna znana mi strona internetowa opisującą żołnierzyki z PRL, z galerią zdjęć prawie wszystkich. I za ten wysiłek autorowi strony, również kolekcjonerowi, składam wielkie podziękowania. Powstały też dwa minikatalogi, autorstwa wspominanego już pana Mariusza z Rzeszowa.

Warto wspomnieć, że oprócz kolorowych żołnierzyków PZG produkował także figury szachowe, również z tworzywa sztucznego, stylizowane na postaci polskich szlachciców. Niestety na początku lat 90. XX wieku produkcja została wstrzymana i wiele figur szachowych, które nie trafiły na rynek, zostało… zmielonych.

„Pamiętam, jak byłem wówczas u jednego handlarza tworzywem” – wspomina Grzegorz Maciak. „Miał on tych figurek szachowych chyba z 600–700 kg (!) i mówi mi: patrz, jaka pieruńska robota, miały być czyste, prosto do zmielenia, a muszę męczyć się z odklejaniem filcu na spodzie podstawki. Gdy zapytałem, skąd je ma, odpowiedział, że przywieźli to z jakiegoś zakładu”.

Podobny los mógł spotkać także „wypraski” żołnierzyków, które nie trafiły do sprzedaży. Choć nie wszystkie. Jak wieść niesie, do niedawna jeszcze, do 2009 roku, w siedzibie Spółdzielni Inwalidów w Tomaszowie Mazowieckim rozdawano dzieciom, które przybyły na wycieczkę, ostatnie wyprodukowane tam żołnierzyki. Formy od nich zostały niestety sprzedane do huty na przetopienie. Poza tym wiele tysięcy sztuk żołnierzyków przetrwało do dziś. Leżą gdzieś w kartonowych pudłach, w domach, na strychu lub w piwnicy. „Kioskowce” są dziś poszukiwanym towarem. Dość powiedzieć, że w ciągu roku do siedziby PZG w Warszawie dzwoni kilka, kilkanaście osób z pytaniami.

Niestety wraz z upływem lat odchodzą ludzie, którzy tworzyli ten przemysł w latach 1960–1990. Rok temu dotarłem do pana Franciszka, emerytowanego pracownika PZG Zarządu Głównego, który był wtedy tłumaczem migowym. Każda pozyskana informacja jest cenna szczególnie dla pasjonatów. Grzegorz Maciak i piszący te słowa oprócz zbierania figurek podjęli się zadania dotarcia do osób, które pracowały przy produkcji żołnierzyków. Poszukujemy projektów figurek, archiwalnych zdjęć, miejsc, gdzie były wytwarzane. Dziś wiadomo, że budynku przy ul. Cmentarnej 11 Warszawie, w którym produkowane były „kioskowce”, już nie ma.

„Może jednak zachowały się jeszcze gdzieś formy odlewnicze” – mówi Grzegorz Maciak, kolekcjoner figurek. „Może nie wszystko przepadło, może gdzieś u kogoś są jakieś rysunki techniczne, domowe zdjęcia chałupników malujących figurki?”.

Interesuje nas praktycznie wszystko, co dotyczy żołnierzyków, co pozwoli na ocalenie od zapomnienia tych zabawek. Zwracamy się do wszystkich osób o pomoc w uzupełnieniu informacji na temat produkcji „kioskowców”. Jeśli posiadają Państwo fotografie, wycinki z gazet, dokumenty, prosimy o kontakt. Razem uratujemy od zapomnienia część polskiej historii – historii figurek polskich żołnierzyków. Figurki żołnierzyków przedstawione w artykule pochodzą z prywatnej kolekcji autora.

Ostatnie z produkowanych figurek – czterech samurajów. Początek lat 90.

To tylko jeden z wielu artykułów opublikowanych w numerze Odkrywcy 1 (264) styczeń 2021. Zachęcamy do lektury całości!

Wojciech Gudaczewski

Autor jest regionalistą, historykiem z zamiłowania, opiekunem miejsc pamięci narodowej, za swoją działalność na rzecz kultury został nagrodzony m.in. tytułem i odznaczeniem „Zasłużony dla Kultury Polskiej” i „Medal Komisji Edukacji Narodowej”. Od 1995 roku publikuje artykuły o tematyce historycznej. Jest też prezesem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Koło Powiatowe w Ostródzie.

Udostępnij:

11 komentarzy do “„Kioskowce” – zapomniane żołnierzyki PRL-u”

  1. Świetny artykuł. Pisałem pracę magisterską z tego tematu na wrocławskim ASP w 2000 roku. Sam mam parę tysięcy figurek w domu. Mam tylko jedną uwagę: „kioskowce” były w skali 1:32 do ok. 1:28. Nie pamiętam, aby występowały w skali 1:35, która jest domeną figurek modelarskich.

  2. Panie Przemysławie dziękuję za miły komentarz, przyjmuję uwagę, choć wielokrotnie spotkałem się z informacjami o skali 1:35. Pozdrawiam Wojciech Gudaczewski, autor.

  3. Czy byłaby możliwość zapoznania się z Pana praca magisterską?

  4. Jestem jednym z tych 50-latków. Mam około 50 własnych, oryginalnych żołnierzyków (kolejne pokolenia braci i dzieci uszczuplały nieubłaganie pierwotną armię liczącą 250 żołnierzy. Z najmłodszym synem zwiększyliśmy już stan do około 140 sztuk.
    Warto dodać, że 15 lipca (!) 2021 roku w Toruniu otworzone zostało Muzeum Żołnierzyków, w którym oprócz możliwości obejrzenia starych, można podziwiać nowe tworzone cały czas z możliwością ich zakupu! (muzeumrycerzy.pl)

    Praca magisterska o żołnierzykach? Przeczytałbym z wielką przyjemnością. Podłączam się więc do pytania poprzednika.

  5. Ja też jestem z pokolenia „polujących” na żołnierzyki w kioskach „Ruchu”.
    Chętnie zapoznam się z pracą magisterska oraz nawiążę kontakt z innymi kolekcjonerami.
    A może zorganizujemy jakieś spotkanie w Muzeum w Toruniu?

  6. Choć dopiero teraz, szukając spraw kolekcjonerskich związanych z figurkami z czasów PRL wpadłem na ten artykuł, bardzo mnie zainteresował. W czasach dzieciństwa i wczesnej młodości, w latach około 1975-1985 byłem jednym z ówczesnych Najgorliwszych Kolekcjonerów Żołnierzyków z kiosków i sklepów z zabawkami. Zebrałem ponad 300 figurek, a kiedy zakończyły się moje czasy „zbieractwa” starannie podzieliłem kolekcję na poszczególne „frakcje” i spakowałem do pudła i schowałem. Wiele lat pudło wędrowało ze mną po rozmaitych mieszkaniach – zawsze zadbane i staranni przechowywane. Wreszcie doczekałem się syna i dumnie otworzyłem mu moje pudło ze skarbem. Niestety, zawiodłem się – nie chciał nawet bawić się żołnierzykami, nie mówiąc o dbanie o nie czy dalsze kolekcjonowanie. Był już XXI wiek, dzieciaki bawiły się czym innym, a już na początku lat 90. XX wieku zaprzestano produkcji figurek.
    Kolekcja wróciła do pudła i przeleżała w nim kolejnych kilkanaście lat.
    Teraz nieubłaganie zbliża się starość, a zdrowie wysiada powoli, ale stale.
    Stąd pomyślałem, że dobrze byłoby odsprzedać moją kolekcję w dobre i zaangażowane ręce. To około 300 figurek podzielonych chronologicznie:
    – woje piastowscy i rycerze (konie, armata, balista i katapulta; 36 figurek kolorowych i 35 „srebrnych”),
    – okres „napoleoński” (konie, 16 figurek kolorowych),
    – Dziki Zachód (konie, wóz konny, obozowisko Indian, stajnia z miasta bezprawia, 38 figurek Indian, 13 kowbojów, wszystko kolorowe),
    – II Wojna Światowa i Układ Warszawski (drzewa z pola bitwy, koń, duży ckm), 104 figurki kolorowe i jednobarwne – powstańcy warszawscy kolekcja, wszyscy 4 pancerni, armie brytyjska, amerykańska, sowiecka, australijska, marynarze, ułan, Układ Warszawski,
    – Matchbox jednobarwny – gwardia szkocka 20 figurek, Wehrmacht 8 figurek.
    Razem ponad 300 eksponatów. Nie używam fejsbuków, oelixów, amazonów, allegrów itd. Zdecydowanie zależy mi na kontaktach mailowych czy telefonicznych z konkretnymi kolekcjonerami, nie spekulantami. Najlepiej sprzedałbym całą kolekcję, ewentualnie poszczególne frakcje kolekcji. Figurki niektóre do podmalowania i drobnej renowacji typu doklejenie miecza czy kawałka włóczni, ale figurki są autentyczne, a niektóre bardzo rzadkie (np. pierwszy rycerz z lat 60. w srebrnej zbroi i z czerwoną tarczą z orłem białym) i stare (nawet ok. 60 lat!).
    Gdzie mogę znaleźć takie kontakty na prawdziwych kolekcjonerów?
    Proszę o pomoc!

  7. Witam Pana panie Macieju z Olsztyna. Ja rowniez jestem z tamtej epoki. W maloletnim wieku praktycznie nikt z moich wujkow i ciotek nie musial sie zastanawiac co mi kupic na urodziny, imieniny, dzien dziecka itd. zawsze podskakiwalem z radosci na widok kolejnych zolnierzykow. Obecnie ostalo mi sie, niestety, tylko okolo 120 egzemplarzy, ale postanowilem przeszukac kolejny raz wszelkie piwnice, strychy itp. w nadziei ze odnajde dziecinstwo i przekaze je mojemu synkowi, ktory ma dopiero 6.5 roku ale juz bardzo sie zainteresowal moja zubozona kolekcja, ktora mu przekazalem. Prosze o kontakt do pana, chetnie porozmawiam na temat odkupienia od pana kolekcji. W calosci lub w czesci chociaz. moj adres mailowy to niesmiertelny70@wp.pl

  8. Chetnie od pana odkupie kolekcje. Sam mam jeszcze swoich okolo 120 szt. i przekazuje je synkowi. On bardzo je lubi. Szczegolnie Husarie Polska.
    Cezary

  9. Panie Macieju, proszę o kontakt. Mam dostęp do prawdziwych kolekcjonerów.
    Pozdrawiam,
    Michał

  10. To fantastyczny artykuł, który przywołuje mnóstwo wspomnień! W moim dzieciństwie miałem setki takich żołnierzyków, a przeczytanie tych szczegółów przypomniało mi o radości i wyobraźni, jaką we mnie budziły. Fascynujące jest dowiedzenie się o ich historii i znaczeniu, szczególnie w kontekście PRL-owskiej Polski. Dziękuję za podzielenie się tak bogatym kawałkiem nostalgii i za zachowanie tej unikalnej części historii.

  11. Przepraszam, że odpisuję po latach, ale skąd miałem wiedzieć, że kogoś mój wpis zainteresował. Praca magisterska gdzieś jest w odmętach mego domu. Jednak przez 24 lata, tylko raz wpadła mi w oko. Były dwa egzemplarze ale jeden zabrał mi ambasador RFNu. Ta praca to nic ciekawego- temat mnie przerósł. Nie było jeszcze internetu itd. W zasadzie same ogólniki, ale w 2000 roku to było coś, bo tematu nikt nie ruszał. Nie ma za czym płakać.

Dodaj komentarz

css.php